- Jakoś nie wierzę, żeby miał dopełnić tego, co mi obiecał... - Spoważniała.
Właściciel
- Zaufaj mi, on dotrzymuje obietnic. Ręcze za niego. - Powiedział spokojnie.
- Ręczysz za niego, mimo iż zamknął cię tutaj i wysłał mnie z misją spacyfikowania cię? - Zapytała, a jej głos brzmiał niczym zawiedziony.
Właściciel
- Wciąż próbujesz go zdehumanizować. Zrozum, jeśli chciałbym wyjść, wyszedłbym. Nie na własnych nogach co prawda. W dodaktu dzięki tym grzybą mogę szperać w umysłach bardzo interesujących osób. A co do twojej misji... cóż, nie byłem zbyt grzeczny. Mam nadzieje że lubisz niegrzecznych.
- A ty ciągle próbujesz go wybielać. - Kontynuowała. - Nie zrobiłeś nic złego. Zamknął cię tu, bo mu się tak podobało. Gdyby mógł, trzymałby cię cały czas w zamknięciu. Niby dlaczego nie zreperował ci kręgosłupa? - Kłóciła się.
Właściciel
- Tłumaczyłem ci już że musiałby mi wymienić cały krengosłup, a to na chwilę obecną niemożliwe. A niektórzy nie lubią zabijania, nawet w ramach słuszej zemsty.
- Cały kręgosłup, tak? - Rzuciła zagadkowe retoryczne pytanie, wstając. - A ja coś czuję, że tak nie jest... - Dodała, sięgając po nóż.
Właściciel
- Po co ci ten nóż? - Zapytał nieco zaniepokojony. Kątem oka zauważyłeś że bestia zaczęła się powoli zbliżać.
- Chcesz chodzić na własnych nogach, czy nie? - Zapytała, po czym podwinęła rękaw i przejechała sobie po skórze, tworząc szerokie rozcięcie, które, mimo iż za chwilę się zagoiło, zostawiło sporo krwi na ostrzu. Jean złapała nóż tak, by zbyt wiele posoki nie ściekło, a następnie spojrzała na Albedo, jakby czekając na reakcję.
Właściciel
- Rozumiem co chcesz zrobić i uwierz mi że nie zadziała. Potrzebowałbym co najmniej transfuzji krwi i to zakładając że mamy te samą grupę. Ale bardzo ci dziękuje za starania.
- A ty uwierz mi, że nie masz pojęcia, o czym mówisz. Wciąż mam we krwi retrowirusa, który został użyty jako wektor do przyspieszenia mitozy. Wystarczy kilka kropel, a twój kręgosłup sam się wyleczy. Wirusa jest mało, więc zostanie usunięty przez układ odpornościowy, a potem twoje DNA wróci do normy. - Wyjaśniła.
Właściciel
- Fscynujące. Wiesz, strasznie dawno nie prowadziłem badań, nawet zapomniałem jak mnie to bawiło... - Zastanowił się przez chwilę. - Wiesz, nalej mi trochę tej twojej "magicznej" krwi do jakiejś fiolki. Coś z nią pokombinuje.
- No wybacz mi, ale akurat nie mam żadnej w pobliżu. Zresztą, jeśli zostawię swoją krew zbyt długo poza ciałem, rozłoży się na podstawowe czynniki. - Rzekła ironicznie.
Właściciel
- Nie jeśli dodamy ją do roztworu Kikinda. - Dostrzegłaś mały błysk w jego oku. - Na trzecim piętrze jest laboratorium, tam na pewno to będzie.
- W takim razie może się tam wybiorę... Później. - Rzekłszy to odłożyła nóż na miejsce, a następnie ponownie usiadła w tej samej pozycji, co wcześniej.
Właściciel
- Więc... podobam ci się tak? - Zapytał nieco uśmiechnięty.
- Od dziecka jesteś taki bystry? - Zapytała ze zwyczajową ironią w głosie.
Właściciel
- A niby co ci się we mnie podoba? -
Pokręciła głową z rezygnacją. - A ty potrafiłbyś powiedzieć, gdyby ktoś spodobał się tobie? - Zapytała retorycznie, z ironiczną tonacją.
Właściciel
- Oczywiście. W tobie podoba mi się twoje zdecydowanie i nieskończona dawka sarkazmu. A na przekór temu co sądzisz, bardzo podoba mi się twój wygląd fizyczny...
Słysząc to ostatnie niemal mimowolnie prychnęła. - Jesteś skończonym wariatem. I pewnie dlatego cię lubię... - Odparła krótko.
Właściciel
- Być może, być może... - Odparł radośnie. - Więc, co zamierzasz teraz zrobić?
- Jeszcze nie wiem. - Ucięła krótko.
Właściciel
- Możliwości masz nieograniczone. Wyjść lub zostać, ruszyć na przód lub trwać przy swoim. Choć ja na twoim miejscu ruszyłbym odebrać nagrodę.
