- Ta ku*wa kradnie nam złoto, a do tego pokonała moich chłopaków z Ogrem na czele! Trzeba się jej pozbyć, to na pewno jakaś koleżanka naszego Wampirka.
Właściciel
-Jeżeli załatwiła ich tak łatwo to myślisz, że samemu dasz radę? W dodatku ja na magię jestem średnio odporny.- Powiedział jeszcze stojąc obok ciebie.
-Kto powiedział, że masz większe prawo do tego złota, niż ktoś inny?- Spytała się kobieta patrząc na waszą dwójkę.
-Tym bardziej, że ona nie wygląda na kogoś kto lubi się z wampirami.- Dodał jeszcze Logan patrząc się na kobietę.
- Zabiliśmy Wampira z obstawą, więc złoto jest nasze. Prosta logika mojej rasy. A Ty czemu niby miałabyś prawo do choćby jednej monetki, hę?
Właściciel
-Zabicie właściciela nie uprawnia kogoś do przejęcia jego majątki, tak samo jak ja chcesz je ukraść. Zwyczajnie moralizujesz się kodeksem swojej rasy...- Powiedziała krzyżując ręce na piersi. Logan jedynie śmiał się z tej całej sytuacji, raczej nie miał nic do powiedzenia.
- Je**ć to. - mruknął gdy skończyły mu się argumenty. - Ale mojej bandy to nie masz, ku*wa, prawa bić!
Właściciel
-Nie musiałam ich nawet bić, skarbie... Magia pozbawiła ich przytomności w jedną chwilę.- Powiedziała wzruszając ramionami. No to co, wolisz rozejść się w pokoju zatrzymując połowę złota tego wampira? Mam jeszcze od obrabowania inne zamki.
- Weź spi***alaj mi z oczu. - warknął, jednocześnie żegnając się z połową złota.
Właściciel
-Jak sobie chcesz, obudź swoich chłopaczków.- Powiedziała rozkładając ręce i zostawiła wam równo 240 sztuk złota, połowa. Następnie zabrała już lżejszy worek i udała się ku wyjściu. No, ciekawie obchodzisz się z kobietami.- Powiedział Logan śmiejąc się jeszcze.
- Kobieta to jedna, złodziej to drugie. Zresztą, wziąłem ją najpierw za Wampira, albo za kochankę tego, którego wcześniej ubiliśmy.
Właściciel
-Skoro za kochankę to raczej i jednocześnie za to pierwsze, ze zwykłymi kobietami wampiry się raczej nie dobierają w pary... Samemu teraz zachowujemy się po części jak hieny cmentarne, więc rzeczywiście ciężko tu mówić o uczciwości. Trzeba będzie obudzić twoich chłopaków.
Skinął głową i właśnie się tym zajął.
Właściciel
Nie trudno trzeba było ich sprowadzić do pionu, wstali ledwie po tym jak ich obudziłeś.
-No to teraz wracajmy na naszą stronę mostu, tutaj już powoli się zapełnia to wszystko...
No to zabrał jeszcze złoto, które zostało, by mieć za co pić po powrocie i opuścił zamek, reszta zapewne też.
Właściciel
-No to teraz kilka godzin i może podejdziemy pod most, trzeba będzie też pewnie rozbić gdzieś obóz... Wolę nie podróżować nocą po tym miejscu.- Powiedział jeszcze do was Logan.
Skinął głową i maszerował dalej.
Właściciel
Idąc tak już kilka godzin zauważyliście, że zbliża się noc... Co było zdecydowanym prognostykiem tego, że musicie w końcu rozbić obóz.
Także zarządził postój i rozjarzał się po okolicy.
Właściciel
Okolica jako tako w miarę jeszcze bezpieczna, znajdowaliście się przy stromym wzniesieniu to mogliście jakoś przy nim rozbić obóz. Mogłeś najwyżej czuć na sobie wygłodniały wzrok nocnych drapieżników.
No to polecił rozbić obóz, sam szukał podpałki by rozpalić ogień odstraszający owe drapieżniki.
Właściciel
Twoi ludzie wzięli się do roboty, za wiele to nie mieliście, ale po jakimś czasie udało wam się rozpalić ognisko i otoczyć swój mały obóz drewnianymi palami.
No to wziął jakiegoś Orka i razem z nim zaczął czuwać na warcie.
Właściciel
Stanie na warcie to zawsze była robota nudna, a w tym przypadku jeszcze całkiem straszna, ponieważ znajdowaliście się w nieprzyjaznym terytorium. Poza waszą dwójką znajdował się przy was też Logan.
-Żebyście widzieli tyle co ja, to byście się chyba zesrali.- Powiedział samemu rozglądając się w terenie.
- Prawdziwy Ork niczego się, ku*wa, nie boi. - powiedział z pewnością w głosie.
