Karczma pod Historią

Avatar darcus
Antoni wziął zamach zza ramienia i uderzył trzy razy w podłoże przed sobą, posyłając w kierunku Zarazy kolejne fale ostrzy, potem zaś sam wyskoczył naprzód, chcąc przeciąć go wpół.

Natalie była i tym razem niezwykle czujna. Wypatrywała jakichkolwiek śladów Blecka lub mutantów, a nawet kultystów.

Potwór odwrócił swój łeb. Położył swoje mniejsze macki wzdłuż jednego z większych odnóży, a na ich miejsce przywołał dwie inne, które jednak wyglądały tak samo. W jednej z nich coś przeskoczyło i w stronę Lokiego zaczęły wystrzeliwać pociski energetyczne, eksplodujące przy kontakcie jak kule ognia.

Rycerz przestąpił z nogi na nogę z westchnieniem. - No dobra, ja jestem za... Skonsultuję się z mistrzem naszego Bractwa, wtedy potwierdzimy. Ale mam jeden warunek. - W tym momencie spojrzał kultyście prosto w oczy. - Do czasu podjęcia przez niego ostatecznej decyzji nie opuszczaj podziemi. - Rzekł stanowczo Demitius, a kilku z obecnych na miejscu asasynów przerwało wykonywane czynności by rzucić ciekawskim okiem na rozmówców.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Zaraza przeniósł się dwoma skokami w bok, omijając ataki i obracając się w stronę przeciwnika.

Wydawało się że zapanował spokój. Zupełnie nic nie przeszkodziło im w zejściu na sam dół miasta, gdzie znajdowało się pełno budynków, niektórych zamkniętych, innych otwartych. Tak samo jak wcześniej, mimo masy potworów jakie można było wcześniej zauważyć, nie było tutaj żadnych śladów walki.

W tym samym momencie śnieżka, którą potwór najwyraźniej zignorował, uderzyła w niego, po czym eksplodowała gigantyczną chmurą dymu, zasłaniając całkowicie okolicę. Zza pagórka wyłonił się po chwili wyraźnie wściekły Naznaczony, który jednak nie był w tym momencie w stanie dostrzec nikogo z pozostałej trójki.

- To... Może być nieco problematyczne. - powiedział Kultysta. - Dzięki umiejętnościom Lokiego, Kultowi do tej pory nie udało się odkryć, że to ja jestem zdrajcą. Jeśli jednak będę opuszczał siedzibę na zbyt długo i nie zgłaszał się do przywództwa, nie minie nawet dzień, zanim zostanę ogłoszony wrogiem Kultu i naślą na mnie swoich ludzi. Poza tym, muszę załatwić bezpieczny powrót Michaelowi, a że nasza umowa nie jest jeszcze w zupełności potwierdzona, to muszę to zrobić to z dala od miasta.

Avatar darcus
Ten zdążył obrócić się i znów spróbować natrzeć na Zarazę i nadziać go na swój miecz mocarnym pchnięciem.

Natalie nie traciła czujności, nawet pomimo spokoju. Z wieloletniego doświadczenia wiedziała, że to może być cisza przed burzą.

Potwór zdawał się kompletnie nie zwracać uwagi na dym. Tymczasem pociski przez niego wystrzelone ostrzelały teren wokół miejsca, w którym stał Loki, wywołując tam prawdziwą pożogę, bez szans dla czegokolwiek żywego.

- Ależ spokojnie, nie wymagam od ciebie dłużej, niż kilku godzin. Zorganizuję ci nawet osobiste spotkanie z mistrzem. Moi ludzie odprowadzą cię do wolnej kwatery i poproszą cię, gdy nadejdzie pora. - Demitius uniósł dłoń i wykonał gest polegający na dwukrotnym kiwnięciu dwoma złożonymi palcami, wskazującym i środkowym, a jeden ze stojących obok asasynów wystąpił o krok naprzód.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Zaraza schylił się szybko chcąc uniknąć ciosu, przy czym jednocześnie sam zaatakował, celując ostrzem w nowy słaby punkt przeciwnika.

- Proponuję poszukać tropu z martwych potworów, to doprowadzi nas do Blecka, żywego czy nie. - stwierdzili Bliźniacy.

Samemu Lokiemu udało się zniknąć chwilę przed tym jak jego miejsce pobytu zostało zdewastowane. W tym samym momencie od strony miejsca gdzie znajdował się przedtem nieruchomy Michael, dostrzec można było jasny i sporych rozmiarów błysk niebieskiego światła, który po chwili zamienił się w trzy potężne błyskawice, znacznie większe od tych poprzednich, które poleciały z impetem w obsydianowego przeciwnika.

- Znasz kogokolwiek kto przeżyłby kilka godzin walki z Kainem i Naznaczonym? - zapytał z gniewem Kultysta, a po jego dłoniach przemknął strumyk błękitnej energii. - Albo załatwimy to teraz, ale wrócę do was, kiedy zrobię co sam mam do zrobienia. - syknął.

Avatar darcus
Przeciwnik próbował obrócić się, ale tym razem Zaraza był szybszy. Udało mu się z rozpędu zagłębić aż połowę ostrza pod kątem w brzuchu i klatce piersiowej Antoniego. Ten jęknął i upuścił swój miecz, zaś z rany zaczęła powoli sączyć się czarna krew.

Natalie więc przykucnęła i zaczęła badać grunt, jednocześnie wciągając głęboko powietrze przez nos, wykorzystując swoje zmysły, by wybadać obecność stworów.

Stwór, w momencie kiedy Loki zniknął, zamknął otwarte wcześniej panele na odnóżach. Kiedy trafiły go błyskawice, ponownie gładko prześlizgnęły się po jego skorupie do ziemi, nie czyniąc mu żadnej widocznej szkody. Udało się za to zwrócić uwagę potwora, który skierował się ponownie na Michaela, posyłając w niego serię pocisków, takich jak chwilę wcześniej.

Kultysta jednak spostrzegł, że energia wcale nie przebiegła między jego palcami. Kiedy spróbował użyć magii, absolutnie nic się nie stało. Coś w tym miejscu całkowicie go blokowało. Coś zbyt potężnego, by jedna osoba mogła się z tym mierzyć.
- Nie. Nie znam również nikogo, kto byłby w stanie tutaj czarować... - Demitius uśmiechnął się. W tym momencie asasyn, który wcześniej wystąpił naprzód, błysnął jakimś małym przedmiotem, który schował do kieszeni. Rozległ się dźwięk szczęknięcia zamka w drzwiach, a zza szafek stojących przy ścianach pomieszczenia wychynęli dwaj niewidoczni wcześniej asasyni z kuszami, które wycelowali w orka i kultystę.
- To jak będzie? - Rzucił rycerz, kładąc dłoń na rękojeści miecza przy swym pasku.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Zaraza wyciągnął szybko ostrze, nie chcąc blokować upływu krwi, po czym wolną ręką sięgnął po miecz przeciwnika i odskoczył mocą do tyłu na kilka metrów.

Natalie mogła w tym momencie wyczuć bez problemu, znajdujące się niedaleko zapewne wielkie zbiorowisko martwych przeciwników, które mogło być prawdopodobnie miejscem, gdzie wylądował wcześniej Bleck.

Ork zacisnął pięści mierząc asasynów wściekłym wzrokiem.
- Tknijcie mnie, a reszta Braci Wojny przerobi was na kotlety! - krzyknął zdenerwowany.
Na twarzy kultysty jednak nie było już widać złości, wręcz przeciwnie, wyglądał na spokojnego, jak ktoś, kto właśnie przeszedł na emeryturę. Ostrożnie, by nie wykonywać gwałtownych ruchów, sięgnął by poprawić swoje włosy i podrapać się po prawym uchu.
- Szkoda, że wybrałeś taką drogę, miałem nadzieję że uda się nam rozegrać to w pokoju i bez nieczystych zagrań. - powiedział z pewną dozą smutku. - Michaelowi się to nie spodoba... Atlasowi też nie. - powiedział naciskając niewielką, niewidoczną wcześniej pod włosami metalową kulkę, która znajdowała się w jego uchu. W tym momencie wszyscy usłyszeli cichy pisk, po którym niemal natychmiast kulka eksplodowała, wybuchem tak silnym, że jego zabiła na miejscu, a pozostałe osoby w piwnicy odrzuciła z impetem, ogłuszając i raniąc ich przy tym mocno.
W tym samym czasie, jakby na zawołanie, w obrębie całego miasta, dosadnie poczuć można było mocne i krótkie trzęsienie ziemi. Nie minęła nawet chwila, a w mur od jego zewnętrznej strony niedaleko południowej bramy, - czyli odwrotnej od tej, gdzie znajdowali się Bracia Wojny - uderzyła... Seria pocisków rzucona przez twór Kaina, który wraz z Naznaczonym, oraz nieco dalej Michaelem i Lokim, właśnie się tu pojawili, otoczeni przez ciemno-niebieską mgłę, która kilka sekund wcześniej otoczyła ich na szczycie gór.
- Sam to uruchomił, czy stracił przytomność bądź go zabili? - zapytał Michael, a w jego uchu rozbrzmiał głos Atlasa.
- Sam to uruchomił, ale to i tak nic nie zmienia, wiesz o tym. - stwierdził.
- Wiem... Po prostu chciałem wiedzieć. - powiedział cicho Michael.
- Radzę się wam stąd wynosić, stworzenie przeze mnie takiego portalu było niezwykle trudne bez specjalnej jednostki w tym wymiarze. Nie dam rady was uratować gdyby coś się stało.
- Nie musisz mi tego powtarzać. - westchnął zamaskowany, obserwując strażników bramy którzy wyraźnie zdziwieni zatrąbili na alarm, obserwując jak wściekły Naznaczony ork przywołał sporych rozmiarów lodową falę, która pomknęła w stronę bramy, po czym sam za pomocą swojej mocy, wybił się w powietrze, a następnie prędko niczym błyskawica, pomknął w stronę przeciwną do miasta, znikając gdzieś za pagórkiem.
Loki stał przez chwilę nieruchomo, również słysząc co mówi Atlas, za pomocą takiej samej niewielkiej kulki, po czym uniósł głowę by upewnić się że nad jego głową nie ma liści wielkiego drzewa Masila. Widząc to uśmiechnął się szeroko, i zniknął.
W tym momencie w twór Kaina posłana została seria z kilkunastu łuków, wystrzelona przez strażników znajdujących się na murze.

- Ciekawa zmiana ról. - zauważył Marcus, stojąc obok Szczura przed wielkimi i długimi schodami, prowadzącymi do ogromnych rozmiarów Akademii, znajdującej się w Masilium. Dookoła można było dojrzeć również całą masę innych magów, czarodziei, lub młodszych chłopaków i dziewczyn, którzy najwyraźniej tak jak Szczur, zamierzali się tutaj uczyć.
- To żałosne, że muszę mieć ochroniarza, ponieważ inni mogą mieć do mnie problem, z powodu tego kim byłem. - syknął wyraźnie podenerwowany.
- Nic na to nie poradzisz. Plotki o tobie rozeszły się niezwykle szybko, a nawet Masil nie jest w stanie zmienić nastawienia tylu ludzi bez wyprania im mózgów. - stwierdził rycerz opierając się o swoją wielką tarczę.
- Nie zdziwiłoby mnie gdyby rzeczywiście próbował im to zrobić... - mruknął dawny kultysta.
- Tak, chyba masz rację. - przyznał Marcus - To jak, gotowy rozpocząć nowe życie? - zapytał spoglądając na chłopca i z jakiegoś powodu czując pierwszy raz od bardzo dawna, że jest zadowolony.
- No dobra! Pokażmy tym młodzikom na co stać prawdziwego maga! - zawołał Szczur, po czym dumnym krokiem ruszył po schodach w stronę Akademii. Marcus pokręcił tylko głową, po czym ruszył za nim.
Schody, jak i większość unoszącej się nad ziemią jakieś kilkadziesiąt metrów Akademii, zbudowane były z czystego białego kamienia, który dobrze komponował się z czystymi, dużymi oknami, których można było się naliczyć co najmniej setkę jedynie patrząc na budowlę od przodu. Poza tym z wielkiego budynku wystawała spora ilość balkonów, oraz wysokich szpiczastych wież z niebieskimi dachówkami z jakiegoś nieznanego materiału.
/// Ogólnie, jako iż jestem słaby w szczegółowe opisywanie, zwłaszcza miejsc i budowli, można to sobie wyobrazić jako takie latające połączenie Hogwartu z zamkiem Disneya (tylko że bez jakichkolwiek murów).///

Na balkonie wystającym z jednej z takich wież, stał właśnie Masil, który wyraźnie mocno zmęczony, właśnie kończył omówienie stanowiska pracy z pewnym dziwnym ryboludziem, który nie dawno przybył do wymiaru. Władca wymiaru właśnie pożegnał się z nowym nauczycielem w jego Akademii, po czym dokładnie w momencie kiedy ten wyszedł za drzwi, poczuł że ktoś chce skontaktować się z nim przez jego magiczną kulę.
- Co się znowu stało? Wiesz że jestem zajęty, dopiero co skończyłem zatrudniać tych wszystkich nauczycieli i spisywać uczniów i właśnie miałem udać się do wymiaru Śniącego żeby...
- Przy Anubel pojawiło się coś widocznie związanego z Kainem oraz Naznaczony. - przerwał mu głos ognistej, wydobywający się z kuli.
Masil wyszedł na balkon i ściągnął brwi, słysząc tą informację.
- Że co? Czemu ta dwójka miałaby pojawić się tam tak z dupy? - zapytał zdziwiony.
- Jest tylko jedna opcja. - podpowiedziała, a Masil słysząc to otwarł szeroko oczy.
- Niech to szlag, nie teraz... To trochę... Nie ważne... - wymamrotał mag zaciskając pięści. - Poinformuj Elisif oraz resztę by jak najszybciej się gdzieś schowali! - wrzasnął, po czym pstryknął palcami i wyparował.

- Loki naprawdę nie przestaje nas zaskakiwać. - powiedział młody kultysta, który ponownie pojawił się przy murze stworzonym przez Kaina i zaczął mówić, gdyż obsydianowy sojusznik najprawdopodobniej wciąż się tu znajdował. - Mur będzie musiał chwilę poczekać. Dostaliśmy informację, że zdradziecki kultysta został zabity, a Drzewo Ochronne przestawione jest na blokowanie umiejętności Lokiego i temu podobnych. Oznacza to, że zanim Masil zdąży je przestawić ponownie, mamy czystą drogę. Przygotuj wszystko co masz w okolicy i wyślij to pod Anubel. Zaczynamy inwazję. - rzucił na jednym tchu, po czym nie czekając na odpowiedź, ponownie zniknął otoczony niewielką zamiecią.

Avatar darcus
Antoni zachwiał się, ale zaraz stanął nieco pewniej. Rzucił się na Zarazę, chcąc staranować go tarczą, jednak widać było, że traci siły.

Natalie wskazała w tamto miejsce palcem, a sama ruszyła ostrożnie we wskazanym kierunku, stawiając gładko stopy.

Strażnicy przy bramie i na murach zdążyli jedynie zobaczyć jak coś ciemnego przemyka im przed oczami, na tyle szybko, że jeśli w tym czasie mrugnęli, to nie ujrzeli nawet tego. Twór związany z Kainem zmienił się w szybkim tempie w oddalającą się na niebie plamkę, której kształtów nie rozpoznałby na pierwszy rzut oka nawet najbardziej spostrzegawczy. Na kolejne rzuty nie było zaś czasu, potwór bowiem zniknął w gęstych chmurach.

Kiedy zaś fala rzucona przez Naznaczonego dotarła do bramy miejskiej, a strażnicy rzucili się w popłochu by zabić na alarm, została ona zatrzymana przez coś w rodzaju złożonej z płomienistych iskier siatki w kształcie sześciokątów, podobnie do wnętrza ula, która pojawiła się znikąd tak, jakby ktoś nagle ją wyrysował. Kiedy tarcza wraz z falą zniknęły, za nią okazał się stać stary, białowłosy, pomarszczony elf z uniesionymi dłońmi. Był odziany w czerwoną szatę pokrytą żółtymi, Sankhijskimi symbolami runicznymi oraz marsową minę. Mimo jego sędziwego wieku, nie wyglądał, jakby był słaby...

Darcus siedział w swoim gabinecie. Trzymał w dłoni stronicę pokrytą pismem, prawdopodobnie jakiś list lub dokument, wodząc po nim opuszkami palców i wzdychając ciężko. Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Asasyn wzdrygnął się i prędko wsunął papier do szuflady.
- Proszę! - Rzucił, odwracając się na krześle w stronę wejścia, które otworzyło się, ukazując Victorię. Ta zaś nie czekała dłużej. Weszła, zamykając za sobą drzwi i podchodząc do biurka, za którym siedział Darcus, a następnie opierając się o nie i spoglądając asasynowi w oczy, jakby zupełnie nie zważała na to, że te są ślepe.
- Darcus. - Zaczęła z westchnieniem. - Muszę wiedzieć. To co mówiłeś w szpitalu... Było szczere? - Zapytała w końcu, a po jej głosie słychać było, że przyszło jej to z trudem. Nie odwróciła jednak wzroku. Nie zrobił tego również jednak jej rozmówca, który wstał i obszedł biurko, by się z nią zrównać.
- Tak. Było jak najbardziej szczere. - Odparł spokojnie.
Niebieska skakała oczami między jego oczami, a ustami, jakby nie mogąc uwierzyć w to, co mówi.
- Daj mi rękę... - Wyszeptała słabym głosem, wyciągając dłoń. Asasyn spojrzał na nią i uśmiechnął się, podając jej swoją, którą niebieska przykryła drugą, zamykając oczy. Kilka razy odetchnęła głęboko, a spod jej powiek popłynęły pojedyncze stróżki łez. Darcus uniósł drugą dłoń i otarł jedną z nich, na co Victoria otworzyła oczy i wzięła gwałtowny, płytki wdech. Mina asasyna spoważniała, a jego twarz zbliżyła się do niebieskiej...

...Nagle w pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk gwałtownego pukania do drzwi. Dwójka jednocześnie wzięła wdech, a Victoria z pewnym wahaniem puściła dłoń Darcusa, odwracając wzrok. On sam westchnął ciężko.
- Wejść! - Rzucił, lekko poirytowany. Drzwi natychmiast otworzyły się i do środka wpadł zziajany asasyn, bardziej z nerwów niż zmęczenia.
- Mistrzu, coś się dzieje na powierzchni! - Zakrzyknął, nawet nie patrząc na Victorię. Darcus tylko spojrzał na nią przepraszająco, po czym wraz ze swym podwładnym czym prędzej ruszył do wyjścia.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Zaraza przeskoczył szybko mocą za przeciwnika, po czym wbił oba posiadane ostrza w łopatki przeciwnika.

Wyglądało na to że furia w Naznaczonym wzburzyła się jeszcze bardziej. Jego oczy oraz runy na całym ciele zaświeciły się światłem tak mocnym, że bliska byłby w stanie oślepić, a z daleka rzeczywiście raził. Dookoła niego zaczął wzbierać się wiatr tak zimny, że cała ziemia oraz trawa obok niego zaczęły zamarzać.

- Nie wiem czy to najlepszy moment, ale znalazłem Ją. - powiedział Atlas w uchu Michaela, który oddalił się już na bezpieczną odległość od miasta.
- Świetnie. - stwierdził Michael. - I tak nie mamy już tutaj nic do roboty. Ten spektakl i tak ma już wystarczającą liczbę aktorów. Prowadź.
- Ta jest. - odparł Atlas, ignorując przy tym słyszane pytania Lokiego, odnośnie tego o kim mowa.