- Mówiłam ci już, nie wierzę w to. - Rzekła, zmęczona jego namawianiem.
Właściciel
- Ale wiesz, że wtedy będziesz mogła zdjąć maskę. Może nie wiesz, ale całowanie w masce jest bardzo niewygodnw i w zasadzie niemożliwe.
- Ostatni raz, kiedy próbowałam kogoś pocałować, dostałam infekcji jamy ustnej na miesiąc. Nawet mi o tym nie mów. - Rzekła chłodno, spoglądając na strop.
Właściciel
- Próbowałaś kogoś pocałować? - Podchwycił temat. - Kim był twój wybranek?
- Chyba raczej wybranka. - Prychnęła. - A właściwie to wcale nie był mój wybór. Potrzebowałam pieniędzy, więc się założyłam. - Wyjaśniła.
Właściciel
- Jesteś o wiele bardziej fascynująca niż myślałem na początku. Ciekawe czego jeszcze o tobie nie wiem...
- Możesz się dowiedzieć. I to w najprostszy z możliwych sposobów. - Rzekła wymownym tonem.
Właściciel
- Nie chciałbym ci włazić do głowy, szczególnie teraz kiedy mam cię w całej okazałości przed tobą.
- Miałam na myśli pytanie... - Rzekła takim tonem, jakby mówiła do skończonego idioty.
Właściciel
- No tak... - Nieco się speszył. - Więc czego o tobie nie wiem?
- A co chciałbyś wiedzieć? - Zapytała zagadkowo.
Właściciel
- Wszystko co uważasz za interesujące. Ale bez tych fragmentów z walką, zabijaniem i zadawanem krzywdy. Chce się skupić na tym co w tobie najpiękniejsze.
Zamyśliła się na chwilę. - Nie mam pojęcia, co chciałbyś usłyszeć. Najlepiej będzie, jak po prostu będziesz zadawać mi pytania. - Rzekła.
Właściciel
- No dobrze... kim byłaś przed mutacją?
- Wolisz krótszą, czy dłuższą wersję? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie po chwili milczenia.
Właściciel
- Mamy czas. Dłuższą poproszę. -
- Moje pierwsze wspomnienie to rozpacz. Nie wiem dokładnie kiedy, ani w jaki sposób, ale straciłam rodziców, jeszcze zanim zdążyłam zapamiętać ich twarze. Do dziś nie wiem kim byli. Wychowywałam się w wyjątkowo paskudnym sierocińcu, gdzie byłam katowana, poniżana i molestowana. Przez całą młodość moim najpiękniejszym marzeniem było wydostanie się stamtąd, ale gdy już się to udało, spotkał mnie największy zawód życia, bo okazało się, że na zewnątrz wcale nie jest lepiej. Przez te kilka lat ledwie wiązałam koniec z końcem, co było okupione wieloma 'przygodami', takimi jak zakład, który ci opisałam. To z kolei sprawiło, że stałam się wyrzutkiem społeczeństwa, nikt nie chciał mnie znać, a ludzie pokazywali mnie palcami i straszyli dzieci tym, że skończą jak ja. Nigdy nie miałam rodziny, przyjaciół, ani właściwie kogokolwiek bliskiego. Nie minęło wiele czasu, kiedy wpadłam w depresję i postanowiłam ze sobą skończyć. Zgłosiłam się na ochotniczkę do eksperymentów, bo byłam pewna, że w ich trakcie umrę. Ale trafiła mi się nieśmiertelność, o ironio... - Zwieńczyła swą wypowiedzianą beznamiętnym tonem opowieść spojrzeniem w podłoże.
Właściciel
- Przykro mi. - Rzekł nieco kojącym tonem. -Wiedz że tutaj nikt nie będzie cię wytykał palcami, ani straszył tobą dzieci. I zawsze możesz na mnie liczyć.
- Taak... - Spojrzała na niego ponownie. - Tutaj wypadam wręcz powyżej normy, jeśli chodzi o normalność. - Odchrząknęła. - Chociaż nadal jestem brzydsza... - Szepnęła ledwo słyszalnie.
Właściciel
- Powinnaś popracować nad szeptem i samooceną. - Powiedział zgryźliwie.
- Pozwól, że sama o tym zadecyduję. - Odparła jeszcze bardziej zgryźliwie. - Pytaj dalej. - Dodała, nie czekając na reakcję.
Właściciel
- Dlaczego aż tak nie ufasz Fleischowi?
- Bo zamknął tu ciebie i próbował oszukać mnie. - Wyjaśniła krótko.
Właściciel
- Próbował cię oszukać? Kiedy? -
- Kiedy mówił, że mnie naprawi. - Rzekła z obojętnością w głosie.
Właściciel
- I niby czemu mu nie wierzysz? -