Właściciel
Pierwszy manewr się udał i odciąłeś rękę zabójcy z mieczem, ale ten rzucił w twój bark sztyletem, a ten jak wiadomo, wbił się. Parowanie sztyletu innym też się udało, pomimo niewielkich trudności, ale tak samo pociągnął on za łańcuch przysuwając cię do niego, no i rzecz jasna przysunął do ciebie swój sztylet dając ci małe pole do manewrów.
Przyszedł czas na skorzystanie z Magii. Użył więc swych nadnaturalnych zdolności, a dokładniej Magii Arkanów, by wpłynąć na umysł tego ze sztyletem. Oczywiście nie chciał przejmować nad nim pewnej kontroli. Może i mógłby to zrobić, ale nie miał chęci i czasu. Zamiast tego postarał się jedynie sprawić, by tamten nie spróbował go zabić i jednocześnie odsłonił się na jego cios sztyletu. W wypadku ataku drugiego, miał w dłoni gotowy miecz.
Właściciel
Można powiedzieć, że tak jakby wyłączyłeś na chwilę jednego z atakujących (Załóżmy, że tego ze sztyletem), drugi zaś podniósł swoją rękę trzymającą miecz, by wykonać w twoim kierunku odgórny atak, na który byłeś gotowy i go zablokowałeś.
Tak więc sparował i odepchnął miecz, a później sztyletem pozbawił życia drugiego wroga.
Właściciel
I tak pozbawiłeś życia dwójkę zabójców, nadal miałeś w barku sztylet, obwiązany łańcuch wokół nogi no i wolną drogę wyżej.
Wyjął więc sztylet i obwiązał go prowizorycznym bandażem z pasków pociętych ubrań wrogów. Później ściągnął łańcuch i ruszył w górę.
Właściciel
Prowizorka lepsza, niż jakikolwiek brak. Na górę udałeś się już na ładne wystrojone piętro, w którym żył już twój cel, no i tak samo go widziałeś. Nieuzbrojony i przyparty do swojego królewskiego łóżka z baldachimem.
-Wiesz, to wcale nie musi się tak kończyć, naprawdę...
- Doprawdy? - spytał, chowając miecz i bawiąc się sztyletem.
Właściciel
-Kto cię nasłał, niewielu życzy sobie mojej śmierci, a jeszcze mniej wie o moim podwójnym życiu. Jestem w stanie zapłacić ci lepiej, niż ten twój pracodawca, naprawdę!
- Mam zdradzić? To zaszkodzi mojej reputacji. Zwykłem wykonywać powierzone zadania od początku do końca.
Właściciel
-Stary, serio powinniśmy się jakoś dogadać... Bądź rozsądny...- Powiedział i nerwowo rozglądał się po pokoju.
Jego ględzenie znudziło go. Rzucił mu w serce sztyletem.
Właściciel
Jak już wspominał twój informator, nie był to zwykły bogaty cieć, ten uniknął sztyletu pozwalając mu wbić się w ścianę kawałek za nim, a samemu złapał za jedną nogę(?) od łóżka i uderzając w nią łokciem wyrwał kawałek niej mając jakąś prowizoryczną broń.
Walka z nim byłaby obrazą dla jego zaklętego miecza. Wobec tego nałożył swe rękawice, ustawił gardę niczym profesjonalny pięściarz i ruszył ku niemu wolnym krokiem.
Właściciel
Jednak tak jak mogłeś pamiętać, nadal był to doświadczony wojownik, zwyczajnie jego broni nie było w pobliżu. Pobiegł on w twoją stronę i łapiąc oburącz za swoją pseudo broń, wykonał zamach w twoją stronę na wysokości żeber. Zamach poszedł od jego prawej strony.
//Kurde, a ja wcześniej przeczytałem, że "był to zwykły bogaty cieć," a to "nie" mi umknęło ;-;
Trudno, poradzę sobie z tym, co mam.//
Wykonał szybki odwrót do tyłu o kilka kroków i gdy drewno go minęło, zaszarżował na wroga, chcąc zdzielić go ciosem pięści w rękawicy w brzuch. Drugą miał gotową do ewentualnej kontry lub blokowania.
Właściciel
Niestety atak nie powiódł, się bo przeciwnik złapał za końcówki tej nogi i zablokował tak, że uderzyłeś centralnie w nią. Wyjątkowo bolesne uderzenie, nawet jak przez rękawice. Na szczęście nieco wgniotłeś te drewno. Przeciwnik następnie pchnął cię końcówką w podbrzusze, co ty skontrowałeś. Wróg odsunął się jeszcze bliżej łóżka.
//Ale czy jeśli trafił pięścią ukrytą w rękawicy z kolcami w drewno, to czy te kolce nie powinny wbić się w owe drewno, czy coś?//
Właściciel
//A jak długie te kolce? :v//
//No nie wiem, wywnioskuj z wyglądu broni, który zamieściłem w KP :V//
Właściciel
//Jak to nawet nie są już kolce tylko pazury/szpony/ostrza, ale dobra, zmieniamy.//
Ostrza jednej rękawicy przebiły się przez drewno i prawie zdążyłyby zadrapać twojego przeciwnika. Wtedy złapał on za oba końce swojej "maczugi" i wykręcił ją tak, że ty skończyłbyś z połamanymi palcami lub zrobiłbyś obrót tak, by nic sobie nie zrobić, następnie ten wróg wykorzystując ten moment uderzył cię pięścią w rękę tak, że wypadałoby byś puścił rękawicę.
