- Mostek? Jest tam ktoś? - zapytał nadal utrzymując odpowiednią odległość od celu.
Właściciel
- Nie planujemy odlecieć bez żadnej plagi na pokładzie - rozległ się głos pilota.
- To świetnie. Bo cały misterny plan w piździec.
Właściciel
- No szlag. Co się stało?
- W skrócie to gość mnie wywalił i zaczął się dziwnie zachowywać. Ale czuję, że to coś więcej. Powiem Wam resztę jak wrócę. Póki co bądźcie w pogotowiu i namierzajcie moją aktualną pozycję.
Właściciel
- Zrozumiano.
Śledzony jeszcze się nie zatrzymywał. Właśnie mijaliście strefę dziewiątą.
Ruszył dalej starając się nie zgubić mężczyzny. Może odkuje się jeśli mężczyzna zaprowadzi go w odpowiednie miejsce.
Właściciel
Po jakimś czasie opuścili zatłoczoną część miasta i doszli w okolice strefy ósmej. Najwyraźniej prosperowała ona trochę gorzej od reszty, gdyż Siergiej mógł się doliczyć przynajmniej sześciu żebraków w okolicy.
- Czego pan szuka, panie Araszko? - niespodziewanie śledzony się odezwał, nie patrząc nawet w stronę Rosjanina.
Milczenie na nic by się teraz nie zdało.
- Przypadkowo idziemy w tym samym kierunku. Mam zamiar odwiedzić znajomego mieszkającego w strefie ósmej. To jeszcze kawałek na wprost i w lewo.
Właściciel
Nastała chwila milczenia
- Ciekawy zbieg okoliczności. W sumie ciekawe, że nie zrobił pan tego przed wizytą w strefie siódmej i przyjęciem oferty pracy.
- Nie mogłem tego zrobić wcześniej, bo znajomy, o którym mówię dopiero kilka lat temu wysyłał mi wiadomość, żebyśmy się spotkali.
Właściciel
- Lat? To nie śpieszy się pan. Zupełnie, jakby żył pan wiecznie. Niestety, dla ludzi jest to nieosiągalne - słowa te miały nieco niepokojący wydźwięk.
//Miało być chwil. Znów błąd. Ale dobra.//
- Zabrzmiało tak jak groźba. - powiedział kładąc dłoń na pistolecie.
Właściciel
Nikt nie zwracał na nich uwagi, więc raczej nikt by nie powstrzymał Siergieja od strzelenia rozmówcy w tył głowy
- Ależ w żadnym wypadku. Pragnę tylko... - przewał na chwilę, jakby coś rozważając - Zna się pan na zagadkach, panie Araszko?
- Czasem trzeba czymś zabić czas podczas podróży. - stwierdził wymijająco kładąc lekki nacisk na słowo "zabić."
Właściciel
- Zgaduję, że moralny aspekt zabójstwa do pana nie przemawia. Zawrzyjmy więc zakład. Zadam panu krótka zagadkę. Odpowiedzią będzie miejsce, w którym znajdzie pan nagrodę znacznie wykraczającą ponad kredyty. W zamian pozwoli mi pan odejść. Brzmi uczciwie?
- Nawet bardzo. A jeśli zgadnę to jaką mogę mieć pewność, że coś tam znajdę? Lub, że nie będzie czekać tam na mnie banda uzbrojonych drabów?
Właściciel
- Po co miałbym się pana pozbywać? Proszę mi wierzyć, niczym pan nie ryzykuje - odpowiedział Satler, po czym nie czekając na zgodę kontynuował - Oto zagadka: Jaki bohater znalazł się poza swoim obozem?
- Dobre pytanie. A ja chyba znam odpowiedź. - powiedział nie mówiąc za wiele. Czekał, aż drugi się odezwie. A jeśli nie to odwrócił się na pięcie i poszedł.
Odwrócił się i poszedł. Nie w jakimś konkretnym kierunku tylko tak, czekając, aż facet jakoś zareaguje. Jeśli nie to wrócił w pobliże banku.
Właściciel
- Życzę szczęścia - rzucił były pracodawca, po czym nie odwracając się ruszył w dotychczasowym kierunku.
Siergiej ruszył więc w kierunku banku, a stamtąd do strefy, w pobliżu której zostawił statek.
Właściciel
//Bank był strefie dziesiątej. Ty jesteś w okolicach ósmej. Hangar jest bezpośrednio przy szóstej. Wracając do banku zatoczyłbyś kółko//
Po namyśle wybrał jednak najkrótszą drogę.
