Właściciel
O dziwo nic nie wybuchło ani nikt go nie zatrzymał. Mógł spokojnie wracać na statek, albo jeszcze coś załatwić w mieście.
//A jakieś rozrywki to tu w ogóle są?//
Właściciel
//W sensie? To niewielkie miasto, więc raczej nic specjalnie ciekawego nie znajdziesz//
//No i tyle mi trzeba było wiedzieć.//
Wrócił od razu na statek.
Właściciel
Załoga nawet nie kłopotała się schodzeniem z okrętu. Zdawali się gotowi do wyruszenia w każdym momencie.
I dobrze, bo właśnie taki wydał rozkaz. Nie mieli tu nic do roboty.
Właściciel
Odlecenie było nieco łatwiejsze od wlecenia. Pozostawało tylko wybrać kolejny cel.
- Jak stoimy z zapasami, funduszami, nastrojami wśród załogi i tym podobnymi? - spytał Archera lub Sandera, zależnie od tego, który był na miejscu lub który dysponował odpowiednimi danymi.
Właściciel
- Raczej dobrze - akurat Archer był w zasięgu słuchu - Niczego nam nie brakuje, choć załoga jest nieco... nerwowa. Ostatnie dni były dosyć nietypowe. Sugeruję ograniczyć się do zwyczajnych napadów na statki transportowe, albo w ogóle przezimować.
- Ta, to dobry pomysł. Chyba poza Wenus nie mamy za bardzo gdzie, nie?
Właściciel
- Po przewrocie na Ceres nasze opcje są ograniczone. Ale jakieś miejsce zawsze się znajdzie. Mogę przygotować listę niepodległych asteroid, gdzie nikt by nas nie szukał.
- Niepodległe asteroidy? Mamy takie?
Właściciel
- Owszem, mimo starań DSECu. Zgodnie z postanowieniami traktatu o suwerenności ciał niebieskich, każdy kawałek skały o średnicy powyżej kilometra i populacji przekraczającej dwa tysiące ludzi może się starać o przyznanie niepodległości. Zapomniałem dokładnych szacunków, ale zważając na fakt, że jest ponad półtorej miliona odpowiednio dużych planetoid, większość z nich jest zamieszkana a około jedna trzecia nie podlega bezpośrednio żadnej korporacji... - Archer dokonywał rachunków w myślach - Mamy jakieś trzysta tysięcy możliwości. Naturalnie nie musimy się zadowalać byle portem, który ledwo nas pomieści. Decyzję pozostawiam panu.
- Właśnie mam pomysł... - zaczął. - Dasz radę zlokalizować największą planetoidę na obrzeżach układu?
Właściciel
- Trochę nieprecyzyjne pytanie. Teoretycznie opis ten spełnia Pluton, z tym że tam jest zdecydowanie za dużo robotów z działami plazmowymi jak na mój gust. Podobnie z większością Pasa Kuipera. Jakieś dodatkowe kryteria?
- Niezamieszkana lub zamieszkana przez niezbyt wiele osób.
Właściciel
- Trochę niespójne wymagania - w głosie oficera zaczynać było słychać irytację - Duże planetoidy są zawsze pierwszymi do kolonizacji, więc o ile sami jakiejś nie odkryjemy, raczej nie ma co takiej szukać. Chociaż... chyba kojarzę jeden obiekt, który spełniałby te warunki.
- Nie trzymaj mnie w niepewności.
Właściciel
- Chodzi o planetoidę z grupy Apolla, Toutatis o ile dobrze pamiętam. Jest na potencjalnym kursie kolizyjnym z Ziemią, więc nikt się tam dotąd nie osiedlił, ale jak dotąd nie zadali sobie trudu aby ją rozwalić. Więc o ile nie będziemy mieli jakiegoś niesamowitego pecha, będziemy w stanie się tam spokojnie ukryć.
- Mi nie do końca o kryjówkę chodzi. Bardziej o jakiś azyl, spokojną przystań dla innych przemytników, piratów, najemników i tym podobnych. Schronienie w zamian za pieniądze i informacje.
Właściciel
- Trzeba było od razu tak gadać. Bo akurat te kryteria spełnia nie planetoida, ale księżyc. Jowisza konkretnie.
