Jechał za nimi, całą drogę.
Właściciel
Z nieznanych Ci przyczyn wielkolud zarządził postój, gdy byliście już osiem kilometrów za miastem. Wozy postawiono przy gościńcu, w pobliżu lasu, a konie puszczono luzem na pobliską łąkę.
Wyciągnął swoją broń, i w świetle słońca ją trzymał w ręku.
-Mam nadzieję, że jest jakiś poważny problem techniczny związany z tym postojem.
Szef będzie miał pretensje, które muszę mu wyjaśnić, dlaczego jeden z karawanów się spóźnia.
Właściciel
- Nie marudź. I nam, i koniom przyda się odpoczynek. - powiedział jeden z woźniców kładąc się na trawie ze źdźbłem jakiegoś dzikiego zboża w zębach.
Właściciel
Ludzie spali, jedli, pili lub słuchali jak jeden z woźniców grał na lutni. Można by rzec: Sielanka.
Właściciel
Sielanka trwała dobre kilka kwadransów. Nie za długo?
-Konie wyglądają na wypoczęte, a wy śmiało możecie się zabawić w mieście. Chyba już czas ruszać, prawda?
Właściciel
Nikt nie odpowiedział, a po chwili lutniarz przestał grać. I nagle ludzie zaczęli uciekać i krzyczeć, a z pobliskiego lasu wystrzeliły strzały, które trafiały i raniły lub zabijały woźniców. Strażnicy schowali się za wozami starając się ukryć przed ogniem.
Właściciel
Udało Ci się ukryć.
- Wyjdźcie i poddajcie się, zawszone gnoje! Wtedy może damy Wam żyć! - krzyknął ktoś z lasu basowym i dość chrapliwym głosem.
Strażnicy spojrzeli po sobie i w końcu wielkolud powiedział:
- Spi***alaj!
Szepnął.
-Rozumiem, że walczymy.
Właściciel
- Nie, ku*wa! Damy im się zabić! Jasne, że walczymy do cholery. - powiedział wielkolud wychylając ostrożnie głowę zza wozu. Po chwili schował ją błyskawicznie, a strzałą musnęła mu włosy.
- Cholerne gnojki. Chowają się tam i strzelają. Nie załatwimy ich jeśli się nie zbliżą.
-Może spróbuje ich wybawić.
Właściciel
- Jeśli chcesz zarobić strzałę miedzy oczy to proszę bardzo.
-W sensie słownym, niedaremno jestem znawcą tytoniu.
Właściciel
Może i nie zrozumiał całej wypowiedzi, ale sens pojął.
- No dobra. Spróbuj.
-A więc drodzy przyjaciele- mówił głośno i wyraźnie- radzę się wam poddać! Jesteście otoczeni przez ludzi najemnych z szanownego Hammer!
Właściciel
- Ta... Jasne. - rzekł jeden z nich.
- Jakoś Ci nie wierzymy! - dodał drugi.
- Wyjdź to zobaczysz swoich najemnych z Hammer! - krzyknął inny.
-Macie równe 10 sekund do złożenia broni, albo Hammerskie groty strzał przebiją wasze niemiłościwe gęby karakany!
Właściciel
- Jeden, dwa, trzy cztery... - odliczał pierwszy i przerwał, ale zaraz inny kontynuował:
- Pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć...
- DZIESIĘĆ! - ryknął nagle ten sam ochrypły głos, który namawiał Was do poddania się.
Przez chwilę panowała głucha cisza, aż w końcu ktoś krzyknął:
- Aaa! Dostałem! To Ci z Hammer!
Mężczyzna po chwili ryknął śmiechem, a później dołączyła do niego reszta.
-jasny gwint, są głupsi niż myślałem. Jakieś inne plany?
Właściciel
- Możemy tu siedzieć do usranej śmierci, dać się zabić, poddać się lub przejść na ich stronę.
Właściciel
- Ty jesteś tu od myślenia, a my od napi**dalania. Wymyślże coś!
