//Ku*wa, nie wiem co napisać a nie chcę zginąć.
Ten który podbiegł najbliżej dostał kluczem w łeb, a następny został przywitany nożem, który wbił mu w głowę, natomiast trzeci oberwał kluczem w czaszkę.
Właściciel
Killer:
//Spróbuj się z nimi jakoś dogadać, to najlepsze, co możesz zrobić.//
Zohan:
Szło sprawnie i dwa padły martwe, ale to albo Ty wyszedłeś z wprawy w wywijaniu kluczem, albo to on był tak szybki, że zdołał rzucić się na Ciebie i przygnieść Cię do ziemi, a Ty musiałeś chwycić go oburącz za gardło i odpychać z całą siłą, aby nie miał okazji Cię zagryźć.
Lekko podniósł maskę gazową, by mogli go rozumieć.
-D-dobra, słuchajcie. Chciałbym, byście mnie nie przerabiali na ser szwajcarski z jednego, ale ważnego dla mnie powodu. Mianowicie, posiadam żonę i dwójkę dzieci, jedno w wieku 6 lat a drugie w wieku 7. Żona jest poważnie chora, więc ona nie jest w stanie wychodzić na "poszukiwania" za prowiantem I ja jako jedyny z rodziny się tym zajmuję, stąd tu także jestem. Kiedy mnie zabraknie, kto się nimi zajmie czy obroni? Szwendacze? A może mutanty?
No to złapał go za gardło i odepchnął z całej siły, a potem szybko wstał i go dobił kluczem.
Właściciel
Killer:
- Wzruszające. No to prowadź do żonki i dzieciaków, może damy radę im pomóc?
Zohan:
Nie dałeś rady, całą swą siłę musiałeś zaprząc do trzymania go na tyle daleko, aby nie mógł Cię zagryźć. W chwili, gdy słabłeś, i czułeś, że to może być już koniec, usłyszałeś wystrzał i po chwili monstrum odpuściło, padając na Ciebie martwe. Kilka kolejnych strzałów i skomlenie oraz odgłos szybkiego przebierania łapami upewniły Cię, że również reszta Psów Zombie jest martwa lub uciekła.
//Rozważam porzucenie postaci.
Zwalił z siebie truchło psa i poleżał jeszcze parę sekund, aby nabrać sił. Gdy już nabrał sił, to wstał i spojrzał w stronę z której padły strzały.
-Cz-czekaj, a jak ich tam nie zastaniemy to możesz mi obiecać, że mnie nie przerobisz na ser...?
Właściciel
Zohan:
Stał tam ten sam mężczyzna, którego mogłeś kojarzyć przez klasyczny ubiór, pojazd i watahę psów. O ile przyszedł Ci z pomocą, to najwidoczniej nie miał zamiaru tracić zdrowego rozsądku, więc jego pistolet był teraz wycelowany w Ciebie, w razie gdyby coś głupiego przyszło Ci do głowy.
Killer:
- Zabijasz członka mojej drużyny, a potem próbujesz zrobić nas w ch*ja i liczysz na litość, tak?
-A skąd mam wiedzieć czy ku*wa mać gdzieś się oni nie przenieśli?
Oparł się dłońmi o kolana i powiedział cicho:
- Dziękuję, naprawdę dziękuję...
Właściciel
Killer:
- Niby gdzie, skoro Twoja żona jest chora? Zresztą, kiepski byłby wtedy z Ciebie ojciec i mąż.
Zohan:
- Wstawaj. Zaraz zleci się reszta. - powiedział krótko i opuścił uliczkę, odwrócony do Ciebie frontem, wciąż celując z pistoletu.
Opuścił uliczkę i szedł za nim.
//Dobra. Jednak rozważyłem to - chcę zmienić mojego Ruska w pół bota.
Właściciel
Na zewnątrz spotkałeś kilka z jego psów, które tylko wola ich pana powstrzymywała od rzucenia się na Ciebie i rozerwania na strzępy.
- Jesteś typem samotnika czy niekoniecznie? - zagadnął mężczyzna, chowając broń do kabury.
- W grupie zawsze lepiej, chyba...
Właściciel
- Powiedzmy, że mogę zabrać Cię ze sobą. Co będę z tego mieć?
- Jest większa szansa pokonać ludzi w dwójkę niż samemu. Ah, no i kiedyś byłem mechanikiem... kiedyś.
Właściciel
- No to zajebiście, miałbym dla Ciebie robotę... Zygmunt jestem, a Ty?
- Maciej. - Wyciągnął dłoń w kierunku rozmówcy. - Co to za robota?
Właściciel
- Mam u siebie jeszcze jeden samochód i dwa motocykle, wszystkie stoją w miejscu od kilku tygodni, zbierają tylko kurz i rdzę. Poradziłbyś coś, nie?
- Jeżeli masz odpowiednie narzędzia i części to bez problemu.
Właściciel
- Dobra, w takim razie idziemy... Jak zobaczysz psy, staraj się je ignorować, a przede wszystkim nie uciekaj, one wyczuwają strach, a pościg tylko je nakręca.
Kiwnął głową i poczekał aż Zygmunt ruszy, a wtedy Maciej razem z nim.