Avatar darcus
Antoni wrzasnął i upadł na kolana. W tym momencie Zaraza został odrzucony do tyłu przez elektryczną falę, a upadając na ziemię zauważył trafionego błyskawicą Xardona, który odleciał za krawędź i spadł.
- Antoni! - Krzyknęła zrozpaczona Cleopatra, a w tym samym momencie spadła na nią kurtyna błyskawic. Mniejsza wiązka uderzyła obok wojownika, który opadł na bok, a potem na plecy, opierając się o ziemię, co tylko głębiej wepchnęło wbite w jego plecy ostrza.
- Nie! Antoni... - Jęczała zrozpaczona Cleopatra, która pojawiła się w miejscu uderzenia błyskawicy. Tym razem była rozmiarów normalnej, ludzkiej kobiety, ale wciąż zachowała swój nietypowy wygląd. Klęczała obok swego kochanka, trzymając dłonie na jego klatce piersiowej.
- Powiedziałaś, że będziemy razem przez całą wieczność... - Wyszeptał umierający wojownik ostatkiem sił i znieruchomiał bez życia.
- To nie miało się tak skończyć! - Wrzasnęła Cleopatra, patrząc w niebo. - Mieliśmy umowę! - Krzyczała, jakby do kogoś, aczkolwiek w zasięgu wzroku nie było nikogo nikogo innego...

Stary, elficki mag opuścił dłonie i wystąpił naprzód, gotów do starcia, które, jak się zdawało, miało za chwilę się rozpocząć.

Demitius powoli się otrząsał. Po wybuchu upadł i poturbował się, uderzając się kilka razy w głowę. Miał przed oczami mroczki, w jego uszach rozbrzmiewał pisk. Podniósł się do siadu i wymacał swój miecz, który natychmiast chwycił, najwyraźniej odruchowo.

Avatar Gniotek7
Właściciel
- Życie byłoby dla wszystkich szczęśliwsze, gdybyś nie postanowiła wejść nam w drogę. - mruknął Zaraza podnosząc się z ziemi.

Reszta ruszyła powoli za Natalie, aż cała grupa dotarła do poprzedniego miejsca walki. Wszyscy mogli teraz dokładnie ujrzeć, że dookoła leżały zwłoki co najmniej z trzydziestu potworów. Ponadto miejscami dało się zauważyć jakieś resztki budynku który zleciał z góry, oraz szat kultysty.

Widać było że ork ledwo powstrzymuje się od zaszarżowania na elfa. Stał jeszcze przez moment obserwując go wzrokiem, po czym wrzasnął wściekle i z całej siły nadepnął na ziemię tuż przed sobą. W momencie kiedy jego stopa zetknęła się z ziemią, w stronę elfa popłynęła ogromna fala lodowych kolców, która wyłoniła się z ziemi. Była szeroka i długa na jakieś dziesięć metrów, a same kolce miały co najmniej z dwa. Wszystko to pomknęło szybko do przeciwnika.

Ork który przybył do pomieszczenia wraz z kultystą wydawał się kompletnie nie spodziewać wybuchu. Położył dłoń na przypalonym fragmencie prawego policzka, po czym spojrzał w stronę Demitiusa.
- Zadzieranie z Michaelem to nie jest najlepszy pomysł. - powiedział, wstając ostrożnie. - Nie wiem co on planuje, ale chyba mu wychodzi. - stwierdził.

Karczmarz właśnie skończył czyścić ladę, kiedy doszło do trzęsienia ziemi. Teraz wyszedł na zewnątrz rozglądając się za tym, co jest przyczyną, słysząc przy okazji alarm, i widząc grupę strażników biegnącą w stronę południowej bramy. Rzucił jeszcze tylko okiem na okno pokoju Elisif, gdzie ta spała teraz z dwoma córkami, po czym już chciał ruszyć przed siebie, kiedy ujrzał biegnącego w jego stronę Akryla. Który wyglądał tak, jakby miał dyszeć ze zmęczenie, gdyby nie fakt, że od dawna nie żyje.
- Co się dzieje? - zapytał Abraxas zdziwiony zarówno trzęsieniem, jak i pojawieniem się szkieletu.
- Masil podejrzewa, że Kult Firnu chce zaatakować miasto. - powiedział Akryl, prostując się.
- Że co? Czemu mieliby to niby teraz zrobić?
- Jeden z Naznaczonych oraz coś ewidentnie związanego z Kainem pojawiło się pod murami miasta. Dla niego to logiczne, że nie wysłaliby ich tutaj samych.
- Cholera... Trzeba poinformować resztę i... - zaczął myśleć gorączkowo Karczmarz, jednak przerwał, kiedy szkielet położył mu dłoń na ramieniu.
- Masz wziąć swoją rodzinę i schować się w bezpieczne miejsce. - powiedział. - Ja przekażę informacje.
- Ale...
- Masil obiecał się będzie cię chronić, i to właśnie stara się robić. Więc przestań dyskutować tylko rusz się i wracaj do Karczmy! Jeśli uda mu się na czas, to waszemu miastu nic nie grozi... Jeśli nie... To lepiej żebyście byli schowani jak najgłębiej.
Gniotek stał jeszcze przez moment myśląc, po czym zagryzł wargę, odwrócił się i ruszył z powrotem do Karczmy a następnie schodami na górę. Akryl natomiast sam poczekał aż Abraxas zniknie za drzwiami, po czym pobiegł w stronę murów, w poszukiwaniu kogoś wyższego rangą.

Avatar darcus
Cleopatra nagle przeniosła wzrok na Zarazę, patrząc na niego zarówno z nienawiścią, jak i pożądaniem w oczach.
- Mraaa... - Mruknęła lubieżnie, idąc na czworaka w jego kierunku, nie spuszczając go z oczu. Jeździec poczuł, że on też nie jest w stanie odwrócić wzroku. Co więcej, jego mięśnie zwiotczały nieco, a on sam poczuł, jak w jego wnętrzu rozpala się silna chuć. Stawała się ona silniejsza z każdą chwilą, w miarę jak Cleopatra zbliżała się do Zarazy.

Natalie co jakiś czas schylała się, by wybadać teren, cały czas na baczności.

- Nie tacy jak on próbowali... - Mruknął Demitius, opierając obolałą głowę o dłoń, którą z kolei oparł o kolano, wzdychając.

Elf uklęknął i dotknął ziemi, a następnie podniósł się, trzymając przed sobą otwartą dłoń, po czym dołączył do niej drugą i rozłożył je. Kiedy wykonywał gesty kompletnie nic zdawało się nie dziać, jednak gdy kolce dotarły do jego pozycji, na całej długości zablokowała je bariera podobna do tej, którą mag wyczarował wcześniej. Lód pękał w kontakcie z iskrami, a kiedy fala ustąpiła, zniknęła także tarcza.

W tym momencie Akryl usłyszał donośny gwizd i zobaczył Darcusa, który wybiegł z jednej z alejek z mieczem w dłoni i machnął ręką zza siebie, przywołując gestem tych, którzy biegli za nim. A była to całkiem spora gromadka. Część z nich wyglądała jak rycerze, ale znaczna większość była odziana w typowe dla magów szaty i płaszcze. Dookoła zaczęło się coś w rodzaju poruszenia, asasyni wyłazili ze swych kryjówek oraz schodzili z dachów, by dołączyć do swojego mistrza, który popędził w stronę południowej bramy.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Co jest? To nie w moim stylu by działało na mnie coś takiego... - pomyślał Zaraza, starając się przy tym z całej siły odciągnąć wzrok, lub odskoczyć mocą jak najdalej od przeciwnika.

Dookoła znajdował się jedynie trupy. Można było jednak zauważyć, że ślad ze zwłok, prowadzi w stronę szerokich schodów, prowadzących jeszcze głębiej pod ziemię, które znajdowały się przy jednym z sporych budynków mieszkalnych kawałek drogi stąd.

- Masz całkiem dużą pewność siebie, jak na kogoś, kogo o mało co nie zabił wybuch. - zauważył ork uśmiechając się krzywo. - A teraz pozwól, że wrócę do swoich zajęć. Zwłaszcza że wydaje mi się, że na zewnątrz coś się dzieje. - powiedział wyciągając zza pleców swój dwuręczny topór, po czym ruszył w stronę wyjścia.

Ork, jak tylko początek fali zetknął się z tarczą, uderzył pięścią w ziemię, co spowodowało że taka sama pięść, tylko zrobiona z lodu i dwa razy większa od całego orka, wyskoczyła z ziemi tuż pod elfem praktycznie od razu jak zniknęła fala. W tym samym czasie w drugiej ręce wyczarował długą na dwa metry grubą lodową włócznię, którą - niezależnie od tego czy elf uniknął spotkania z pięścią czy nie - rzucił w niego z niezwykłą siłą i prędkością.

Akryl widząc to, niemal od razu pobiegł za Darcusem, nie zważając zupełnie na to, że szkielet biegający po mieście może wydać się podejrzany.
- Darcus! - zawołał głośno machając do niego ręką.

- Słyszeliście, że ponoć jakaś kandydatka do szkoły zaginęła jeszcze wczorajszej nocy? - zapytał jakiś młodszy chłopak w pokolorowanych na zielono włosach, oraz brązowej szacie, przypominającej tą którą noszą mnisi, ale z zawieszonymi tu i ówdzie kwiatami.
Stał on właśnie na środku jednego z korytarzy w wielkiej latającej Akademii, gadając z dwoma innymi uczniami; młodszą nieco od niego dziewczyną, z prostymi blond włosami i w wyraźnie za dużym ubraniu kapłanki, a także z jakimś wyglądającym na zwykłego chłopaka ze wsi, prawdopodobnie w jego wieku, oraz trzymającym coś, co wyglądało jak widły, z urwanym środkowym szpikulcem, i zamiast niego umocowanym tam czerwonym klejnotem.
Cała ta grupka wyglądała dosyć komicznie, ale w zasadzie można było to powiedzieć o praktycznie wszystkich osobach, które łaziły teraz po korytarzu. Widać było ewidentnie, że nie panują tu jakieś szczególne zasady odnośnie ubioru i wyglądu.
- Naprawdę? Masakra, przecież Akademia dopiero co została otwarta! - jęknął drugi z chłopaków.
- Wy nie mówicie przypadkiem o tej dziewczynie, która ponoć zbyt chętnie kumplowała się ze zmarłymi? - zapytała dziewczyna, lekko przerażonym głosem.
- Tak to prawda. Plotki mówią że w nocy chodzi po cmentarzach, by przyzywać zombie, a potem wraz z nimi napada na wioski i zjada wszystkich mieszkańców! - powiedział chłopak z zielonymi włosami, udając przy tym mroczny ton.
- Przestań! To nie jest śmieszne! - zawołała dziewczyna po tym jak przeszły ją dreszcze, na co obaj chłopacy zaśmiali się głośno.
- Ekhem. - cała trójka usłyszała krótkie kaszlnięcie, dobiegające zza ich pleców. Odskoczyli wystraszeni, kiedy ujrzeli za sobą rosłego mężczyznę, ubranego w średniej wagi płytowy, pozłacany pancerz, oraz hełm z zasłoną na twarz i długim czerwonym pióropuszem. Patrzył na nich przez chwilę, po czym odsunął się kłaniając się przy tym nisko, i robiąc miejsce innej postaci.
Tuż za nim stała niższa, oraz widocznie młodsza od całej trójki postać, która wydawała się wyróżniać jeszcze bardziej niż oni.
Ujrzeli oni błłękitnooką dziewczynkę, z prawdopodobnie najdziwniejszą fryzurą, jakiej mogli się w danym momencie spodziewać. Jej długie blond włosy bowiem, ułożone zostały w dwa, niezwykle poskręcane loki, schodzące po bokach jej głowy niczym zmniejszające się powoli spirale, których końcówki zafarbowane była na różowo. Łatwo można było się domyśleć, że takiego cudacznego efektu nie da się osiągnąć normalnymi metodami, i przy tworzeniu ich na pewno doszło do użycia magii. Dodatkowo na włosach zaczepione były dwie duże wstążki, tego samego koloru co jej ubranie: Dziewczynka miała na sobie dużą, królewską suknię, ///ta którą posiada postać, w porównaniu do tej na obrazku, zamiast czarnego materiału ma biały, oraz element przypominający kwiat na pasie, jest złoty///, która wyraźnie pokazywała, że nie jest to zwykła osoba chcąca uczyć się magii, a raczej członek jakiejś bogatej szlacheckiej rodziny. Po jej bokach stało jeszcze dwóch takich samych rycerzy jak ten z przodu, którzy jedną rękę trzymali na rękojeści mieczy schowanych do pozłacanych pochw, a drugą podtrzymywali suknię dziewczynki, tak, by ta nie dotykała ziemi. Sama postać zaś, swoje ręce zajęte miała z powodu sporego bukietu pełnego czerwonych i pięknych róż, tylko dopełniających ten przesycony dumą i bogactwem obraz.
- Przestańcie się gapić i zróbcie mi miejsce. - mruknęła dziewczynka spoglądając na nich wzrokiem wypełnionym mieszanką pogardy i zdenerwowania, wybudzając przy tym całą trójkę ze wyraźnego oszołomienia.
- Jj... Jasne - wyjąkał chłopiec w brązowej szacie, po czym razem z pozostałą dwójką odsunęli się pod ścianę.
Postać prychnęła tylko odwracając teatralnie głowę, po czym wraz z obstawą ruszyła dalej korytarzem.
- Kim do cholery jest to dziecko? - zapytał zdziwiony Szczur, niemal nie puszczając pawia, widząc nadmiar różu i złota, jaki otaczał to dziwną dziewczynkę.
- Księżniczka Celestia Goldenberg. - powiedział jakiś chłopak w prostej szacie, przypominającej tą które nosili niegdyś magowie wody. Sam chłopak natomiast, miał czarne, długie, gładko ułożone i sięgające mu do szyi włosy, pod którymi znajdowała się łagodnie spoglądająca, młoda twarz osoby, która najpewniej była w wieku podobnym do Szczura. Poza szatą w jego stroju wyróżniały się jedynie białe rękawiczki, które akurat zaczął poprawiać, kiedy stanął obok byłego kultysty. - Członkini bogatego królewskiego rodu, z niewielkich, acz bardzo rozwiniętych ziem mniej więcej w połowie drogi z Myrthany do Tamriel. - powiedział, po czym spojrzał na Szczura i uśmiechnął się ciepło.
Sam Szczur natomiast zdziwił się teraz jeszcze bardziej. Był bowiem niemal pewien, że gdzieś już kiedyś widział kogoś bardzo podobnego do chłopaka, który właśnie do niego zagadał. Postanowił to jednak chwilowo olać, i skupić się na dziewczynce.
- Kto ją tutaj wpuścił z taką obstawą? Nie powinni pozwalać jej się tak nosić. - syknął patrząc, jak ta powoli zbliża się w ich stronę.
- Cóż, może inaczej nie zgodziłaby się chodzić do Akademii? Poza tym, jak widzę, sam masz ochroniarza. - zauważył czarnowłosy chłopak.
- Tak, ale jednego... Poza tym nie karzę mu robić takich rzeczy... - mruknął patrząc, jak ci bez żadnego śladu niewygody lub sprzeciwu, niosą suknię Celestii. - Czy oni nie mają własnej dumy?
- Myślę że bardziej obchodzi ich duma księżniczki. - stwierdził chłopak znowu poprawiając rękawiczki.
- Obrzydliwe... Hej Marcus, myślisz że dałbyś radę pokonać tych rycerzyków? - zapytał po chwili obserwując złotych obrońców dziewczynki.
Rycerz nieco zdziwiony przyglądał im się przez krótki moment.
- Zabiłem większych i twardszych. - powiedział.
- Świetnie! W takim razie pokażmy im kto...
- Ale nie będę z nimi walczyć. - dodał, przerywając Szczurowi.
- Co? Czemu? - zapytał, patrząc na niego nieco wkurzony tym co powiedział.
- Jestem tu by cię ochraniać, ale też pilnować byś nie pakował się w jakieś kłopoty. - odparł spokojnie nie patrząc nawet na niego. - Zadzieranie z członkami rodziny królewskiej, ewidentnie jest pakowaniem się w kłopoty.
- No daj spokój! A co się stało z Twoją dumą?
- Umarła wraz ze mną wiele setek razy. - odparł ponuro Marcus, co najwidoczniej uciszyło Szczura, który teraz w ciszy i złości spoglądał, jak Celestia Goldenberg wraz z jej rycerzami przechodzą obok, nie zwracając na nich zupełnie uwagi, jakby byli fragmentem ściany.
- Nie martw się. - powiedział chłopak w rękawiczkach kładąc mu dłoń na ramieniu. - Jestem pewien, że kiedyś jeszcze jej pokażesz na co cię stać. - mówił uśmiechając się do niego, po czym zdjął rękę, i powoli ruszył przed siebie, w stronę z której przyszła księżniczka. - Do zobaczenia na zajęciach.

Avatar darcus
Zaraza zaczął bezskutecznie migać w miejscu, kiedy Cleopatra wstała i jęknęła, rozkładając ramiona i podchodząc ponętnym krokiem do Jeźdźca, który poczuł, jak miękną mu nogi. W pewnym momencie ta rzuciła się na niego, sycząc i najwyraźniej próbując go ugryźć. Cały opór Jeźdźca przejawił się w jednym momencie, by złapać kobietę za nadgarstek i odrzucić ją, co spowodowało, że nieco siły woli mu wróciło. Cleopatra skoczyła na niego znów, tym razem powalając go na ziemię i próbując przegryźć szyję. Ten jednak zdołał ostatkiem sił złapać ją za kark i obrócić się z nią tak, że teraz to on był nad nią. Ta jęknęła i złapała go za nadgarstek, wodząc jego dłonią po swojej wydatnej klatce piersiowej. Pokusa była tak niesamowicie silna...

Natalie wskazała pozostałym członkom drużyny gestem by zaczekali, a następnie ruszyła powoli naprzód po schodach.

Ziemia zatrzęsła się i pokryła pęknięciami w miejscu, w którym miała wyjść z niej pięść, ale to nie stało się. Zamiast tego energia uderzenia rozeszła się po tarczy, która pojawiła się pod nogami elfa. Ten zaś będąc całkowicie gotowym na to, co nadchodzi, machnął ręką, jakby sam czymś rzucał, a z jego dłoni wystrzelił świetlisty, karmazynowy bicz, który złapał włócznię w locie i ściągnął ją na ziemię. Podobny pojawił się za chwilę w drugiej dłoni elfa, a ten użył go by spróbować opleść Naznaczonego.

- O mało, słowa kluczowe. - Mruknął Demitius, wstając. - Orientuj się. - Rzekł, rzucając w stronę orka małym kluczykiem nanizanym na rzemyk.

Darcus drgnął i zatrzymał się. Jego towarzysze spojrzeli na niego zdziwieni, jednak ten uniósł miecz i wydał rozkaz.
- Nie zatrzymywać się! - Rzucił, na co tamci, choć zdziwieni, pobiegli naprzód. Mistrz asasynów odwrócił się i podbiegł do szkieleta.
- Akryl! Lepiej, żeby to było coś ważnego! - Rzekł, marszcząc brwi w konsternacji.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Zaraza skupił się z całych swoich sił, by dotknąć ją zaledwie raz... Żądłem... W głowę.

Reszta, choć niepewnie, stanęła w miejscu. Schody prowadził najwyraźniej gdzieś głębiej, z dołu wydobywało się teraz słabe pomarańczowe światło, a na samych schodach miejscami leżało parę martwych potworów.

Ork wyskoczył wysoko w powietrze wrzeszcząc przy tym wściekle, po czym posłał na dół serię pięciu takich samych fal, jakie udało mu się wypuścić wcześniej. Jedna pomknęła w stronę bramy, druga w stronę strażników na murach, trzecia prosto w elfa, a pozostałe dwie również poleciały w elfa, ale otaczając go i uderzając od boków. Wszystkie pięć fal poleciało niezwykle szybko i dotarły do celów w tym samym momencie.

Ork złapał klucz uśmiechając się przy tym lekko, po czym włożył klucz do drzwi i otwarł je, a następnie ruszył z powrotem do miasta, zostawiając klucz w drzwiach.

- Jeśli uważasz że niezwykle prawdopodobna Inwazja Kultu jest czymś ważnym... - powiedział Akryl stając przed nim. Dokładnie w tym samym momencie, poczuli że po mieście przetoczył się jakiś nieprzyjemny chłodny wiatr, który wraz ze sobą zaczął nad miastem zbierać sporą ilość chmur.

