Szatyn utrzymał równowagę przechylając się lekko do przodu.
-Musi trwać.. -wymruczał cicho całując Sullyego w czoło.
- To ja zostawie was samych. - Powiedział i wyszedł z pokoju.
Właścicielka
//jako, żegulaszowi się położenie popierdzieliło... załóżmy, że Sully zaciągnął Shina do pokoju w międzyczasie i dlatego Lawrence zostawia ich samych
Wyszedł z pokoju na pusty korytarz, było tam całkiem cicho i spokojnie.
Tymczasem w pokoju Sully spojrzał z koślawym uśmiechem na Shina.
- Zawsze musisz całować mnie w czoło Shinuś? - westchnął z żalem, po czym stanął na palcach i znów go pocałował w usta.
//To oni nie byli w pokoju? Dajm.
Postanowił wyjść z hotelu i przejść po mieście.
Chłopak zaśmiał się.
-A coś ci w tym nie pasuje? -schylił się i oddał pocałunek podnosząc brodę czarnowłosego ku górze.
Właścicielka
Cudem udało mu się wyminąć śnieżkowy deszcz. W mieście było spokojnie i w sumie cicho, nikt go nie zaczepiał, a z pobliskiego baru słychać było muzykę.
- Bo się wtedy czuję, jak gdybyś specjalnie zwracał uwagę na to, że jestem niższy. - westchnął, po czym się zaśmiał. - Ciekawe co oni się po nas spodziewają, że tak nagle im się uciekło.
Postanowił przejść się i popodziwiać to smutne miasto.
Objął go w pasie i przytulił.
-Sam nie wiem.. -rozejrzał się w poszukiwaniu Psotki.
Właścicielka
Znalazł na podłodze kartkę Gdy wy się całowiliście, Psotka zwiała na dwór ze mną..
- Meh, pismo Deusa. - westchnął Sully. - Jest coś czym masz ochotę się zająć? Może jesteś zmęczony?
Tu i tam w śniegu bawiły się dzieci, ale prawie żadne z nich nie rzucało śnieżkami, w przeciwieństwie do tych spod hotelu. Większość z nich była podobnie ubrana. Uliczki mimo odśnieżania wciąż były białe.
Podziwiał krajobraz licząc na jakieś ciekawe wydarzenie.
-Nie jestem tak strasznie zmęczony..-westchnął cicho i przyłożył kciuka do dolnej wargi Sullyego.
Właścicielka
- A co mi tego palca przykładasz? - mruknął Sully, po czym lekko ugryzł chłopaka.
W okolicy było cicho, ale nagle z jakiegoś baru dało się słyszeć krzyki i przewracanie stołu.
Ciekawość wzięła w nim górę i udał się do baru z którego wydobywał się hałas.
Zaśmiał się i odsunął palca. Pocałował go w kącik ust.
-A tak sobie Sulluś..
Właścicielka
Wchodząc do baru usłyszał znajomy rechot. Zobaczył tam komivzną scenkę - jakiś mięśniak próbował dosięgnąć rechoczącego szcyla, który siedzi na żyrandolu. Zmojome było to, że szczytem był Deus.
- A co, nie umiesz przegrywać? - zaśmiał się. - To chodź tu do mnie!
Deus w końcu zeskoczył na ziemię, po czym zerwał z pobliskiego stolika ceratę, po czym zamachał nią jak torreador, oczywiście wkurzając mięśniaka. Okoliczna zbieranina z zaintrygowaniem obserwowała potyczkę.
- Tak sobie, tak sobie. Ja się pytam czy masz na coś ochotę... właśnie, jestem głodny! Pójdziemy coś zjeść, bo ty jesteś taki zmizerniały. Lubisz pizzę hawajską? - mruczał Sully.
Shin próbował powstrzymać się od uderzenia siebie otwartą dłonią w czoło.
-Tak, tak.. Chodźmy coś zjeść.. -pstryknął go w nos. Uśmiechnął się lekko chwytając dłoń Sullyego.
Oparł się o ściane przy drzwiach i również zaczą nacieszać swój wzrok zbliżającym się obiciem mordy.
Właścicielka
//weź mi wyjaśnij, o co chodzi z facepalmem w tym momencie;-;
Sully z Shinem dotarli do hotelowej restauracji, gdzie Sully maślanym wzrokiem namówił kucharkę na zrobienie pizzy hawajskiej.
Właścicielka
Deus spojrzał kątem oka na Lawrenca, powoli cofając się w stronę ściany. Dla obserwatora mogłoby zdawać się, że t najgłupszy pomysł, ale gdy facet pobiegł na niebieskowłosego, ten odskoczył.
- Olé! - zawołał Deus, a furiat wbiegł w ścianę.
//nieważne.. ;--;
Szatyn poczochrał Sullyego i usiadł przy stoliku czekając na pizzę.
-Zawsze jesteś taki głodny Sulluś.. Brakuje ci czegoś..?
- Łuchu! - Zakrzyknał bijąc brawo.
Właścicielka
//zagadka dla ciebie -> co takiego jest w pizzy hawajskiej, że Sully akurat ją chciał?
- Jesteś tutaj, niczego mi nie brakuje.
Po jakimś czasie kucharka przyniosła wskazaną potrawę, a Sully od razu wziął się za jedzenie.
//Ananas jest największą zbrodnią natury. Nienawidze śmiecia.
