- To gdzie najpierw? - zagadnął towarzysza.
Właściciel
Zastanowił się przez chwilę, po czym odparł:
- Bank. Koniecznie muszę przelokować zawartość konta.
Nie znał się zbytnio na bankowości. Całym majątkiem było to co miał przy sobie i okręt. Znów wzruszył ramionami i udał się za swoim mocodawcą.
Właściciel
Doszli do budynku, a raczej wnęki z szyldem "AstraCorp"
- Tutaj powinno być bezpiecznie. Nie ma pan nic do roboty? - spytał się klient.
- Jak chcesz. Mam zaczekać w pobliżu czy odejść?
Właściciel
- Sugerował bym tu zaczekać. Nie zajmie mi to dłużej niż kwadrans - odpowiedział pracodawca, po czym wszedł do środka.
Kiwnął głową i postanowił podeprzeć jakąś ścianę w pobliżu. Kiedy pracodawca zniknął mu z oczu wyjął komunikator i spróbował nawiązać łączność ze statkiem.
Właściciel
Nie było to specjalnie trudne
- Odbiór. Tutaj spółka piracka z ograniczoną odpowiedzialnością Sępi Pazur. Jeśli chce pan złożyć zamówienie na porwanie bądź przemyt proszę zgłosić się w porcie - najwyraźniej pilot stroił sobie żarty.
- Za**biście śmieszne. Dawaj tu pierwszego oficera, albo skonfiskuję całą nielegalną kontrabandę w postaci alkoholu i pornosów. - powiedział lekko się uśmiechając.
Właściciel
- A drugi może być? A nie, już idzie.
Nastąpiła przerwa.
- Tu oficer Archer. Jakieś nowe rozkazy? - rozległ się bardziej opanowany głos
Pokręcił przecząco głową nadal się uśmiechając.
- Wyczaiłem zlecenie. Zarobimy minimum 1750 kredytów w tydzień. Starczy na paliwo i uzupełnienie zapasów. Potem polecimy na szlaki handlowe w celu wiadomym. Poza tym nasz nowy pracodawca powinien niedługo zjawić się na statku. Zróbcie jakąś przyzwoitą kajutę. Jak się poszczęści to przez tydzień nie będziemy nic robić, a kredyty same wpadną. Zanim zapytasz: Zostałem jego ochroniarzem dlatego wbije nam na pokład. Ja pewnie jeszcze pokręcę się po mieście, więc nie czekajcie z kolacją. - powiedział i parsknął śmiechem. - Dopilnuj z drugim oficerem, by na statku nie było totalnego burdelu.
Właściciel
- Czyli będę musiał pilnować sam. Sander jest zbyt zajęty rozdawaniem pigułek z jodem. Swoją drogą, ile trytu zakupić? Najlepsza cena to 343 kredyty za Hawk.
Hawk był jednostką paliwa, zdolną rozpędzić średniej wielkości statek do prędkości podświetlnej. Wykonanie jednej podroży międzyplanetarnej wymagało ni mniej ni więcej jak 2 Hawków - jeden na rozpędzenie, drugi na wyhamowanie.
- Przypomnij ile mamy na koncie. - zaczął.
Właściciel
- Po dokonaniu opłaty portowej... 7339.
- Kupcie z 10 Hawków na początek. Powinno wystarczyć jak wrócimy do starego, dobrego piractwa.
Właściciel
- Rozumiem. Coś jeszcze?
Nagle Siergiej usłyszał cichy dźwięk w pobliżu, coś jak brzęczenie komara.
- Nie nic. - powiedział przerywając połączenie. Schował komunikator i obejrzał się starając znaleźć źródło dźwięku.
Właściciel
Po chwili wypatrzył... komara. Albo coś naprawdę podobnego. Było to dość dziwne, bo niewielu ludzi zajmowało się międzyplanetarnym przewozem owadów. Stawonóg poleciał do wnętrza banku.
Wzruszył ramionami, choć nasunęła mu się pewna sugestia. A mianowicie: Czyżby komar przenosił jakąś truciznę i leciał teraz zabić jego pracodawcę. Zaśmiał się na ten pomysł.
- To chyba już paranoja. - mruknął choć postanowił pójść do banku, tak w razie czego.
Właściciel
W środku było dość tłoczno. Na przeciwnym końcu sali znajdowała się lada ze stanowiskami pracowników, przed którą gromadziła się niewielka kolejka. Dookoła stały niewielkie pomieszczenia przypominając trochę kabiny w toalecie, ale najprawdopodobniej w środku znajdowały się terminale bankowe. Komar wzleciał do góry.
