Właścicielka
- Czasem śnię, że idę przez to miasto z pochodnią srebrnego ognia. Wszyscy, którym się należy, każde z tych porzuconych dzieci uciekło do elfów, a Colder stało w srebrnym ogniu. Ogniu który nie gaśnie od wody ani nie potrzebuje tlenu. - chwilę się rozpłynął, ale potrząsnął głową. - Nieważne. Ważne jest to, że Kizu pamięta o tych dzieciach, a ty jesteś gwiazdą Sullyego. - dodał, po czym ziewnął. - Coś jeszcze?
-Nie.. Raczej nie..-westchnął cicho i lęgnął na swoje łóżko. Ziewnął i długo leżał z otwartymi oczami rozmyślając nad wszystkim. Po dłuższej chwili zamknął oczy i przewrócił się na drugi bok.
Właścicielka
Deus walnął się na swoje łóżko i zasnął niemal momentalnie. Shin też szybko wpadł w objęcia Morfeusza. Sen zawiózł go nad staw, gdzie nieopodal bawiło się kilka dzieci, a na pomoście Kizuka rzucała chleb kaczkom.
- Jak tam u was, Shin? - zapytała, nie odwracając się.
-Można powiedzieć, że dobrze.. Tylko Sully miał wysoką gorączkę..-szatyn podszedł do Kizuki. Stanął obok niej i zerknął na bawiące się dzieci. Jego wzrok ostatecznie spoczął na kaczkach.
Właścicielka
- Wyzdrowieje. Edmund zna się na rzeczy, poza tym lubił Sullyego, gdy jeszcze się kolegowali w dzieciństwie. Niestety, nie miał wtedy wielkiego wpływu na decyzję władz miejskich.
Kizuka wpatrywała się w wodę bez emocji.
- Co myślisz o Deusie?
Shin uśmiechnął się pod nosem patrząc tym razem na dzieci.
-Lekko szalony człowiek, ale widać, że jest skory do poświęceń.. Jest troskliwy i przyjazny.. Nie da się go nie lubić..-westchnął cicho.-Niekiedy czuję, że.. Hmm.. Jakby to określić.. Wiedział przez co przeszedł Sully.. Jak gdyby znał to uczucie odtrącenia, porzucenia..
Właścicielka
- Bo on też był porzucony, choć w inny sposób i ze zgoła innych powodów. Przez głupi wypadek pewna ważna dla otoczenia osoba zmarła, a jego obraczono winą i goniono za nim jak wieśniacy z widłami. Deus musiał co chwila się zmieniać i dopasowywać do nowych środowisk. Dlatego bywa niestabilny i nadpobudliwy. I może nie mów mu, że ci o tym opowiadam.
-Dobrze..-Shin westchnął cicho.-Cały Świat jest niesprawiedliwy.. Wszyscy obarczają cię o coś, czego nie zrobiłeś i musisz to taszczyć do końca swoich dni..-wzdrygnął się lekko.
Właścicielka
- Każda zła historia dobrego człowieka powinna kończyć się happy endem. Tak się stało z Deusem i tak się stanie z wami. Ty też powinieneś odpocząć Shin. Dobranoc.
Sen się rozmył, a Shin spał dalej.
Lawrence za to obudził się dość wcześnie, z bólem głowy. Słyszał chrapanie Deusa i Shina, mamroczącego przez sen. Koło głowy miał zawiniętą karteczkę.
//Teraz dla odmiany to Patuś chwilę poczeka
Jęknął głośno próbując wstać z łóżka. W końcu usiadł i sprawdził co jest napisane na kartce.
Właścicielka
Pijany Deus do skacowanego Lawrenca -> Miłego KACA i w ogóle obiecałeś, że przelecisz rano Zellę, a ja trzymam cię za słowo. Ps nie budź mnie przed dziewiątą.
Litery wiadomości były dość koślawe, ale czytelne.
- Co...? - Zapytał siebie cicho i chowając kartkę do kieszeni udał się do łazienki i wsadził sobie głowe pod kran gasząc pragnienie wodą.
Właścicielka
//gówno 2:0
Woda przyjemnie go orzeźwiła i na dłuższą chwilę ugasiła pragnienie, ale ból głowy nadal dawał o sobie znać.