Avatar darcus
Cleopatra nagle wzięła gwałtowny, płytki wdech i znieruchomiała. Zaraza dojrzał w jej oczach żal i przerażenie. Na te było jednak już za późno. Martwą już kobietę zaczął powoli spopielać wewnętrzny żar, podczas gdy żądło otrzeźwiałego już Zarazy wysunęło się z jej głowy po uderzeniu.

Natalie ostrożnie weszła do środka, po drodze odruchowo badając dotykiem martwe potwory.

Elf uklęknął na jedno kolano, po czym wybił się w powietrze, rozkładając ramiona i wyrzucając dookoła wielką pajęczynę złożoną ze świetlistych nici, które zatrzymały fale orka jak siatka, a następnie odbiły się i poleciały na niego samego, chcąc złapać go i spętać.

Demitius zaś został na miejscu, by zająć się swoimi ludźmi, ogłuszonymi od wybuchu.

Oczy Darcusa otworzyły się szerzej. - Cholera... Chodź za mną... - Rzekł zaniepokojony, po czym ruszył niezwykle szybkim biegiem w stronę miejskiego placu.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Zaraza odczołgał się kawałek do tyłu po czym powoli wstał z ziemi.
- Głupia suka. - zaklął. - Myślałaś że jak zagryzłem twojego pieska, to uda ci się założyć mi kaganiec? - zapytał wiedząc, że nie otrzyma odpowiedzi. Miał lekki mętlik w głowie, był mocno zdziwiony że jej głupie sztuczki częściowo podziałały nawet na niego. Gdyby dalej był Jeźdźcem, to ta walka nie sprawiła by takiego problemu...
Ostrożnie schował swoje żądło, po czym rozejrzał się za Xardonem.

Z trupów nie dało się wyczytać praktycznie nic poza tym, że nie żyły. Kiedy kobieta jednak dotarła na sam dół, zauważyła że znalazła się w sporych rozmiarów składzie alkoholu, wypełnionym po brzegi stojącymi wszędzie beczkami. Część z nich była porozbijana, a na niektórych leżały trupy potworów. Mimo wszystko, dzięki panującej tutaj prawie zupełnej ciszy, Natalie była w stanie dzięki swojemu słuchowi odkryć, że dokładnie zza piątej beczki od najbliższego rogu pomieszczenia - jakieś trzydzieści metrów stąd po prawej, patrząc od wejścia - dochodzi ciężki, przytłumiony oddech.

W tym momencie Naznaczony po prostu zmienił się w śnieg i rozsypał dookoła. Krótką chwilą po tym, wydawałoby się z losowych miejsc z ziemi, zaczęły wylatywać serie cieniutkich, lodowych sopli, których z każdą chwilą zaczynało przybywać, i wszystkie z ogromną prędkością zmierzały w stronę przeciwnika. Tymczasem chmur dookoła zbierało się co raz więcej...

Akryl bez słowa, pobiegł za Darcusem.

Gniotek wpadł do pokoju Elisif, i widząc że ta już się obudziła, zaczął mówić.
- Chodź Elisif, weź dzieci i idziemy do podziemi. - powiedział patrząc na nią oraz Vitę i Gorgoron, które ich matka zabrała chwilę po tym jak wróciła do Karczmy.
- Co się dzieje? - zapytała nieco zdziwiona, podnosząc się z łóżka i patrząc na Abraxasa.
- Masil uważa że to może być Kult, trzeba jak najszybciej się ukryć. - powiedział bez czekania biorąc Vitę na ręce.
Widać było że Elisif chce zadać sporo pytań, ale póki co westchnęła tylko, nałożyła na siebie coś szybko, po czym ruszyła za Karczmarzem w stronę drzwi.
- Słyszałaś Gorgoron, musimy się ukryć. - powiedziała, patrząc na swoją córkę.

Okazało się, że znalezienie Jej nie było takie trudne. Nie rozjaśniło się jeszcze na tyle, by zauważenie płonącej wioski na tych zamarzniętych pustkowiach stanowiło jakiś problem.
Michael wybił się w powietrze i z impetem wylądował tuż przy dawno zniszczonej bramie niegdyś stojącej tu drewnianej palisady osłaniającej zrujnowane chaty.
- Myślisz że będzie chciała z tobą współpracować? Z tego co udało nam się odkryć do tej pory, ma trudny charakter. - powiedział Atlas do ucha idącego teraz powoli przez wioskę zamaskowanego.
- Phi... - mruknął Michael. - Współpracowałem z bardziej problematycznymi osobami.
- Racja, w końcu z samym sobą pracujesz cały czas. - przyznał mu rację Atlas, na co słuchający tylko się uśmiechnął.
Szedł tak jeszcze przez krótki moment rozglądając się po płonących ruinach chat, aż wreszcie ujrzał Ją na samym środku wioski. Młoda, prawdopodobnie w wieku Kate lub młodsza dziewczyna, z długimi brązowymi włosami, będąca cała brudna i wyraźnie zaniedbana, niemal tak bardzo jak jej obdarte, zniszczone stare ubrania, które nosiła. Wyglądała na kogoś zagubionego, kto nie poradziłby sobie sam w takiej okolicy choćby przez godzinę. Problem był jednak taki, że ona wcale nie była sama. Spała ona bowiem w tym momencie, trzymana na rękach przez nieco skrzywione, stojące na ziemi gnijące i rozpadające się zwłoki, które spoglądały teraz, z otwartą i przekrzywioną szczęką, swoimi martwymi oczami prosto na Michaela. Sama dziewczyna jednak leżała spokojnie wtulona w jego ramionach, z głową opartą o jego zepsutą i częściowo rozdartą klatkę piersiową, na której nie zostało już prawie w ogóle żadnej skóry, oddychając przy tym lekko, jakby znajdowała się w przytulnym łóżeczku, a nie w zniszczonej wiosce, trzymana przez gnijącego zombie.
- Cóż za wspaniały widok... - powiedział zamaskowany składając dłonie niczym do modlitwy. - A więc udało się... Najpierw Joker a teraz Królowa... - mówił, gdy na jego ustach pod pół-maską zaczął rosnąć niemalże szaleńczy uśmiech. Jego źrenice rozszerzyły się z jakimś dzikim zadowoleniem, kiedy ujrzał jak zombie schyla głowę i szepcze dziewczynie do ucha jakieś niezrozumiałe słowa, przez co ta otwarła oczy i skupiła wzrok na Michaelu który sam... Zaczął się śmiać.
Nie wiedział czemu, ale naszła go ochota na śmianie się... I to nie jakieś spokojne, jak po usłyszeniu kawału, a raczej głośne, chaotyczne i z niemal szaleńczym entuzjazmem.
Nie przeszkadzało mu to, pozwolił jego pragnieniom spokojnie wypłynąć, czując jakby sam stał teraz obok i wsłuchiwał się w swój szaleńczy, głośny śmiech, który zastąpił tą denerwującą ciszę która do tej pory panowała w okolicy. Czuł, że gdyby nie gogle i jego zniszczone oczy, to aż płakałby ze szczęścia.
Wszystko układa się tak idealnie... Niezależnie od tego czy wrócę do miasta czy nie... Czy Masil je ocali czy zostanie zrównane z ziemią... Czy Rękawica stacjonująca w mieście będzie mi służyć czy zginie zmieciona przez potęgę Kultu... To wszystko przestało mieć znaczenie... Bo przecież znalazłem ją... Ostatnią kartę, potrzebną mi do mojej talii, którą rozegram ostatniego Pokera swojego życia... Poświęcę te wszystkie życia... A w zamian, odbiorę te, które na to zasługują... Na co komu bogowie i sądy, skoro sam możesz nimi być?
- Zgłupiałeś, idioto? - z zamyślenia wybudził go głos, przez który niemal natychmiast przestał się śmiać, otworzył oczy i widząc niebo, opuścił głowę i spojrzał na dziewczynę, która już teraz stała o własnych siłach obok nieumarłego, i patrzyła na niego z mieszanką odrazy i zdenerwowania. - Czego szukasz w tym miejscu? - zapytała z jadem w głosie.
- Czego? - zapytał Michael, poprawiając gogle i prostując się. - Oczywiście, że ciebie.
- Jeśli przyszedłeś mnie zabić albo pomścić tych żałosnych wieśniaków... To daruj sobie, bo jedyne co osiągniesz, to dołączysz do moich przyjaciół. - powiedziała niemal w tym samym momencie, kiedy dookoła z ziemi, zaczęli powstawać nieumarli, cała masa nieumarłych... Zombie wychodzące z ziemi szybko podbiegły do dziewczyny i stanęły za nią murem, łypiąc groźnie oczami na Michaela ,a przynajmniej robiły to te, które jeszcze je miały. Dookoła pojawiło się też pełno szkieletów, które jednak albo stały w miejscu skąd wyszły, albo dreptały dookoła, zupełnie póki co ignorując to, co się dzieje dookoła. Poza tym przy dłoniach dziewczyny, można było ujrzeć niewielkie płomienie, podążające za malutkimi czaszkami wielkości orzecha, przemykającymi płynie pomiędzy jej palcami.
- Ależ jesteś w wielkim błędzie. Nie chcę cię zabić, wręcz przeciwnie, chcę ci pomóc. - poprawił ją Michael, obserwując z uśmiechem towarzyszy dziewczyny.
- To samo mówił ten żałosny mag, który pojawił się parę dni temu. Nawet zabrał mnie do tego głupiego wymiaru i powiedział że będę mogła uczyć się w jakiejś durnej Akademii... Ale nie ma takiej opcji. Nienawidzę żywych. Obchodzą mnie tylko ci, którzy zaznali śmierci.
Słysząc to zamaskowany niemal parsknął śmiechem, po czym ukłonił się teatralnie, co tak bardzo przypominało gest Lokiego - o czym nie omieszkał wspomnieć Atlas.
- Nawet nie wiesz jak wspaniale się składa... Bowiem ja... - przerwał na chwilę wciąż w ukłonie, unosząc głowę w stronę dziewczyny. - Umarłem dwa razy. - zakończył, i z niemal podniecającą go satysfakcją, patrzył, jak złość na twarzy dziewczyny, ustępuje zainteresowaniu.
Jesteś moja.

Avatar darcus
Xardon, jak na zawołanie, chwycił się za krawędź od strony, z której wcześniej spadł, podciągając się sprawnie, aczkolwiek z lekkim zmęczeniem, z powrotem w górę.
- Dobrze zrobiłeś, nigdy jej nie lubiłem... - Rzucił, ogarnąwszy wzrokiem sytuację. Z Cleopatry została tylko biżuteria, zaś po Antonim miecz, tarcza i kupka podtopionego metalu, który wcześniej tworzył zbroję. Mag podszedł do pozostałości kobiety, po czym wygrzebał z nich coś, co wyglądało jak związana rzemykiem buteleczka z jaskrawym, różowym płynem, którą następnie przywiązał sobie do paska.

Choć Natalie miała nadzieję, że znalazła zgubionego towarzysza, to wolała nie uprzedzać faktów. Podeszła najbliżej, jak się tylko dało bez zdradzania swojej pozycji, po czym przeskoczyła przez próg, gotowa kontynuować ruch, gdyby okazało się, że to nie był Bleck, lub zatrzymać się, gdyby jednak miała rację.

Elf zakreślił dłońmi półkola w powietrzu, a rzucona wcześniej sieć oplotła całą okolicą, tworząc półkulę nad polem bitwy, nie pozwalając jakiemukolwiek atakowi wydostać się na zewnątrz. W tym momencie, jakby w ostatniej chwili, w dłoniach maga pojawiły się zrobione z tych samych, świetlistych iskier tarcze w kształcie wygiętych w stronę dłoni dysków, którymi twórca zaczął umiejętnie odbijać sople.

Darcus, za którym nawet Akrylowi, który przecież się nie męczył, trudno było nadążyć, dobiegł do jakiegoś domu, zdawałoby się przypadkowego, gdzie prędko wystukał jakiś kod na drzwiach. Otworzył mu nieznany Akrylowi nag, z którym jednak mistrz asasynów miał już jakąś historię.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia, do środka! - Darcus machnął na Akryla i ruszył do wnętrza, podczas gdy nag prędko odsunął się z drogi, wiedząc, że kiedy asasyn mówi coś takiego, to nie ma żartów.

Gorgoron, gdy tylko usłyszała te słowa, wzięła nagle głośny, przerażony wdech. W tym momencie jej oczka zrobiły się czarne, ale Elisif ledwie zdążyła to zauważyć, ponieważ za chwilę dziewczynka mignęła przez przestrzeń, znalazła się obok swej matki, którą złapała za rękę. Obie zniknęły, jednak niemal od razu dziewczynka pojawiła się z powrotem przy Abraxasie, którego również złapała, znikając za chwilę z nim i swą siostrą. Kiedy 'kurz opadł' i wszyscy się otrząsnęli, cała czwórka znalazła się głęboko w podziemiach, chociaż żadne z nich nie miało prawa wiedzieć gdzie dokładnie. Konkretnie, byli w jakimś pokoju, w którym jedyne meble to były łóżko i ława skrzyniowa, zaś światło wpadało tylko przez cienką szparę pod drzwiami. Gorgoron natychmiast, jakby goniło ją stado krwiopijców, dała susa pod łóżko.

Avatar Gniotek7
Właściciel
- Ty mi lepiej powiedz czy dużo jeszcze takich stanie nam na drodzę. Nienawidzę jak ktoś się bawi moim organizmem. - mruknął spluwając na ziemię. Po czym podszedł do pozostałości bo psie Cleopatry, i podniósł jego miecz.

W tym momencie tuż obok jej nogi w ziemię wbił się dwuręczny krasnoludzki topór, ewidentnie trzymany przez łowcę głów. Ten już miał go szybko podnieść, ale widząc że to Natalie, a nie kolejny stwór, puścił broń i oparł się o ścianę, po której powoli zsunął się na ziemię, wyraźnie wyczerpany.
- To był niezły rzut. - mruknął tylko, przypominając sobie akcję, przy której o mało co nie zginął.

Odbijanie ataków okazywało się nie być takie proste, gdyż sople nadlatywały teraz praktycznie zewsząd wewnątrz półkuli, i z każdą sekundę przybywało ich co raz więcej, prze co zaczęły przypominać raczej szarańczę, a nie serię sopli.

Akryl który przez mieszkanie w wymiarze Masila przyzwyczaił się do dziwnych znajomych jego znajomych, ruszył prędko za asasynem, ciekawy dokąd ten go prowadzi.

Karczmarz rozejrzał się zdziwiony, a Elisif podeszła powoli do łóżka i kucnęła przy nim.
- Hej, nie musisz aż tak się bać, to przecież na pewno nic aż tak groźnego... - powiedział zaglądając pod łóżko.

Avatar darcus
- Przestaniesz wreszcie zadawać pytania? Jesteśmy w cholernym piekle. - Rzucił zniecierpliwiony i poddenerwowany Xardon.
- Poza tym, to dopiero drugi... - Nie zdołał jednak dokończyć, bo w tym momencie wieża zatrzęsła się, a platforma na której stali podróżnicy zaczęła nagle spadać.

Natalie spojrzała na niego z uśmieszkiem, po czym warknęła z bólu związanego z przemianą, do której właśnie doszło. Po krótkiej chwili stanęła przed nim w swej tradycyjnej postaci, opierając dłonie na nagich biodrach.
- I co, warto było? - Zapytała, uśmiechając się pod nosem z politowaniem.

Elf został skaleczony kilka razy, jednak nie dał się poważniej zranić. Kiedy zaczął mieć coraz większy problem z odbijaniem sopli, w pewnym momencie zderzył ze sobą swoje tarcze, tworząc falę uderzeniową, która zmiotła najbliższe lodowe pociski, a samemu otaczając się eteryczną barierą w kształcie jajka i unosząc w powietrze.

Darcus pobiegł do schowka na tyłach domu, mijając rodzinę zdziwionych nagów, wpadł do środka...
- Czekaj! Nie jest jeszcze gotowa! - Krzyknął za nim nag, który otworzył im drzwi, wyciągając dłoń w stronę asasyna, jakby chciał go zatrzymać.
- Nie ma teraz czasu, żeby ją dokończyć. Tym razem podziemia nas nie uratują. - Odparł mu Darcus, trzymając dłoń nad kamieniem ogniskującym, który był podtrzymany w ścianie przez miedziane okowy.
- Nie wiadomo, jaka będzie skala zjawiska! Jeśli to zrobisz, może nie być odwrotu... - Próbował go powstrzymać nag.
- Jeśli tego nie zrobię, nikt z nas nie dożyje jutra. - Rzucił asasyn, po czym zacisnął pięść, na co energia z kamienia go otoczyła i teleportowała.

Gorgoron miała podkulone nóżki i płytki oddech. Spojrzała na Elisif i uspokoiła się nieco. Jej oczka wróciły do swego normalnego wyglądu.
- Przepraszam... - Wyszeptała, już zupełnie spokojna, patrząc na swoją matkę, po czym nagle zniknęła... Za plecami Elisif rozległ się płacz Vity w rękach Abraxasa.

Avatar Gniotek7
Właściciel
- Wybacz, taki już ze mnie ciekawski koleś! - zawołał, starając się utrzymać na platformie.

- Jeśli miało to wpływ na to co mogę teraz oglądać... - mruknął Bleck przepływając szybkim wzrokiem po ciele Natalie, po czym spróbował ostrożnie się podnieść. - Cholerni starzy mnisi... Wiedziałem że jakoś uda im się mnie wyrolować... - powiedział cicho, po czym stęknął i ponownie oparł się o ścianę. - Jak reszta? - zapytał unosząc zmęczony wzrok na twarz kobiety.

Chwilę po tym jak elf uniósł się w barierze, sople przestały nagle lecieć. W tym samym momencie zaczął topnieć mróz na trawie, który wcześniej najprawdopodobniej był podtrzymywany przez moc Naznaczonego orka... Orka, który w lodowej postaci wyrósł teraz spod ziemi po drugiej strony półkuli, i wyciągnął w jej stronę rękę. Jego oczy i symbole na ciele znowu zabłysły mocno, a bariera... Zaczęła zamarzać.
W tym samym czasie, chmury już praktycznie zasłoniły całe niebo, i zaczął z nich padać póki co niewielki grad.

Akryl dotarł do pomieszczenia chwilę po Darcusie, i widząc że ten zniknął, bez mówienia słowa, sam podbiegł i chwycił kamień swoją kościaną dłonią.

- Gorgoron... - powiedziała tylko cicho widząc znikającą córkę, po czym podniosła się powoli z wyraźnym niepokojem.
Gniotek natomiast przytulił mocniej Vitę, patrząc na nią z jakąś taką wyraźną łagodnością.
- Hej spokojnie, przecież nie skrzywdzą nas jakieś bałwany, co nie? - zapytał uśmiechając się lekko.
Elisif natomiast spojrzała tylko w stronę Abraxasa, który po jej wzroku domyślił się co się stało. Po czym oboje usiedli na łóżku, spod którego dopiero co zniknęła Gorgoron.

Avatar darcus
- Cholera jasna... - Mruknął Xardon, patrząc w górę, skąd spadł nagle duży fragment ściany. Wyglądało na to, że wieża zaczęła się walić...

Natalie początkowo zdziwiła się, podążając za wzrokiem Blecka, ale kiedy natrafiła na własne ciało, westchnęła z udawanym politowaniem i pokręciła głową z zatroskaniem.
- No tak... Typowe... Reszta jakoś się trzyma, ale do walki się nie nadają. Trzeba chyba wziąć odwrót. - Odparła niebieska, odwracając się w stronę, z której przyszła. - Możecie wejść, jest bezpiecznie! - Rzuciła, ale tylko na tyle głośno, by usłyszała ją reszta drużyny.

Bariera, kiedy dotknął jej lód, zaczęła znikać. Nie jednak tak jak można by się tego było spodziewać, od miejsca zetknięcia do zewnątrz, lecz odwrotnie. W tym momencie z jednego z powstałych w ten sposób otworów ku zaskoczeniu Naznaczonego wyleciał kolejny świetlisty bicz, z zamiarem złapania go za gardło.

