Właścicielka
(Alex) *wpada na sale i mówi do Washingtona* dobry wieczór prezydencie *odwraca się do Jeffersona* cześć Lafayette
(Laf) *odwraca się usłyszawszy swoje imie* *mówi do siebie cicho* cholera idioto teraz jesteś Jefferson
(Jefferson) *Podchodzi bliżej Hamiltona* Bonsoir, mon ami~ W ogóle, przemyślałem to i owo i w sumie miałeś rację. Mogę wybaczyć ci to nie pomaganie Francji w rewolucji. W końcu czego się nie wybaczy przyjacielowi *Starał się nie zaśmiać z tych bzdur, które powiedział. TEGO właśnie nie wybacza się żadnym przyjaciołom*
Właścicielka
(Alex) *uśmiecha się do niego* dzięki przyjacielu że mnie rozumiesz. Poza tym czy Jefferson coś ci o mnie mówił? Bo nie zdziwiłbym się gdyby tak i to pewnie same kłamstwa i bzdury
(Jefferson) No mówił trochę. Coś o tym, że jesteś nie umiejącym się ubrać dupkiem, któremu nadmiar szczęścia strzelił do głowy *No proszę, miał okazję powiedzieć co o nim myśli, a to nie on za to oberwie*
(I się zaczyna xD)
Właścicielka
(Alex) Tak powiedział?! *posyła mordercze spojrzenie w strone Lafa*
(Laf) *unika wzroku Hama*
(Alex) Przekaż mu że jest jeszcze większym dupkiem który ubiera się jak pedał
(Jefferson) *Stara się nie zacząć się kłócić* Mówił, że pewnie tak byś odpowiedział. Że jesteś przewidywalny, prymitywny i nie potrafiący myśleć na trzeźwo. I że u ciebie widocznie nazwisko jest znaczące, bo jesteś wyjątkowym chamem. Coś tam też było o prostaku, ale nie pamiętam już.
Właścicielka
(Alex) *robi się czerwony ze złości* Pie**olony jeszcze zobaczy jak się skończy spotkanie pożałuje debil
(Jefferson) *Powstrzymał śmiech* To na pewno dobry pomysł, mon ami?
Właścicielka
(Alex) Jasne że tak. Pożałuje srogo skubany
(Jefferson) Skoro tak uważasz, na pewno masz rację, mon ami~ *Uśmiechnął się* Mogę sobie usiąść z tobą i popatrzeć jak pracujesz? *Poprosił tonem, któremu naprawdę ciężko jakkolwiek odmówić*
Właścicielka
(Alex) Oczywiście, bo jakbym mógł odmówić mojemu przyjacielowi? Przy okazji zobaczysz też ch*ja Jeffersona w akcji
(Jefferson) Mhm~
(Washington) Proszę zająć miejsca, rozpoczynamy zebranie Kongresu.
Właścicielka
(Alex) Więc chodź
(Laf) *siada*
(Madison) *Siada z Lafayettem*
(Jefferson) *Idzie z Alexandrem*
(Wymyślisz jakiś temat spotkania? xd)
Właścicielka
(nwm XD
chociaż może Washington będzie chciał im omówić to że rezygnuje z posady prezydenta?)
(Alex) *siada i patrzy się dookoła*
(Washington) Jak wiecie, niedługo wybory.
(Tłum) *Pomrukuje twierdząco*
(Washington) Więc na wstępie chciałem was poinformować, że nie startuję na następną kadencję prezydencką.
(Tłum) *Poruszenie*
(John Adams gdzieś w tłumie) TAKKK!
Właścicielka
(Alex) Ale jak to? Prezydencie ludzie stwierdzą że jesteś słaby!
(Laf) Hamilton cicho bądź! *odwraca się do Washingtona* Może pan kończyć prezydencie
(Washington) Moja decyzja jest nieodwołalna i nie podlega dyskusji. To w ramach informacji na początek spotkania. Właściwym tematem, nad którym będziemy obradować, jest napływ francuskich imigrantów po ichniejszej rewolucji. Przyjmujemy ich czy zamykamy przed nimi granice?
(I taki Hamilton pomimo obecności "Lafayetta" obok siebie mówiący, że naszego kraju nie stać na pomoc imigrantom xd)
Właścicielka
(W sumie to spoko pomysł żeby tak napisać XD)
(Alex) Nie stać nas przecież na pomoc im to jasne że zamykamy granice. Jak wy sobie wyobrażacie pomaganie im w czasie gdy my sami dalej jesteśmy rozwijającym się, dopiero co niepodległym krajem więc jak mamy to zrobić?
(Laf) *myśli: Hamilton nie żyjesz! *
(Jefferson) Że co.
(Madison) Panie prezydencie, wnoszę sprzeciw, czemu imigrant ma decydować w sprawie imigrantów. To nie jest logiczne.
(Washington) Oddalam sprzeciw. Sekretarzu Hamilton, macie coś jeszcze do powiedzenia czy oddaje pan teraz głos opozycji sekretarzowi Jeffersonowi?
Właścicielka
(Alex) Nigdy mu nie oddam! yyy to znaczy mam jeszcze coś do powiedzenia. Skoro jestem imigrantem to znam się w tych sprawach lepiej. Poza tym tak jak już wcześniej mówiłem nie możemy im pomóc skoro sami potrzebujemy jeszcze trochę wsparcia. A jak takie półdupki jak Jefferson i Madison tego nie rozumieją no to już ich problem. Tyle chciałem powiedzieć dziękuję za uzyskanie głosu.
