(Jefferson) Ja zaś od dziś zwę się Marie Joseph Paul Yves Roch Gilbert du Motier markiz de la Fayette, mon ami~
(Madison) ...wolę mówić Lafayette.
(Jefferson) Każdy zapewne woli.
(A Madison od razu rozpoznał prawdziwego Thomasia. How cute, isn't it?~)
Właścicielka
też tak wolę dziwnie bym się dziwnie czuł jakby wszyscy mówili do mnie tymi imionami
(Jefferson) W ogóle, dlaczego Marie? To brzmi jak żeńskie imię, pytałeś o powód?
Właścicielka
A sam nie wiem *powtarza se w myślach kilka razy "Marie"* bez kitu serio to brzmi jak damskie. Pewnie po jakiejś babce dostałem to imię
(Jefferson) *zaśmiał się lekko* pewnie tak.
(Madison) rozumiem, że mam was w razie czego kryć, gdyby któryś miał zostać zdemaskowany, wracając do tematu?
(Madison) ...mhm. tak sądziłem.
Właścicielka
Dobra więc co teraz?
(PISZAMY DALEEEEEEJ? XD)
(TAAAK XD)
(Madison) Spotkanie Gabinetu jest dopiero wieczorem. Proponuję, żebyśmy *tu mówi do prawdziwego Lafayetta* omówili kilka spraw przedtem. Zdemaskują cię, jeśli nie będziesz wiedział, co się ostatnio dzieje w polityce. Thomas w tym czasie pójdzie jako ty spotkać się z Hamiltonem.
Właścicielka
Dobrze. Więc co tam nowego w polityce?
(Madison) *Zaczął nadawać mu więc o planie finansowym Hamiltona*
(Jefferson) To ja panów już przeproszę *Poszedł na ulicę. Powinien teraz spotkać się z Hamiltonem jako Lafayette... ugh. Czy to naprawdę może być pozytywne doświadczenie? Przecież to Hamilton*
Właścicielka
(Ham) *idzie se ulicą*
(Laf) i to jest takie ciekawe w tej polityce? *robi znudzoną minę*
(Madison) ...najbardziej? Kłótnie Thomasa i Hamiltona. To jest czasami jak kabaret.
(Jefferson) *Widzi go. I... cóż. W innych okolicznościach raczej poszedłby teraz w przeciwną stronę, ale... teraz "był Lafayettem", więc... Co szkodzi spróbować?* Alexander, mon ami! *Podszedł*
Właścicielka
(Laf) na prawdę są takie śmieszne? myślisz że Alex się skapnie jak to będzie brzmiało jakoś inaczej niż od Jeffersona?
(Alex) *odwraca się* Lafayette! Jak dawno cie nie widziałem!
(Madison) Coś ty. Komizm sytuacji polega między innymi na tym, że Thomas się stara przedstawić swoje zdanie, a Hamilton nawet nie słucha tylko od razu przechodzi do hejtów. Nie zauważy raczej, że ty-Jefferson i prawdziwy Jefferson macie inny sposób wypowiedzi, a nawet inne poglądy.
(Jefferson) *Dobra... dziwne uczucie, kiedy Hamilton jest dla ciebie miły. Ale da się prawdopodobnie przyzwyczaić* We Francji chcieli mnie zamknąć, nawet nie wiem za co, to przyjechałem tu! Une bonne surprise, mon ami? *Spróbował uśmiechnąć się jak Lafayette. Chyba serio musi się napić czegoś, żeby być bardziej jak on*
Właścicielka
(Laf) a no to sobie raczej poradzę
(Alex) serio chcieli cię zamknąć? a i bardzo się cieszę że przyjechałeś *uśmiecha się* chodźmy się może czegoś napić czy coś?
(Madison) Miejmy nadzieję.
(Jefferson) Serio, serio! *Uśmiech* I chętnie, mon ami. Ty stawiasz?
(Jaki żyd xd)
(No ale dopóki Alex miły trza korzystać xd)
Właścicielka
(Alex) a ty jesteś spłukany jak zawsze pewnie *śmiej się* dobra postawię
(Laf) więc co teraz?