//Jak zwał, tak zwał.//
No i puścił. Zirytowany przedłużającą się walką wyjął Strażnika, chcąc dokończyć mieczem to, co zaczął rękawicami.
Właściciel
Ten zaś wyjął z drewnianej maczugi używane przez ciebie szpony i założył je na prawą rękę.
-Ciekawa zabawka.- Powiedział, a ty następnie zaatakowałeś go Strażnikiem, co on spróbował zablokować maczugą, efekt był wiadomy i rozciąłeś mu policzek. Ten jedynie rzucił w ciebie resztką maczugi i oddalił się przyjmując postawę defensywną z pomocą szponów.
- Wykorzystanie mej broni przeciwko mnie? - spytał. - Radzę Ci je odrzucić, są zaklęte i wybuchają po dziesięciu sekundach od utraty kontaktu ze mną. - powiedział, oczywiście blefując, choć jego przeciwnik nie musiał o tym wiedzieć.
Właściciel
On jedynie uśmiechnął się i powiedział.
-Jestem w takiej sytuacji, że zaryzykuję.- Powiedział wybijając się z miejsca i zamachnął się na ciebie odgórnie szponami.
Postanowił wykonać unik odskakując w bok, a później spróbował zablokować jego rękawicę swoją, tak aby miecz miał możliwość zadania ostatniego ciosu.
Właściciel
Oba manewry się udały, a teraz wasza dwójka była w środku zderzenia się szponów, był to odpowiedni czas, by zaatakować.
I zaatakował, pchając go mieczem w brzuch.
Właściciel
Ten chociaż po części postarał sparować uderzenie pchając dłonią z lewej do prawej, po części nawet przesunął ostrze ale i tak część zdołałeś zatopić w jego prawym boku.
- Umierasz. - stwierdził tę prostą prawdę i pchnął mieczem głębiej.
Właściciel
W akcie desperacji postanowił znieść wasze oba szpony na bok, a następnie złapał cię jedną ręką za gardło i spróbował udusić, jego siła powoli słabła przez otrzymane w bok obrażenia.
Wyciągnął miecz i pchnął go ponownie. Potem znowu. I jeszcze raz. Ogółem tak długo, aż w końcu nie uleci z niego życie.
Właściciel
Wystarczyło dwa razy nim twój przeciwnik wyzionął ducha, a ty byłeś już wolny z uścisku. Zaś przy upadku z jego kieszeni wypadł klucz.
Zgarnął klucz, zabrał mu swoją rękawicę, schował je i z mieczem w prawej dłoni, a sztyletem w lewej odszedł, by wrócić i opuścić to miejsce.
Właściciel
Gdy już ponownie schodziłeś po lince w dół to czekał na ciebie na dole krasnolud.
-Myślałem, że już tam się wysrać musiałeś, tyleś tam siedział.
- Były pewne... komplikacje. - powiedział wymijająco. - Jak rozumiem to Ty sobie poradziłeś?
Właściciel
-Mieli kumpli, ale tak, poradziłem.- Powiedział krzyżując dłonie na piersi. Widzę też, żeś sobie coś zrobił.- Powiedział spoglądając na twoją ranę na ramieniu.
- Zagoi się. Niemniej, tutaj zrobiliśmy już wszystko.
Właściciel
-Kiedy ty jeszcze tam się bawiłeś na górze, to ja w tym czasie pozwiedzałem resztę drzwi. Na opór nie natrafiłem, ale jakieś drzwi są zamknięte, a toporem ich za nic nie porąbię.
- Prowadź. - rzekł krótko.
Właściciel
Zeszliście, więc piętro niżej, a tam natrafiliście na stalowe drzwi, które ewidentnie musiały czegoś chronić.
Spróbował potraktować je znalezionym kluczykiem.
Właściciel
Nie było wątpliwości, że będzie on tam pasował. Tak też mogliście wejść do skarbca mężczyzny, a w nim widzieliście jedną sporą skrzynię oraz pomniejszy kuferek.
- No, nie powiem. Opłaciło nam się to. - powiedział. - Pakujmy co się da, do sakw, nie będziemy przecież taszczyć tego ze sobą.
Właściciel
-Czy czasem część z tego nie powinna należeć do tego typka, od którego mamy robotę?- Powiedział dobierając się do skrzyni, którą otworzył, a w niej pełno było złotych, połyskujących monet.
- Część. - przyznał. - Ale i tak łatwiej będzie to zabrać w sakwach niż skrzyniach i kufrach.
Właściciel
-No jak tam chcesz, najwyżej on się wścieknie jak nie przyniesiemy mu tego co tam miał.- Powiedział wzruszając ramionami, a następnie otworzył kuferek na piedestale, a w tym pełno było wszelakiej maści klejnotów.
- Cholera, niech będzie. Bierzmy w kufrach, najwyżej zrobimy kilka rundek.
Właściciel
-To schowajmy gdzie ten kuferek czy też weźmy zawartość po kieszeniach i skrzynię we dwóch przeniesiem, jestem mężczyzną to dwa razy rundek nie robię.
Skinął głową i zaczął pakować zawartość kuferka do sakiewek i kieszeni, a gdy Opój zrobił to samo, wziął razem z nim większy kufer.