Obserwował go dyskretnie starając się sprawiać wrażenie osoby, która rozglądała się po banku. Nic niezwykłego.
Właściciel
Komar przyczepił się na chwilę do sufitu, po czym poleciał do jednego z pomieszczeń.
Właściciel
Pomieszczenie było zamknięte od środka, zupełnie jak wychodek.
Był niemal pewny, że jego pracodawca tam jest. Ale co miał zrobić? Rozwalić zamek za pomocą wystrzału z pistoletu? Ostrzec go przed komarem? Każda z tych opcji odpadała, więc zwyczajnie zapukał.
Właściciel
- Zaraz wychodzę! - Rozległ się znajomy głos - Muszę tylko... - Siergiej usłyszał pacnięcie.
Zaczekał, więc czując, że jeśli komar nie był zakamuflowany zabójcą to Siergiej powinien pójść się leczyć. Albo napić.
Właściciel
- Cholera, to jeszcze żyje - usłyszał parę kolejnych pacnięć
- Mam złe przeczucia i radzę wyjść. - powiedział, a jego ręka niespokojnie krążyła wokół pistoletu.
Właściciel
- Mówiłem, zaraz... - rozmówca urwał. Chwilę później Siergiej usłyszał odgłos upadku.
- Wiedziałem. - mruknął starając się otworzyć drzwi. Oczywiście miał gdzieś przepisy i próbował użyć siły.
Właściciel
Drzwi nie były zbyt mocne, więc udało mu się je wyłamać. W środku zastał swojego pracodawcę leżącego na ziemi.
Podszedł do niego i sprawdził puls. Jeśli takiego brak to postanowił sprawdzić też kieszenie mężczyzny.
Właściciel
Przyłożył dłoń do tętnicy szyjnej mężczyzny... i wyczuł puls. Dość stabilny. Chwilę potem usłyszał stęknięcie.
Zaklął cicho po czym czekał, aż temu wróci przytomność.
Właściciel
Jego pracodawca otworzył oczy. Przez chwile się rozglądał, po czym wstał na nogi.
Również wstał.
- Jak rozumiem upadł pan po ukąszeniu komara, tak?
Właściciel
Spojrzał się na Siergieja z dziwnym spokojem.
- Owszem, na to wygląda. Być może mam jakąś alergie, a może po prostu zasłabłem.
Miał na ten temat inne zadnie, ale zachował to dla siebie.
Właściciel
- Przykro mi, ale zmieniłem zdanie. Nie potrzebuję ochrony, życie na tej planecie nie jest aż tak niebezpieczne. Mogę wypłacić panu 100 kredytów jako rekompensatę za stracony czas - powiedział innym niż dotychczas, pewniejszym tonem.
- Jesteś pewien? - zapytał kładąc demonstracyjnie dłoń na kaburze z pistoletem.
Właściciel
- Owszem, mam takie przekonanie. To mamy zgodę?
Ludzie z zewnątrz najwyraźniej zainteresowali się sytuacją. Przed rozmówcami zebrało się kilku gapiów.
Miał nieodpartą ochotę strzelić mu laserem w twarz. Ale powstrzymał.
- Jasne. I tak ochroniarz to nie jest praca dla mnie. - stwierdził z obojętnym tonem.
Właściciel
- Więc tak będzie lepiej dla wszystkich - odwrócił się do terminala, z zadziwiającą szybkością wstukał parę cyfr po czym wyjął kartę płatniczą - Proszę bardzo.
Wziął ją i wyszedł z banku. Oparł się o jakąś ścianę obserwując budynek banku, a dokładnie to obserwował czy jego dawny pracodawca nie wychodzi.
Właściciel
Po chwili zauważył, jak wychodzi on z budynku. Zapewne kierował się do wyjścia ze strefy.
Poszedł za nim utrzymując taką odległość by go wiedzieć, ale by on nie widział jego.
Właściciel
Faktycznie, po jakimś czasie wyszedł z sektora dziesiątego i skierował się w stronę "niższych" części miasta.
Szedł za nim starając się skontaktować z załogą.
Właściciel
Tym razem najwyraźniej nie miał zamiaru skorzystać z pociągu. Szedł uliczką, nie zatrzymując się ani na chwilę. Tym czasem Siergiej zdołał uruchomić komunikator.