Właściciel
Zakładając że końcem tygodnia była północ w niedzielę, zostały mu sześćdziesiąt trzy godziny.
No więc odjął od tego jeszcze czas dolotu na miejsce.
Właściciel
Odległość była dość znikoma. Problemem był co najwyżej czas potrzebny na zadokowanie i załatwienie formalności - część miast wenusjańskich słynęła z tego - ale to nie powinno zająć więcej niż parę godzin w najgorszym wypadku.
Skoro tak, to miał jeszcze wielu czasu, który postanowił spożytkować na posiłku, a więc wyruszył na poszukiwania baru. Jedzenie na statku może i smakowało jak prawdziwe, ale on wolał po prostu prawdziwe.
Właściciel
Trochę bolały go już nogi od ciągłego chodzenia, ale na szczęście stoisk z jedzeniem i restauracji nie brakowało. Niestety niewiele z nich oferowało "prawdziwe" jedzenie - na Wenus ciężko było o staromodną hodowlę boża czy zwierząt, a pożywienie eksportowane z Ziemi trochę kosztowało.
Skoro nie mógł liczyć na prawdziwe jedzenie to obrzucił wzrokiem najbliższe stragany, by sprawdzić co oferują.
Właściciel
W sektorze szóstym mógł pójść do restauracji chińskiej, pizzerii, knajpy marsjańskiej, baru mlecznego... wybór był całkiem niezły.
Włoskiej kuchni nigdy nie lubił, chińskiej tym bardziej, a więc udał się do knajpy marsjańskiej.
Właściciel
Jej jadłospis można było opisać jako niezwykle kreatywną, wegetariańską kuchnię. Choć były też pokarmy mięsopodobne, niekwestionowanie dominowały genetycznie zmodyfikowane rośliny jak złoty ryż, supersłodkie arbuzy, wzbogacona odżywczo kukurydza i kilkanaście rodzajów ziemniaków w postaci frytek, kartoflanek, placków, babek, klusek, puree, zapiekanek... ciast... koktajli... Marsjanie bardzo lubili ziemniaki.
No więc skierował się do jakiejś kasy, czy też jej odpowiednika tutaj, by złożyć zamówienie.
Właściciel
Terminal był na widoku i dosyć prosty w obsłudze. Siergiej mógł swobodnie zamawiać.
Więc wybrał placki ziemniaczane w liczbie sześciu i jedną porcję tych arbuzów na deser. I coś do picia, jak mieli.
Właściciel
Na szczęście do picia mieli więcej niż tylko koktajl ziemniaczany. Gdy Siergiej wybrał co chciał, na terminalu wyświetlił się tekst "Poczekaj 57 sekund"
Cóż, nie mógł zrobić wiele więcej, jak właśnie zaczekać.
Właściciel
Po chwili wyświetlił się kolejny komunikat: "Posiłek gotowy. Wpłać 1700 milikredytów"
Nie miał ochoty pójść do pierdla za niezapłacony posiłek, więc zapłacił.
Właściciel
Z ściany wysunęła się taca z zamówionym posiłkiem i plastikowymi sztućcami.
Ruszył ku wolnemu stolikowi i, gdy się tam już znalazł, zacząć jeść.
Właściciel
Posiłek był dosyć mdły, ale głód zaspokajał jak należy.
Na to właśnie liczył, więc po zakończeniu posiłku skierował się do wyjścia.
Nadal dobrze stał z czasem, więc skierował się na lądowisko, gdzie stała jego bryka.
Właściciel
Tam wszystko było dalej w najlepszym porządku. W sumie mógł już zwołać załogę i wyruszać.
Właściciel
Po standardowym opóźnieniu wszyscy zebrali się na pokładzie. Pozostawało wydać stosowne rozkazy dotyczące odbicia i wyznaczenia kursu.
- Odpalić silniki. Lecimy na orbitę.
