Łby węży, z których jeden usytuowany był nad Zarazą, a drugi po przeciwnej stronie pomieszczenia, w symetryczny sposób, zaczęły obracać się tak, że teraz skierowane były w stronę gigantki. W tym momencie Xardon uniósł dłoń i wystrzelił z niej telekinetyczną falę, która niczym miotła zmiotła pozostałe miniony z windy, a także przesunęła drugą dźwignię. W tym momencie z paszczy metalowych węży wystrzeliły strumienie ognia, które poparzyły olbrzymią postać tak, że niemal spadła. Wrzasnęła z bólu, po czym zaczęła wspinać się dalej na górę, rzucając po drodze rozmaite przekleństwa pod adresem podróżników. Winda zaś drgnęła i zaczęła z powrotem jechać w górę...
W geście nagłej złości Natalie zmiażdżyła głowę, po czym odrzuciła ciało w dal, a następnie rozejrzała się za innymi przeciwnikami. Jeśli takowych nie było, czym prędzej wróciła do odkopywania Med.
Kain spojrzał na kultystę, odwracając się i robiąc kilka kroków wprzód. Tym razem klejnot na jego czole wyblakł, w porównaniu do swego poprzedniego stanu.
- Zastanawiałem się, na ile sobie pozwolicie, by chronić samych siebie. - Rzucił zamyślonym tonem, przechylając lekko głowę na bok.
- Czy gdybym wyssał z ciebie niemal całą siłę życiową i spowodował uszczerbek na energii magicznej, użyłbyś tego, co zostanie, by się bronić, czy może raczej ryzykował śmierć próbując uciec? - Mówił konstrukt, jakby to było coś zwyczajnego. Potem spojrzał na powstający obsydianowy mur. Powstający, bo z wnętrz trzech olbrzymich elementów rzuconych wcześniej na przełęcz zaczęły wylatywać bloki i kłęby materii różnej wielkości i kształtu, które, prowadzone przez wyładowania energetyczne, zderzały się ze sobą w locie, rozsypywały i formowały ponownie, tworząc coś, co pozornie nie miało ani ładu, ani większego sensu. Pozornie.
- Mur powstanie już wkrótce, ale odpowiednio potężna siła nadal będzie w stanie go sforsować. Gdyby połączyć nasze podejścia, mógłby być niezniszczalny. Czy duma jest dla ciebie więcej warta? - Wytłumaczył Kain, znów przenosząc wzrok na kultystę, jakby w oczekiwaniu.