Właściciel
Żaden z Krasnoludów jakoś przyjacielsko nie wyglądał.
Podszedł do losowego nieuzbrojonego krasnoluda.
-Wie pan może gdzie jest gildia magów?
- Ch*j wie, są trzy opcje. Zniszczą problem, zdobędą łupy, Zniszczą problem i wrócą bez łupów, albo zostaną zniszczeni.
Właściciel
Bulorwas:
Pech chciał, że każdy Krasnolud tutaj był uzbrojony, ale jakiś chociaż wskazał Ci grotem włóczni kierunek.
Bilo:
- Pewnie najbardziej zachęci ich ta pierwsza.
Poszedł we wskazanym kierunku.
- W każdym bądź razie, daj mi kilku do eskorty i ruszam do nich.
Właściciel
Bilo:
- Biała Gwardia czy zwykłe wojsko?
Bulorwas:
Mógł to być jedynie budynek z szyldem przedstawiającym skrzyżowany kilof i szpadel nad drzwiami.
-Otworzył wrota i wszedł do środka
Właściciel
Niskich drzwi wrotami nazwać nie mogłeś, ale chociaż udało Ci się je otworzyć.
-Dzień dobry. Ja w sprawie potworów w kopalniach.
Powiedział przeciskając się przez małe drzwi.
- Zwykłe wojsko i to nie dużo, mały oddział.
Właściciel
Bilo:
- Będą gotowi w godzinę. - rzekł Thorgrim i odszedł, pewnie by zorganizować ten właśnie oddział.
Bulorwas:
- No i? - spytał Krasnolud siedzący za ladą, kreśląc coś piórem na kartce papieru.
Tak też Książę ruszył przed ratusz i przysiadł na jednym z jego schodków. A gdy już się tam znalazł pociągnął z manierki i czekał aż Thorgrim zbierze jego wojsko.
-Mogę się ich wszystkich pozbyć za opłatą.
Powiedział.
Właściciel
Bulorwas:
- Wszystkich? - zapytał i zaczął się śmiać. - Ale wiesz, że w każdej zajętej przez Burgundy kopalni jest ich kilka tysięcy, nie?
Bilo:
Długo nie piłeś, bo Twój dowódca szybko zebrał trzy dziesiątki piechoty, tuzin kuszników i Dwóch Magów Ognia.
Tak też zadowolony podniósł się i przyłączył do formacji szukając jak to już miał w zwyczaju kucyka na jej przedzie.
-Wiem.
Powiedział z powagą w głosie.
-Zabicie ich nie będzie problemem
Właściciel
Bulorwas:
- Jak wiesz, to żeś debil, bo możesz co najmniej kilka zabić, a nie wszystkie.
Bilo:
Owszem, był kucyk. Nie było jednak Thane'a, Thorgrima, Dagny czy Cobble'a, więc będziesz jedynym wodzem wyprawy.
I to go bardzo cieszyło, bo do orków miał zamiar przemówić prostym, krasnoludzkim, ociekającym ku*wami, ch*jami i sku*wysynami językiem. Tak też dosiadł kucyka i poprowadził swą armię do obozowisk orków.
Właściciel
//Zmiana tematu. Powiem, gdy będziesz na miejscu.//
-Z odpowiednim przygotowaniem można nawet smoka zapie**olić.
Powiedział.
Właściciel
- Tyle, że Smoki działają same, a ich są tysiące. - rzekł i powtórzy dla pewności: - Ku*ewskie tysiące.
-I tak zamierzam je pokonać.
Powiedział z przekonaniem.
Właściciel
- To idź. Jak zdechniesz, nie będziesz mi już dupy zawracać. - odparł i wskazał Ci na drzwi. - Wypi***alaj mi z oczu i nie wracaj bez nawet jednego łba tego stwora.
-Widok zamrożonego na kość miasta chyba nie będzie miły dla oka? Pewnie razem z mrozem zadomowią się tu białe wilki ki niedźwiedzie.
Powiedział z podejrzanym uśmieszkiem po czym wyszedł i poszedł po wilka.
Właściciel
Leżał przed pierwszą bramą, tam gdzie go zostawiłeś.
