Właścicielka
- Tobie do śmiechu, na ostatnim wyścigu skasowała mi trzy sztuki i jeszcze nawet buzi nie dała. - wyglądał na obrażonego. - A jak już skończycie, to może byś się tak nią zajął, coby z łóżka nie wstała? - nim by zareagował, wampir wcisnął mu w rękę kluczyki. - Pasują do każdego. - rzucił i poszedł na trybuny.
- Da się zrobić. - Powiedział bardziej do siebie niż do niego i ruszył na tor wybrać pojazd.
Właścicielka
Kama już czekała w czarnej podróbce Camaro. Koło "auta" leżał zbity koleś wgapiający się w niebo z zaciekawieniem. Gdzieś na trybunie słyszeć się dało obstawianie wyników, póki co jeszcze równe. Wśród gokartowych podróbek czaiło się srebrne BMW, oczotrzepno żółte Lamborghini, lekko nadpsuty bolid Ferrari i ciemnoniebieska Corvetta.
Ignorując mężczyznę, zasiadł za kierownicą Corvetty. - Może się o coś założymy. Co możesz mi dać jak z tobą wygram? - Zagadał Kamę.
Właścicielka
- Nie mam pomysłu. Ej, ludziska, weźmie ktoś tego ciula z toru? No, zbiłam go, ale moznaby go zabrać.... A ty Law... nie masz jakiejś tam fantazji? Na pewno coś tam masz co byś chciał zobaczyć. Albo robić.
- Kiedyś się zastanawiałem jakby to było zrobić to z wampirem. Tą fantazje jednak już odhaczyłem. - Zaśmiał się. - Uznajmy że jeśli wygram, wbijesz się w ciuszki w których nie wypada chodzić publicznie. - Uśmiechnął się. - A jaka jest twoja fantazja? -
Właścicielka
- Nie wiesz jak jest z wampirem, wiesz jak z wampirzycą. - odparowała, a pierwszy rząd, w tym chłopak, z którym wcześniej Lawrence rozmawiał, wybuchli śmiechem. - Jak wygram... to cię zwiążę. - mruknęła po namyśle i usiadła normalnie. - Chodź, trza podjechać pod linię startową.
- No to mamy umowę. - Powiedział i odpalił maszynę kluczem który dostał od wampira i podjechał na linię mety.
Właścicielka
Trochę osób obstawiało, że Kama rozbije swoje Camaro w trakcie albo tuż przed metą.
- Dominic, spoko-loko. Postaram się, żeby nie skończył gorzej niż to Ferrari.
Wampir westchnął i zaczął odliczać. W końcu ruszyli.
Nie chciał jej dać wygrać, więc starał się wykorzystać lata doświadczeń w uciekaniu przez policją do pokonania wampirzycy.
Właścicielka
Tak więc póki co był na prowadzeniu. Nieźle mu szło.
Prowadził bardzo skupiony, uważając na to co dziewczyna może zrobić. Znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć że jest nieprzewidywalna.
Właścicielka
A Kama tak po prostu go wyprzedziła, akompaniamentując to własnymi odglosami, bo gokart jakoś tak mało samochodowo brzmiał.
Nie mógł jej tak po prostu na to pozwolić, więc wycisnął z tego gokarta ile się dało i pognał za dziewczyną.
Właścicielka
Koniec końców wyprzedził ją tuż przed metą, gdzie skończyła się energia w gokarcie. Tymczasem Kama... wjechała z impetem w porzucone Ferrari i wyprzedziła znów Lawrenca, lądując na mecie... z samym krzesełkiem.
- No i patrz Dominic, Camaro wciąż wygląda lepiej niż Ferrari. - w sumie to miała racje, bo poniszczyła jeszcze bardziej tamten bolid.
Z trybun odezwał się niezły hałas, jednak trudno było określić, dla kogo.
Wysiadł z gokartu i podszedł do dziewczyny by pomóc jej wstać. - Piękny wyścig. - Powiedział podając jej rękę. - I na dodatek upiększony moim zwycięstwem. -
Właścicielka
Kama nie wstała, tylko rozłożyła się na torze i zaczęła się śmiać.
- A kto powiedział, że trzeba dojechać w jednym kawałku? - zapytała po chwili.
- Nikt. Problem w tym że ty dosłownie dotarłaś tu w jednym kawałku. Kawałku swojego gokarta. - Skomentował ze smiechem.
Właścicielka
- Wygrywam w wielkim stylu. Swego czasu mówiło się, że jestem nieśmiertelna. Po tylu kraksach na tych gokartach... Hm, może zrobimy jakiś kompromis?
- Czyli oboje wygrywamy? - Zapytał krzyżując ręce na piersi.
Właścicielka
- Jeśli masz ochotę. - zaśmiała się i podniosła, przeciągając się. - To jak, zwijamy się zanim nas wezmą do wywiadu?