-Przydałoby się, żeby tu podeszli. Czekajcie, dacie radę ruszyć wozy?
Właściciel
- Takie rzeczy to ja pchałem jak miałem piętnaście lat. - powiedział, a reszta mu zawtórowała.
-Miło, więc mamy tarcze. Postarajmy się przenieść zagrożenie na otwarty teren.
Właściciel
- To jak? Mamy to teraz pchać? Do przodu? - zapytał czekając na dokładniejsze instrukcje.
-Najlepiej w stronę miasta.
Właściciel
- Tachać to tyle do miasta? Coś Cię chyba... - powiedział, ale nie dokończył, gdyż chował się przed kolejną strzałą.
- Daję Wam ostatnią szansę. Możecie się poddać lub przyłączyć do nas. A jeśli nie to będziemy musieli Was zabić.
Uniósł brew i spojrzał na towarzyszy
Właściciel
- Kto chce zostać rozbójnikiem? - zapytał wielkolud.
- Ja i tak nie mam do czego, albo do kogo wracać. - powiedział jeden ze strażników.
- I tak za mało nam płacą. - dodał drugi.
Wszyscy popatrzyli na Ciebie wymownie.
-Niech wam będzie, trochę porabuje, trochę zarobię.
Właściciel
- Poddajemy się i dołączymy do Was! - krzyknął wielkolud, a strzały przestały latać.
Czekał na rozwój sytuacji.
Właściciel
Wielkolud wyszedł zza wozów, a reszta strażników za nim. I jakoś nikt nie padł martwy.
Właściciel
Z pobliskiego lasu zaczęli wychodzić ludzie, a także Elfy i Krasnoludy. Jak można było się spodziewać to Elfy ostrzeliwały Was z łuków, acz ludzie też mieli kusze. Krasnoludy dzierżyły młoty i topory, a ludzie miecze i sztylety. Ubrani byli różnie, większość nie miało pancerzy tylko skórzane zbroje. Przywódcą tej jakże pstrokatej i barwnej bandyckiej gromady był niski i nieco otyły człowiek z długą, rudą brodą, pierścieniami na palcach, kolczykami w uchu, w czerwonym płaszczu, pomarańczowych spodniach i czarnych skórzanych butach. Przy brązowym pasie miał sztylet i szablę. Rasowy rozbójnik.
Oczekiwał jakiejkolwiek reakcji ze strony najemników, lub rabusiów.
Właściciel
Ci mierzyli się wzrokiem czekając kto zrobi pierwszy ruch.
Właściciel
- A więc każdy z Was ma zamiar porzucić dostatnie życie by zostać wyjętym spod prawa rozbójnikiem? - zapytał herszt bandy.
Najemnicy pokiwali głowami, a później spojrzeli na Ciebie.
Również powoli kiwnął głową.
///Moje zło.... a nie, czekaj. Mam je przy swoim koniu.
Właściciel
- No to witajcie na pokładzie, chłopy! - powiedział jeden i poszedł podać każdemu z Was rękę.
Odpowiedział uściskiem ręki.
-Was również miło będzie poznać.
Właściciel
Gdy wszyscy się przywitaliście chłop zaczął mówić:
- Atakujemy zawsze razem i dzielimy się łupami. Ja biorę 45%, a reszta dla Was, do równego podziału. Spory wyjaśniamy drogą pojedynku. Każdy dostanie kwaterę i broń jeśli jej nie ma. Zapewniamy też żywność w naszej kwaterze. Macie jakieś pytania? - zapytał patrząc na każdego z Was i gdy nikt nie potwierdził jego wzrok spoczął na Tobie.
Właściciel
- Świetnie. - powiedział po czym się odwrócił i powiedział do reszty zbirów: - Zaopiekujcie się wozami, chłopcy! - ryknął i zaczął się śmiać, a reszta bandytów rozbiegła się po wozach i trupach zaczynając grabież.