Właściciel
Bilo:
Obudziłeś się na łóżku, w białej sali, a przy Tobie kręcili się medycy. To właśnie jeden z nich poił Cię krasnoludzkim alkoholem.
- Wychlał pół litra na raz. - rzekł medyk, gdy oderwał od Ciebie butelkę. - Będzie żyć!
Hejter:
Krasnoludzki pancerz ustąpił i kusznik padł, ale niekoniecznie martwy. Jednak teraz nic nie stoi na przeszkodzie pozostałym, by się na Ciebie rzucić, co też uczynili.
Wykonał kolejny skok(czytaj teleportacja) tym razem w strone drugiego kusznika(mam jakiś limit tych skoków?) Wziął jego kusze wystrzelił w najbliższego przeciwnika i rozwalił kusze o łeb leżącego strzelca.
- Daj ku*wa więcej..- rzekł jak na zawołanie po czym spróbował lekko podsadzić się żeby usiąść -.
Właściciel
Bilo:
Nie udało się, paraliż minął tylko częściowo, a Ty nadal miałeś wielkie problemu z poruszaniem. Jednak zmyślny medyk podsunął Ci poduszki pod głowę i pozwolił dopić flaszkę.
Hejter:
Udało Ci się do niego doskoczyć, lecz ten z łatwością Cię odrzucił i to teraz Ty leżysz.
- Co zrobił mi ten zasraniec ?- spytał wpatrzony w owego doktora -. Żeby atakować nieuzbrojonego i jeszcze przegrać..świat schodzi na psy.
//Przecież dostał strzałą w łeb\\
Wykorzystał zamieszanie i skoczył jak najdalej, z dala od tej ciasnej celi.
Pogłaskał psa i szedł przez uliczki do bramy, porozmawiać z "kolegami" od fachu.
Właściciel
Janusz:
Dwójka z nich właśnie skończyła wartę przy bramie, więc wzięli się za ciepłe mięsiwo, piwo i karty.
Bilo:
- Tyle, że chyba nie miał zamiaru Księcia zabić. - odparł medyk. - Każdy bełt i sztylet był nasączony specjalną trucizną, choć jest ona nią tylko z nazwy. Tak naprawdę jest niegroźna, ale może sparaliżować każdego na kilka godzin.
Hejter:
Dobiegłeś do drzwi, teraz pozostaje uciec korytarzem, lecz krasnoludzkie kompleksy więzienne to zmyślne pułapki, które potrafią zgubić wielu uciekinierów.
Nie pozostało mu nic innego jag ostriżnie iść na przód licząc na łut szczęścia.
- W takim razie porwanie, a i to nawet im się nie udało.
Właściciel
Bilo:
- Pewnie nie przewidzieli Książęcej Rubinowej Włóczni Magicznego Pie**olnięcia. - odparł ze śmiechem. - Niestety, inni nie mieli tyle szczęścia. Większość strażników jest martwa, Thorgrim chyba będzie mieć amputowaną rękę, aż po łokieć.
Hejter:
Idziesz więc ostrożnie, ale w Twoim wypadku wypada iść szybko, bo strażnicy raczej nie zaczekają, aż sam wrócisz do celi.
Zaśmiał się przy włóczni i pokiwał ze smutkiem na wieść o Thorgirmie po czym spytał.
- Moglibyście dostarczyć mi tu proszę pewnego krasnoluda imieniem Thane ? Bardzo by mi się przydał.
//trafna uwaga\\
Starał się w prędkości złapać kompromis między ostriżnością a prędkością będąc gotowy wykonać szybki skok przed pułapką
Właściciel
Bilo:
- Mówił, że jest bardzo zajęty, ale na Księcia wezwanie na pewno się stawi. - rzekł i posłał jakiegoś służącego po Thane'a.
Hejter:
Pułapek nie było, dopóki nie natrafił na ślepy korytarz. Na ścianie widniał napis: "I tu Cię mam, ch*ju!" Typowy przykład humoru i stylu architektonicznego Krasnoludów.
Wrócił się i poszedł inną odnogą.
Podszedł do 2 ludzi i spytał się, czy może się dosiąść do nich.
Tak też Baron spróbował się rozsiąść wygodniej o ile mógł i czekał na swojego marszałka.
Właściciel
Hejter:
Tam też usłyszałeś kroki i nawoływania strażników, ale tunel zdaje się prowadzić w miejsce inne, niż ślepy zaułek.
Bilo:
Czekałeś, aż godzinę, niepodobne to było do Thane'a, ale w końcu się doczekałeś, gdy wkroczył do komnaty i stanął przy Twoim łóżku.
- Książę? - spytał krótko.
Janusz:
Potwierdzili skinieniami głów i w skupieniu dokończyli grę.
- Młody, porżniesz z nami w karty? - spytał jeden, gdy drugi raczył się gorzałką.
-Jasne, oczywiście za flaszkę, mam tu jedną ze sobą.-Wyciągnął wielką butlę rumu i wyciągnął rękę, oczywisty gest, chciał dostać karty.
Spróbował poczekać aż strażnicy podejdą dość blisko by go jeszcze nie widzieć i skoczył za nich.
- Zobaczyłem dzisiaj Thane, największą porażkę mojej gwardii. I to tylko przez to że mieli.. odsłonięte szyje. Czy naprawdę żaden z kowali nie wpadł na kołnierz ? Jeśli mamy ruszyć na wojnę chcę zobaczyć plany pancerzy naszego wojska. Każdej jednostki, chociażby teraz kiedy ledwie się ruszam. Poza tym chciałem spytać, jak idą przygotowania ?