- Świetny pomysł. - Odpowiedział. - Wychodzimy tylnym wejściem, czy po prostu bardzo szybko? -
Właścicielka
- Jak wolisz, ją muszę skombinować "ciuszki, w których chodziłabym publicznie, gdybym tylko chciała". - mruknęła i przygotowała się do biegu.
- Wolałbym zrobić to raczej subtelnie. Nie lubię tłumów. -
Właścicielka
Kama skinęła głową i pociągnęła go do bocznego wyjścia z toru i zniknęli wśród uliczek za atrakcjami.
- Lepiej?
- O wiele. - Odpowiedział. - Naprawdę sądzisz że ludzie chcieliby autografy od osób które ścigały się na gokartach? -
Właścicielka
- Gokarty są elektryczne, to szczyt Krainowych możliwości wyścigów. Kiedyś je rozdawałam. Ale dawno. Dziś byłby wywiad. Tylko.
- To dlaczego jest na nich taki mały ruch? Przecież wszystko jest za darmo, a każdy chyba chciałby się przejechać najbardziej zaawansowanym pojazdem na świecie. -
Właścicielka
- Był kiedyś ruch, dziś tak jakoś chyba wyszły z mody. Poza tym, bie każdy ma tyle regeneracji, co wampir. Mój były na przykład skończył na wózku. Co nie zmienia faktu, że pędzi na nim jak Szatan. Trza mieć dystans do siebie i spełniać marzenia.
- Święte słowa. - Odpowiedział. - To gdzie idziemy? -
Właścicielka
- A gdzie masz ochotę? - odpowiedziała nieco złośliwie.
- Ja bym poszedł do jakiegoś miłego hoteliku. - Powiedział z rubasznym uśmiechem. - Chyba że to dopiero wieczorem. Na teraz nie mam pomysłu. -
Właścicielka
- Wieczorem? Wieczorem to będziesz ledwo zipał, a jedyne, na co będziesz mieć siłę, to gapienie się na fajerwerki. Hotel jest tuż za rogiem. Jaki lubisz kolor? - zapytała z zamyśleniem.
- Czarny i biały. - Powiedział. - Jestem prostym mężczyzną. Dać ci chwilę na przygotowanie czegoś specjalnego? -
Właścicielka
- Prosty mężczyzna lubi niebieski. - odparła rzeczowo Kama. - Powiedz, że chcesz kluczyk do trzynastego pokoju, tam mnie znajdziesz. I pamiętaj, że ja też czegoś chciałam. - zachichotała dziecinnie i... zniknęła.
Do trzynastki.. Powtórzył sobie w myślach. Chciał dać jej chwilę na przygotowanie czegoś fajnego, więc rozejrzał się za miejscem gdzie mógłby poczekać.
Właścicielka
Mógł czekać gdzie chciał. Ciekawe, co też tam dziewczyna przygotowywała... Cóż, równie dobrze było pomyśleć, że wobec Lawrenca również jakieś plany posiadała. Hotel rzeczywiście był tuż obok.
Wszedł więc do najbliższego pubu i usiadł przy barze.
//Dobranoc :3
Właścicielka
//napusz mi jak będziesz :x Dobranoc
Właścicielka
//a mnie nie było... smuteczek
Koło baru siedziało kilka różnych osób, poza tym lokal był pusty.
- Co polać? - zapytała barmanka.
- Coś co nie usypia. - Powiedział prosto.
//Wiesz że PBF Dantego (ten z orgiami) zmartwychwstał?
Właścicielka
- To może lody o smaku viagry? - zakpił ktoś z boku, a barmanka spiorunowała go wzrokiem.
- Są w karcie, ale ten tu nie ma raczej ochoty. Jakiś energetyk czy może być burbon?
- Niech będzie burbon. Nie potrzebuje viagry. -
Właścicielka
- Da się domyśleć, że nie potrzeba. - mruknął ten sam głos.
Barmanka podała mu wspomniany trunek.
- A co, masz do mnie jakiś uraz? - Spojrzał się w stronę rozmówcy.
Właścicielka
- Nie znam cię. Znam za to gust mojej byłej. - koleś uśmiechnął się szeroko i wypił swój browar. Ledwo trzymał się na stołku, ale czy to na pewno było od alkoholu? Trudno powiedzieć. - Nie wiem za co miałbym mieć uraz do ciebie.
- Za to że jestem z twoją byłą. Wielu gości ma z tym problem. -
Właścicielka
- Trochę była dla mnie za szybka. Zawsze taka jest. - uśmiechnął się. - No i potrafiła pocieszyć, jak się upadło z gokarta na dupę nieco za mocno. Znając życie, czeka już na ciebie.
- Zapewne. Tylko nie utoń w tych sentymentach. - Napił się burbona i udał się do hotelu w którym powinna być dziewczyna. -