Właściciel
Po jakimś czasie dotarł do strefy szóstej. Niewiele się tam zmieniło, poza faktem, że jakiegoś nieznanego Siergiejowi mężczyznę wywożono właśnie na noszach.
Uznał, że to pewnie jakiś żebrak lub złodziej. Lub mogły to być porachunki gangów. Tak czy siak zerknął na niego jeśli nie zasłonili mu twarzy i był dostatecznie blisko.
Właściciel
Wyglądał na młodego a zarumieniona twarz wskazywała na to, iż był pijany. Ciężko stwierdzić, czy był przytomny czy nie.
Wzruszył jedynie ramionami i poszedł w kierunku statku.
Właściciel
Po drodze zauważył, że przy barze z etanolem zebrało się kilku mundurowych. Jednak nikt go nie zatrzymywał.
Nie pozostało mu, więc nic innego jak wejść do statku.
Właściciel
Przeszedł na teren hangaru, a stamtąd na statek. Pierwszą osobą, która go powitała był Sander z opakowaniem tabletek.
- Już się zaczynaliśmy o ciebie bać. Jodynkę?
- Nie dzięki. Jak rozumiem nie działo się nic ciekawego? - zapytał unosząc brew.
Właściciel
- Niespecjalnie. Zakupiliśmy co trzeba, pograliśmy sobie w karty i przy okazji się pobiliśmy. Ale nic ponad normę.
- Czyli jak zwykle. Odpoczywajcie. Za dzień, dwa ruszamy w przestrzeń. Pora wrócić do starego, dobrego piracenia.
Właściciel
- A co z tym gościem, o którym mówił pan przez interkom? Archera to najwyraźniej zaniepokoiło.
- Raczej mi nie uwierzysz, ale to było tak: Poszliśmy do banku, on wszedł, a ja skontaktowałem się z wami. Później usłyszałem bzyczenie komara i gdy zobaczyłem insekta poszedłem za nim. Wleciał do kabiny, w której był ten facet, ukąsił go, on stracił przytomność, a jak ją odzyskał to zaczął się jakoś dziwnie zachowywać. To tyle.
Właściciel
- Jakoś dziwnie zachowywać? A zresztą walić to. Skoro już uzupełniliśmy zapasy możemy lecieć praktycznie gdziekolwiek.
- Kontynuujcie zabawę beze mnie. Pójdę coś zjeść i położę się. Jutro ruszamy.
Właściciel
- Za parę godzin? Bo tutaj dzień trwa jakieś dwieście ziemskich - zapytał na półserio.
- No dobrze. To lecimy za dwadzieścia godzin ziemskich.
Właściciel
- To już bardziej konkretne. Powiem załodze, że mają jeszcze trochę czasu na lądzie - odsalutował i poszedł w kierunku głównego pokładu, jednak po chwili się zatrzymał - Choć w sumie to miasto unosi się w powietrzu. To może więcej czasu w atmosferze? - Wzruszył ramionami i odszedł.
Uśmiechnął się krzywo i poszedł do kambuza statku na posiłek.
Właściciel
Kambuz znajdował się na dolnym pokładzie. Kucharz miał na statku konkretną reputację - odwalał swoją robotę perfekcyjnie i nie zwracał uwagi na niczyje narzekania. Obecnie smażył coś na patelni.
- Co dziś serwujesz? - zapytał podchodząc bliżej.
Właściciel
- Z okazji udanego interesu smażę kotlety sojowe - odpowiedział nie odrywając wzroku od patelni - Nawet dodałem trochę kwasu glutaminowego, żeby smakowały bardziej jak mięso.
- Interes mówisz? - zapytał wdychając zapach.
Właściciel
Pachniało przyjemnie, choć nie do końca jak smażone mięso.
- Mam na myśli tę sprawę z generatorami. A raczej fakt, że nie zginęliśmy podczas jej załatwiania - przewrócił kotlet na drugą stronę - Gdybym miał coś do powiedzenia, nigdy bym się nie zadawał z tymi terrorystami.
- Poglądy dobre, ale w naszym fachu często niewiele znaczą.
Właściciel
- Śmiem się nie zgodzić - otworzył szufladę i zaczął w niej grzebać - Jasne, dbamy o siebie. Ale tamte dupki podążają za jakąś szaloną ideą. I są dostatecznie silni, żeby próbować wcielić ją w życie. Pewnego dnia może wybuchnąć wojna na pełną skale, a wtedy nie będziemy mieli kogo rabować. Zaraz będzie gotowe - wyjął sztućce z szuflady.