Właściciel
Janusz:
I postawiłeś butelkę rumu, a Krasnolud wziął się za tasowanie, po czym rozdał każdemu dziesięć sztuk.
Hejter:
Problemem jest to, że korytarz ma wiele odnóg, a więc strażnicy mogą iść z każdej strony i prędzej zaskoczyć Ciebie, niż Ty ich.
Bilo:
- Przekażę sugestię nadwornemu kowalowi. - powiedział Thane. - Przygotowania są już na ukończeniu, zapewne za dwa dni wyruszymy do walki.
- Dobrze, jak się ma stan naszej piechoty, kuszników, gigantów oraz broni magicznej ? Czy zrekrutowano chociaż oddział z małą wersją owej broni ?
Właściciel
- Mamy prototyp. - odrzekł Thane. - To już coś. Ale piechota i kusznicy systematycznie powiększają swoje szeregi. Giganci mają z tym problem.
- Dobrze..i nie będziemy zmuszać gigantów do wojny. Ci którzy chcieli iść niech idą. To tyle, przekaż wieści a ja sobie pośpię..tylko podeślij mi tu strażników..kilku. Tak w razie co.
Właściciel
Bilo:
Kiwnął głową, ukłonił się i odszedł. W tej samej chwili, gdy wyszedł, do sali weszło sześciu gwardzistów. Jeden ustawił się w nogach łózka, drugi w pobliżu Twojej głowy, a pozostali po bokach.
Hejter:
Nie ma tam ślepego zaułka, ale możesz spokojnie stwierdzić, że schodzisz coraz głębiej.
Zatrzymał się i nasłuchiwał czy krasnoludy nie idą za nim
A Baron zamknął swe piękne oczęta i spróbował odejść w krainę czarów i snów.
Właściciel
Hejter:
Ciągle słyszy kroki, ale ciągle nie wie skąd. Choć na pewno nie z dołu, w który teraz się kieruje.
Bilo:
I odpłynąłeś, śniąc o piwie, dz*wkach, wielkich podbojach, wódce i o hołdzie poddaństwa przez innych władców.
Więc szedł przed siebie licząc na ślepy los.
Tak też śnił, śnił do momentu kiedy się nie wybudził a gdy to się stało ponownie spróbował się poruszyć.
-To na jakie zasady gramy? - spojrzał się na krasnoludów.
Właściciel
Bilo:
Obudziłeś się, pierwszym co zauważyłeś był powrót czucia powyżej pasa.
Hejter:
W końcu stanąłeś przed okazałymi wrotami, rzecz jasna zamkniętymi.
Janusz:
- Normalnie. - odparł Krasnal.
- Tryb Nagłego Wpie**olu. - dodał drugi. - Sumujemy dziesięć kart, wygrywa wynik najbliżej dwudziestu czterech lub minus dwudziestu czterech. Każdy ma minutę na swoją kolejkę. Jedną kartę można zachować sobie do następnej rundy, ale trzeb odłożyć ją na bok już wcześniej. Później następuje wymienienie kart. Jasne?
Tyle ku*wa dobrego..
Tak więc podsadził się wyżej ponownie i rozejrzał za jakimś strażnikiem.
- Przyniósł tu kto aby za mną moją włócznię ?
Właściciel
Bilo:
Odpowiedź była zbędna, więc jedynie wskazał na stolik obok, na którym leżała Rubinowa Włócznia.
Janusz:
Zarówno on, jak i jego towarzysz, spojrzeli w karty. Tobie zaleca się to samo.
Westchnąwszy sięgnął po nią.
Jakieś nowe zaklęcie stary przyjacielu ?
Właściciel
Labdal Gal-Koonis - pojawił się napis na włóczni. A później jeszcze:
Użyć tylko w ostateczności. Zaklęcie nie jest bojowe. Służy bardziej jako namiar.
Masz więc nowe zaklęcie i... No właśnie, rzadko, a właściwie w ogóle, pojawiały się tam napisy w języku Wspólnym. Ciekawe, czyż nie?
We wspólnym ? I z ostrzeżeniem ? No cóż.. może powiesz więcej o jego działaniu ?- zamyślił się wpatrzony w ów napis.
Właściciel
Znów pojawiło się słowo "namiar," tyle że większą czcionką.
Jasne..- odparł odkładając włócznię na jej miejsce, po czym przewrócił się na drugi bok i spróbował dalej spać -.
Właściciel
Akurat Krasnoludom spanie przychodziło tak łatwo jak picie i mordobicie, więc usnąłeś dość szybko.
Tak też grzecznie sobie spał, grzecznie i długo do momentu gdy się wybudził.
Właściciel
Gdy już się wybudziłeś, miałeś całe ciało sprawne i wolne od paraliżu.
Tak też sięgnął po włócznię, i spróbował się podnieść.
- Skoczę do kuźni żeby zobaczyć co tam z moim pancerzem..jeden z was idzie ze mną.
Właściciel
Ruszyłeś, ale cała szóstka strażników poszła za Tobą.
I tak też zapewne bez pancerza (Baron nie pamięta kiedy ostatni raz się tak pokazał) ruszył dumnym krokiem ku kuźni aby zobaczyć się z kowalem.
Właściciel
Ten właśnie nadzorował jakąś pracę, klnąc, wrzeszcząc i popijając raz po raz z flaszki.
Stanął gdzieś za nim po czym stwierdził
- Dzień dobry .- a jeśli go nie usłyszał to po prostu wydarł się-.