//Ananas.. <chrząknięcie> już dalej nie chcę tego rozwijać.. Chyba wiem o co chodzi..
Shin wziął jeden kawałek pizzy i wgryzł się w nią ze smakiem.
-Mm.. Pychota! Jak ja dawno nie jadłem hawajskiej pizzy.. -uśmiechnął się szeroko.
Właścicielka
Facet burknął coś i odwrócił się do znów odbiegającego Deusa. Niebieskowłosy zaśmiał się głośno, po czym powtórzył sztuczkę, jednak tym razem facet wpadł na pobliską kolumnę.
- Zaraz będzie finał!
Właścicielka
//też go nie lubię btw, ciekawe czy Shin wie o co chodzi
- Nomnomnom. - Sully bardziej skupił się na jedzeniu, niż na tym, by nie próbować mówić z pełnymi ustami.
Widząc co się kroi, uchylił drzwi i dał znak kompanowi.
//No nie wiem.. I ogólnie to możemy chyba stworzyć klub ludzi nielubiących ananasów.. Nie przepadam za nimi..//
Shin zjadł jeden kawałek i wziął się za drugi. Gdy spokojnie jadł, miał czas, by rozejrzeć się po całej restauracji.
Właścicielka
Przeciąg najpierw trzasnął drzwiami, a potem otworzył je na oścież. Deus po raz kolejny zabawił się z mięśniakiem, który tym razem wylądował w śniegu. Koniec końców podniósł się i podszedł do zamyślonego Deusa.
- No dobra, niech będzie, że nie umiem przegrywać, ale na przyszłość nie rób sobie ze mnie red bulla.
- Jasne.
Kucharka roznosiła dzieciakom kanapki. Małe dzikusy, obtoczone w śniegu przypominały Raffaello, ale z chęcią zajadały kanapki.
- Mmmm... pyszotka. Co porobimy jak zjemy Shinuś, masz jakieś pomysły?
-Nie za bardzo.. Ja bym tam chętnie klapnął przy kominku i stamtąd się nie ruszał.. -odparł wzruszając ramionami i przyglądając się dzieciom.
- To taki drink. - Dodał cicho i spojrzał na Deusa.
Właścicielka
- Przecież wiemy. Chcesz trochę się napić?
Tamci zaklaskali.
- Choć sądziłem, że się jednak krew poleje. - dodał zduszonym głosem.
- Ahaa... No dobrze. - mruknął i odsunął pusty talerz. - No to możemy w sumie już tam iść.
-Mhm.. -chwycił jego rękę i wyciągnął z restauracji omijając zgraję dzieciaków.
- Dobra, tylko tym razem nie przecholujmy. - Stwierdził i podszedł do baru.
Właścicielka
Dotarli przed kominek, gdzie teraz to było całkiem pusto.
- Chodź tu zmarzluchu. - zaśmiał się Sully i wtuił się w Shina.
- To nawet mocno nie było, a ja wpadłem tylko na kieliszek dwa, bo zacząłem wyznawać twoją genialną zasadę. - westchnął, po czym skinął na barmana. - Polej mi red bulla.
- Którą moją genialną zasadę? - Zapytał Deusa. - Ginu poproszę.
Szatyn uśmiechnął się zwycięsko i przytulił go mocno czując bijące ciepło.
-Teraz jest wspaniale..-sapnął cicho.
Właścicielka
- Żeby nie wyrywać pod mocniejszym wpływem. - mruknął, pijąc ze swojego kieliszka.
Barman nalał Lawrencowi.
Właścicielka
Sully zamruczał coś pod nosem. Nikt im nie przeszkadzał, było ciepło, miło i przyjemnie.
- A tak, to jedna z moich mądrzejszych mądrości. - Zaśmiał się krótko i napił się ginu. - A kogo planujesz wyrwać?
Shin zamknął oczy, by po chwili je otworzyć i spojrzeć na płomyki ognia.
Właścicielka
- Sam jeszcze nie wiem, może jakąś brzozę. - westchnął, popijając sobie. - Cóż, do tego potrzebuje trzeźwo myśleć.
Na jego głowę zeskoczyła nie wiedzieć skąd wiewiórka.
Obserwację przerwał mu Sully, łaskocząc go po brzuchu.
- Uważaj tylko by nie trafić na pancerną. - Zaśmiał się i spojrzał na wiewiórkę.
Szatyn zaśmiał się i spojrzał tym razem na Sullyego.
-No wiesz co? -zachichotał oddając łaskotki.
Właścicielka
- Oj tam. To ja idę. - westchnął i ruszył do wyjścia.
Wiewiórka tymczasem wskoczyła Lawrencowi na ramię.
- Jakoś tak nie umiem siedzieć za długo bezczynnie, Shinuś.
- Cześć mała. - Powiedział do wiewiórki. - Czy to nie ty jesteś Psotka?
-W sumie to ja też.. Nudno trochę..,-westchnął cicho rozglądając się w poszukiwaniu czegoś ciekawszego.
Właścicielka
- No to poróbmy coś fajnego! - zachichotał Sully, patrząc Shinowi prosto w oczy.
Wiewiórka wyszczerzyła zęby z dumą.
- Do wiwewiórki też zarywasz?
Spojrzał zdziwiony na wiewiórkę. - Tak jakbym był jakimś wielkim podrywaczem.
-Co masz na myśli ? -uśmiechnął się do niego.