Nieco ogarnął swój wygląd wyszedł z pokoju rozglądając się za restauracją hotelową.
Właścicielka
Przez dłuższą chwilę nie mógł jej znaleźć, jednal w końcu zaprowadził go w odpowiednią stronę zapach smażonych grzybów. W restauracji kręciło się kilka osób, w tym przy jednym stoliku siedziała Zella pisząc coś w grubym notesie. Po krótkim czasie wstała i poszła do kuchni, zostawiając otwarty brulion.
Jakaś dziwna siła spowodowała, że niby przypadkiem przechodząc obok stolika zajrzał do brulinu elfki.
Właścicielka
Zella miała równe pismo, a jej zeszyt zapewne był dziennikiem. Na początek pisała data z jakimś elfim miesiącem a później urwana notka.
16 Hísimë Wczoraj wieczorem do miasta przybył Deus wraz z kumplami, jak zawsze z jakimiś nowymi. Dwóch z nich chyba jest parą, mniejsza z nimi. Deus jak Deus, gapi mi się w dekolt itp itd... Ale z tym ostatnim jest coś... innego. W nocy spotkałam go urżniętego, ale nie zachowywał się jak każdy, nie podwalał się do mnie, choć spojrzał tak jakoś... Na dodatek był cholernie sekso...
Nieco skonfundowany udał się do miejsca gdzie wydawane są potrawy.
Właścicielka
- Dobry dzień, na co pan ma ochotę? - zapytała go kucharka.
- Cholera, znów zostawiłam otwarty... - usłyszał za sobą westchnienie Zelli.
Zawieśił się na chwiłę -Eee... kawe. Mocną czarną kawę poproszę.
Właścicielka
- Dobrze. - uśmiechnęła się promiennie, po czym odeszła na moment i wróciła ze sporą filiżanką parującej kawy. - To wszytsko?
- Narazie tak, dziękuje. - Powiedział i dosiadl się do stolika przy którym siedziała Zella.
Właścicielka
- H-hej? - przywitała się nieśmiało, popijając kawę i uprzednio zatrzaskując brulion. - Chyba uleciało mi twoje imię...
Jej ciemne włosy, związane częściowo w warkocze, bujały się z każdym jej nerwowym ruchem. Co jakąś chwilę poprawiała zsuwający się na twarz loczek, który zapewne wyplątał się z warkocza.
- Lawrence, miło mi. - Uśmiechnął się delikatnie. - O ile dobrze pamiętam ty jesteś Zella, tak?
Właścicielka
- T-tak... Miło... miło mi cię poznać, Lawrence... - westchnęła, powoli się uspokajając. - Jak się spało?
- Całkiem miło, dziękuje że pytasz? - Napił się kawy nie przerywając kontaktu wzrokowego. - A jak tobie mineła noc?
Właścicielka
- W miarę spokojnie. Jakoś nikt nie wojował, więc nikogo przywoływać do porządku nie miałam. Bo wiesz, się zdarzało, że opryszki z Rebel chciały sobie co którąś z moich koleżanek... sam wiesz. Dużo ludzi się tu zatrzymuje, żeby wypocząć przed wycieczkami po górach.
- Szczerze mówiąc zadziwia mnie jak wiele osób przyjeżdza do tej smutnej jak... no bardzo smutnej miejscowości. W tych górach są jakieś skarby czy coś?
Właścicielka
- Tonący brzytwy się chwyta, Lawrence. Farklands to atrakcja, skarby gdzieś tam są, ale samo miejsce przyciąga, bo różni się od innych. A Colder to ostatnia cywilizacja, zanim się w te skały wejdzie.
- Tylko na co komu skarby skoro w tym świcie i tak nie ma pieniędzy? Chyba nie warto ryzykować życia by móc co powiesić nad kominkiem.
Właścicielka
- Adrenalina? Kto ich tam wie. Mam co porabiać, w tym klimacie mi dobrze, więc narzekać nie ma o czym. No... tyle narzekasz, a co ciebie tu sprowadza? Ponoć w górach są jakieś karty, ale czy Światowiec ma ochotę ryzykować? - zaśmiała się.