(Jefferson) *Szeptem do Alexandra* No wiesz? Jak będą wyrzucali francuskich imigrantów to przecież mnie też! *Tak naprawdę to Lafayetta, bo Jefferson na pewno rozpuści włosy zanim ktokolwiek go wywali z USA, ale no, to i tak nie fair!*
(Washington) Sekretarzu Jefferson? Przedstaw swoje stanowisko w tej sprawie.
Właścicielka
(Alex) *też szeptem*ups sorry nie przemyślałem tego poza tym napewno coś się wymyśli i cie nie wywalą
(Laf) Więc tak. Moim zdaniem powinniśmy im pomóc i przyjąć ich do nas. Znam dużo osób z Francji i nawet mój przyjaciel którego prezydent powinien znać jest tutaj na tej sali właśnie w tym momencie więc ja stanowczo zaprzeczam temu co powiedział sekretarz Hamilton i jestem za przyjęciem imigrantów do nas.
(Jefferson) Alex, nosz.
(Washington) Dziękuję. Ktoś jeszcze ma coś do dodania? *Rozejrzał się po sali*
Właścicielka
(Alex) To może ty coś powiesz? *mówi to do Jeffersona jkb co*
(W sensie tego prawdziwego? xd)
Właścicielka
(mam nadzieję że coś tam piszesz heh)
Właścicielka
(Heh to nwm może że Jefferson mówi do Hama że nie chce mówić czy coś w tym stylu albo no wiesz)
(Wiem co ale nie mam weny jak xd)
Właścicielka
(Heh znam ten uczuć ale mimo wszystko spróbuj cokolwiek napisać może być nawet takie sztuczne i do kitu ale żeby było XD)
(Jefferson) Nie pomogliście nam w rewolucji to chociaż nas do kraju przyjmijcie no
(Zadowolona? Xd)
Właścicielka
(JESTEM TERAZ SATISFIED. XD)
(Laf) Właśnie! Prezydencie niech pan weźmie jego głos pod uwagę i przemyśli tą sprawę
(Washington) Decyzja zostanie wam oznajmiona po krótkiej przerwie. Muszę to przemyśleć. Teraz macie 5 minut dla siebie.
(Jefferson) Alex, czemu znowu mówiłeś przeciwko mnie, co ja ci złego zrobiłem.
(W sumie to biedny real Lafayette xd)
Właścicielka
(heh)
(Alex) Nic mi złego nie zrobiłeś ale musiałem tak zrobić.
(Laf) *mówi załamanym głosem do Madisona* Alex to idiota, Jefferson miał racje a ja już mam dość tego spotkania. Dlaczego Hamilton jest znowu przeciwko mnie?! Chociaż ja sam już nie wiem co on ma we łbie że skoro koło niego siedzi Jefferson udający mnie to dlaczego on nie chce się zgodzić na tych imigrantów?
(Madison) Bo jest idiotą.
(Jefferson) Jak to musiałeś. Alex. Nie musiałeś. Mam wrażenie, że opowiedziałeś się przeciwko mnie tylko dlatego, żeby nie zgodzić się z Jeffersonem. To nie fair.
Właścicielka
(Laf) Mhm
(Alex) Nie odpowiedziałem tak żeby się zgodzić z Jeffersonem bo po pierwsze on mówił po mnie a po drugie to ja próbuję pogodzić moje decyzje ze stanem ekonomicznym u nas więc wiesz.
(Jefferson) Ostatnio był po mojej stronie, myślałem że chociaż tym razem to ty po niej będziesz. No weź, tak się nie robi przyjaciołom, przecież mnie z kraju wykopią, jeśli Washington cię posłucha.
(Może mówił po nim, ale Alex mógł przewidzieć, że były ambasador we Francji będzie po stronie Francji i dlatego być przeciw Francji *ja i moja logika* xd)
Właścicielka
(No w sumie heh)
(Alex) Zawsze mu mogę powiedzieć żeby ciebie niw wyrzucał bo mu mogę wytłumaczyć jaką masz właśnie sytuację i na pewno zrozumie tym bardzej że przecież walczyłeś u jego boku.
(Jefferson) A inni francuzi to nie mają trudnej sytuacji, kiedy po rewolucji bez wsparcia musieli uchodzić z kraju?
Właścicielka
(Alex) *głębokie westchnięcie* mają mają ale ja już nie zmienię mojej decyzji bo nie chcę usatysfakcjonować dupka Jeffersona
(Jefferson) No wiesz!? Naprawdę wkurzenie znajomego z pracy jest dla ciebie ważniejsze niż losy tysięcy francuzów? Alex, jak ty tak możesz.
Właścicielka
(Alex) Naprawdę przepraszam ale ja teraz średnio myślę. Człowieku ja nie spałem od tygodnia i mam pieprzone probleny teraz to jak ja mam do cholery jasnej coś zdziałać?! A poza tym ty mnie doskonale znasz więc wiesz że jak wcześniej nigdy nie pozwalałem żeby ktoś mi udowodnił że ma rację to teraz też tego nie zrobię
Właścicielka
(Alex) *patrzy się na salę* Ooo Washington będzie coś mówił