Właściciel
Na ulicy nieopodal, pilnowany przez istną sforę psów, czekał jego samochód, do którego wsiadł bez słowa wyjaśnienia czy też uspokojenia wyraźnie nerwowych, i być może głodnych, ogarów.
Starał się nie zwracać uwagi na pieski i zajął miejsce pasażera. Gdy już wsiadł to zapytał:
- Czemu cie nie ruszają?
Właściciel
- Nie odgryzą ręki, która je karmi. I wychowuje od szczeniaka.
- Kim byłeś w przeszłości?
Właściciel
- Długo by gadać, a przynajmniej teraz.
Nie chciał dalej ciągnąć tematu, więc siedział i nic nie mówił.
Właściciel
Po chwili samochód ruszył, a psy za nim.
- Z góry mówię, że zawadzimy jeszcze o kilka miejsc, nim zajdziemy do domu.
- Nie ma sprawy.
Wyjrzał przez okno i spróbował określić porę dnia.
Właściciel
Szyby były mocno przyciemnione, ale mimo to możesz być pewien, że zbliża się już wieczór.
No nic, pozostało mu tylko czekać aż dojadą do pierwszego miejsca przy którym mieli się zatrzymać.
Właściciel
Tak też się stało, a mężczyzna od razu wysiadł z samochodu.
On też wysiadł i się oparł o samochód.
Właściciel
Znajdowaliście się przed wejściem na jedno z licznych miejskich złomowisk, miejscu gdzie hałdy metalu w najróżniejszej postaci piętrzą się aż po same niebo...
- Co Ty na to? Uważasz, że znajdziesz tu coś przydatnego? Wiesz, narzędzia, części zamienne, kalendarze z gołymi babami czy co Wam tam mechanikom jest jeszcze do szczęścia potrzebne?
- Może znajdzie się parę wraków i się wygrzebie z nich co się tylko da. Jeżeli tutaj rozmontywowali samochody to i również narzędzia się znajdą. - Podszedł bliżej do wejścia. - Miejmy tylko nadzieję, że nie znajdziemy tam żadnego przerośniętego gówna.
Właściciel
- Od tego masz mnie i pieski, Ty tylko szperaj... Ale w razie czego obronisz się lepiej, niż gdy Cię znalazłem?
- Obronię, obronię, najwyżej będę się drzeć. Otwieraj i wchodzimy.
Właściciel
Brama była solidnie zamknięta, ale po około pięciu minutach mężczyzna sobie z nią poradził, otwierając na oścież. Wtedy też dobył pistoletu i ruszył do środka, po drodze chwytając też spory nóż.
- Dobra, czystko. - powiedział po kilku chwilach. - A tak przynajmniej mi się wydaje. Właź i bądź ostrożny.
Klucz w łapę i jazda. Wszedł i zaczął się rozglądać za jakimiś zabudowaniami oraz pojazdami.
Właściciel
Pojazdów były tu setki, jeśli nie tysiące, głównie stojące jeden na drugim, zwykle po trzy, samochody osobowe w długich rzędach, nieco dalej stały ciężarówki, traktory i tym podobne maszyny. Do tego złom piętrzył się na gigantycznych hałdach, Ty zaś dostrzegłeś jeszcze dźwig ładujący go do machiny, jaka układała metal w kostki przeznaczone do transportu. Poza tym dostrzegłeś też coś, co mogło być biurem, a obok niego dwa baraki i inni, niezidentyfikowany budynek. Zombie czy innych zagrożeń jak na razie brak.
Podszedł najpierw do budynku, który mógł być biurem. Postukał parę razy, aby przebudzić coś co mogło tam być. Jeżeli nie było niczego słuchać, to od razu z kopa w drzwi i zabrał się za szukanie narzędzi.
Właściciel
Równie dobrze mogłeś szukać tu broni, amunicji albo jedzenia, biuro, nieważne czy w wielopiętrowym drapaczu chmur, w supermarkecie, czy na złomowisku, zawsze pozostanie biurem, toteż nie znalazłeś tu nic przydatnego, tylko bezwartościowe śmieci.
Więc zabrał się za przeszukiwanie baraków
Właściciel
Tutaj trafiłeś na rzeczy osobiste pracowników złomowiska. Niestety, również śmieci, ale tutaj przeszukiwanie tego wszystkiego ma nawet jakiś sens, ale nie ma co liczyć na jakąś broń, amunicję czy narzędzia, prędzej na papierosy, ubrania i tym podobne.
Zaczął się rozglądać za butami i spodniami w jego rozmiarze. Swoje ubrudził, a jakoś trzeba wyglądać nawet wtedy kiedy świat jest zniszczony!
Właściciel
Znalazłeś tu sporo ubrań i, nie licząc tych przeżartych przez mole, obsranych przez szczury, dziurawych lub wręcz zgniłych, trafiłeś na dwa podkoszulki, trzy pary spodni z szelkami pełne kieszeni i parę typowo roboczych butów. Nie licząc jednego podkoszulka i jednej pary spodni, wszystko powinno pasować, ale na dokładne przymiarki nie masz czasu. Nie ma nic gorszego, niż mieć spodnie na dole i Zombie za sobą.