- Ja? Ja idę zobaczyć smoki w Fallen! Co automatycznie sprawia, że nie jestem lepszy od tych wszystkich ryzykantów. - Zaśmiał się krótko.
Właścicielka
- Ale za to ciekawszy... - wymsknęło się Zelli. - To znaczy... yy... mniejsza. - Uciekła wzrokiem z nieco głupią miną.
Zaśmiał się zalotnie - Słuchaj, wczoraj za dużo wypiłem i chciałbym z góry przeprosić za wszystko co nieświadomie zrobiłem.
Właścicielka
- A nie przypominam sobie, żebyś coś zrobił... - powiedziała w zamyśleniu i z nutą żalu. - Szczerze to chyba tylko się śmiałeś z jakiś pierdół, a mi się zdarzało widzieć naprawdę mocne przypadki upojenia i nieświadomych eskapad. - wzruszyła ramionami.
- Uf, to dobrze. Niechciałbym przez alkohol zrazić do siebie takiej pięknej dziewczyny.
Właścicielka
Zella zarumieniła się lekko, aczkolwiek widocznie.
- Dziękuję... jakoś mało którego faceta zainteresuję ja. Wolą dziewczyny z cyckami wielkości głów i żeby miały te głowy puste. - uśmiechnęła się.
- Tacy faceci zazwyczaj sami mają niewiele do zaoferowania. - Napił się kawy wciąż się uśmiechając.
Właścicielka
- Cóż, najczęściej tak jest. - zaśmiała się, również popijając kawę. - Mmm... uwielbiam takie poranki. Żadnych dzieci, żadnych awanturników, jeszcze śpią...
- Przyznaję to wspaniałe. Kawałek ciszy w centrum hałasu. Możesz robić co tylko chcesz, a jedyne co robisz to cieszysz się kawą która smakuje teraz najlepiej.
Właścicielka
- Czy ja wiem czy mogę wszystko? - westchnęła cicho. - A ten... Deus śpi jeszcze? Wolałabym, żeby tu nie przylazł na dzień dobry, bo tak to mi coś zawsze zepsuje. A teraz jest prawie idealnie...
- Śpi jak w grobie, nawet zostawił mi wiadomość by go nie budzić przed południem. - Zastanowił się przez chwilę i znów się uśmiechnął - A dlaczego jest tylko "prawie idealnie"?
Właścicielka
Zella zarumieniła się nieco mocniej, już zamierzała się zasłonić brulionem.
- Bo jest taki uroczy poranek, spokojny, nic się nie dzieje, nikt nie przeszkadza... no, a my sobie tylko kawę pijemy... - mruknęła ostatnią część nieco ciszej.
- No skoro wspólna kawa to dla ciebie mało... - tu ostetntacyjnie odłożył kubek skrzyżował ręce na piersi wyraźnie rozbawiony sytuacją - to co byś chciała innego robić?
Właścicielka
- Cholera, do tego momentu nigdy nie doszłam. Iii... to wcale nie jest śmieszne! - powiedziała nagle, po czym zamilkła na dłuższą chwilę.
- Nie wstydź się, oboje jesteśmy dorośli. Po prostu powiedz o co ci chodziło - Powidział starając się z trudem opanować szeroki uśmiech, by bardziej nie peszyć dziewczyny.
Właścicielka
Spuściła wzrok i odetchnęła.
- Ktoś kiedyś powiedział, że jestem paradoksem, bo potrafię komuś rąbnąć tak, że zobaczy ścianę od środka, a nie potrafię zakomunikować komuś czegoś takiego sensownie... na przykład tego, że bardzo mnie pociągasz i gdy tylko na ciebie spojrzę, to... - odetchnęła raz jeszcze. - w skrócie, chodziło mi, że chcę się z tobą przespać. - wydusiła w końcu.
- Podoba mi się twoja dosłowność, nawet wymuszona! - Zaśmiał się krótko. - Nie będe ukrywał, że mi ta myśl też pare razy przebiegła po głowie...
Właścicielka
Zella wypiła resztkę swojej kawy i pomachała sobie zeszytem przed nosem.
- N-naprawdę? Czej... teraz to ty mnie na pewno w Deusa, to znaczy w durnia robisz. - zaśmiała się cicho.