Świat Akryla zawirował, a on sam po chwili doświadczania uczucia spadania przeniósł się na niewielki, wyżłobiony w skale pentagram. Dookoła znajdowała się jaskinia oświetlona wystającymi ze ścian białymi kryształami. Za szkieletem było kamienne przejście, a przed nim duże na niemal całą tylną ścianę jaskini, okrągłe wrota, podzielone na segmenty w kształcie pierścieni, na każdym z których, w jak się zdawało losowych miejscach, znajdowało się po jednej, niebieskiej kuli. W samym środku wrót z kolei było miejsce nieco większej, zielonej. Darcus pobiegł naprzód, do niedużego, kamiennego stołu stojącego na uboczu i otworzył metalową skrzynkę na nim się znajdującą, wcześniej w pośpiechu wydobywając z jednej z kieszeni duży, mosiężny klucz. Wyjął ze środka przypominającą magiczny artefakt rękawicę, którą prędko założył. Następnie zbliżył się do wrót i odetchnął głęboko. Rozprostował palce prawej dłoni, tej z rękawicą, po czym szybkim ruchem wypchnął ją naprzód, w kierunku jednej z niebieskich kul. Z jego ręki wyleciał błękitny, energetyczny pocisk, a ten uderzył w miejsce, w które celował. Trafiona kula obróciła pierścieniem, na którym się znajdowała tak, że teraz była bezpośrednio po lewej stronie zielonej kuli. Darcus uczynił podobnie ze wszystkimi niebieskimi kulami, a następnie wyciągnął dłoń naprzód, w stronę tej zielonej, zacisnął pięść i pociągnął do siebie. Z dłoni wyłoniła się podobna do nici strużka zielonego światła, która uderzyła w ostatnią kulę. Wrota zatrzęsły się i pękły w połowie, po czym rozsunęły na boki. Ze środka błysnęło jasne światło...

Vita wtuliła się w swojego ojca, łkając cichutko w jego objęciach.

Avatar Gniotek7
Właściciel
- A więc wspinaliśmy się na szczyt tylko po to żeby... Szkoda słów. - mruknął Zaraza będąc przygotowanym by uniknąć ewentualnych fragmentów wieży które mogłyby spaść im na głowę.

Cała reszta drużyny zeszła na dół chwilę później. Smakosza wyraźnie zadowolił widok alkoholu, Bliźniacy natomiast przyglądali się Bleckowi, który wbił teraz wzrok w sufit. Po Med natomiast było widać, że jest w stanie już poruszać się nieco szybciej, ale wciąż odczuwała ból w nodze.
- Nie wiedzieliśmy, że masz takie ciekawe moce. - zagadnęli Bliźniacy patrząc na łowcę.
- Bo nie mam. - mruknął Bleck. - To nie ma ze mną nic wspólnego, jestem tylko prostym łowcą głów.

W tym momencie spomiędzy Naznaczonego a bariery, wyrosła gigantyczna lodowa ściana, tak wysoka, że sięgnęła niemal poziomu murów, a przy tym szeroka na jakieś dziesięć metrów. Sam ork natomiast położył otwartą dłoń na ścianie, która zaczęła się teraz w niezwykle szybkim tempie rozrastać, otaczając pół-kulę stworzoną przez elfa.

Akryl obserwował Darcusa z lekkim zdziwieniem, nie do końca rozumiejąc ani gdzie są, ani do czego służy to miejsce.

- No dalej, nie ma powodu by płakać. Wystarczy że chwilę tutaj posiedzimy, a potem znowu będę mógł upiec wam ciastka. - mówił dalej Gniotek, przy czym pogłaskał córkę po głowie.
Elisif przyglądała się im z lekkim uśmiechem, ale wciąż będąc zaniepokojona tym, co stało się z Gorgoron. Miała tylko głęboką nadzieję że nie dojdzie do najgorszego.

Avatar darcus
- Właśnie po to się wspinaliśmy... - Odparł Xardon, odskakując od spadającego gruzu, który upadł na bok platformy i zatrząsł nią, odrywając kawałek, który wraz z nim poleciał na dół.
- Bądź lepiej gotowy do skoku! - Mag wskazał na jedną ze stron wieży. Jeśli Zaraza miał dobrą orientację w terenie, spostrzegł, że jest to strona przeciwna do tej, z której weszli do budynku. Tymczasem przez szczeliny w ścianach dało się ujrzeć, że burza otaczająca wieżę się rozrzedza.

- Jasne, a ja nie jestem niebieska... - Rzuciła Natalie sarkastycznie przez ramię, dobierając się do jednej z beczek z piwem. Podniosła ją całą, przechyliła, wsadzając kranik w usta i odkręciła kurek.

- Od dłuższego czasu w sekrecie szykowałem się na taką sytuację. Wiedzą o tym tylko nasi najpotężniejsi magowie... Przygotuj się na wstrząs. - Rzucił prędko Darcus, wyczuwając konfuzję Akryla, ale nie zatrzymując się. Wszedł do środka i zniknął w świetle, przez które szkielet nie był w stanie nic dostrzec. Kilka sekund później całymi podziemiami porządnie zatrzęsło.

Wstrząsy były odczuwalne także na powierzchni, choć nie tak silnie. Były one jednak wystarczające, by spowodować utratę równowagi u każdego, kto się teraz niczego nie trzymał, a także by wywołać porządne pęknięcia na świeżo powstałej lodowej ścianie. Nie przewróciło jej to jednak, przynajmniej do czasu, gdy jakaś tajemnicza siła, odznaczająca się czerwonymi błyskami światła, zaczęła żłobić w lodzie. Przez chwilę wydawało się, że powstały wzór nie ma sensu, ale po chwili Naznaczony ujrzał... Kwiatek. Jak z rysunku dziecka... W tym momencie ściana zatrzęsła się powtórnie i runęła w stronę swego wnętrza.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Zaraza skupił się na wskazanej stronie, w skupieniu czekając na właściwy moment.

- Hmm... To akurat widać teraz bardzo wyraźnie. - stwierdził Bleck, który odsunął się od ściany i podpierając się toporem, dotarł do beczek. Usiadł na jednej z nich i podniósł wieko drugiej obok. - Cholera... Nawet nie wiadomo czy tego też nie zarazili. - rzucił wyraźnie zdenerwowany łowca.

Szkielet oparł się o ścianę, rozglądając przy tym zdziwiony.
- Cholera, co oni znowu wymyślili? - zapytał sam siebie.

Naznaczony wyraźnie wściekły, chwycił jeden z fragmentów ściany, przez co ten nagle zaczął łączyć się z pozostałymi które były częścią pierwotnej ściany, co w krótką chwilę stworzyło coś, wyglądającego jak wielki obuch młota, założony na pięść orka niczym kastet. Ten wrzasnął gniewnie unosząc rękę, po czym uderzył w ziemię, co rozesłało dookoła potężną lodową falę, która wyrzuciła w powietrze wszelkie pozostałe odłamki lub inne elementy otoczenia w zasięgu około pięćdziesięciu metrów.
Tymczasem grad spadający z chmur, urósł do znacznie większych rozmiarów, teraz już niemalże jabłek, które z impetem zaczęły spadać z nieba, tłukąc się po wszystkim, demolując widocznie stragany na rynku, a także wszelką zasadzoną roślinność... I w tym momencie dało się dojrzeć coś, na co z początku można było nie zwrócić uwagi, większość chmur znajdujących się nad miastem, znajdowały się pod liśćmi wielkiego drzewa, przez co jego gałęzie nie przeszkadzały gradowi w tym, by właśnie spaść i rozbić głowę jednego ze strażników... Oraz drugiego... Wyglądało na to, że nie tylko szybko nie przestanie padać, ale i też że grad wciąż rośnie.

Avatar darcus
W pewnym momencie od strony, w którą byli skierowani podróżnicy, spadł jeszcze jeden duży fragment ściany, który przełamał pozostałą część platformy wpół, a siła uderzenia obróciła tę drugą tak, że towarzysze zostali wyrzuceni jak z katapulty. Na szczęście, lub też nie, właśnie w tym momencie spadli na sam dół wieży, której tylna ściana zdążyła już odpaść. Przed nimi znalazła się przepaść, z której wystawały wysokie stalagmity ze złotymi posągami, po których przeskakiwały, jak poprzednio, fioletowe błyskawice. Xardon chwycił się jednego z nich i rozhuśtał, przeskakując zaraz na następny. Kawałek naprzód majaczyło coś, co przypominało dalszą część mostu, z którego do wieży przeszli wcześniej podróżnicy.

Natalie po kilku dobrych chwilach, podczas których zapewne wyżłopała kilka dobrych litrów, odstawiła beczkę i odetchnęła głośno z satysfakcją.
- Szkoda by było, nie? - Rzuciła ironicznie, ocierając dłonią buzię i odwracając się do reszty, wciąż zupełnie nie zważając na swą nagość.

W tym momencie wszystkie wyczulone na magię istoty poczuły ogromne magiczne napięcie w powietrzu w mieście i wokół niego, wraz z którym przetoczył się po nim kolejny wstrząs. Kamienie leżące na ulicach, kule gradu i inne małe obiekty zaczęły nagle się podnosić i lewitować, a chwilę potem z domu, do którego wcześniej weszli Darcus i Akryl, wystrzeliła nagle pionowo, w górę, wiązka energii w kolorach błękitu i zieleni. To pozwoliło uzmysłowić sobie, co było takiego specjalnego w tym domu. Znajdował się bowiem dokładnie w środku miasta. Wiązka zatrzymała się w takiej wysokości nad miastem, ile wynosiła odległość od jej środka do murów w najdalszym ich punkcie, po czym jej energia zaczęła rozlewać się dookoła w kształt kuli, przypominając płyn wypełniający gotową formę. Potrwało to może kilkanaście sekund, kiedy całe Anubel było otoczone przez wielką, magiczną barierę. Żadna akcja podjęta przez kogokolwiek, kto mógłby w tym czasie zareagować, nie mogła tego zatrzymać. Miasto zostało odcięte.

Tymczasem w podziemiach, w krypcie, do której wbiegł Darcus, światło nagle zgasło. Akryl nie zdążył jednak zauważyć, co jest w środku, ponieważ wrota nagle zatrzasnęły się z hukiem. Pęknięcie w nich natychmiast zniknęło, a pierścienie obróciły się tak, że kule na nich znajdowały się w losowych pozycjach.

W szpitalu wszyscy odczuli wstrząs. Chwila konsternacji nie trwała jednak długo, bo choć wszyscy byli zaskoczeni, to jednak medycy wiedzieli, że nie mogą pozwolić, by wyprowadziło ich to z równowagi.
Oczy Maraliusa otworzyły się. Jego źrenice stały się węższe, podczas gdy usta rozwarły się w niemym krzyku.
- Darcus, coś ty zrobił... - Szepnął słabo starzec, po czym zniknął.

Naznaczony ork w tym samym czasie nie zdążył zareagować na pojawiającą się barierę, ponieważ poczuł, jakby ktoś dał mu niezwykle mocno w twarz, choć przed jego oczami nic nawet nie mignęło. Odleciał kawałek do tyłu, podczas gdy wokół zaczął rozlegać się głośny, aczkolwiek jednak brzmiący jak szept, słodki, dziewczęcy głosik, nucący jakąś melodyjkę, zapewne kołysankę...

W tym momencie Elisif poczuła ukłucie w sercu, zaś Abraxas wyczuł magiczne wydarzenie w okolicy, nie mogąc jednak sprecyzować co dokładnie się stało. W jego ramionach Vita zaczęła głośno i przeraźliwie płakać.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Zaraza przeniósł się za pomocą mocy do najbliższego stalagmitu, po czym chwytając się ich, za pomocą mocy zaczął podążać na Xardonem.

Bleck patrzył przez krótką chwilę na Natalie, po czym opuścił głowę z czymś w rodzaju rezygnacji.
- Trzeba wymyślić co w zasadzie chcemy zrobić. Bo jeśli waszym świętym obowiązkiem dalej jest znaleźć Roznosiciela, to musimy odkryć miejsce, w którym można by bezpiecznie zregenerować siły i uzupełnić zapasy.

Naznaczony podniósł się szybko z ziemi, z mieszanką zdziwienia i furii. Przywołał do dłoni dwa wielkie ostrza, wielkości człowieka - przypominające stare orkowe miecze, za czasów wojny - , po czym rozejrzał z błyskiem w oczach, szukając tego, kto śmie z niego drwić.

Akryl przetarł swoje puste oczodoły, po czym rozejrzał się za Darcusem, nie bardzo świadom tego, co stało się na zewnątrz.

Elisif skuliła się nieco łapiąc się za klatkę piersiową, a Abraxas objął mocniej córką, unosząc przy tym głowę do góry.
- To sprawka Kultu? - zapytał sam siebie cicho, głaszcząc przy tym lekko Vitę po głowie. - Nie... Nie może być... Elisif, wszystko w porządku? - zapytał po chwili spoglądając na nią.
Ta przechyliła się lekko, opierając o niego, po czym spojrzała przed siebie.
- Tak... Chyba tak... Po prostu... Boję się... Że ona... - jąkała się przez moment, po czym zasłoniła dłońmi twarz. Błagam Gorgoron, nie rób nic głupiego... Wróć do nas...

Loki z sporym zdumieniem na twarzy spoglądał teraz na miasto z niewielkiej odległości, znajdując się na pagórku.
- Hmm, dość ciekawy modyfikator. - przyznał, mówiąc najwyraźniej sam do siebie. - I w jaki sposób mam teraz dostać się do środka? - zapytał gładząc się po podbródku. - Nareszcie jakieś wyzwanie! - zawołał klaszcząc w dłonie. - Chociaż... Chyba już kreuje mi się w głowie pewien plan... Oho! No i co Kult lub Michael zrobiliby beze mnie? - zapytał ponownie sam siebie, po czym zaśmiał się głośno i zniknął.

Avatar darcus
Po kilku chwilach takiego skakania, dwójka wylądowała sprawnie na drugiej połowie mostu, który prowadził dalej w ciemność, między skały.

- Jak dla mnie już znaleźliśmy to miejsce. - Rzekła Natalie z uśmieszkiem, rozkładając ręce i tym samym ujawniając swoje wydatne, krzaczaste włosy pod pachami.

Kiedy kurz wzniecony przez opadający lód opadł, Naznaczony zauważył maleńką sylwetkę pośród odłamków. Należała do dziewczynki, może pięcioletniej. Była ubrana w sukienkę, a jej złote włosy splecione były w dwa warkoczyki. Miała zamknięte oczka i kiwała główką na boki, nucąc kołysankę. Ork nie mógł wiedzieć, na kogo trafił...

W okolicy Akryla zapadła głucha cisza. Po Darcusie nie było ani śladu.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Zaraza stanął twardo na ziemi i spoglądając przed siebie w ciemność, ale najwyraźniej nie idąc, tylko czekając aż Xardon pójdzie przodem.

- Nieważne jak bardzo lubiłbym alkohol, to on nie załatwi naszych wszystkich problemów. - odparł Bleck, spoglądając na ramię jednego z Bliźniaków, oraz rany Med, jakby zupełnie przy tym ignorując swój własny stan.

Nie rzeczywiście nie wiedział. Zamiast tego podejrzewając że to jej sprawka, zaryczał głośnym wrzaskiem, po czym z gniewem zaszarżował na dziewczynkę.

- Przydatny jak zawsze. - Akryl westchnął cicho komentując swoje położenie, po czym rozejrzał się za czymś, dzięki czemu mógłby wrócić z powrotem do miasta.

Avatar darcus
- Mam pewne przeczucie, że spodoba ci się w następnym kręgu. - Rzekł Xardon przez ramię, jednak w tym momencie zatrzymał się, bo tuż przed nim pojawił się spotkany już wcześniej dwukrotnie duch pisarza Morleya.
- Bu! - Philipth zarechotał. - Nie spodziewałeś się mnie, co? Miałem nadzieję, że w końcu zdołamy poga... -
- NA MIŁOŚĆ BOSKĄ! - Wrzasnął przeraźliwie Xardon, przywołując potężny błysk energii, który wyrzucił piszczącego ze strachu Morleya daleko w mrok. Mag odetchnął z ulgą, po czym ruszył naprzód przyspieszonym krokiem.

- Jest kaloryczny. Wystarczy go dla wszystkich, a każde z nas musi odzyskać siły. Więc pij. - Rzekłszy to Natalie kopnęła wcześniej odstawioną beczkę tak, że ta przewróciła się i poturlała w stronę Blecka.

W ostatniej chwili dziewczynka zniknęła. Ork potknął się o coś i wywrócił, z hukiem obijając sobie szczękę. Melodyjka nie ucichła, a teraz dobiegała zza pleców Naznaczonego.

W tym momencie Akryl zauważył, że obok niego stoi Maralius. Był mocno czymś zmartwiony, wpatrywał się we wrota. Wcale nie wyglądał, jakby właśnie wrócił ze szpitala...

Avatar Gniotek7
Właściciel
Zaraza uśmiechnął się pod nosem, po czym ruszył dalej za Xardonem dotrzymując mu kroku i przy tym, zastanawiając się, o co może nekromancie chodzić.

- Taka z ciebie dobra matka, a zamierzasz upijać dzieci? - zapytał Bleck kładąc nogi na beczce.

Naznaczony - który gdyby nie był tak bardzo związany z lodem, to pewnie kipiał z wściekłości - zanim jeszcze wstał, posłał za siebie kolejną potężną lodową falę. Następnie podniósł się i rzucił w tamtą stronę jednym z lodowych ostrzy.

- To wydarzyło się dosyć szybko... - stwierdził Akryl, jakby czując że Maralius jest postacią, która może dać mu jakieś odpowiedzi. - Możesz mi powiedzieć co właściwie zrobił Darcus?

Avatar darcus
Po przejściu do końca mostu podróżnicy znaleźli się na półce skalnej idącej w ich prawo. Przed nimi zaś, nieco w dole, zobaczyli chmury w kolorze nieprzyjemnego brązu.

- Moje dzieci mają na tyle mocną głowę, że w przeciwieństwie do pewnego małego łowcy nie upiją się od kilku łyków. - Przedrzeźniała Blecka Natalie, oparłszy dłonie na biodrach.

Fala tuż przed uderzeniem w dziewczynkę, która teraz stała w takiej samej pozycji jak wcześniej, rozdzieliła się w kształt litery "Y" i ominęła ją. Wydawało się, że ostrze rzucone chwilę później przez orka dosięgnie celu, jednak dziecko wyciągnęło rączkę i ruchem tak delikatnym, jakby łapało płatek śniegu, zatrzymało ostrze, zamykając dłoń dokładnie w tym samym momencie, w którym to znalazło się w jej wnętrzu. W tym momencie melodia ucichła, a oczy dziewczynki otworzyły się, ukazując głęboką czerń, która uzmysłowiła Naznaczonemu, jak bardzo źle zrobił, wdając się w walkę z tą niepozorną istotką...

Gorgoron eksplodowała. Naokoło posypały się skrawki nadpalonych ubrań, fragmenty ciała i mnóstwo krwi. Ostrze trzymane przez nią chwilę wcześniej popędziło jakby wystrzelone z armaty w stronę swojego właściciela, zaś w miejscu, w którym chwilę temu stało dziecko, teraz zbierała się chmura intensywnie czarnego dymu oraz małych drobinek w tym samym kolorze. Z każdą sekundą coraz większa, co chwilę buchała ogniem. Nawet Naznaczony poczuł, że to już nie są żarty.

- Uruchomił projekt, nad którym pracowaliśmy ostatnimi czasy. Niestety, nie był gotowy. Ale nie będę strzępił języka. Idź, sam zobacz. - Maralius wskazał na pentagram, na którym wcześniej pojawił się Akryl.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Zaraza wciąż idąc za Xardonem, przyglądał się teraz chmurą próbując się domyśleć czym one mogą być.

