Właścicielka
(Laf) super.... No więc tak na kilka dni ja będę Jeffersonem a on będzie mną. Ujdzie?
(Sługa) *Mindfuck*
(Jefferson) *Rozpuścił włosy* W sensie ja jestem ten prawdziwy. Ale on udaje mnie przez kilka dni. Powiedz reszcie służby, żeby nie było na mnie jak on coś odwali.
(Sługa) *Oświeciło go* Tak jest, sir.
Właścicielka
(Laf) Co by mi miało niby odwalić
(Jefferson) Palma?
(Ale palma odbija nie odwala .-.)
Właścicielka
(Laf) Ale palma odbija a nie odwala
(Jefferson) Znając ciebie może i jedno i drugie *Odpowiedział nieco żartobliwie*
Właścicielka
(Laf) Znając mnie pewnie tak. Dobra gdzie go mam odłożyć?
(Jefferson) Pokażę ci, gdzie są pokoje gościnne. Najlepiej w jednym z nich.
Właścicielka
(Laf) Dobrze *ugina się trochę pod ciężarem Madisona* Tylko szybko
(Właśnie słuchałam se We know i wiem o co ci kiedyś chodziło z tym że ich głosy tak świetnie brzmią razem
ZGADZAM SIĘ Z TOBĄ)
(WŁAŚNIE PRZY WE KNOW DOSZŁAM DO TEGO WNIOSKU, ŚWIETNIE SIĘ W TRÓJKĘ UZUPEŁNIAJĄ W TEJ PIOSENCE ♡)
(Jefferson) *Zaprowadził go do tych pokoi*
Właścicielka
(Laf) *odkłada Madisona na łóżko* a więc oprowadzisz mnie po swoim domu?
(NIE NO ALE SERIO BEZ KITU ONI SĄ ZAJEBIŚCI W TEJ PIOSENCE
CHOCIAŻ W THE STORY OF TONIGHT REPRISE PIJACKI HAMILSQUAD TEŻ JEST CUDOWNY 😍😍😍)
(ZGADZAM SIĘ W 100%)
(Jefferson) Jasne, czemu nie.
(Jefferson) *Idą* Tu jest sala jadalna. A tam kuchnia. Tu pokoje służby. Salon... *Wymienia co jest w mijanych pokojach*
Właścicielka
(Laf) *ziewa* *widzi coś w jednym z pokoi* Czekaj czekaj czy to są niedźwiedzie?!
(Jefferson) No tak. I co w związku z tym?
Właścicielka
(Laf) I. Ty. Je. Trzymasz. W. Domu?
(Jefferson) No... tak. I kilka ptaków z różnych krajów. W tym np.: papugi.
Właścicielka
(Laf) O kurde. A one mnie nie zaatakują? W sensie że te niedźwiedzie i ptaki?
(Jefferson) Papug się boisz?
(Jefferson) A niedźwiedzi?
Właścicielka
(Laf) Też, nawet bardziej
Właścicielka
(Laf) Nie wiem. Są takie yyyyy duże
(Jefferson) I silne. Umieją zabić człowieka jednym ciosem łapą. Albo ugryzieniem.
Właścicielka
(Laf) *robi się lekko blady* no to mnie teraz pocieszyłeś...
(Jefferson) Spokojnie, atakują tylko tych, co się boją. No chyba, że są głodne. Wtedy atakują każdego, ale to się zdarza tylko maksymalnie dwa razy w tygodniu.
Właścicielka
(Laf) fajnie wiedzieć. W tym tygodniu były już te dwa razy?
Właścicielka
(Laf) O nie. Jesteśmy zgubieni.
(Jefferson) Jeśli zginiesz, zdejmij wcześniej moją marynarkę, żeby nie była brudna od krwi *Zażartował poważnym tonem głosu*
Właścicielka
(Laf) Co wy tak się jaracie tą marynarką bo i ty i Madison kazali mi ją zdjąć na wypadek mojej ewentualnej śmierci
(Jefferson) Też ci kazał? No proszę, to wiedział co mówi *Uśmiechnął się*
Właścicielka
(Laf) Tiaaaaaaa. Poza tym nie masz innych takich samych marynarek? Bo jakbyś miał to by ci tak jej nie było bardzo szkoda.
(Jefferson) Mam podobne, ale ta jest jedną z moich ulubionych. Uważaj lepiej na nią.
Właścicielka
(Laf) No dobrze. Masz może coś do picia?
(Jefferson) Jasne. Coś konkretnego?
Właścicielka
(Laf) Może być woda. Tak jak mówiłem do Madisona nie piłem nic od 15 godzin chociaż teraz już będzie pewnie 16. On chyba to zrozumiał jako że nie piłem alkoholu ale nie chciałem się już z nim kłócić.
(Jefferson) To użyj magicznych słów "Służba, przynieść mi wody!" Jesteś mną to im rozkazuj, jak czegoś od nich chcesz.
Właścicielka
(Laf) *drze się na całe gardło* E! SŁUŻBA! PRZYNIEŚ MI WODĘ!
(Jefferson) Następnym razem możesz zawołać, a nie się drzeć. Ale nie było źle.
(Sally) *Przybiega ze szklanką wody* Proszę, sir *Wręczyła mu naczynie i ukłoniła się nieco niezrabnie przed Lafayettem*
Właścicielka
(Laf) *mówi do Sally* Merci *mówi do Jeffersona* Ale mnie przynajmniej usłyszała
(Jefferson) W sumie tak.
(Sally) Czy jestem potrzebna do czegoś jeszcze, sir? *Zapytała nadal w ukłonie*
Właścicielka
(Laf) Nie narazie nie. Możesz już iść
(Sally) *Ukłoniła się znowu i odeszła*
Właścicielka
(Laf) I ty tak masz codziennie? Bo to takie trochę dziwne uczucie jak tak się kłaniają cały czas
(Jefferson) Czemu dziwne?