Liszaj
- No dobra, tylko nie zaśnij, historia jest nieco przydługa. Słuchaj więc...
Byłem na północy cesarstwa. Zboczyłem nieco ze szlaku i znalazłem obóz elfów. Myśliwych, właściwie. Kilklu z nich było rannych, a większość nie wiedziała nawet, jak porządnie opatrzyć ranę. Wiesz, jakieś młokosy zapewne, ale kto tam wie z tymi elfami. Po czterdziestce trzymają się lepiej, niż niejeden z ludzkich dwudziestolatków... Mniejsza z tym. Mieli ciekawą historię. Walczyli o las, który rósł przy niedalekim strumyku i który tamtejszego możnowładcę kłuł w oczy. Nie należał do niego, co prawda. Ziemie barona kończyły się tuż za strumykiem, lecz mimo to postanowił go wykarczować. Elfy sięgnęły po miecze, szkoda tylko, że niewiele to dało... Drzewa szybko ścięto, a z całego oddziału zostało tylko tyle, co zobaczyłem w obozie. Jeden z nich poprosił mnie o pomoc w odnalezieniu siostry. Mówił, że chciałby chociaż zdjąć z jej ciała amulet na pamiątkę, jeśli mieliśmy zastać tylko jej zimne zwłoki - tutaj nastąpiła dłuższa pauza
- Powiedziałem, że z chęcią pomogę. Elf w zamian chciał mi zdradzić właściwości tamtejszych ziół leczniczych. Rzecz w tym, że musieliśmy udać się w nocy, w pełnię, co wydało mi się nieco dziwne, ale mniejsza.
Uwierz mi lub nie, ale dziewczyna nadal ledwo dyszała na pobojowisku. Jej brat spytał wtedy "leczyłeś kiedyś wilki, magu?" odpowiedziałem: "Przyszło mi zasklepiać rany ogarów bojowych." Przytaknął zadowolony i zerwał amulet z szyi dziewczyny. W ciemności niewiele widziałem, lecz chwilę po tym na miejscu urokliwej elfki leżała bestia. Wielka, owłosiona, z ostrymi kłami. Jej brat pospieszył z wyjaśnieniem. Uspokoił mnie, powiedział, że jego siostra to likantropka. Amulet powstrzymywał przemianę w pełnię, jednak ta właśnie przemiana była wtedy jedyną nadzieją, na jej przeżycie - wilkołaki mają wzmożoną wytrzymałość w swojej zwierzęcej formie, jak zapewne wiesz.
Lekko oszołomiony i przerażony z początku, spojrzałem na odrażające monstrum z niechęcią. To jednak rzuciło na mnie półprzytomne, błagalne spojrzenie pary złotych ślepi. Wiesz, spojrzenie, jakie ktoś ma tuż przed przejściem na ten świat... Rzuciłem się zaraz do pomocy. Nad jej ranami ślęczałem chyba kilka godzin, a gdy już skończyłem, cóż... Nawet nie pamiętam, kiedy straciłem przytomność.
Obudziłem się o poranku, na niewielkiej polanie. Elf i elfka podziękowali mi z serca. Ja patrzyłem tylko, jak ohydne rany zamieniły się wtedy w ledwie widoczne, perliste blizny... To było niesamowite przeżycie. Rodzeństwo postanowiło odłączyć się od reszty swoich kompanów i udać się samotnie do lasów, by rozpocząć nowe życie. Obiecali mi miłe potraktowanie, jeśli kiedykolwiek mielibyśmy się znów spotkać... - zakończył z uśmiechem - Miała takie ładne, bursztynowe oczy...