Bleck uśmiechnął się lekko i o mało co nie zwrócił uwagi na fakt, że Natalie gada z kimś, kto spędził całe dzieciństwo wśród mnichów, ale wtedy wróciło do niego wspomnienie innej historii związanej z alkoholem. Takie znacznie mniej komediowe i mniej przyjemne do wspominania. Ostrożnie przetarł brudnym rękawem swoją nagle ponurą twarz, po czym podniósł się z beczki.
- Rób jak uważasz. Ja stanę na straży. - powiedział, po czym nie czekając na odpowiedź, ruszył w stronę schodów.

Ork w ostatniej chwili osłonił się ręką, w którą teraz z impetem wbiło się ostrze, a następnie odskoczył jakieś dwadzieścia metrów do tyłu, odrzucony przy tym po części wybuchem. Wbił swoje stopy w śnieg, i spojrzał mrużąc oczy w stronę dymu.
- A więc nie tylko Kult ma swoje czarne owce. - mruknął chwytając wbite w rękę ostrze, przez co to od razu zaczęło zmieniać kształt i po chwili niemal zupełnie zasklepiło ranę, tworząc coś w rodzaju twardego, lodowego karwasza.
W tym samym momencie po przeciwnej stronie Gorgoron, jakiś kawałek dalej. Błysnęło błękitne światło i posypała się drobna ilość śniegu, wśród której pokazał się znany już niektórym Kultysta w białych rękawiczkach.
- No proszę, a więc Masil nie stanowił jedynej wymagającej obrony miasta. - powiedział obserwując barierę, i jakby zupełnie nie zwracając uwagi na przeciwnika Naznaczonego. Poprawił rękawiczki po czym rozejrzał się po niebie, umyślnie ignorując przy tym sporych rozmiarów lodowy meteor, który zaczął spadać prosto w stronę orka. - Ponadto Kain się spóźnia. - dodał wzdychając przy tym. - No i jeszcze ty. - kontynuował, spoglądając na czarny dym. - Drogie dziecko, mogłabyś pobawić się z nami nieco później? Bo chcielibyśmy coś załatwić. - stwierdził, uśmiechając się tak samo łagodnie jak zawsze.

Akryl wysłuchał Maraliusa, po czym wkroczył do pentagramu, ciekawy o co może mu chodzić.

Avatar darcus
Kawałek dalej, po minięciu kilku, lub kilkunastu nabitych na pal nieszczęśników, podróżników czekało zejście na dół po znajomym "szaszłyku" z długiego pręta i ponadziewanych na niego ciał. Następnie na swej drodze spostrzegli łańcuch, podobny do mijanego wcześniej.

Natalie omiotła wzrokiem drużynę, chcąc pobieżnie zaktualizować jej stan.

Z dymu wychynął kształt przypominający pazurzastą dłoń, który wykonał pchnięcie w powietrzu w stronę nowo przybyłego kultysty, na co pod tym zatrzęsła się ziemia, uderzając go od dołu w taki sposób, by wytrącić go z równowagi. W tym momencie z chmury wyskoczyła druga ręka, z której w stronę orka wystrzeliła macka... A raczej nie tyle wystrzeliła, co zmaterializowała się na całej odległości jednocześnie, oplatając go wokół pasa i ciągnąc do siebie.

Akryl znalazł się w tym samym domu, z którego wcześniej przeniósł się do podziemi. Tym razem był on opustoszały. Drzwi były otwarte, a po nagach ani śladu.

Avatar Gniotek7
Właściciel
- Deja vu. - mruknął Zaraza podążając za nekromantą.

Z pewnością to nie był ich szczęśliwy dzień. Praktycznie wszyscy byli poobijani i zadrapani w większości miejsc. Część z nich miała nieco większe krwawiące rany które przydałoby się opatrzyć, ale większość z nich raczej nie groziła wykrwawieniem. W najlepszym stanie był widocznie Smakosz, któremu udało się uniknąć większych skaleczeń. Z Med było gorzej, jej noga wciąż sprawiała ból i o szybkim biegu nie było mowy, poza tym miała dosyć widocznie rozcięte ramię, z którego wciąż spływała powolnie krew. Bliźniacy również byli w kiepskim stanie, jako iż jeden z nich praktycznie stracił teraz zupełnie jakąkolwiek kontrolę nad własnymi rękoma. - jedna wciąż zwisała nieruchomo, krwawiąc w paru miejscach, drugą natomiast cały czas trzymał dłoń drugiego z nich, z którym było już nieco lepiej, może z wyjątkiem paru mocniejszych zadrapań na kolanach. Bleckowi nie dała rady przyglądać się zbyt długo, gdyż właśnie zniknął jej z oczu wchodząc na schody, była w stanie jednak dojrzeć sporą podłużną ranę na plecach, sięgającą od mostka, aż do jelit.

Kultysta zachwiał się i o mało nie wywrócił, po czym skierował ręce w dół zamrażając ziemię dookoła i jednocześnie przywołując niewielki acz wytrzymały słup lodu, dzięki któremu wybił się nieco w powietrze i wylądował kawałek dalej.
- Orku! Mógłbyś się zając tym zbłąkanym dzieckiem? Bo ja naprawdę mam coś do zrobienia! - zawołał spoglądając w stronę miasta, z poczuciem czegoś w rodzaju nostalgii, tak jakby pojawiło się coś, za czym naprawdę tęsknił.
- To naprawdę ciekawa odmiana, skoro Mistrz w końcu pozwolił mi się ujawnić. - zauważył poprawiając rękawiczki. - Szkoda że Kain tak się wlecze, myślałem, że naprawdę chciał zobaczyć na co mnie stać. - dodał z udawanym żalem, po czym rozpostarł swoje dłonie, co spowodowało że po całej okolicy przetoczyła się podziemia fala uderzeniowa, która z oczywistych powodów nie zaszkodziła jedynie niczemu na terenie miasta, a sam kultysta tuż po tym uniósł ręce jeszcze wyżej. W tym momencie jak na zawołanie, dookoła całej bariery otaczającej miasto, z ziemi zaczęły wyrastać grube, sporych rozmiarów lodowe kolce, które otoczone rosnącą wraz z nimi co raz większą zamiecią otaczającą je, zaczęły wznosić się powoli ku górze, grubnąc i rosnąc z każdą chwilą.

W tym samym czasie wściekły Naznaczony z całej siły spróbował zaprzeć się w miejscu, otaczając własne nogi potężną warstwą lodu i przymarzając się do ziemi, jednocześnie tworząc sporych rozmiarów lodowy topór, którym próbował przeciąć mackę która dopiero co go schwytała.

Akryl nie marnując czasu, wybiegł z budynku próbując odkryć wreszcie co się stało.

Avatar darcus
Po przejściu przez jeszcze chłodniejszy i powodujący jeszcze większy dyskomfort niż poprzedni łańcuch, podróżnicy mogli przeskoczyć na linę, która ciągnęła się w dół, przez beżową mgłę.
- Zaczekaj aż przejdę na drugą stronę. Lina nie utrzyma nas dwóch. - Rzucił Zarazie Xardon, po czym gładko ześliznął się w dół. Jeździec, obserwując go, spostrzegł również jakieś majaczące poniżej czerwonawe kształty. Wkrótce mag zniknął z pola widzenia, a lina rozhuśtała się, a potem zatrzymała, sygnalizując, że Zaraza może ruszać dalej, co z pewnością okazało się dla niego ulgą, zważywszy, że musiał do tej pory trzymać się wyjątkowo niekomfortowego, chłodnego łańcucha, który zdawał się wysysać z niego siły tak długo, jak Jeździec go dotykał.

Natalie zamyśliła się. Usiadła na ziemi, plecami opierając się o beczkę i zamykając oczy. Podkuliła nogi pod brodę i westchnęła.
- Powiedzcie mi, czy nasz cel nadal jest tego wart? - Zapytała po dłuższej chwili, kołysząc się w tę i z powrotem.

Topór natychmiast ugrzązł w macce jak w smole, a z niej samej zaczęły w osobliwy sposób wyrastać kolejne odnogi, przyklejając się do lodu i swoiście używając siebie nawzajem do wspinania się. Podobnie zresztą działo się na ciele Naznaczonego, który mimo, iż zdołał się zaprzeć wystarczająco mocno, by istotnie spowolnić bycie ciągniętym, to cały czas tracił mobilność przez oplatające go macki.

W tym momencie z powietrza ponad nim, nieco z jego prawej strony i z tyłu, w kierunku drugiego z kultystów poleciała kula ognia wielkości korony przeciętnego drzewa. Nie był to jednak zwykły ogień. Z jednej strony nie miał w sobie ani trochę magii, a z drugiej był wyjątkowo gorący i na jakiś sposób wyjątkowy... O ile rzecz jasna lodowy mag potrafił to wyczuć.

Akrylowi nie było trudno spostrzec, co dzieje się w mieście i dookoła niego. Bariera była ledwie widoczna i dawała o sobie znać niemal przezroczystą, zielonkawą poświatą wokół miasta. Jedynym obiektem z wewnątrz wystającym poza nią była korona drzewa Masila. W całej okolicy panowało zaś pospolite ruszenie. Strażnicy, asasyni i paladyni biegali dookoła próbując zorganizować samych siebie i jednocześnie uspokoić wzburzoną ludność.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Zaraza czując dyskomfort puścił się więc chłodnego łańcucha jak tylko dostał znak, po czym ostrożnie ruszył w ślady Xardona i ześlizgnął się po linie.

- To zależy, - zaczął Smakosz kładąc jedną beczkę na drugiej i odkręcając jej korek - o którym celu mówisz. - stwierdził schylając się i zaczynając sączyć piwo z beczki. Wyglądało na to że na to samo jednak ani Bliźniacy, którzy teraz po prostu siedzieli na beczkach blisko siebie, ani Med, która usiadła opierając się o zimną kamienną ścianę, z wzrokiem wbitym w swoją uszkodzoną nogę, nie mają ochoty.

Naznaczony wrzasnął wściekle, po czym spod jego nóg zaczęły wyłaniać się lodowe kolce, które z dosyć dużą prędkością zaczęły dźgać macki chowając się i wyskakując raz po raz. Ciało orka tymczasem zaczęła od stóp do głowy pokrywać twarda warstwa lodu, tworząc swego rodzaju pancerz, który był jednak na tyle przeźroczysty, że był on w stanie przez niego widzieć, mimo iż całkowicie pokrywał jego twarz.

Trudno było stwierdzić, czy kultysta wyczuł nadciągające zagrożenie czy nie, gdyż na drodze kuli ognia do niego, z ziemi wysunęła wielka lodowa dłoń, na której wierzchu zmaterializował się znany już niektórym, starszy i wyraźnie dumny z siebie kultysta. O dziwo jednak, nie próbował zatrzymać kuli ognia ścianą lub czymś w tym rodzaju a... Rozpostarł ręce, i przyjął wszystko prosto na siebie. Doszło do zderzenie się mocy z kultystą, co doprowadziło do tego, że cała dłoń na której stał praktycznie się roztopiła i rozpłynęła, wszystko dookoła niego topnieć, ale on sam, stał z wyraźnym chytrym uśmiechem, opuszczając ręce, i wyraźnie, nie będąc nawet poparzonym przez ogień który zatrzymał.
- To doprawdy znakomity cud, że jako Kultysta Firnu zostałem pobłogosławiony przez księgę akurat takim darem! - zawołał unosząc swój dumny głos, który najwyraźniej został niewiarygodnie wzmocniony przez jakieś zaklęcie, dzięki czemu było go słychać nawet na murach oraz w części miasta, stojąc na ziemi, i próbując dostrzec tego, który próbował zaatakować jego towarzysza. - Chyba powinienem podziękować temu miastu! W końcu do wy oddaliście do rąk to znakomite dzieło. Szkoda tylko, że nie nikt z mieszkańców Anubel, nie dożyje wszystkich wspaniałości które otrzymaliśmy wraz z wymianą jakiej dokonało z nami Bractwo Asasynów! - mówił niemal proroczym i zwiastującym apokalipsę głosem, rzucając przy tym okiem, jak otoczone zamiecią kolce zaczynają rosnąć co raz wyżej i wyżej, będąc już na wysokości murów.

Akryl stanął nieco zdziwiony słysząc dobiegający widocznie zza bariery donośny głos, widział, że część obywateli również przerwało swoje aktualnie czynności, by wysłuchać ze zdziwieniem na twarzy całej przemowy, widać było, że pewną część z nich, widocznie poruszyły w szczególności ostatnie słowa. Szkielet nie zdążył się jednak nad tym zbyt długo zastanawiać, gdyż musiał w ostatniej chwili uniknąć idącego potężnego orka z przypalonym kawałkiem twarzy i wielkim dwuręcznym toporem, idącego prędko w stronę dalszej bramy, gdzie znajdowała się reszta Braci Wojny i najbliższa droga... Do ich obozu.
To może spowodować nie małe kłopoty... - przeszło przez głowę Akrylowi, który patrząc po barierze, zaczął podejrzewać że zostawiła ona obóz orków na zewnątrz, poza barierą.

Avatar darcus
Kiedy tylko Zaraza ześlizgnął się we mgłę, poczuł paskudny smród. Nie kojarzył się on jednak z chorobą, czy rozkładem. Była to mieszanka woni zepsutej żywności, ludzkich odchodów i innych, mniej intensywnych zapachów związanych z raczej niezbyt przejętymi higieną ludźmi. Wkrótce Jeździec poczuł, że kończy mu się lina. W tym momencie mgła rozrzedziła się nieco, a po lewej stronie, jeśli być zwróconym do skały, znajdował się następny sznur. Kawałek za nim skała wysunięta była nieco dalej, a w miejscu w którym następował przeskok pomiędzy dwoma pionami w kamieniu znajdowało się coś, co miało kolor czerwony, było mięsiste, drgało co chwilę i przypominało pewien otwór w ciele człowieka. Skierowane było na linę, zaraz ponad miejscem, w które przedostałby się Zaraza, gdyby przeskoczył na nią ze swojej w najniższym możliwym punkcie.

- To chyba oczywiste? O tym, dla którego ruszyliśmy dalej wgłąb góry. - Rzekła Natalie, unosząc karcące spojrzenie na Smakosza.

Kolce dźgające macki nie robiły im absolutnie nic. Powstałe otwory w śluzowatej substancji zasklepiały się niemal błyskawicznie. W tym momencie Naznaczony był już niemal całkowicie opleciony wokół, a główne odnóże ciągnęło coraz mocniej. Byt zaś po drugiej jego stronie nabierał coraz więcej kształtów, będąc już nieco bardziej humanoidalną, ale nadal eteryczną formą czegoś, co przypominało niezwykle wychudzonego człowieka o bardzo długich kończynach, torsie, szyi oraz palcach i przez to zniekształconych proporcjach. Ze środka wydobywał się narastający dźwięk szumu.

W tym momencie na rozkojarzonego swoją własną przemową świeżo przybyłego kultystę spadł niczym kometa członek Kręgu Pierścienia, zasadzając mu z całym impetem cios pięścią w twarz, po czym odbijając się i lądując z hukiem kawałek dalej. Kawałki jego szaty już zajęły się ogniem, który nic sobie nie robił z otaczającego mrozu, a przynajmniej tak się zdawało.

Jakiś asasyn eskortujący grupę ludności przystanął na chwilę, gdy rozległa się mowa. - Blefuje... - Syknął rozzłoszczony, po czym popędził prowadzony przez siebie tłum niczym stado bydła, chcąc jak najszybciej wykonać naprędce rozdane mu i jego współpracownikom rozkazy.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Wspomnienia wracają... Dawniej jednak wydawało się to mniej... Nieprzyjemne... - pomyślał Zaraza zjeżdżając na sam dół liny, po czym trzymając się jej końca, po czym zeskoczył z niej, i przeniósł się mocą do następnego sznura, i chwytając się go w miejscu pod nie zachęcającym otworem.

- Nie możemy zostawić go tutaj samego... - powiedziała cicho Med nie unosząc nawet głowy - Ron zasługuje na więcej...
Smakosz słysząc to, wzruszył lekko ramionami.
- Musimy mieć na też na uwadze, że zdaniem Blecka powinniśmy trzymać się pierwszego celu, jest więc szansa że jeśli znajdziemy wóz, cały lub nie, to on będzie chciał się stąd wydostać. A bez niego... Raczej sobie nie poradzimy. - stwierdził. - Med jest więc za tym żeby uratować ich starego znajomego, a Bleck za tym żeby znaleźć dostawę. Hej, a wasza dwójka? Co o tym myślicie? - zapytał spoglądając na Bliźniaków.
- Michael obiecał nam nowy start, jeśli wykonamy dla niego tę robotę... Ale jeśli ma nam to grozić śmiercią... - w tym momencie zatrzymali się na chwilę, i widać było, że po ich ciele przeszedł mocny dreszcz. - To powinniśmy się stąd wynosić.
- Masakra... - mruknął Smakosz drapiąc się po głowie. - Mamy więc straszny podział.

Naznaczony pokryty teraz lodem, przekierował sporą część swojej mocy, próbując zamrozić teraz nie tylko macki przeciwnika, ale też wszystko co znajdowało się w okolicy, wliczając w to powietrze. W tym samym momencie, prosto w jego przeciwnika, z całym impetem uderzył wielki lodowy meteor, który chwilę temu szło ujrzeć na niego.

Kultysta schylił się na moment łapiąc dłońmi za obolałą twarz, po czym szybko wyprostował się i spojrzał ze gniewem na przeciwnika. Wtem najwyraźniej rozpoznając z kim ma doczynienia, na jego twarzy pojawił się... Uśmiech. Zaśmiał się głośno unosząc przy tym ręce wysoko w górę, a jednak będąc znacznie bardziej skupionym i gotowym na ewentualny ruch przeciwnika.
- A więc nareszcie się zjawiliście! - zawołał, swoim wciąż wzmocnionym głosem. - Mój mistrz zastanawiał się, czy postanowicie się ruszyć, czy dalej będziecie się ukrywać i ignorować zagrożenie, jakim jesteśmy! Cóż... - teraz opuścił dłonie i zacisnął mocno pięści, spoglądając przeciwnikowi w oczy. - Im więcej ofiar pochłonie błogosławieństwo księgi, tym lepiej!

W międzyczasie chmury uniosły się ponad koronę drzewa Masila, i zasłoniły teraz praktycznie cała okoliczne niebo. W całej okolicy zaczynało się robić co raz bardziej zimno, zbliżając się nieuchronnie do ujemnej temperatury. Przestał padać grad i zamiast tego zastąpiony został sporą ilością śniegu, który zaczął sypać z nieba. W tym wszystkim niezwykle trudno było ujrzeć kościane smoki, które wyleciały spomiędzy chmur, i zaczęły rozsiewać tę samą mgłę, co przy wielkiej lodowej skale, która powoli zaczęła opadać co raz bliżej ziemi, otaczając tym samym miasto wraz z śniegiem, oraz lodowymi kolcami, które sięgały teraz już wysokości połowy bariery chroniącej Anubel, zasłaniając właściwie zamiecią to, co dzieje się na zewnątrz.

Avatar darcus
W tym momencie otwór drgnął mocniej i buchnął ogniem, który przylgnął do liny i zaczął niebezpiecznie szybko ześlizgiwać się po niej w dół.

- W takim razie twój głos przeważy. - Rzuciła Natalie, wstając i wpatrując się w Smakosza, kładąc ręce na swoich, wciąż nagich, biodrach.

Macka zaczęła zamarzać, ale nie puściła. Wręcz przeciwnie, pociągnęła mocniej, kiedy twór został trafiony przez meteor. A właściwie niezupełnie trafiony, bo humanoid złapał lodowy obiekt obiema rękami, a także dwiema kolejnymi, które wyrosły z jego ciała. Teraz macka wystawała z brzucha, podczas gdy pazury zostawiały głębokie ślady w trzymanym meteorze. W postaci było coś dziwnego. Była eteryczna, ale do tego zdawała się jednocześnie wykazywać cechy materialne. Uniosła ona meteor i rzuciła nim w orka, kierując się być może czystym gniewem. W tym momencie szum wydobywający się z jej wnętrza zmienił się w kołysankę śpiewaną głosem dziecka. Mimo iż ton głosu wskazywałby, że jest on cichy, to dźwięk rozniósł się echem po okolicy i wprawne ucho mogłoby usłyszeć go z głębi miasta.