Właściciel
- Mówię. Chodzi o Kalyke. Przed Wojną Syntetyków była to kolonie handlowa, jednak podczas konfliktu handel zamarł i rozkwitł przemyt. Kiedy zawarto pokój i rozbrojono orbitę Jowisza, to miejsce było już dawno całkiem udaną miniaturą Ceres, poza wszelkim prawem międzyplanetarnym czy korporacyjnym. Jest tam dość bezpiecznie dla piratów, a w każdym razie było gdy ostatnio zaglądałem na Ekstranet.
- Trochę wstyd, że sam na to nie wpadłem. - odparł. - Cóż, znamy chociaż nasz następny cel podróży.
Właściciel
- Jak dotąd mieliśmy lepsze kryjówki, więc się nie dziwię. Wydam odpowiednie rozkazy. Podróż trochę zajmie, zwłaszcza, że będziemy musieli okrążyć Jowisza ze względów bezpieczeństwa.
- A ile nam to zajmie, tak przy dobrych wiatrach?
Właściciel
- Łącznie z lądowaniem jakieś sześć, może siedem godzin. I mam nadzieję, że z tymi wiatrami to metafora.
- Pewnie. - odparł.
//Znów mogę przeczekać podróż od tak? Bo średnio mam pomysł na robienie czegokolwiek w trakcie lotu.//
Właściciel
Oficer odsalutował i poszedł robić swoje
//Napisz tylko coś ogólnego//
//W sumie to coś mnie naszło. Bo mam nadal tę dziwną skrzynię, nie?//
Jako że nie miał nic do roboty, poszedł do zbrojowni by tam sprawdzić ową dziwną skrzynię. Po cichu liczył też, że będzie tam ktoś, kto zajmie się badaniem tego.
Właściciel
Te nadzieje jednak się nie sprawdziły. Może dlatego, że nie tachał ze sobą żadnych specjalistów od nieznanych technologii. Jednakże "skrzynię" znalazł upchniętą w boczną klitkę zbrojowni.
Podszedł, choć wiedział, że raczej niezbyt się zmieniła.
Właściciel
No i faktycznie, tajemniczy obiekt wyglądał identycznie co poprzednio, poza niewielką rysą na obudowie. Pewnie ktoś miał wypadek przy transporcie. Tak czy owak, nic nie zamierzało go jeszcze zabić.
No to przyjrzał się skrzyni jeszcze raz. Może wcześniej coś mu umknęło?
Właściciel
Po obejrzeniu obiektu ze wszystkich stron udało mu się znaleźć coś nowego - małą kartkę papieru wsuniętą pomiędzy trumnę a zamocowanie kółka. Coś łatwego do przeoczenia, zwłaszcza przy dwóch metrach wzrostu, aczkolwiek od swojego oficera normalnie spodziewałby się większej uwagi.
Chwilowo machnął ręką na brak spostrzegawczości i dobrał się do kartki.
Właściciel
Była ona mocno pogięta, ale przy tym całkowicie czysta. Dziwne.
Sprawdził ją z każdej możliwej strony, pod światło i w ogóle.
Właściciel
Niezależnie od katu i oświetlenia, kartka była w całości biała.
Przypominając sobie pewną anegdotę, ruszył do kuchni i poszukał cytryny.
Właściciel
Zastał tam kucharza, który nieco bezceremonialnie zastąpił mu przejście.
- Miło pana widzieć, kapitanie. Czego pan szuka?
- Mamy tu cytryny? - palnął od razu.
Właściciel
- Chyba znajdzie się jakaś. Ale po co? Aż tak brakuje panu witaminy C?
- Nie... Kojarzysz to, że sokiem z cytryny można odszyfrować takie niby niewidzialne pismo, nie?
Właściciel
- Coś na ten temat słyszałem. Rozumiem, że nie powinienem zadawać na ten temat za dużo pytań?
- Jak będzie jakiś postęp, to ogłoszę to wszystkim. A tak, to nie macie sobie czym głowy zawracać.
Właściciel
- Tyle mi wystarczy. Proszę zaczekać - odrzekł kucharz, po czym zniknął w kuchni, chwilę potem zjawiając się z połówką cytryny - Powinno zdać egzamin, jakikolwiek by on nie był
- Jakbyś mógł, to daj jeszcze nóż.