Właściciel
Pilot zezwolił na włączenie silników, lecz chwilę potem zwrócił się do Siergieja
- To niezbyt wylewne. Chodzi o orbitę afrostacjonarną? Dokąd lecimy stamtąd?
- Jedno z miast na Wenus. - odparł i podał jego koordynaty, które wcześniej dostał od swych nowych kolegów.
Właściciel
- Niezbyt ciekawy cel, ale nie będę się dopytywał
Silniki odpaliły, śluza uchyliła i statek wyruszył
No to czekał, bo podróż nie mogła zająć wiele.
Właściciel
Faktycznie, wejście na orbitę i pokonanie dzielącego ich od celu - miasta o nazwie Apollo Beta - dystansu zajęło niecałe pół godziny. Jednakże wkrótce napotkali na większy problem, mianowicie na falę pytań zadawanych przez ochronę miasta.
//A jakie to dokładnie pytania?//
Właściciel
// Standardowe "Skąd jesteście?" "Czego tu chcecie?" "Czemu nie mamy was zaraz zastrzelić?"
- Jesteśmy z Wenus, lecimy tu z przesyłką i nie powinniście strzelać, bo mundurowym nie wypada zabijać cywili, nie?
Właściciel
- Prosimy o sprecyzowanie miejsca pochodzenia - odpowiedział głos z radia - Wenus mieści w sobie ponad półtora tysiąca miast. Poza tym wasz statek nie przypomina tych wenusjańskich, a raczej ziemskie bądź księżycowe.
- Jesteśmy ze stolicy, a statek rzeczywiście jest ziemski, bo od Ziemianina kupiony.
Właściciel
- No dobrze. Możecie dokować. Na miejscu wasz statek zostanie dokładnie przeskanowany
Sępi Pazur był na szczęście wyposażony w kilka urządzeń, które przy odrobinie szczęścia powinny z łatwością zmylić zbyt wścibskie skanery
- Przyjąłem. - odparł, a jednocześnie polecił lądować.
Właściciel
Przejście przez śluzę przeszło bez większych problemów, choć samo parkowanie sprawiło nieco kłopotu ze wzgląd na ograniczoną ilość miejsc. Mimo to po jakimś czasie bezpiecznie ustawili statek w hangarze, gdzie w ruch weszły wspomniane już skanery.
Tu mógł tylko liczyć na sprawność urządzeń zamontowanych na "Pazurze," więc czekał.
Właściciel
Najwyraźniej zadziałały, gdyż chwilę potem otrzymali zezwolenie na opuszczenie statku.
No to sprawdził, gdzie dokładnie ma zostawić towar.
Właściciel
Wyznaczony punkt znajdował się najwyraźniej na zapleczach jakiegoś magazynu na obrzeżach miasta. O ile można było tak powiedzieć.
No więc standardowo przekazał dowodzenie swym oficerom i ruszył ku owemu punktowi, z paczką i swoją laserową giwerą zajebistości.
Właściciel
Niestety jego giwera zajebistości nie była dozwolona na terenie zabudowanym, o czym nie omieszkali wspomnieć funkcjonariusze przy wejściu.
A więc po tym jak zaklął równie soczyście co siarczyście, to odszedł z powrotem an statek, zostawił broń w swojej kajucie i z już bez niej ruszył na miejsce, gdzie miał zostawić przesyłkę.
Właściciel
Opakowanie musiało być zabezpieczone przed skanerami, gdyż nikt go nie niepokoił. Na miejscu zastał to, czego mógł się spodziewać - pusty magazyn. Rozsądne miejsce na tego typu operacje.
Czuł się trochę nieswojo, nie mając giwery pod ręką, niemniej otworzył drzwi, jeśli takowe były, i wszedł do środka.
Właściciel
W środku było pusto, nie licząc zapewne pustych skrzyń i walających się tu i ówdzie śmieci.
Jako że nie miał żadnych dokładnych wskazówek położył gdzieś pakunek i wyszedł.