Nova zmrużył oczy pod maską i zaczął biec na przeciwnika. Już w połowie drogi jego stopy zdawały się nie dotykać gruntu. Pod nimi pojawiały się niewielkie platformy ułożone z czerwonych, płomienistych znaków pojawiających się w powietrzu, które działały tak, jakby były materialne. Terrestian wyskoczył wysoko ponad swego przeciwnika, w powietrzu biorąc mocny zamach znad głowy i zaczął opadać z ogromnym impetem, wspomagając się ogniem wystrzeliwanym do tyłu. Jego przedramię rozgrzało się tak mocno, że najbliższa mu tkanina została w kilka chwil spopielona. Uderzenie nadciągało...

Victoria wybiegła z podziemi niedługo po Darcusie. Nie zdołała jednak zrobić tego na tyle szybko, by za nim nadążyć, dlatego teraz szybkim krokiem przemierzała miasto, próbując znaleźć jego, albo kogoś kto mógłby jej powiedzieć co się dzieje. W pewnym momencie jednak usłyszała cichy śpiew.
- Wśród morskich traw... Wśród morskich traw... Płyną dusze co nie znają wilkołaków praw... - Niebieskiej na samą myśl popłynęły łzy z oczu. Odwróciła się na pięcie i ruszyła biegiem tak szybkim, jakby walczyła o własne życie, w kierunku źródła dźwięku. Na drodze napotkała jednak barierę tuż przy południowym wyjściu z miasta.
- Cholera jasna! - Wrzasnęła przeraźliwie, uderzając pięścią w magiczną ścianę

Avatar Gniotek7
Właściciel
Zaraza widząc kolejne zagrożenie, zaczął zjeżdżać po linie w dół, starając się zarówno nie dać się spalić, jak i nie stracić równowagi i nie zlecieć w dół.

Smakosz słysząc to otwarł szeroko oczy i wydał z siebie wyraźne stęknięcia niezadowolenia.
- Emm... W zasadzie to... Raczej nie jestem zbyt dobry w podejmowaniu decyzji... Czegokolwiek nie zrobimy, musimy trzymać się w grupie, ale nie wiem jaka decyzja byłaby właściwa... - mówił wyraźnie nie chcąc podejmować decyzji. - O! Wiem! Ty powinnaś zadecydować! W końcu masz tutaj prawdopodobnie najwięcej siły! - zawołał zadowolony znajdując wyjście ze swojej sytuacji.

W momencie kiedy meteor zderzył się z Naznaczonym, doszło do gigantycznego wybuchu niezwykle jasnej i potężnej energii, która była w stanie oślepić na kilkanaście sekund każdego kto patrzył w tamtą stronę. Trudno było ocenić jak zaszkodziło to przeciwnikowi Naznaczonego, w okolicy powstała jednak sporych rozmiarów okrągła dziura, głęboka na jakieś trzy metry i szeroka na co najmniej z dziesięć, kiedy tylko błysk osłabł, ujrzeć można było że ork zniknął, zostawiając po sobie chmurę śnieżnego pyłu, który teraz powoli opadał na ziemię.

Kultysta zacisnął zęby i płynnym ruchem ręki przywołał nad sobą sporych rozmiarów wytrzymałą, twardą i nieprzejrzystą lodową barierę, wyglądającą niczym pokryta runami podobnymi do tych które znajdowały się na skórze Naznaczonego bańka, która zasłoniła zupełnie widok na rzucającego.

W tym samym czasie dokładnie po drugiej stronie miasta, zaczynał panować hałas chaos, spowodowany tym, że część orków została oddzielona od obozu który okazał się nie zostać osłoniętym przez barierę, i teraz byli wyraźnie wściekli. Równie wściekły był ork z przypalonym kawałkiem twarzy, widząc zaistniałą sytuację.
- Co tu się do cholery dzieje?! - ryknął widząc jak część Braci próbuje przebić się przez barierę tłukąc w nią pięściami i broniami.
- Ci durni ludzie oddzielili nasz obóz od miasta tym głupim zaklęciem! - zawołał jeden z orków zaciskając pięści. - Za kogo oni się uważają?!
Temu wszystkiemu przyglądał się także nieco z dystansu Wojna, który również nie wyglądał na zadowolonego sytuacją.
- Co ten Darcus sobie myśli... - syknął zastanawiając się, co w tej sytuacji może zrobić.

Tymczasem dookoła orkowego obozu nagle pojawił się krąg mgły, z którego na dźwięk przypominający róg wojenny, zaczęły wysypywać się cała horda lodowych atronachów. Bracia Wojny chwycili za broń oraz zwołali swoje wargi, widać było że nie zależnie od sytuacji, oni zamierzają się tutaj utrzymać.

Avatar darcus
Zaraza jechał w dół przez coraz rzadszą mgłę, jednak w pewnym momencie skończyła mu się lina. Ogień naglił, zaś w dole był kolejny sznur, tym razem rozpięty poprzecznie. Jeździec musiał się puścić... Tymczasem otoczenie zdążyło się zmienić. W miarę przemieszczania się w dół, Zaraza obserwował coraz częściej pojawiające się otwory buchające ogniem, a także żyły i mięsiste włókna przecinające skałę. Dalej w dole całe ściany zrobione były z mięsa i ciała, zdającego się rosnąć i egzystować bez ładu, tworząc w całości okoliczne ukształtowanie terenu. Nie było jednak czasu spojrzeć dalej w dół, ani tym bardziej podziwiać widoków.

Natalie przysiadła znów na beczce i zastanowiła się przez chwilę. - Nie mogę jednocześnie odpierać hord potworów i chronić was, a wy jesteście w zbyt marnym stanie, by o siebie zadbać. - Skonkludowała w końcu chłodnym, niepodobnym do siebie tonem, po czym wstała. - Wracamy. - Zarządziła, po czym ruszyła śladem Blecka, który jakiś czas wcześniej opuścił pomieszczenie.

W pewnym momencie kultysta przywołujący lodową apokalipsę wokół miasta poczuł na sobie siłę ciągnącą go w dół. To macki istoty z którą walczył wcześniej Naznaczony, a która zdawała się wciąż być nieugięta, oplatały w coraz szybszym tempie swoją nową ofiarę. Było ich coraz więcej, a sam byt stawał się z każdą chwilą coraz większy, bardziej zarysowany i potworniejszy. Widoczne stały się oczy, które, choć tak jak i ciało były głęboko czarne, wyróżniały się tym, że zdawały się wręcz wysysać światło z otoczenia. Chłód nie robił na istocie najmniejszego wrażenia, a przynajmniej chwilowo tak się zdawało.

Nova uderzył w bańkę jak kometa, rozgrzewając się do takiej temperatury, że w zasadzie większość szkód wyrządziło jego ciepło, a nie energia upadku. Szaty opadły z niego już jako popiół, pozostawiając tylko zwęgloną maskę wciąż przylegającą do jego twarzy. Impet sprawił, że Terrestian spadł dalej, uderzając niemal dokładnie w miejsce, gdzie chwilę wcześniej stał kultysta.

- Stój tu... - Rzucił zniesmaczony zachowaniem orków Głód, który był w tym czasie ze swoim bratem, po czym wystąpił naprzód i zniknął, otaczając się błękitną energią z klejnotu w zbroi Wojny. W tym momencie ten ostatni poczuł, jak upływa z niego spora dawka energii, a za jego plecami otworzyło się coś w rodzaju portalu, przez który mocno powiało chłodem. Jego wnętrze było czarne, a krawędzie zrobione jakby z szarobłękitnych obłoków, pomiędzy którymi przeskakiwały iskierki niebieskiej energii. Drugi jego koniec otworzył się za bijącymi w barierę orkami, po czym zza czarnej osłony wyłonił się Głód. W tym momencie wszystkie atronachy zostały złapane w coś, co przypominało eteryczną, półprzezroczystą, błękitną tkaninę, która oplotła je i wraz z nimi zawisła w powietrzu, powstrzymując je od jakiegokolwiek ruchu.
- Hej, osiłki, jeśli chcecie się dostać do środka i przy okazji przeżyć, to tylko tędy! - Wykrzyknął Jeździec, chcąc być pewnym, że żołnierze go usłyszą.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Zaraza nie mając więc za bardzo wyjścia, puścił się trzymanej liny i zleciał niżej chwytając się następnej.

Bleck siedział na górze schodów, oparty o ścianę jednego z budynków. Obok niego teraz, znajdowała się dwójka wargów Braci Wojny, którym najwyraźniej udało się znaleźć drogę do grupy. Łowca wpatrywał się gdzieś w dal zamyślonym wzrokiem, opierając się przy tym o krasnoludzki topór.

W momencie kiedy macki zaczęły oplatać kultystę, niemal natychmiast zaczęły zamarzać. Nie była to jednak taka sama siła jaką posiadał Naznaczony, a znacznie większa, która niemal nie pozwalała macką poruszać się po ciele przeciwnika, zamieniając je w lodowe rzeźby. Kultysta natomiast, choć widać było że odczuł zagrożenie znajdujące się przy nim, to nie przerywał zaklęcia, dzięki któremu kolce były już praktycznie na wysokości na której kończyła się bariera, i teraz zaginając się, zmierzały w stronę drzewa Masila.
W tym samym momencie w istotę walczącą z Kultem z impetem poleciała sporych rozmiarów lodowa fala, najeżona kolcami i wydająca się być znacznie wytrzymalszą, większą i szybszą niż dotychczasowe ataki Naznaczonego. Nie było to jednak takie dziwne, jako iż można było ujrzeć teraz, że zaklęcie nie zostało rzucone przez jednego, a dwóch Naznaczonych, stojących kilkadziesiąt metrów dalej.

W momencie kiedy bańka została naruszona, cała rozbiła się z hukiem, uwalniając z wewnątrz smoka, który z również dużą siłą wleciał w przeciwnika. Samo stworzenie przypominało nieco kościane smoki, które latały teraz nad polem bitwy, jednak wyglądało na to że nie jest stworzony z kości ani lodu, a jakby z samych run, unoszących się teraz i kręcących w okół, tworząc kształt nowego przeciwnika. Bestia chwyciła Novę w szczękę, i najwyraźniej nie czując gorąca, zaczęła lecieć z nową zdobyczą prędko wysoko ku niebu.

Orkowie którzy już byli gotowi do walki z hordą przeciwników, wyglądali na trochę zawiedzionych tym że do walki nie doszło, jednak widząc nową możliwość, zaczęli zwoływać resztę swoich Braci i wraz z ich bestiami ruszyli rosnącą hordą w stronę portalu. W tym momencie do Wojny podszedł jakiś strażnik kładąc mu rękę na ramieniu i potrząsając nim lekko.
- Hej! Co wy robicie?! Przecież nie możemy wpuścić całej tej hordy do miasta! Oni kompletnie je zdemolują... Hej... Puść mnie! - przerwał swoje narzekania w momencie, kiedy jakiś ork podniósł go jedną dłonią za rękę, jakby był zwykłym patykiem, po czym odstawił kawałek dalej.
- Było nas wcześniej ostrzec o tej waszej durnej barierze. - mruknął ork patrząc na człowieka i zaciskając pięści.
Ten drgnął lekko, i najwyraźniej chciał jeszcze coś powiedzieć, ale w tym momencie przez portal zaczęli wyłazić orkowie, na co ten tylko jęknął głośno i pobiegł w stronę koszar.
- Dzięki Hag-Notfak - rzucił Wojna uśmiechając się lekko najwyraźniej rozpoznając orka, po czym zaczął witać się krótko praktycznie z każdym przechodzącym przez portal.
- To na pewno dobry pomysł? Ludziom się to może nie spodobać. - zauważył jeden z orków przystając obok Wojny i patrząc na ledwo widocznych swoich, jako iż zamieć praktycznie zasłoniła teraz wszelki widok na zewnątrz.
- Coś się wymyśli. - rzucił beztrosko Jeździec po czym rozejrzał się. - Hej! Tutaj się nie zmieścicie! Kierujcie się wszyscy w stronę rynku! Hag-Notfak, poprowadź ich!
- Ta jest. Słyszeliście Bracia! Za mną! Bierzcie swój sprzęt i pieski, idziemy sobie znaleźć miejsce! - zawołał potężnym głosem po czym ruszył ścieżką w stronę placu, a cała reszta popłynęła za nim niczym pielgrzymka... Chociaż z ich sprzętem i temperamentem prędzej przywodziło to na myśl krucjatę.

Elisif w którymś momencie widocznie nie wytrzymała, wstała z łóżka czując jak po plecach jej przechodzi dreszcz, po czym zauważając klucz na ławie, chwyciła go i ruszyła w stronę drzwi.
- Elisif? - zapytał Karczmarz zdziwiony. - To nie jest dobry pomysł, tam może być niebezpiecznie!
- Wiem, dlatego muszę ją jak najszybciej sprowadzić. - powiedziała, po czym otwarła drzwi, i rozejrzała się na zewnątrz. - Zostań tutaj z Vitę, niedługo wrócimy. - dodała, po czym zamknęła za sobą drzwi.
- Cholera... - syknął Abraxas wbijając wzrok w podłogę.

Avatar darcus
Zaraza znalazł się na poprzecznej linie, a chwilę potem obok niego przeleciały tlące się skrawki liny, z której dopiero co zszedł. Nie było jednak czasu się zastanawiać, bo na jego drodze znalazły się kolejne trzy drgające otwory, tym razem przed nim. Naprzód zaś, w miejscu gdzie lina zetknęła się z mięsistą ścianą, mógł zeskoczyć na półkę skalną... Czy może raczej mięsną? W każdym razie, chyba należało się pospieszyć...

- Pakuj manatki. Wracamy skąd przyszliśmy. - Rzuciła krótko Natalie, wychodząc dalej naprzód, by rozejrzeć się po okolicy.

Istota bezskutecznie próbowała przez kolejną chwilę oplatać kultystę, aż w końcu jej zapędy zostały przerwane przez nadciągającą falę lodową, która uderzyła silnie w mackę, sprawiając, że ta drgnęła, silnie podziurawiona, i w jednej chwili wróciła do wnętrza istoty. Dziwne było jednak to, że ona sama zdawała się w ogóle nie odczuć na sobie ataku dwójki. Co więcej, zachowała się wobec lodu jak powietrze. Istota, nie przerywając cały czas śpiewu, syknęła i skoczyła z ogromną prędkością na będącego wcześniej jej celem kultystę, zamierzając nadziać go na pazury jak oliwkę na wykałaczkę.

Nova przez chwilę rozgrzewał się do takiej temperatury, że zaczął po chwili świecić jak latarnia, jednak widząc, że to nie daje efektu, warknął tylko głośno i złapał się obiema rękami za głowę. W tym momencie otoczyła go dziwna energia, która po chwili sprawiła, że zniknął z paszczy smoka, tak samo nagle jak ten ostatni się pojawił.

Głód rozejrzał się. Rozłożył ręce i zacisnął pięści. W tym momencie otoczyła go energetyczna bańka, która rozrosła się do rozmiarów otaczających cały obóz orków, nie oddziałując z nimi, ale wypychając na zewnątrz cały chłód i nie pozwalając mu dostać się z powrotem do środka. Chwilę potem moc otaczająca atronachy zacieśniła się, miażdżąc je jak skorupki orzechów.

Elisif po krótkiej chwili podróży korytarzem przez opustoszałe podziemia znalazła się w tym samym miejscu, które nie tak dawno odwiedzili Darcus i Akryl. Wrota wciąż były zamknięte, a na miejscu nie było żywej duszy, ale dodatkowy zmysł kobiety podpowiadał jej kto i kiedy tu był...

Avatar Gniotek7
Właściciel
Zaraza widząc zagrożenie, zamiast wspinać się po linie, puścił się jej, po czym wykonał kilka skoków mocy, lądując przy tym na mięsnej półce.

Bleck nawet nie ruszając głową powiedział tylko cicho.
- W takim razie idźcie, ja wciąż mam coś do zrobienia.

Dokładnie w momencie kiedy przeciwnik już miał nabić kultystę ten... Rozsypał się dookoła w postaci śnieżnego puchu. W tym samym momencie kolce przestały rosnąć, zatrzymując się praktycznie przy samej koronie drzewa Masila, tej samej koronie obok której właśnie przeleciała mgła wypuszczania przez smoki i która wciąż opadała co raz niżej.

Smok widząc że jego obiad gdzieś zniknął, zatrzymał się w powietrzu, po czym zaczął rozglądać się po co raz słabiej widocznej okolicy.

Wyglądało na to że po tym jak Głód zniszczył wszelkie znajdujące się aktualnie w okolicy atronachy, to automatycznie nowe przestały napływać. Za to już co najmniej połowie orków udało się przedostać przez portal, reszta dalej zbierała swój sprzęt i wszystkie najważniejsze rzeczy.

Elisif rozglądając się po pomieszczeniu, zgadywała że musi być stąd jakaś droga dalej, mając jakąś wiedzę o magii, stwierdziła że stanie w pentagramie znajdującym się w pomieszczeniu.