Właściciel
-Dobrze, że samemu mam wbudowany mechanizm, który sprawia, że nawet nie mogę się bać. No, ale to rzeczywiście nie wygląda łatwo, na jednym wzgórzu przygląda nam się grupa zębaczy.
- Zębaczy?
Tymczasem Aren prowadził sobie swoich żołnierzy drugiej świeżości daleko, daleko od obozu Orków, kierując się do jakiejś jaskini.
Właściciel
Ork:
-Tak zwykli u was nazywać te bestie, biegają na tylnych odnóżach, twarda skóra, bez żadnych futer i tym podobnych... No i ostre jak brzytwa zęby.
Wampir:
Poszukiwania jaskini nie spełzły na niczym i już widzieliście jedną rysującą się na horyzoncie.
I do owej jaskini się kierowali.
- Miałeś już kiedyś z takimi do czynienia?
Właściciel
Ork:
-Żeby tylko raz, prowadzę tutaj codziennie zwiad, ale przeważnie staram się z tym nie walczyć.
Wampir:
No to stanęliście tak pod jaskinią całą swoją armią, a z środka dochodziło do was ryczenie oraz wyłącznie do ciebie dziwny smród.
- To są aż tak groźne?
Dobył broni i reszcie nakazał to samo.
- Łucznicy niech zostaną tutaj, jeśli będzie tam ciasno to nam się nie przydadzą. Ja pójdę pierwszy w kordonie połowy Kostuch, potem Lisze i reszta Kostuch. Zrozumiano?
Właściciel
Ork:
-Raz poczułem ich ugryzienie przez zbroję, ale to już jak walczyłem ze sporą grupą i ugryzły mnie kilka razy w to samo miejsce... No, ale możecie sobie wyobrazić, że z wami będzie tylko gorzej.
Wampir:
-Oczywiście, panie.- Skinął do ciebie głową jeden z Liszy. Teraz pora wejść i spodziewać się nieznanego.
- Czyli lepiej będzie się od tego trzymać z daleka...
Także wszedł, zapewne w ustalonej przez niego wcześniej formacji.
Właściciel
Ork:
-Dokładnie, na szczęście boją się ognia, przez co tak długo jak będzie tu jasno tak długo będziemy bezpieczni.
Wampir:
Teraz smród stał się o niebo bardziej intensywny, mogłeś wyczuć smród zgniłych jaj... Tak w środku widziałeś już podgniłe kości i pordzewiałą broń i zbroje, głównie nadal na tych kościach.
- Jedno takie ognisko wystarczy?
Każdy inny śmiertelnik zareagowałby głośnym przełknięciem śliny czy wręcz atakiem paniki. Ale on nie był śmiertelnikiem, widział i robił gorsze rzeczy.
- Zachować ostrożność. - powiedział do reszty i po tych słowach ruszył dalej, ale zatrzymał się, by sprawdzić kości.
Właściciel
Ork:
-Dość duże, tak.
Wampir:
Zbroje miały na sobie sporo sadzy, w zasadzie wiele więcej tutaj nie widać, żadnych ugryzień, zadrapań...
- A nasze? Też się nada czy ma być większe?
Niezbyt mu się to podobało, ale nie było rady, jak iść dalej. Chyba, że mógł jeszcze ożywić te kości i zrobić sobie dodatkowych wojaków, bo jeśli była taka opcja, to chętnie to uczynił.
Właściciel
Ork:
-Zawsze się przyda większy ogień, na szczęście mogę pomóc w zwiększeniu go.-
Wampir:
No i wreszcie natrafiliście na swojego przeciwnika, długiego na kilka metrów i szerokiego na półtora węża, który posiadał przednie i tylne kończyny. Nie był to co prawda smok, bo nie posiadał skrzydeł, ale też był jakimś wyzwaniem. W obecnym stanie na szczęście spał, więc możecie do tej walki podejść taktycznie.
- Dawaj. - powiedział i odwrócił się, aby popatrzeć.
//Czyli nie dał rady wskrzesić czegokolwiek z tych wcześniej spotkanych kości?//
Właściciel
Ork:
No to proszę bardzo.- Powiedział, a następnie w stronę ogniska wycelował dłońmi i posłał w nie kilka błyskawic zwiększając wielkość ognia.
Wampir:
//Tego nie powiedziałem//
//To coś wskrzesił czy nie? :V//
- No, no, no... - powiedział. - Fajne, ale niezbyt imponujące. Też tak potrafię.
Właściciel
Wampir:
//Udajmy, że tamten post był inny, bo źle go przeczytałem, wskrzesiłeś kilkoro z nich, grajmy dalej.//
Ork:
-Ale to ja na to wpadłem.- Powiedział śmiejąc się jeszcze. Nie no, sporo ludzi zazdrości wam waszego talentu magicznego.
- A niektórzy zazdroszczą Wam tego... wszystkiego. - powiedział i nie mogąc znaleźć odpowiednich słów wskazał na pancerz, ale miał na myśli też zastrzyki, które regenerowały całe ciało, dziwne, polowe jedzenie i latające sokoły-satelity.