(Jefferson) Przejrzałeś mnie *Zaśmiał się. To serio dziwne uczucie... w sensie, to że Hamilton jest dla niego miły sprawiało, że czuł się trochę nieswojo. Aż ciężko uwierzyć, że ta sama osoba, która tak hejtuje każdego, kto ma inną opinię, może mieć też... normalniejszą stronę. Ale to i tak nadal Hamilton. Nie spodziewał się wiele*
(Madison) To zależy. Jak bardzo nie masz ochoty więcej rozmawiać o polityce?
Właścicielka
(Laf) *pokazuje dotyka miejsca na ziemi w którym stał i idzie kilka metrów do przodu i dotyka miejsca w którym się zatrzymał* *wraca* tak bardzo
(Alex) no to chodźmy a i musisz mi opowiedzieć o twoim pobycie we Francji przez te lata. Robiłeś tam coś ciekawego?
(Madison) W takim razie na dzisiaj starczy rozmów o polityce. Wrócimy do tematu, jeśli będę musiał cię wyciągać z sytuacji, w której coś pokręcisz niedajboże.
(Jefferson) To będzie raczej krótka opowieść, zdecydowanej większości nie pamiętam, bo byłem zbyt pijany *odpowiedział tak na wpół żartobliwie*
Właścicielka
(Laf) Ja bym coś podkręcił? *mówi sarkastycznie*
(Alex) ty zawsze jesteś pijany *śmieje się*
(Madison) Tak, ty byś coś przekręcił. Nawet teraz to zrobiłeś, mówiąc "podkręcił" *odparł z podobnym sarkazmem*
(Jefferson) Ej, nie zawsze! Czasami tylko... częstymi czasami... Ale nie zawsze! *Śmiech. Głównie bawiło go żartowanie o nietrzeźwości Lafayetta w formie pierwszoosobowej, ale... cóż, musiał to przyznać, że nie rozmawiało się z Alexandrem tak źle, kiedy ten nie hejtował wszystkich jego słów. A to niespodzianka*
Właścicielka
(Laf) A no tak pomyliłem słowa upsi
(Alex) *idą do baru* pamiętasz to jest ten bar w którym pierwszy raz spotkałem ciebie, Laurensa i Herculesa *ociera łzy wzruszenia* a właśnie propo Herca: masz z nim jakiekolwiek kontakt?
(Madison) Staraj się jednak tego nie zrobić w towarzystwie. Udajesz w końcu rodowitego amerykanina.
(Jefferson) Odkąd próbowali mnie zamknąć? Niespecjalnie. Uciekając trudno utrzymać jakiekolwiek kontakty.
(Bezpieczna odpowiedź, bo prawdopodobna. Bardziej niż zaprzeczenie czy potwierdzenie, kiedy w rzeczywistości nie ma się pojęcia. Point for Thomas xd)
Właścicielka
(Laf) Dobrze postaram się ale w razie czego mi coś tam podpowiesz?
(Alex) aaa dobrze rozumiem *zamawia piwko* szkoda że Laurens już tu z wami nie wpadnie i nie będziecie się drzeć "SHOWTIME! SHOWTIME!" *próbuje ich naśladować*
(Madison) Oczywiście. Po to mnie wtajemniczyliście, czyż nie?
(Jefferson) Ta... *Westchnął* Zut, Alexander, przez ciebie jeszcze bardziej chcę się napić! *Teatralne urażenie*
(Ciekawie będzie jak rozmowa zejdzie na pobyt we Francji a tym samym na znajomość Lafayetta z Jeffersonem.)
Właścicielka
(SIĘ BEDZIE DZIAAO XD)
(Laf) to był pomysł Jeffersona
(Alex) No a czego się mogłem po tobie spodziewać? Pij jeszcze na mój koszt. Ostatnio Washington dał mi o połowę większą wypłatę niż temu ekhem ekhem ch*jowi Jeffersonowi.
(UUUUUUUU TERA TO SIĘ BĘDZIE DZIAO)
(Madison) Zdążyłem się domyślić.
(Jefferson) ... *No dobrze. Więc. WIĘC. Starał się go nie udusić. Z trudem. Wielkim trudem. CHOLERNIE. Wielkim. Trudem!* ...Jefferson to także mój przyjaciel, mon ami. Bez takich określeń, s'il vous plaît.