Szczur szedł właśnie przyspieszonym krokiem przez puste korytarze Akademii, starając się przypomnieć w której sali zamierzają odbyć się pierwsze zajęcia. Jedyne co szło w tym momencie usłyszeć to jego nieco zmęczony oddech i szelest pancerza podążającego za nim Marcusa.
- Mówiłem ci, żebyś nie szedł teraz do toalety. - mruknął rycerz.
- Zamknij się! Wyszedłbym szybciej gdybym nie testował nowego zaklęcia... - syknął Szczur.
- Co? Sikanie bez trzymanki? - zapytał.
- Bardzo zabawne... W zasadzie to udało mi się odkryć jak... Cholera zresztą nieważne! Lepiej mi przypomnij w której sali mam mieć te głupie lekcje!
- Jeśli dobrze pamiętam twój plan, to 1.24. - odparł Marcus.
- 1.24... 1.24... To chyba za rogiem! - zawołał przyglądając się numerom drzwi znajdujących się po jego lewej stronie. Mając to na uwadze przyspieszył i docierając do rogu korytarza skręcił w lewo gdzie ujrzał... Trójkę złotych rycerzy stojącą pod jednymi z drzwi, jakby czekających na coś. Po Celestii nie było śladu.
Szczur zwolnił podchodząc nieco bliżej wraz ze swoim ochroniarzem.
- Regulamin wymaga, by osoby towarzyszące uczniom zostały przed salą. - odezwał się jeden z nich, w momencie kiedy Szczur otwierając szeroko oczy ujrzał, że stoją przed salą 1.24. To chyba jakiś żart... Dobrali mnie do klasy z tym rozpuszczonym bachorem?! - przeleciało mu przez głowę, a on sam zacisnął mocno pięści.
- No to w takim razie ja tu poczekam. - mruknął Marcus, któremu wizja zostania z trójką błyszczących rycerzyków również nie wydawała się najlepszą opcją.
- Ale... Mniejsza... - szepnął tylko Szczur, chciał trochę ponarzekać że Marcus powinien go cały czas pilnować, ale stwierdził że skoro nawet Celestia Goldenberg na to przystała, to nie może być gorszy. Przełknął ślinę i otworzył drzwi.
Sala wyglądała dosyć typowo, można wręcz powiedzieć, że aż nazbyt typowo. Nie było tutaj niczego, co mogłoby wskazywać na to że w tej Akademii używa się magii... Poza samymi uczniami oczywiście, ale do ich dziwnego zbiorowiska, dawny kultysta zdążył się przyzwyczaić. Zdziwiony nieco tym, że nauczyciel od samego początku zupełnie zignorował jego pojawienie się i kontynuował swój nudny i ignorowany przez Szczura monolog, ten wyczaił najbliższe miejsce znajdujące się pod oknem, i podbiegł do niego. Tak się akurat złożyło, że trafił do tej samej ławki, w której siedział spotkany przez niego chłopak w białych rękawiczkach, który na jego widok uśmiechnął się i wskazał kciukiem Celestię Goldenberg, siedzącą samą w ławce, na samiusieńkim środku sali, z założonymi rękoma, i wpatrującą się gdzieś przed siebie, raczej w białą tablicę aniżeli nauczyciela.
- Wiem, widziałem jej przydupasów pod drzwiami... Jak to się stało że jest z nami w jednej klasie?! - zapytał szeptem wyraźnie zdenerwowany.
- Gdybyś przyszedł od razu i słuchał tego co mówi nauczyciel, to wiedziałbyś że przydzielili do klas osoby o podobnych umiejętnościach. Klas pierwszych, na naszym poziomie jest poza nami aktualnie cztery, więc to czysty przypadek, że jesteśmy w z nią w jednej z nich. - odparł cicho i spokojnie chłopak, poprawiając rękawiczki.
- Podobne umiejętności?! - syknął uderzając odruchowo pięścią w ławkę, na co część klasy obróciła się w ich stronę, Celestia drgnęła lekko, ale nie odwróciła się jakby specjalnie udając że ją to nie obchodzi. Nauczyciel kontynuował natomiast jakby nic się nie stało.
- Podzielili nas na cztery stopnie zaawansowania, co oznacza że niektóre osoby z tych samych klas mogą się jednak mocno różnić, w końcu magia jest zbyt skomplikowana i rozbudowana, było się ją posegregować tak prosto. - kontynuował wyjaśnienia, jak tylko wszyscy inni przestali się na nich gapić.
- I serio przydzielili mnie to pierwszego z nich? Powinienem być co najmniej w trzecim! - stwierdził cicho, dalej zdenerwowany Szczur.
- Masz chyba zbyt wysokie mniemanie o sobie, a przecież nawet nie potrafisz przyjść punktualnie na zajęcia. - odparł uśmiechając się chłopak.
- A... Ale... - wyjąkał cicho rozmówca - Przecież to nie ma nic wspólnego z moimi zdolnościami!
- Tak? A wykorzystałeś je jakoś by się pospieszyć na tą lekcję? - zapytał.
- Emm... - mruknął Szczur, mając ochotę walnąć się w głowę, przecież mógł się tu teleportować! - W zasadzie to przez nie się spóźniłem...
- No widzisz. W magii nie chodzi tylko o same zdolności, ale też to jak je wykorzystujesz. Twoja moc jest nic nie warta, jeśli nie wiesz jak jej właściwie używać.
- Dobra dobra, tak mnie pouczasz, a sam nie słuchasz nauczyciela. - odparł Szczur uważając to za świetny punkt na swoją obronę.
- A po co? Przeczytam sobie wszystko jak wrócę do domu. - stwierdził pokazując małym palcem na zeszyt znajdujący się na jego stronie ławki. Dawny kultysta dopiero teraz zorientował się, że ów zeszyt sam zapisuje teraz na sobie wszelkie słowa, wypowiedziane przez nauczyciela.
- Łał! - zawołał Szczur niemal wstając z ławki, po czym znowu czując na sobie wzrok klasy, usadowił się z powrotem i zniżył głowę. Ponownie zauważył, że Celestia i tym razem się nie obejrzała, co z jakiegoś powodu strasznie go denerwowało...
- Zresztą robię to też z innego powodu. Mając nieco wolnego czasu, postanowiłem poszperać trochę na temat rodziny oraz Goldenberg, oraz pozostałych rodzin i ziem z których się wywodzi. - powiedział chłopak w rękawiczkach, po czym wyciągnął ze swojej torby zawieszonej na haczyku ławki kolejny zeszyt i położył go przed Szczurem. - Oto rezultaty.
Szczur nie do końca rozumiejąc, otwarł zeszyt i zaczął przeglądać zawartość.
"* Sang pur ~ czyta się to chyba jak sanpiur
Zamożna i rozwijająca się od wielu pokoleń rodzina żyjąca na równinnych terenach południowo-zachodniej części wyspy. Ich ziemie otoczone są z jednej strony przez sporych rozmiarów lasy sięgające niemalże od wyżyn na północy, aż do nizin i klifów na południu, a także sporych bagien znajdujących się na zachodniej nizinie otoczonej przez las oraz podlewanych przez wypływającą z północy gór dużą i główną rzekę płynącą po wyspie. Główna rezydencja - zamek w mocno gotyckim stylu, został wybudowany blisko południowo-zachodniego klifu, między nim a lasami leżą dwie spore wioski w której mieszkają i pracują ludzie będący na usługach rodu. Ich głównym zarobkiem są produkowane świetnej klasy wina oraz obrazy, które za pomocą drogi morskiej, zostały rozsławione na okoliczne kontynenty i zyskały wiele uznania. Sporą acz nieco mniejszą część zarobku, stanowią również wszelakie skóry, futra i inne zdobycze pozyskiwane przez świetnych myśliwych z pobliskich lasów. Sama rodzina miewała przez lata wiele konfliktów, z czego największym z nich był tzw. "Konflikt Księżyca", który miał miejsce ponad sto lat temu. Z powodu pewnych plotek, rodzina Sang pur była podejrzewana o kontakty - lub wręcz spokrewnienie - z wampirami. Sama rodzina wielokrotnie dementowała wszelkie takie plotki, i w końcu uznano to za zwykły wymysł i bajki. Sama rodzina jest zwolennikiem "czystej krwi", i nie godzą się na to, by ktokolwiek nie będącym z pochodzenia szlachcicem lub członkiem królewskiego rodu, mógł stać się częścią ich rodziny. W przypadku konfliktu ich główną siłą są niezwykle dobrze wyszkoleni szermierze, będący zdecydowanie mistrzami szpady na tej wyspie. Ponadto posiadają dobrze wyszkolonych łowców i strzelców, którzy w połączeniu z lasami otaczającymi ziemie rodziny Sang pur, czynią je niezwykle trudnymi do zdobycia. Głowę rodziny stanowi nieco starszy już mężczyzna comte Charles le Sang pur, oraz jego młodsza i niezwykle piękna żona comtesse Sophie le Sang pur. ~ strasznie przekombinowane jak dla mnie, ale czego można było się spodziewać po rodzinie szlacheckiej, racja?
* Goldenberg
Prawdopodobnie istniejąca od równie dawna szlachecka rodzina, których ziemie rozpościerają się po całych północnych wyżynach. Od morza dzielą ich od północy wielkie skaliste góry, od wschodu i zachodu wysokie nadmorskie klify, a od południa spora rzeka wypływająca z zachodniej części gór i wpływająca do morza przez jedną z dwóch prawdziwych plaż wyspy na wschodzie. Tak samo jak rodzina Sang pur, posiadają zamek, jednak jest on znacznie mniejszy, i nie stanowi miejsca zamieszkania głowy rodziny, a miejsce dla szkolenia i przebywania znanego na całe wyspy zakonu rycerskiego Złotych Róż, który jest jednocześnie główną armią i obroną rodu Goldenberg'ów. Sama rodzina zaś mieszka nieco bliżej wschodniego klifu, w wielkim pięknym dworze, otoczonym przez piękne ogrody. Poza tym na ziemiach Goldenberg'ów leżą trzy wioski, dwie z nich zbudowane bliżej południowo zachodniej granicy po północnej stronie rzeki. Oraz trzecia zbudowana na zachód od zamku Złotych Róż, przy górach z których wypływa ów rzeka. Wyróżniającą Goldenberg'ów wśród pozostałych rodzin, jest cecha przechodząca na każdego członka rodziny z pokolenia na pokolenie, każdy w tej rodzinie bowiem, posiada włosy koloru blond oraz niebieskie lub błękitne oczy. Cechy te zawsze były dumą rodziny, które uważały to za wybitny pokaz tego, że tak jak w przypadku rodziny Sang pur, wszyscy oni posiadają czystą krew, nie zabrudzoną mieszczańskim pochodzeniem. Ponadto często wywyższali się też za pomocą tego ponad rodzinę Sang pur, jako iż tamci nie mieli żadnego podobnego i aż tak czystego dowodu na swoją nieskazitelnie czystą krew. Głównym zarobkiem samej rodziny są ich mocno rozwinięte pola uprawne, ale także złoża z rozwiniętej kopalni złota w wiosce przy górach na północy, oraz sprzedaż sławnych i rozpoznawalnych złotych róż, które rosną tylko i wyłącznie w ogrodach powstałych przy dworze. Głową rodziny jest szanowany wśród pozostałych rodów Baron Dietmar von Goldenberg, oraz jego żona Baronowa Josefine von Goldenberg. ~ Z jakiegoś powodu śmieszą mnie te imiona.
* Saltes
Młodsza o niemal dwa wieki rodzina od pozostałych, będąca jednak na tyle dobrze rozwiniętą i poszanowaną, że wcale nie można uznać jej za gorszą. Ich tereny znajdują się na południowym-wschodzie, a granicę wyznaczają lasy na zachodzie, rzeka na północy, oraz morze od południa. Ich ziemie się jedynymi na których znajduje się jedna z dwóch plaż jakie można znaleźć na wyspie, oraz połowa drugiej z nich (rzeka wyznaczająca granicę przechodzi przez plażę na wschodzie, dzieląc ją niemal w połowie na ziemię rodziny Saltes oraz Goldenberg'ów. Do ich terenów należą więc tylko i wyłącznie niziny oraz tereny nadmorskie, co jednak można raczej uznać za zaletę, a nie wadę. Nie posiadają oni żadnych zamków czy dworów, a za to prawie wszyscy mieszkańcy ich ziem żyją w wielkim portowym mieście, w którym także na samym środku znajduje się ogromna rezydencja w której mieszka głowa rodziny Saltes. Poza tym posiadają oni jedynie niewielką wioskę przy plaży na wschodzie, z której jednak często korzystają jako miejsce czysto wypoczynkowe, i nie mieszka tam zbyt wiele osób, poza kilkoma biedniejszymi rodzinami rybackimi. Umiejscowienie miasta oraz ziem należących do rodziny spowodowało, że gigantyczną - i w zasadzie poza połowem jedyną formą zarobku, jest eksport oraz import produktów na wyspę, wywożenie towarów produkowanych przez pozostałe rodziny, oraz przywożenie towarów które ów rodziny sobie zażyczą. To dzięki temu, a także niezwykle umiejętnie prowadzonej gospodarce, rodzina Saltes stała się z czasem równie szanowana i podobnie bogata co pozostałe dwie. Ich główną siłę stanowi całkiem pokaźna flota morska, dzięki której wyspa nie musi martwić się o ataki piratów lub innych rozbójników. Aktualną głową rodziny jest Sir Benjamin Saltes, którego żona Madam Elizabeth Saltes, zmarła jednak parę tygodni temu w wyniku śmiertelnej choroby. Mimo iż posiada on już dwójkę dzieci - w tym jednego syna, to ludzie z bliskiego mu otoczenia proponują przemyśleć ponowne ożenienie się, co może być w przypadku rodziny Saltes nieco łatwiejsze, jako iż nie zwraca ona uwagi aż tak bardzo na "czystą krew", a zdaniem Benjamina liczą się głównie przekazywane tradycje oraz zwyczaje rodziny. ~ Chociaż jeden mądry wśród tych walniętych arystokratów.
"
Szczur nawet tego całego nie czytał, rzucił tylko okiem w paru miejscach i z lekkim uśmiechem przeczytał dodatkowe komentarze kolegi z ławki. Mimo wszystko jednak nie mógł pojąć, po co mu to pokazał.
- No i co z tym? - zapytał zamykając zeszyt i oddając go chłopakowi. Ten patrzył się na niego przez moment, jakby zastanawiając się czy Szczur nie robi sobie z niego jaj, po czym pokręcił głową i zaczął mówić.
- Naprawdę nie wydaje ci się to dziwne? Czemu ktoś obracający się w takich sferach, i to jeszcze żyjący na tak bogatych ziemiach, miałby się uczyć w takiej Akademii? - zapytał.
- A bo ja wiem, może to dlatego że to najlepsze miejsce tego typu? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Serio nie znasz się na szlachcie jeśli myślisz że im by to wystarczyło. Normalnie pewnie by wynajęli jakiegoś zdolnego maga żeby ją tego uczył. Albo nawet kilku, albo może i by nawet sami sobie zbudowali Akademię! Ale jednak mimo to wysłali ją tutaj.
Szczur przetarł oczy próbując ogarnąć o co mu chodzi.
- Może się coś tam wydarzyło, albo coś? - zapytał nieco znudzony.
- Ha! Miałem wystarczająco dużo czasu by znaleźć także coś i na ten temat. Wiesz że to nie pierwsza osoba z rodu Goldenberg'ów która posiada zdolności magiczne?
- Nie bardzo mnie to interesuje. - mruknął chłopak, który zaczynał mieć tego dosyć.
- Tak? A co jeśli powiem ci, że poprzednim był jej brat, Magnus Goldenberg, który został skazany przez własną rodzinę na ścięcie dziesięć lat temu za praktykowanie demonologii?
Szczura to trochę obudziło, podniósł głowę i spojrzał na chłopaka w rękawiczkach, który teraz uśmiechał się jak głupek.
- Serio? Zabili własne dziecko? - zapytał niedowierzająco.
- Owszem. W takiej sytuacji dosyć oczywistym może być, czemu nie chcą by tą uczył byle kto, zwłaszcza na terenie ich dworu, gdzie ktoś mógłby dowiedzieć się o jej zdolnościach i przy tym wspomnieć o tym wydarzeniu z przeszłości.
- Cholera, to ma jakiś sens... - zauważył Szczur, który zaczął patrzeć na Celestię teraz z nieco mniejszą pogardą, a większym zaciekawieniem. - Dziesięć lat temu... To znaczy, że miała wtedy...
- Około trzy-cztery lata. - dokończył za niego chłopak, najwyraźniej mając i taką wiedzę. - Ciekawe czy cokolwiek pamięta z tamtego czasu... No i czy wie o tym co się stało z jego bratem.
- Nie no, chyba nie wzięliby kogoś tak małego na egzekucję... Nawet Kult nie robi takich chorych... No dobra, oni byliby w stanie. - mruknął przełykając ślinę, i w ogóle żałując, że pomyślał o Kulcie.

Tymczasem, okazało się, że nie próżnowały także osoby, o których już od dosyć dawna nie było słychać. Bowiem właśnie teraz, dosyć spora grupa znajomych niektórym osób, zebrała się razem w jednej z większych sal niedawno odbitego dworu rodziny Vau. Najemnicy którzy zostali wynajęci do walki ze zdradzieckim wujem Walona zostali już wynagrodzeni i dawno rozeszli się do domów, okolicę wciąż pokrywały trupy ludzi wynajętych przez wuja, a zwłoki jego samego wraz z odciętą głową, zostały póki co wyrzucone przed drzwi dworu. Wyglądało na to, że będzie sporo rzeczy którymi trzeba będzie się zająć, ale póki co, wszyscy cieszyli się chwilą, podczas której nareszcie mogli odetchnąć.
W samej sali, na środku, stał teraz Walon, prawowity właściciel tych ziem, wraz ze swoim wiernym towarzyszem Mirdem u boku. Towarzyszyły mu dwie kobiety, jedna, rogata kapłanka Allease, która najwyraźniej postanowiła pomóc temu człowiekowi, stała teraz wyraźnie zadowolona że to wszystko dobiegło końca, i czująca, że przez najbliższy czas zostanie tutaj z Walonem, by pomóc mu wszystko załatwić. Druga kobieta, zwana przez Walona Mei, znajdowała się w głowie mężczyzny, gdzie po tym czasie zdążyła się już zadomowić i zaczęła wraz z Walonem przyzwyczajać się do tego dziwnego sposobu na egzystowanie. Po drugiej stronie pokoju stała kolejna trójka postaci. Od lewej można było ujrzeć zamaskowanego zabójcę Geretha, który wraz z wiecznie towarzyszącą mu kupą mięśni - Bolgiem - stali teraz gotowi do tego, by po wsparciu Walona i otrzymaniu tego co im obiecał, wkrótce wyruszyć w swoją stronę. Towarzyszyć postanowił im także Timmy, niewielki futrzasty znajomy Allease, który przybył wraz z nią dawno temu do Karczmy. Wyglądało na to że po rozejściu się dróg jego i jego kumpla Tray'a, spodobali mu się nowi kompani, i zamierzał kontynuować wędrówkę wraz z nimi.

///Jeśli pojawią się jakieś błędy lub braki spójności, to wybaczcie, ale pisałem to na resztkach wytrzymałości mojego mózgu. Jak coś będzie naprawdę gryzło, to poprawię to jak wstanę.///

Avatar darcus
Mądre posunięcie. Otwory buchnęły ogniem za Zarazą, a ten znalazł się na w miarę stabilnej półce obok Xardona. Krawędź półki zamiast palów odgradzały od przepaści długie, pożółkłe kły, na które ponabijane było po kilka osób. Dalej rozciągała się iście paskudna scena. W dole, poniżej mięsnej ściany, znajdowały się krajobrazy, które zdawały się niemal w całości być zrobione z ciała jakiegoś wielkiego, bezkształtnego organizmu. Wszystko zdawało się tu żyć, gdzieniegdzie wyrastały paszcze, a gdzie indziej żłobiły swoje nory uzbrojone w zęby gigantyczne robaki. Wszystko to poprzecinane było górkami usypanymi z odpadów i błotnymi jeziorami... A przynajmniej wypełnionych czymś, co z daleka wyglądało jak błoto... W tym wszystkim nie brakło miejsca również dla ludzi. Jeździec dostrzegł całe tłumy, które taplały się w tej brei, będąc naprzemiennie pożeranymi i wydalanymi przez cały ten wielki organizm. Na wszystko to z napotkanych po drodze wcześniej przez podróżników brązowych chmur spadał deszcz, grad i czarny śnieg.

Natalie nawet nie zwróciła na to uwagi, a rozejrzawszy się zawróciła, by popędzić resztę.

Przeciwnik kultysty wylądował w śniegu, jednak zaraz gładko przetoczył się i... Zniknął. Chwilę potem pojawił się tuż za Naznaczonymi, niemal od razu wbijając swoje długie mazury w ich plecy.

W tym momencie smok został uderzony przez telekinetyczną falę. A potem następną, tyle, że z innej strony. I kolejną. Fale napływały z, jak się zdawało, losowych kierunków, z siłą cechującą się całkowitym brakiem balansu.

Kawałek dalej na niebie pojawiła się ogromna ognista kula, rosnąca w miarę spadania, celująca w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą był kultysta tworzący lodowe kolce.

- Ejże, ruchy! Żaden sprzęt nie jest warty waszego życia! - Skarcił orków Głód, wołając głośno.

Pentagram przeniósł Elisif do wciąż opustoszałego domu na górze, tak jak wcześniej zrobił to z Akrylem.

