Po chwili pod ugryzieniami bestyj zatraciłeś przytomność.
Pojawiłeś się nagle na środku pola. Chłodna bryza ostudziła ci twarz, a słoneczko ledwo co świeciło. Gdy tylko się poruszyłeś, dostrzegłeś, że przechodzisz przez zboże niczym duch.
vocaroo.com/i/s1RjIZ6McZyV powiedział już znajomy ci głos zza twych pleców. Wnet dostrzegłeś wioskowego poetę, Winhelma "Kostka" Franza, który na swym ulubionym głazie, przy samym skraju lasu, gdzie cień delikatnie oplatał jego ciało, pisał wiersz o który go poprosiłeś, wiersz, który chciałeś wygłosić Reu w noc poślubną. Był tu z twojego powodu. W gąszczu za Kostkiem dostrzegłeś dwie małe, ledwo widoczne czerwone kropki, które z każdą chwilą stawały się większe, ujawniając, że są ślepiami bestii. Poeta rzucił się do ucieczki w kierunku wioski. Słyszałeś jego cienkie krzyki wołające "Ratunku! Pomocy!", na które to przybyło kilku chłopków z pochodniami. Kostek przewrócił się, ale zanim bestia zdążyła go pożreć, chłopi dążyli podpalić bestii futro. Ta jeszcze bardziej rozjuszona poczęła z nimi walczyć, jednak nie dała rady przeciw ogniu i masie ludzkiej, padła spalona żywcem. Padła na suche pole, które wnet podłapało ogień i rozpoczęło swój taniec pożogi. Chłopi odrzucili pochodnie i pognali w kierunku swych chat, jednak ktoś tam został. Nogi Winhelma przygniatał trup bestii. Krzyczał, wrzeszczał, jednak nikt nie śmiał się odwrócić. Krzyczał jeszcze głośniej, gdy jego ciało objęły płomienie. Jedyne co doznał przed śmiercią od ludzi było splunięcie sołtysa z ledwo co słyszalnym zdaniem "W sumie dobrze, że dziwak zdechł".