//Argh, zapomniałę o Arenie.//
Kostuchy, które mu towarzyszyły, oraz nowo wskrzeszone oddziały podzielił na dwie mniej więcej równe grupki i wysłał na boki, aby wziąć węża z dwóch stron. Sam otoczył się Kostuchami, które eskortowały Liszy. Nie miał to być jednak całkowity kordon, gdyż chciał zacząć walkę, od zaatakowania wroga Magią Mroku, co też polecił uczynić Liszom. Gdy wszyscy byli już na miejscach, dał sygnał, jakim było wystrzelenie jak najmocniejszego pocisku Magii Mroku w węża. Po nim uderzyć w podobny sposób miały Lisze. Wszyscy celowali w głowę. Następnie odesłał swoje Kostuchy do ochrony Liszy i polecił pozostałym Nieumarłym atakować. Sam także dobył mieczy i ruszył do ataku.
Właściciel
Ork:
Zaśmiał się raz jeszcze po przyjacielsku.
-Ach, z pewnością podzielimy się tym zwami tak szybko jak odkryjemy jak ta magia działa. Teraz fundujemy jedynie małą pomoc.
Wampir:
Gdy już otoczyliście tak swojego przeciwnika, a ty wraz z liszami wypuściliście w niego swoje magiczne pociski to ten obudził się zdecydowanie wkurzony i od razu wstrząsnął sobą na tyle, że po tym jak ruszyła na niego fala nieumarłych to od razu część z nich wróciła do pierwotnej formy porozrzucanych kości. Następnie przeciwnik przedarł się przez część zwykłych nieumarłych otwierając sobie tunel i odsuwając się tak, by mieć was wszystkich w zasięgu. Zaczynał też powoli otwierać paszczę, co nie wróżyło raczej nic dobrego.
- Ale po co Wam Magia? Już bez niej dajecie sobie nieźle radę.
- Unik! - krzyknął szybko i liczył, że większość mu podległych wojsk zdołał odejść. On także odsunął się, by nie zostać spopielonym, bo to właśnie ognistych wyziewów się spodziewał.
Właściciel
Ork:
-Mnie się nie pytaj, najpewniej chcą jakoś połączyć magię z technologią i stworzyć coś naprawdę potężnego...
Wampir:
Posłusznie wszyscy nie dość, że się oddalili to jeszcze odeszli kawałek na bok, bo potwór wykonał zionięcie w półksiężycowym kierunku, a następnie ruszył na was.
- Tylko w jakim celu...?
Lisze miały go zbombardować pociskami Magii Mroku, a gdy już skończyły do walki miały ruszyć świeżo co ożywione Szkielety, a po nich Kostuchy. Sam także rzucił się do starcia, skupiając na sobie uwagę bestii. Jednocześnie starał się mieczami pozbawić go wzroku lub trafić w czułe podbrzusze.
Właściciel
Ork:
-Żeby zwalczyć siły zła, to chyba dobry cel, nie? Zwłaszcza, że tych złych wspomaga Syndykat.
Wampir:
Otrzymał on pociskami, a w gniewie zionął on ogniem w stronę twojej dwójki liszy, jeden zdążył tego uniknąć, drugi niefortunnie zmienił się w popiół. Ty na szczęście miałeś dogodną okazję, by zadać potworowi cios w podbrzusze, ten jeszcze bardziej zdenerwowany uderzył cię z łapy nim mogłeś tego uniknąć wytrącając ci z rąk miecze, a ciebie posyłając ze sporym impetem na ścianę. Twoje szkielety postanowiły teraz zająć uwagę przeciwnika, byś ty mógł się podnieść do pionu.
- A co się wtedy stanie? Znaczy się, jak pobijemy już tych złych? Ot tak zapanuje pokój?
I tak też uczynił, a następnie (korzystając z dywersji swoich Nieumarłych) ruszył z powrotem po swe miecze. Gdy zacisnął dłonie na ich rękojeściach, postarał się pociągnąć je, by stworzyć wielkie wyrwy w podbrzuszu potwora.
Właściciel
Ork:
-Przegnamy na pewno wrogów ze Złych Ziem, ale słyszeliśmy też o tym, że jest tutaj oddzielny wymiar demonów niedostępny dla nas, to zawsze będzie zagrożeniem.
Wampir:
Miecze niestety luźno leżały gdzieś koło potwora, więc taktyka rozprucia brzucha bestii spaliła na panewce. Ale mogłeś je spokojnie odebrać, bo ten był zajęty z walką z twoimi szkieletami, z każdą chwilą ich siła niestety słabła.
- Czyli nawet Wasza technologia i nasza Magia nie pozwoli na wdarcie się do tego miejsca?
Czyli wziął je i znów rzucił się na bestię, chcąc rozpruć jej podbrzusze.