(Ciężko pogodzić udawanie Lafayetta i tłumienie wkurzenia. Na dodatek nie tylko na Hamiltona ale i na Washingtona xd)
Właścicielka
(Alex) No coś niby mówił że pomagał ci pisać deklarację czy coś ale żeby od razu PRZYJACIEL? Że tak powiem ja go nienawidzę
(Laf) No więc co teraz?
(JAKBYM BYŁA MADISONEM BYM CHYBA W KOŃCU ZAMORDOWAŁA LAFA XD)
(W sumie Hamilton wiedział o przyjaźni Lafayetta i Jeffersona. "Before he became your friend - he was mine" czy jakoś tak.)
Właścicielka
(no właśnie zastanawiałam się czy nie zrobić tego rp że się dzieje jeszcze przed cabinet battle 2 heh)
(Raczej powinno po, skoro Laf i Jefferson rozmawiali wcześniej o postanowieniach z Cabinet Battle 2, pamiętasz xd)
Właścicielka
(kurde XD się porobiło. Uznajmy może że Alex nie wypił kawy i zapomniał XD)
(Jefferson) Ty na pewno jesteś trzeźwy, mon ami? Przecież wiedziałeś o mojej i jego przyjaźni *Uśmiechnął się krzywo, starając się, by nie wyglądało to sztucznie. Z trudem, ale jednak* Zresztą, to nie ważne. Napijmy się za nasze spotkanie!
(Ten moment. Co by pomyślał Lafayette:
"Każda okazja by się napić dobra"
Co pomyślał tymczasem nasz Thomaś:
"Każda okazja by przestał gadać dobra".)
(Madison) ...jesteś lwem z zodiaku? Dawno nie spotkałem nikogo, kto tak bardzo się niecierpliwi rozmawiając ze mną.
(Niecierpliwość to cecha lwów.)
Właścicielka
(XD)
(Laf) nie, ja jestem panna
(XD ŚWIETNIE TO BRZMI)
(Alex) jestem trzeźwy tylko niewyspany. Wypijmy za nasze spotkanie!
(Madison) Nie pytam o twoją tożsamość płciową tylko o twój znak zodiaku.
(Musiałam xD)
(Barman) *Podchodzi* Co podać?
Właścicielka
(Laf) No ale serio to jest mój znak zodiaku
(Alex) dla mnie piwerko a ty co chcesz Lafayette?
(Madison) Skoro tak twierdzisz.
(Jefferson) Dla mnie szklanka whisky.
(Czyli to alko, które przez Hamiltona jest droższe ["imagine what gonna happen when you'll try to tax our whisky"]. Ale Lafayetta już wtedy nie było w kraju, więc mógłby nie wiedzieć, że podrożało, a Jeffersonowi nie przeszkadza by Alexander zapłacił więcej. Przemyślany wybór xd)
Właścicielka
(Alex) *myśli: kurde whisky podrożało ale jak powiem że nie to się obrazi* okej więc ile płacę?
(Laf) No naprawdę bo jestem z 6 września
(Gdyby nie ty to by nie podrożało, Alex xd)
(Barman) 95 dolarów.
(Portfel Hamiltona) *Protestuje*
(Musiałam xd)
(Madison) Jesteś tego pewien?
(Jeszcze trochę i przestanie być pewien xd)
Właścicielka
(Laf) no jestem pewny
(Alex) kurcze nie może pan coś spuścić trochę cenę?
(Barman) Pan to mr Hamilton, sir?
(Madison) A gdyby ktoś kto nie jest mną cię teraz o to zapytał? Nadal jesteś z zodiaku panną urodzoną 6 września?
Właścicielka
(Alex) tak to ja
(Laf) aaaa no tak. Jestem facetem urodzonym 6 września
(ah ten Laf nie zakapował o co chodzi heh)
(Barman) No to nie ma zniżki, przez pana whisky podrożało to kupuj pan drożej.
(Jefferson) *Ledwo powstrzymał śmiech* Ale jak to..? *Udał najniewinniej w świecie, że nie ma pojęcia o co chodzi*
(Madison) Zła odpowiedź.
Właścicielka
(Alex) ehh długa historia *wyciąga z wielkim bólem ostatnie 100 dolców*
(Laf) jak to zła?