Zasnął zaraz po niej wtulony w dziewczynę.
Właścicielka
W śnie szedł brzegiem pięknego morza o wschodzie. Szum fal i ćwierkanie ptaków tylko poprawiały nastrój.
Napajał się tym wspaniałym widokiem i odświeżającym zapachem morskiej wody.
Właścicielka
Mijał palmy i przebiegające miejcami kraby. Wciąż jednak był sam, a wokół trwała cisza.
Uśmiechnął się na widok krabów, bardzo lubił te małe stworzonka. Cieszył się samotnością, lecz mimo woli rozglądał się za kimś do rozmowy.
Właścicielka
Koniec końców dostrzegł Kizukę, również obserwującą kraby. Syknęła, gdy jeden z nich ją uszczypnął, ale dalej przypatrywała się im.
Podszedł do niej powoli, a gdy tylko się zbliżył powiedział. - Witam ponownie.
Właścicielka
- A witam. - uśmiechnęła się lekko. - Widzę, że wszystko idzie w miarę dobrze, prawda?
- Jakbyś nie wiedziała. - Odpowiedział uśmiechnięty.
Właścicielka
- Nie wgłębiam się we wszystko, lubię, gdy mam coś jeszcze do odkrycia. - mruknęła, głaszcząc kraba, co wyglądało zabawnie. - Nie jestem wszechwiedząca.
- No cóż, udało mi się zdobyć kartę i mieć świetny seks. - Odpowiedział.
Właścicielka
Zachichotała cicho i zaklaskała przez chwilę.
- No to gratuluję, Lawrence. Widać że ci się cholernie podoba. - znów zachichotała jak dzieciak.
- Nie mogę zaprzeczyć! - Powiedział z uśmiechem rozkładając ręce.
Właścicielka
- Lepiej to tylko do domu wrócić, co? - spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Podoba mi się tu, ale trzeba wrócić. - Odpowiedział lekko się wahając.
Właścicielka
- A pomyślałeś czego bądź kogo będziesz chciał, gdy już zbierzesz karty? - zapytała.
- Będę chciał wrócić. Karty chyba nie dają innej możliwości, prawda?
Właścicielka
- Gra nie byłaby warta świeczki, gdyby chodziło tylko o sam powrót, Lawrence. - uśmiechnęła się. - A Zella, cóż, pewnie będzie bardzo za tobą tęsknić. - zmieniła lekko temat.
- To o co jeszcze chodzi? - Zapytał zaskoczony tym że może coś jeszcze zdobyć dzięki kartą.
Właścicielka
- Może zdobyć coś czego chcesz, a haczyk jest tylko jeden - to nie może być coś materialnego, bogactwo czy inne bzdety. W końcu coś takiego już masz, prawda? - uśmiechnęła się. - W końcu ten świat wprost mówi, że kasa nie jest najważniejsza... - uśmiechnęła się lekko.
- Interesujące. - Odpowiedział. - Władza, magia, siła, wiedza, potęga, nieśmiertelność... Tyle zagadnień.
Właścicielka
- A, a, a. Lawrence. - kiwnęła palcem. - Bądź realny. Chcesz wrócić nagle nieśmiertelny do domu? Żeby cię jacyś cichociemni zamkneli jako obiekt badań? - zmrużyła oczy. - Wychodzisz z bajkowego świata, wiecznie w nim nie będziesz. W Świecie masz wszystko, na co ci tyle potęgi i mocy?
- To tylko takie wymysły, spokojnie. - Zaśmiał się krótko. - Nie zamierzam się bawić w boga.
Właścicielka
- Z tego są tylko filmy ze spektakularną śmiercią "boga". Nie ma co o tym gdybać. Przemyśl to pragnienie dobrze. - uśmiechnęła się, a sen został rozmyty we mgle.
Lawrence obudził się rano, budząc się niemal równocześnie z Zellą.
- Dzień dobry skarbie. - Powiedział z uśmiechem.
Właścicielka
- Ej, ja to chciałam powiedzieć, skarbie. - zaśmiała się Zella. - Jak się spało?
- Fantastycznie. To chyba twoja zasługa. - Uśmiechnął się ciepło.
Właścicielka
Zella zachichotała, po czym przytuliła go. Następnie wstała i przeciągnęła się.
- Zobaczę, czy da się ogarnąć jakieś śniadanie. - mruknęła, spokojnie zbierając swoje ubrania.
- Zaraz dołączę. - Odpowiedział przeciągając się.
Właścicielka
Zella wyszła z pokoju. W domu było cicho, a słońce zaczęło świecić Lawrencowi w oczy. Gdzieś w oddali słychać było ptaki.
Leżał tak przez parę chwil, aż uznał że czas wstać. Ubrał swoje ubrania i zszedł na dół.
Właścicielka
W głównym pokoju mógł zauważyć, że przy wejściu do kuchni czai się Zella, a Jeff śpi na fotelu z... Robbym na kolanach.
Zella wyglądała na skupioną. Elfka zręcznie podrzuciła znikąd wziętą deseczkę nad drzwiami. Deska po chwili upadła, przebita na wylot nożem.
- Deus? Masz okres?
- Prawie. Daj mi spokój.
- To przestań okupować kuchnię. - westchnęła zrezygnowana.
Wszedł do kuchni ignorując wszystkich i rozejrzał się za czymś do jedzenia. - Cześć Deus.
Właścicielka
//Takie typowe-Deus rzuca nożami, ci se razem śpią, a Lawrence ma to gdzieś! Idzie żreć xD
Deus mu nie odpowiedział, siedział obrażony pod stołem. W kuchni było sporo rzeczy do zrobienia sobie kanapek, starczy użyć rączek i sobie zrobić.
- Czemu leżysz pod stołem? - Zapytał rozkrawając bułkę i rozglądając się za jakimś mięsiwem.
Właścicielka
- Nie leżę, tylko siedzę, mam zły humor, żyć mi się nie chce. Zella twierdzi że to okres, bo mam tak raz w miesiącu. - burknął Deus.
Lawrence znalazł zimnego kotleta i trochę szynki.
- To bardzo możliwe, a zastanawiałeś się kiedyś czemu tak jest? - Powiedział sięgając po szynkę.
Właścicielka
- Przyszedłem tu jeść, nie uzewnętrzniać się ze swymi problemami. - rzucił, po czym zaczął chrupać marchewkę.
- Zmieniając temat, czemu oni razem śpią na fotelu? - mruknęła Zella.
- Bo Jeff tłumaczył temu dzieciakowi o drugiej w nocy, czemu się drzecie. - Deus pierwszy raz tego ranka się zaśmiał.
- I co ustalił? - Zapytał rozbawiony?
Właścicielka
- To chyba problematyczne dla zboka wyjaśnić coś takiego po dzieciowemu... - rzuciła Zella.
- Stwierdził, że się narkotyzujecie sobą nawzajem. