Właściciel
Ork:
-My magii na pewno się nie nauczymy, a kontakt z magią demonów u was wywoła splugawienie, jeszcze nie znaleźliśmy sposobu na otwarcie takiego portalu, nawet nie wiemy czego można się tam spodziewać.
Wampir:
Cięcie wykonałeś precyzyjnie, ale potwór w ostatnich spazmach przedśmiertnych uderzył się silnie łapą w okolice obojczyka łamiąc go jeszcze i wgniatając w tym miejscu silnie twoją zbroję, no ale potwór zaraz po tym padł martwy na ziemie, a ty mogłeś wykorzystać go jako swojego potężnego potwora.
- Ech... - mruknął i zamilknął na chwilę. Lecz zaraz, głównie po to, by podtrzymać rozmowę i zaspokoić ciekawość, zapytał:
- Jak jest w tym Waszym świecie? Różni się jakoś od naszego?
Także wstał i sprawdził, jak wielkie straty poniosły jego wojska.
Właściciel
Ork:
-Jeżeli pytasz o miejsce, z którego pochodzimy to jest tak samo jak u nas w bazie, nie ma tam co prawda takich zabaw jak zabijanie potworów czy przygód z odnajdywaniem artefaktów, ale też nie jest źle. Mamy takie rzeczy jak wirtualna rzeczywistość, a to może być podobne do tego. Wszystko jest w skrócie inne, ale nadal mamy sporo podobieństw, niektóre rzeczy po prostu się nie zmieniają.
Pokiwał głową. Uznał, że dalsze wypytywanie o świat ludzi nie ma większego sensu, także zapytał:
- Czemu przybyłeś do nas? Do naszego świata?
//A Wampir? :V//
Właściciel
Ork:
-Cóż, ja przybyłem tutaj dla przygód, zwiedzanie miejsca pełnego magii jest naprawdę ciekawe. Natomiast przybyliśmy tu, bo obserwowaliśmy to miejsce przez teleskopy i uznaliśmy je za takie, gdzie może istnieć życie, no i jak widać istnieje ono tutaj.
Wampir:
//Heh, zapomniłem...//
Poza stratą jednego lisza to nie były one jakieś szczególnie, musiałeś i tak poświęcić część z nich, by wcielić w swoje siły tego stwora.
Po tej odpowiedzi nie miał już zbytnio o co zapytać, więc milczał, licząc, że to on o coś zapyta.
Postanowił pozbyć się nowo wskrzeszonych Szkieletów i ożywić potwora.
Właściciel
Ork:
-A takie pytanie w sumie mam... Co wy w ogóle robicie poza taką walką i opijaniem się w karczmach?
Wampir:
Używając sporej ilości magii dokonałeś prawdziwego cudu nekromancji ożywiając stworzenie i przejąłeś nad nim pełne posłuszeństwo, z takim czymś pan demonów przyjmie cię z otwartymi ramionami.
- Polujemy, opowiadamy sobie historie i legendy... W sumie to całe życie Orków kręci się wokół walki, więc niewiele robimy poza nią.
Bardzo zadowolony wyprawił swoje oddziały przodem i kazał im odsunąć się od wyjścia z jaskini. Później wyprowadził na powierzchnię swój nekromancki twór.
//To gdzie miałbym się teraz udać?//
Właściciel
Ork:
-Przypomina mi to o dosyć starych dziejach z naszej planety, jedni chcieli zaprowadzić swój porządek siłą... No i można powiedzieć, że już nie istnieją.
Wampir:
Udaliście się, więc w końcu w swoje rodzime tereny.
//To teraz tam wrócicie do zamku, możesz dalej się przygotowywać do walki lub czekać na inwazję.//
- Oby z nami tak nie było.
//Czyli mam zacząć w swym zamczysku?//
Właściciel
Ork:
-Wy tacy nie jesteście, grzecznie żyjecie u siebie i jak widzę asymilujecie się, gdy żyjecie gdzieś indziej. Z tamtymi było inaczej, ale ci cali orkowie chaosu mogą być problemem...
Wampir:
//Owszem.//
- My właśnie ten problem próbujemy usunąć i to raz na zawsze.
Właściciel
-Z pewnością w tym pomożemy... Ciekawi mnie czy wybuchną jakieś konflikty na reszcie kontynentu jak uporamy się z przeciwnikiem występującym tutaj.
- A kto niby miałby wziąć udział w tych konfliktach?
Właściciel
-Nie wiem, może komuś zapragnie się władzy. Różne są przyczyny wojen, Providence miało sporo konkurencji swego czasu.
- Walczyłeś już kiedyś z Orkami Chaosu? - zagadnął.
Właściciel
-Na szczęście nie... Przeważnie i tak korzystam z latania, a obozy rozbijam najwyżej nocą... W dodatku rzadko kiedy ich w ogóle widzę, mają te swoje obozy jak mrowiska...
- Ja już walczyłem i to nie raz. - powiedział i zamilknął na chwilę. - Nienawidzę sku*wysynów, chyba bardziej niż Wampirów i reszty ich plugastwa.
Właściciel
-Tobie to się nie dziwię, w końcu zdradzili was pragnąć siły.
- To mnie mało obchodzi. - mruknął i po chwili warknął gniewnie: - Ch*je wybiły mi rodzinę! Wszystko co, ku*wa, doceniałem na tym poje**nym świecie! Rozumiesz?!
Właściciel
-Spokojnie, rozumiem... A chociaż ich morderców zdołałeś pomścić?
- Wyrżnąłem ich. Ich kobiety. Dzieci też. - odpowiedział z nikłym uśmiechem, w którym nie było żadnej wesołości.
Właściciel
-Ci przynajmniej już nikogo nie skrzywdzą... Jednak to wciąż za mało, trzeba i kolejnych załatwić.
- Trzeba załatwić wszystkich. - poprawił. - Tylko wtedy to będzie mieć sens.
Właściciel
-O to się postaramy, ale trzeba nam pierw wytrzymać to co wkrótce się zacznie.
- Czyli tę akcję Wampirów i ich sługusów?
Właściciel
-Żeby tylko oni, zapewne wspomogą ich jeszcze ci orkowie oraz pewnie te demony, ale nam też pomogą setki, musimy to wygrać, a wtedy pewnie zaatakujemy resztę Złych Ziem.
- To będą lata ciężkich walk. Wielu już zginęło, a jeszcze więcej może podzielić ich los.
Właściciel
-O ile inwazja nie powiedzie się po ich myśli to najpewniej przejdziemy do oblegania włości tych pomniejszych wampirów... A potem zniszczymy materialne portale demonów.
Właściciel
Rafael:
No i tak wasz statek właśnie leciał nad Złymi Ziemiami lecąc powoli w stronę waszych koordynatów. Ciężkozbrojny już szykował swoje uzbrojenie do użycia go.
-Jakieś dane dotyczące ukształtowania terenu, przydatne w planowaniu i wykonywaniu misji mamy? - rzucił w eter Raf, jednak tak, by było to słyszalne. Jeśli mają mapy to bardzo dobrze, jeśli nie, to mniej dobrze. Wtedy stanowiska ogniowe będzie trzeba sobie samemu wyszukać, niż zawczasu zaplanować.
Właściciel
-Na obszarze im bardziej próbowaliśmy się przyjrzeć tym większe zakłócenia się pojawiały, ciekawe, co? Wiadomo, że są wzniesienia w okolicy, ale większość na płaskim terenie.
- Jak mówiłem, to będą lata. Chyba że przybędzie Was więcej, z Waszą wiedzą i bronią. To może zmienić lata w miesiące, a może i w tygodnie.
Właściciel
-No cóż, posiadamy swoje miasto, a tam mamy naprawdę pokaźne siły. Co kilka tygodni i tak przybywają nowi, którzy chcą wspomóc naszą sprawę.
- A ilu z nich wspomoże nas w walce? Przecież nie wszyscy, to wojownicy. Nie byłem tam nigdy, ale wiem to z doświadczenia. Na pewno przybywają tam też Wasi naukowcy, Wasze rodziny i inni cywile.
Właściciel
-No zwyczajnych cywili to tu raczej mało, nadal jest tu wyjątkowo niebezpiecznie. W bazie to przeważnie żyją jacyś najemnicy, wojskowi, naukowcy i takie tam... Wspomoże was w walce jak najwięcej, ale nadal musimy bronić swojej bazy w razie jakichś problemów. Ale na silne wsparcie to możecie liczyć, nie ma co.
- Czyżby Syndykat używał zagłuszaczy, albo innego sprzętu zakłócającego? - spytał Rafael na wiadomość o nieudanych próbach zwiadu.
- Bronić? Że niby ktoś próbuje Was zaatakować?
Właściciel
Rafael:
-Czyżby? Oni tak robią cały czas. Pewnie używają jakiegoś już naprawdę profesjonalnego, który całkowicie maskuje położenie ich bazy przez co znalezienie ich jest bliskie niemożliwości.
Kuba:
-Całą dobę wody terytorialne są pilnowane przez kilkadziesiąt statków w pełni uzbrojonych, tak samo wszystko pod wodą, granice... Lepiej jak jest bezpiecznie, nie?
- Pewnie. - mruknął.
//Jak coś, to skończyły mi się tematy do rozmowy, więc jeśli nie masz pomysłu to śmiało przewijaj do rana, albo dopóki inny Ork nie zluzuje go na warcie.//
Właściciel
-No i widzisz, tak powinno być wszędzie, no i tak będzie.- Powiedział jeszcze nim zmęczony udałeś się spać, a Logan został sam na warcie, jako że snu nie potrzebował. Minął wam tak czas spokojnie do rana, gdy obudziłeś się ty i reszta gromadki.
- Czyli trzeba będzie samodzielnie ogarnąć fajną miejscówkę i urządzić sobie strzelaninę. A później wysadzić to co należy - podsumował plan Rafael lekko się uśmiechając.
Właściciel
-Zawsze możesz się tam jakoś od boku zakraść, ja w tym czasie będę zabawiał się z nimi od przodu.- Powiedział do ciebie jeszcze ciężko uzbrojony.
Tak więc była pora na jakieś śniadanie, bo Krasnolud o suchej mordzie i Ork o pustym brzuchu walczyć nie potrafią.
Właściciel
-No to co panowie, ja jeszcze mam prowizji dość na dzisiejszy dzień. Wody mam tylko dla siebie, swoją chyba macie, nie?- Powiedział wyciągając sporą garść saszetek ze swojej kieszeni.
Skinął głową, bo mieli wodę, więc zrobili z niej użytek, by móc dobrać się do jedzenia z saszetek.
Właściciel
No i tak znowu mogliście napełnić swoje żołądki pieczonym udźcem indyka.
Właściciel
No to już po posiłku zaczęliście zwijać obóz.
-No to teraz do mostu i można uznać robotę za porządnie odje**ną.- Powiedział jeszcze śmiejąc się Logan.
- Lepiej bym tego, ku*wa, nie powiedział.
No i po tych słowach wyruszyli.