Avatar Kuba1001
Blond włosy i niebieskie oczy - coś, co kiedyś było wyznacznikiem standardów w jego rodzie, coś co dawało mu wyższość nad innymi szlachcicami, coś co zapewniłoby mu dobre małżeństwo i życie aż do później starości... Tak było kiedyś, obecnie te cechy wyglądu były przekleństwem dla Magnusa Goldberga, choć obecnie tylko Magnusa, w końcu został wydziedziczony i poniekąd nie żyje, przecież ścięto go dziesięć lat temu... Prawie, ścięto figuranta, a on przeżył dzięki pomocy i życzliwości sąsiedniego rodu szlachciców, Sang pur. Dziesięć lat w odosobnieniu, we własnej wieży, pośród gór i lasów, niedaleko źródła rzeki. Chociaż odosobnienie znaczy tu coś innego: Rzadko widywał ludzi, ale na brak towarzystwa nie narzekał, w końcu jest Demonologiem! Tak, rumaki z piekła rodem, wojownicy, siła robocza i wiele więcej, a to po zaledwie dziesięciu latach nauki. Kto wie, jak będzie potężny u kresu życia...?
Nocne powietrze było rześkie i zapowiadało burzę, ale obecnie wiał jedynie wiatr, rozwiewając na wszystkie strony szatę z kapturem Magnusa stojącego na balkonie swej wieży. Kilka minut daremnego oczekiwania to było dość dla Maga, więc opuścił balkon, zamykając za sobą drzwi. Później usiadł ciężko na miękkim, wyściełanym fotelu przy kominku i dorzucił drwa do ognia.
- Guhryku! - zawołał, licząc na szybkie pojawienie się jego osobistego Chowańca, Impa imieniem Guhryk. Choć było to zbędne, dziesięć lat wołał tak z przyzwyczajenia, wystarczyłaby prosta myśl, a mały Demon już leciałby do Magnusa na swoich błoniastych skrzydłach. W oczekiwaniu na pomniejszego Demona, rozejrzał się też po swojej komnacie za Sukkubem, piekielnica lubiła pojawiać się w najmniej spodziewanym momencie.
//Tutaj się zatrzymam, bo nie wiem czy ja mam kontrolować tę dwójkę, czy Ty, ale bardziej skłaniam się chyba ku drugiej opcji, Gniocie.//

- Zwykle to, że najpewniej nie wrócimy, mówi się na początku, dla wzmocnienia morale, ale ja Wam tego oszczędziłem. - powiedział Walon, patrząc każdemu w oczy, raz zniżając głowę, a kiedy indziej zadzierając wysoko. - Jednakże cieszy mnie to, że zebraliśmy się w pełnym gronie, gdy wszystko już skończone. Byliście świetnymi druhami, których pragnę zobaczyć jeszcze wiele razy, niezależnie czy podczas walki, czy przy biesiadnym stole. Progi mego zamku zawsze będą dla Was gościnne, a bramy otwarte. Zdaję też sobie sprawę, że jesteście najemnikami, nie przyszliście tu, jak Allease, z dobroci serca, ale dla złota. Rozumiem to, odkąd straciłem włości, tytuł i władzę też oddawałem się temu żywotowi. Chcę, abyście zapamiętali mnie nie tylko jako dobrego kompana i tego od zbyt długich przemów, więc proszę, idźcie do skarbca, drogę już znacie. Tak jak obiecałem, a jestem słownym szlachcicem, proszę, idźcie i weźcie to, co się Wam żywnie podoba i ile zdołacie unieść, skarbów mam aż nadto, głównie dzięki zbrodniczym rządom mego wuja.
Gereth, zwany też Dłonia lub Pozbawionym Twarzy, elitarny skrytobójca i członek zniszczonej już sekty Bando-Gora skłonił się w pół siedzącemu na tronie Walonowi i odwrócił na pięcie, idąc do rzeczonego skarbca, a Bolg ruszył od razu za nim, przedtem próbując jeszcze powtórzyć manewr swego poprzednika, choć jego ukłon był dość niezdarny.
Wreszcie koniec - pomyślał Walon, kierując te niewypowiedzenie słowa głównie do Mei.
- Będzie trzeba uprzątnąć zamek, wystawić ciało zdrajcy na publiczny widok, powiadomić ludzi o zmianie władcy, zająć się przemówieniem, objechać włości. - wyliczał na palcach Walon, myśląc w ten sposób na głos, zerkając na kapłankę i głaszcząc Mirda po głowie.

Avatar Gniotek7
Właściciel
- Ja naprawdę rozumiem, że jako Zaraza, mogę kojarzyć się z wieloma niezbyt przyjemnymi rzeczami, ale naprawdę, nawet moi służący mieli lepsze warunki. - stwierdził Jeździec rozglądając się po okolicy i mając w głowie wcześniejsze słowa Xardona.

W międzyczasie Smakosz zdążył opróżnić beczkę prawie do połowy, i choć piwo nie należało do najmocniejszych, to spożycie takiej ilości dało się jednak trochę we znaki.
Po reszcie jednak widać było, że nie zamierzają brać się za picie. Widząc że Natalie wróciła, nieco mozolnie, zaczęli się zbierać.
- I co Bleck na to? - zapytali Bliźniacy podchodząc bliżej kobiety.

Tego oboje Naznaczeni raczej nie byli w stanie uniknąć. Oboje zostali mocno ranieni a na śnieg bryzgnęła ciemnoczerwona krew. Niemal od razu jak zorientowali się że zostali dosyć poważnie zranieni, oboje niczym jeden organizm rozpadli się na zabarwione czerwienią lodowe kawałki. Nie było to coś co ich zabije, ale też nie coś po czym dałoby się od razu wrócić do walki. Oznaczało to, że aktualnie jedynym widocznym przeciwnikiem był smok stworzony z runów, który w tym momencie wydał z siebie potężny ryk, który rozszedł się z siłą prawdopodobnie równie dużą co atakujące go fale, co spowodowało obie siły zderzyły się ze sobą odpychając się wzajemnie, i dając czas smokowi by ten wzleciał jeszcze wyżej, i zniknął w gęstej mgle rozsianej przez niewidoczne w niej kościane smoki.

- Chyba sobie żartujesz! Takiego sprzętu nie odrobimy u ludzi! - warknął jeden z orków z wielkim zapakowanym po brzegi specjalnych orkowym orężem plecakiem, który właśnie wchodził w portal portal. Reszta również więc napływała, a ci którzy i tak musieli czekać na swoją kolej, zbierali wszystko co zdążyli i pakowali to na swoich Braci lub wargi.

Elisif tymczasem znalazła szybką drogę wyjścia z chaty, widząc co się dzieje dookoła zarówno w mieście jak i nad nim, ruszyła w stronę murów.

W tym momencie Magnus usłyszał przytłumiony skrzekot swojego impa, a chwilę po tym otwarły się drzwi od pomieszczenia, i wkroczył do niego Matthias Dévoué.
Widocznie młodszy od demonologa wysoki chłopak, w wieku około dwudziestu czterech lat, z długimi prostymi czarnymi włosami i łagodną - choć nie bez śladów pracy - twarzą, oraz piwnymi oczami, stanął teraz ubrany jak zawsze w standardowej jak dla lokaja liberii w której od innych zaufanych służących rodu Goldenberg wyróżniała go jedynie dorodna złota róża umieszczona w butonierce. Wyraźnie otwarł drzwi łokciem, gdyż w jednej ręce trzymał torbę wypchaną dostarczanymi przez niego codziennie świeżymi wypiekami z jednej z wielu wspaniałych piekarni rodu któremu służył, w drugiej natomiast trzymał za ucho dopiero co wzywanego przez Magnusa Guhryka, który teraz próbował wyrwać się z uścisku.
- Paniczu naprawdę powinieneś nauczyć go, że pieczywo nie jest czymś, co jest potrzebne mu do życia. - powiedział z uśmiechem, podchodząc bliżej i puszczając w końcu impa, na co ten zaskrzeczał głośno i podbiegł do swego pana i począł opierać się o fotel. W tym samym momencie z drugiej strony fotela znikąd pojawił się znany już całej trójce Sukkub, który wraz z Matthiasem posyłali sobie przez chwilę mordercze spojrzenia, po czym ta usiadła na oparciu fotela i poczęła namiętnie spoglądać na swego pana.

Timmy po raz ostatni pomachał wesoło Walonowi i Allease, po czym obrócił się, i popędził za zmierzającą w stronę skarbca dwójką i zastanawiając się przy tym, ile złota będzie w stanie udźwignąć.
- A więc, skoro już w zasadzie oficjalnie jesteśmy bogaci, to jakie plany na teraz? - zapytał uśmiechając się i idąc skocznie za Gerethem i Bolgiem.

- A więc wygląda na to, że przed nami jeszcze sporo do zrobienia. - stwierdziła uśmiechając się łagodnie Allease. - Chociaż dobrze, że chociaż to mamy za sobą. - dodała patrząc za odchodzącymi kompanami.
Mei tymczasem najwyraźniej milczała, choć Walon mógł wyczuć, że widocznie wpadła w głębokie zamyślenie.

Avatar Kuba1001
Nie spodziewał się, że cała trójka pojawi się w tym samym czasie, więc zastanowił się chwilę nad kolejnością, w której wysłucha wszystkich i najpierw przeniósł wzrok na swego półdemonicznego sługę.
- Witaj, Matthiasie. Mówię mu to za każdym razem, kiedy mam okazję, ale Guhryk lubi niekiedy mieć własne zdanie na wiele tematów... Zostaw to gdzieś i mów, jestem ciekaw co dzieje się w dworze... - wyjaśnił i uśmieszek spełzł mu na chwilę z ust. - I co z moją... Siostrą.
Wspomnienia o niej wciąż były jaskrawe, mimo iż widział ją całą dekadę temu, a kochał ją o wiele bardziej, niż oboje rodziców razem wzięci. Gdyby nie ten błąd, kiedy ujawnił swą mroczną moc, mógłby wciąż z nią być... A gdyby nie była taka młoda, może i zabrać jakoś ze sobą...? Nieee, marzenia ściętej głowy.
Guhryku, przekażesz mi wszystko, o stanie pozostałych Demonów i wieży, gdy tylko Matthias skończy swój wykład. Zrób to telepatycznie lub słownie, nie zrobi mi to wielkiej różnicy. - przekazał w myślach Impowi.
Na sam koniec usiadł wygodniej w fotelu, otoczył ramieniem Sukkuba i czekał na to, co powie mu jego wierny sługa, a zarazem stary druh i przyjaciel.

Gereth milczał, co w sumie nie było nowością, aby zanieść się suchym kaszlem.
- Sprawić, aby bogactwo nie wypłynęło nam z rąk zbyt szybko i łatwo, a później znaleźć spokojne miejsce na przemyślenie dalszych kroków... Gdy znajdziemy się poza tym zamkiem, przedstawię Wam swój plan.
- Ja to bym się w końcu napi**dolił i coś opie**olił, bo ile można tym młociszczem machać, szefo. - powiedział smętnie Bolg.
Po kilku minutach wędrówki dotarli wreszcie do skarbca rodu Vau, przestronnego pomieszczenia za grubymi, stalowymi drzwiami. Tam też każdemu mogła opaść z wrażenia szczęka, a to nie bez przyczyny: Jeszcze przed objęciem władzy przez zdradzieckiego wuja Vauowie nie narzekali na braki w skarbcu, a teraz, gdy podczas jego długiej władzy toczyły się tu liczne wojny, a on nie miał zamiaru respektować żadnych praw, brutalnie ściągając podatki, napadając na kupców i wymuszając okupy, a nawet grabiąc stare grobowce, nierzadko rodzinne(!). W związku z tym bogactwa nie kończyły się na złotych i srebrnych monetach czy klejnotach, ale pełno tu było również różnorakich ozdób, naczyń, ozdobnej broni i wielu innych.
Uradowany Bolg od razu klasnął w dłonie, jednakże wykazał się typowym dla Okuna pragmatyzmem i wziął to, co uznał za najprzydatniejsze, a więc złote krążki, które upychał do kieszeni, hełmu i wszędzie, gdzie się dało. Natomiast Dłoń z namysłem, powoli zwiedzał całe pomieszczenie, szukając czegoś równie stylowego, co cennego.

Postanowił dać jej spokój, aby mogła się namyślić, w końcu jeśli zechce, to powie mu, o czym myślała i jakie były owoce owych rozważań.
- Masz rację. - odparł, rzecz jasna kierując słowa do rogatej kapłanki. - Sam mam wiele pracy, ale czym Ty chcesz teraz się zająć?

Avatar darcus
- To co widzisz wokół, to trzeci krąg piekła, Łakomstwo. Za oddanie się swym zwierzęcym pragnieniom, dusze tych nieszczęśników cierpią w deszczu i błocie. Jeżeli zaś chodzi o ten obrzydliwy bezkształt, który wypełnia niemal cały krąg... Nazywa się Karmazyn. Jego jedynym pragnieniem jest wzrastać, nigdy nie przestaje łaknąć. Mimo iż wydaje się, że doskonale tu pasuje, to nie pochodzi z piekła. Nie potrafię powiedzieć nim nic więcej. Chwilowo jednak nie to mnie martwi... - Xardon przeniósł wzrok w dół. Przed podróżnikami zejście po mięsnej ścianie możliwe było dzięki ciągnącej się z góry na dół żyle, której nietrudno było się złapać. Kończyła się kawałek ponad gruntem, który przypominał ogromny, płaski jęzor, pokryty kilkoma ropieniami. Dalej jednak znajdował się leżący gigant, który z pozoru przypominał człowieka, ale tylko na pierwszy rzut oka. Od pasa w dół był całkowicie zagrzebany w mieszance odpadów i mięsa, nie było więc sposobu, by stwierdzić, czy jest częścią wspomnianego przez maga Karmazynu, czy nie. Był blady, prawie biały, i leżał na klatce piersiowej. Oczy były białe i pozbawione wyrazu, a wargi czarne, ale nie to było najdziwniejsze. Cała głowa miała zupełnie niewłaściwe proporcje i kształty. Usta były ogromne i mocno wydęte, ale przede wszystkim wyglądało na to, że wewnątrz nie ma w ogóle kości. Całość przypominała jakąś karykaturę i z tej pozycji wyglądała na martwą, a przynajmniej nieruchomą. Wokół leżało kilka stosów usypanych z odpadów i grzesznych dusz.

- Zostaje tutaj. - Ucięła krótko niebieska.

Istota, nie widząc przeciwników, których byłaby w stanie dosięgnąć, miotała się przez chwilę po okolicy, aż w końcu usiadła w śniegu, zmalała nieco i nie przestawała śpiewać swej kołysanki. W tym momencie fale uderzające w smoka ustały, a kula ognia wylądowała w śniegu, roztapiając go w promieniu najbliższych dwudziestu metrów. Nova wstał z pozycji w której wylądował, czyli klęczącej na jedno kolano, po czym złapał za swoją maskę i zrzucił ją, odsłaniając twarz. Ciepło Terrestiana było tak duże, że ostatnia część jego garderoby w zasadzie rozpadła się w drodze na ziemię.
- Pora tu trochę posprzątać... - Rzucił w powietrze ognisty i, jakby ignorując się wzajemnie z mroczną istotą, rozłożył ręce i wystrzelił dwie ogromne smugi ognia, które otoczyły miasto. Były na tyle duże, by całkowicie zasłonić widok zza bariery i pochłonąć zamieć, a także okrążyć całość i zetknąć się po drugiej jej stronie, ale nie na tyle, by sięgnąć drzewa Masila.

- A niech was szlag z tym waszym materializmem! - Warknął Głód, po czym machnął rękami do przodu, a portal posunął w kierunku murów, zabierając po drodze ze sobą wszystkich orków i cały sprzęt, na jaki trafił po drodze. Jednocześnie po drugiej stronie wciągnięte istoty i przedmioty zaczęły się w niedbały sposób wysypywać z drugiego przejścia. I w samą porę, bo w tym momencie na miejsce dotarła pożoga Novy, roztapiając cały śnieg i lód w okolicy.

Avatar Gniotek7
Właściciel
- Zaczynam przywykać do walki z przerośniętymi przeciwnikami. - stwierdził Jeździec, wspominając wszystko na co zdążyli trafić do tej pory.

Bliźniacy prychnęli tylko, jakby się tego spodziewali i ruszyli po schodach, Med póki co wstała tylko powoli i wbijając wzrok w podłogę. Smakosz natomiast wyglądał na zmartwionego.
- Zaraz... Przecież chyba nie zostawimy go tutaj samego, co nie? - zapytał chwiejąc się lekko.

Kiedy fala ognia zdążyła się rozejść, to faktycznie można było ujrzeć, że cały lód z okolicy zniknął... A raczej prawie cały, gdyż okazało się, że kolce przywołane przez kultystę są praktycznie nietknięte, na dodatek jak tylko zniknął ogień, to te ponownie zaczęły generować dookoła siebie zamieć.

W międzyczasie jednak na mury udało się dostać Elisif, która nie tylko wyraźnie słyszała teraz kołysankę, to jeszcze z powodu zniknięcia zamieci miała chwilę by ujrzeć istotę, w której szybko rozpoznała swoją córkę.
- Gorgoron! - wrzasnęła najmocniej jak potrafiła, dzięki czemu była mocno słyszalna, jako iż chwilowo walka zupełnie ustała.

Minęła chwila zanim orkowie i ich zwierzęta pozbierali się z ziemi. W tym samym momencie Głód poczuł, że coś stuknęło go w ramię. Kiedy się odwrócił ujrzał Hash-taga, aktualnego zastępcę przywódcy Braci Wojny.
- Ha! Widzisz? Po prostu zaufaliśmy znajomemu samej Wojny! - zawołał śmiejąc się przy tym, po czym omiótł wzrokiem resztę swoich. - No dobra chłopaki! Reszta zebrała się na rynku! Skoro już wszyscy jesteśmy w mieście, to chodźmy do nich dołączyć! - zawołał, na co wszyscy odkrzyknęli coś po orkowemu, i poczęli ponownie ruszać we wskazane miejsce.
Drugi Jeździec natomiast, również wyglądał na zadowolonego z zaistniałej sytuacji, jakby zupełnie nie zwracając uwagi, że jego ziomkowie o mało nie zostali spaleni na wiór.

- Muszę przyznać, że na dworze ostatnio trochę się dzieje, co prawda trzymają to w obrębie murów, żeby nie wywoływać niepotrzebnych emocji ale... - tutaj przerwał, próbując wymyślić jak do tego podejść. - Cóż nie miałem okazji spotkać się rano z panienką Celestią. A to dlatego, że... W nocy objawiły się u niej zdolności magiczne i... Twój ojciec, wielmożny Baron Dietmar von Goldenberg, oczywiście myśląc tylko i wyłącznie o bezpieczeństwie zarówno jego rodu jak i ukochanej córki... Wysłał ją do Akademii magicznej. - Matthias od urodzenia uczony był, by nigdy nie zwracać się w zły sposób o swych panach, nawet jeśli posiadał nieco odmienne zdanie, lub wiedział, że nie do końca może się to spodobać rozmówcy. - I choć nie wiem gdzie to do końca jest, tak założę się, że panience Celestii na pewno się tam spodoba! Myślę że ich zajęcia powinny się już zacząć. - dodał uśmiechając się nieco, i najwyraźniej próbując nadać tej wiadomości nieco weselszy klimat, jako iż podejrzewał, że pamiętając bardzo dobrze własną przeszłość, dla Magnusa mogło nie brzmieć to jak dobra nowina.
Imp wyczuwając, że Matthias skończył mówić i niepewnie czeka na odpowiedź swego pana, począł mówić do niego za pomocą telepatii.
- Z twoimi sługami jest w porządku, nie zauważyłem jakichkolwiek nieprawidłowości, wszyscy są zdolni, oddani i gotowi by ci służyć, choćbyśmy mieli zaatakować któryś z tych głupich rodów! - stwierdził dumnie. - Co do samej wieży natomiast... To chyba ponownie zatkała się toaleta... Ale to pewnie znowu wina tego człowieka! W końcu my demony nie potrzebujemy z niej korzystać! - Guhryk lubił korzystać z telepatii, głównie ze względu na to, że dzięki temu mógł poczuć, że jest bliżej swego pana niż jakiś zwykły zaledwie pół-demon, którego jego mistrz z jakiegoś powodu lubił, co potrafiło niezwykle zdenerwować impa.

Timmy zagwizdał głośno widząc skarbiec, po czym zaczął się przechadzać nieco za Gerethem, również próbując wyczaić coś, co nie należało do zbyt ciężkich, ale dałoby się opylić za naprawdę dużą sumkę.

- Sama nie wiem. - przyznała Allease rumieniąc się lekko. - Myślę że zostanę tutaj na jakiś czas, i może znajdę coś do czego bym się nadawała.

Odpowiedź

Pokaż znaczniki BBCode, np. pogrubienie tekstu

Dodaj zdjęcie z dysku

Dodaj nowy temat Dołącz do grupy +
Avatar Gniotek7
Właściciel: Gniotek7
Grupa posiada 18866 postów, 11 tematów i 14 członków

Opcje grupy Karczma pod ...

Sortowanie grup

Grupy

Popularne

Wyszukiwarka tematów w grupie Karczma pod Historią