Nakazał wilkowi wstać.
-Gdzie jest ta jaskinia?
Zapytał strażnika.
Właściciel
- Jaka jaskinia? - spytał. - Tu jest dużo jaskiń.
-Ta najmniej przez nie zaludniona.
Zapytał.
Właściciel
//Nie, nie zapytał. Na pytanie mi to nie wygląda.//
- Pół kilometra na północ, bo co? I tak zdechniesz.
//Cicho, śpiący byłem//
-Śmierć może cię spotkać nawet w środku miasta, więc się nie boję.
Powiedział po czym stworzył miecz z lodu.
Właściciel
//Czyli na serio chcesz zginąć?//
//Wiem jak nie zginąć.//
Poszedł do jaskini ze swym wilkiem
Właściciel
Znalazłeś jaskinię i wszedłeś, ale już po dwudziestu krokach nic nie działeś, a Burgundy, jeśli takowe tu są, a są na pewno, wręcz przeciwnie.
Właściciel
Bilo:
Wróciłeś do stolicy. Może nie jakoś chwalebnie, ale nawet, nawet.
Tak często mu się już tu wracało że zapas chwalebności mu się kończył. Tak więc powoli skierował się ku ratuszu żeby zająć się kolejnymi sprawami.
Właściciel
Trafiłeś tam, wojska podobnie, lecz Ci się rozeszli.
Tam też ruszył po prostu do środka i nie czekając skierował się do swojego pokoju żeby wypocząć trochę.
Właściciel
Pokój oczywiście był wysprzątany, miałeś nową pościel, a pod poduszką znalazłeś mały prezent od służby: Półlitrową flaszkę.
Ze łzą w oku dopił zawartość swojej manierki po czym dolał do niej zawartość owej flaszki żeby napić się jej w podróży. A gdy to wszystko zrobił zdjął cały pancerz jaki miał na sobie i zabierając tylko włócznię położył się.
Właściciel
Strudzonemu i lekko podpitemu Krasnalowi było zadziwiająco łatwo usnąć. Zasnąłeś.
W nocy obudził Cię jakiś szelest. Niby Księcia Krasnoludów nie powinno przerażać zbyt wiele rzeczy, a tym bardziej coś tak błahego, lecz tym razem poczułeś dziwny lęk.
Szybko usiadł i przygotował się na skrytobójcę, zadziwiającą często za czasów "Baronatu" mu się przytrafiali.
- Ki ch*j ? Gadaj albo wysadzę to pomieszczenie w pi**u !- stwierdził pewnie, jednak ostatnie zdanie nieco łamliwie czy to przez alkohol czy przez strach, dorzucił nawet dla bezpieczeństwa bardzo cichym szeptem -. Romin Signul..
Właściciel
Było ciemno, więc nie miałeś pewności, czy zaklęcie się udało. Niemniej, słyszysz kolejne szelesty, a później spokój.
Zwlekł się powoli z łóżka i spróbował skierować ku drzwiom po ciemku.
Właściciel
Przed drzwiami wpie**oliłeś się na coś, być może na jakiś mebel. Upadłeś na plecy, a po chwili zauważyłeś jak coś na Ciebie spada. A tym czymś był, ni mniej, ni więcej, tylko zdobiony sztylet lecący ku Twojemu sercu.
Ło jasny ch*ju
Przeturlał się w bok żeby szybko spróbować go błyskawicznie uniknąć.
Właściciel
Udało się, ale sztylet wrócił do ręki właściciela i znów próbował dobrać się do twojego serca. Podobnie jak dwa kolejne, które pojawiły się nagle. Sugeruje to, że napastników może być nawet trzech.
Baron więc jak poje**ny złapał włócznię i błyskawicznie wycelował ją w stronę z której nadchodziły ataki
- ORAN THUREJH !
Właściciel
Niestety, Magia postanowiła w tym momencie zawieść. Tak Ci się przynajmniej zdawało, dopóki fala krwistoczerwonego światła nie rozświetliła pokoju. Trzy głuche uderzenia o ścianę potwierdziły, że trafiłeś.