Właściciel
Opliko:
- Zatrudniam Was. Lub Ciebie. Zależy czy robisz sam, czy z kimś.
Zero:
Pokiwał głową zabierając monety i pozwalając Wam przejść.
Lunaaax:
Pod zdobionymi wrotami leżały zwłoki dwóch postawnych Ogrów. Wampira nie było widać. Drow ruszył powoli przez korytarz razem z panterą.
Wchodzą do miasta
Golbez: - Paladyni się tutaj nie zapuszczają .. Może będą mieli jakieś zlecenia
Lunaaax
Starała się dotrzymać kroku towarzyszowi.
Właściciel
Lunaaax:
Zbliżacie się do sali tronowej. Szczęśliwie okazuje się pusta. Przynajmniej na taką wygląda.
Opliko:
- Jestem niemal pewny, że nie podołasz w pojedynkę.
Zero:
Trafiliście do miasta. Ogłoszeń nie znajdziecie na głównej ulicy.
Cecil: - Lepiej się tutaj nie rozdzielać ... Może i paladyni nas nie dopadną, ale to miasto jest pełne bandytów
Poszli w kierunku wkszych budynków
Właściciel
Za większe budynki można uznać pałacyki i dworki bogatszych mieszkańców (czytaj: Szefów gangów, handlarzy bronią, ludźmi i używkami, watażków oraz innych większych mętów).
Golbez:
zatrzymuje brata
- Lepiej iść w innym kierunku .. tam nikogo nie czeka nic dobrego
Cecil:
- To chyba najlepiej będzie gdzieś posłuchać, co ludzie mówią
Zmienili kierunek i szli w najbardziej zaludnione miejsce
Właściciel
Najbardziej zaludnionym miejscem był rynek.
Próbują przysłuchiwać rozmów ludzi
Właściciel
Zero:
Mówili o interesach, burdelach, karczmach, dz*wkach, niewolnikach, alkoholach. Niezbyt to pożyteczne i nie za ciekawe.
Golbez: Tylko tracimy tutaj czas ... Nie ma tutaj żadnej osoby, która by coś ważnego wiedziała
Idą powoli w stronę karczmy słuchając przy okazji
Właściciel
Faktem było to, że akurat w okolicach rynku karczm było wiele.
Faktem było, że oni nie znali miasta więc udali się do najbliższej
Lunaaax
Mam złe przeczucia... Pomyślała i dalej towarzyszyła Mrocznemu Elfowi.
Konto usunięte
Jakże piękna i kwitnąca Fanny dotarła do miasta na swym pożyczonym wierzchowcu. Wjechała do środka, aby rozejrzeć się po tym całym Kasuss, o którym tyle słyszała od znajomych po fachu.
-Chętnie zię dowiem, co to za zadanie. Jednak jeśli pracodawca życzy sobie dwóch zabójców, to drudiego się znajdzie...
Właściciel
Opliko:
- Jedno zabójstwo. Nic więcej. - powiedział po czym dodał: - Co wiesz o Wampirach?
Zero:
Karczma "Oaza Smoka" nie powalała, a wyglądem nie odbiegała od innych tego typu budowli w całym Verden.
Lunaaax:
I wtedy pojawiał się Elf z łukiem i dwóćh rosłych Orków z dwuręcznymi toporami. Pierwszy chciał rozeznać się w sytuacji, ale jego towarzysze wykazując typową dla swej rasy odwagę i brak chęci zadawania pytań, rzucili się na Waszą trójkę z rykiem. Pewnie mieli wytyczne: "Najpierw siekaj, potem pytaj."
Looty:
Strażnicy po zadaniu standardowych pytań przepuścili Cię przez bramę.
Miasto było dość okazałe. Najwięcej miejsca zajmował tu rynek, karczmy, areny, czy podejrzane budynki, w których trudniono się niewolnictwem, a także handlem bronią i używkami. Na pewno były tam też burdele.
Czego chcieć więcej?
Właściciel
Zero:
//Wygląd już opisany, więc nie mam co na to odpisać. Czyli kontynuuj.//
Siadają przy jednym ze stołów przysłuch*jąc jednocześnie rozmów ludzi
Lunaaax
Starała się unikać ataków ze strony strażników. To się uchylała, to odskakiwała na boki.
Właściciel
Zero:
Nie odbiegały one za bardzo od tych na rynku.
Lunaaax:
Orkowie zajęli się Drowem. Ten lekko się uśmiechnął unikając ich topornych ciosów. W końcu jeden z sejmitarów zawirował w powietrzu i Ork padł na posadzkę trzymając się za rozcięte gardło.
Drugi z Orków machnął toporem starając się przeciąć Elfa na pół, ale ten wyskoczył w górę i lądując na ziemi wbił drugi miecz między oczy Orka.
W tym samym czasie elfi łucznik wycelował już i wypuścił strzałę, ale między nią, a Drowem pojawiła się pantera. Strzała trafiła ją w bok, ale nie robiła sobie z tego za wiele i rzuciła się na Elfa i skończyła jego życie w tej samej chwili gdy jej kły odnalazły jego gardło.
Drow skrzywił się patrząc na swoje dzieło. Może miał wyrzuty sumienia, może uważał, że spieprzył i mógł zabić ich lepiej.
- Chodź! Czas nagli! - krzyknął biegnąc wraz z panterą w stronę wyjścia.
Golbez podchodzi do baru i mówi
- chcielibyśmy zamówić
Właściciel
Zero:
- To za**bista informacja. - stwierdził ludzki barman. - Ale niby co?
- zależy, co macie ... i oby piwo nie było rozcieńczane
Właściciel
Zero:
- Spi***alaj. - rzekł wyraźnie obrażony aluzją co do trunków.
- Nie dopóki nie otrzymamy tutaj tego, po co przybyliśmy
Jest troche poirytowany tonem rozmówcy, przez co wokół niego zbiera się mroczna aura
Właściciel
- Bo co mi zrobisz? - zapytał, po czym poprawił się: - Co nam zrobisz? - rzekł pstrykając palcami. Na jego wezwanie z konta karczmy wyszli dwaj Orkowie i Smoczy Człowiek ustawiając się za nim.
- Nie oceniaj wszystkiego po pozorach ... Pokonałem niejednego demona większego od nich
Cecil podchodzi do niego i kładzie mu dłoń na ramieniu najwidoczniej używając przy tym magii, bo aura zniknęła
C: - Dosyć ! Nie potrzeba nam więcej wrogów
Właściciel
Zero:
- Demona? Ta... Jasne. - rzekł śmiejąc się. - To zamawiaj, albo wypi***alaj.
Lunaaax:
Wybiegliście z pałacu. Wystarczy teraz opuścić miasto.
Pantera Drowa zniknęła w chmurze dymu, a on ruszył w kierunku bramy naciągając kaptur na twarz.
Lunaaax
Dalej szła za nim w milczeniu.
Właściciel
Drow pierwszy pojawił się w bramie. Po krótkiej wymianie zdań udało mu się przejść.
Lunaaax
Szybko przygotowała sobie w głowie wymówkę, jakby strażnicy ją w bramie zatrzymali. Dalej szła w stronę wyjścia z miasta.
Właściciel
- O patrz! - powiedział jeden. - Niewolnica spierdzieliła.
- Ja ją tu już widziałem. - dodał drugi.
Wtedy do rozmowy włączył się Drow:
- Oczywiście. A za czujność i spostrzegawczość dam Wam to: - rzekł wręczając każdemu z nich mały rubin i kilka złotych monet. Po takiej perswazji przepuścili Was.
Golbez: - Już nieważne ...
Wraca do stołu
Cecil: - Chciałbym przeprosić za mojego brata, on często najpierw mówi później myśli ... A co do zamówienia to nie wiem, co tutaj podajecie
Lunaaax
Gdy już oddalił się nieco od bram, rzekła do towarzysza wdzięcznym tonem:
- Dziękuję, że mogę iść z tobą.
Właściciel
Zero:
- Do jedzenia, czy do pica? - zapytał barman.
Lunaaax:
- Właściwie to możesz mnie już opuścić. Drogę do wioski chyba znasz. Ale teraz pewnie pełna jest bandytów i mogłabyś tu znów wrócić.
Lunaaax
- Wolę trzymać się Ciebie. Chyba nie jestem dla Ciebie ciężarem, prawda?
-Krwiopijcy o bladej skórze. Ponoć dość zwinni i sprytni, ale nie miałem okazji ich spotkać.
Właściciel
Opliko:
- Jeśli podejmiesz się misji to okazji będziesz mieć mnóstwo.
Zero:
- Różne pieczone i gotowane mięsiwa, zupy, chleb, ser, ciasta.
Lunaaax:
- Nie wiem co miałabyś robić na Przełęczy Martwego Orka, a tym bardziej w Księstwie Krasnoludów.
Lunaaax
- Zawsze lepiej niż być przez resztę swojego życia niewolnicą jakiegoś watażki.
Właściciel
Wzruszył ramionami i poszedł wcześniej obranym kierunkiem.
- to podaj dwa pieczone udźce baranie
-Jakaś szycha wśród wampirów, tak?
Lunaaax
Poszła za nim i możliwie zrównała krok.
- Czyli mogę iść z tobą?
Właściciel
Lunaaax:
- Twój wybór.
Opliko:
Zaśmiał się.
- Gdyby tak było to raczej byś nie wrócił.
Zero:
- Osiem złota za wszystko.
-Wrócił bym żywy, lecz pewnie bez ofiary...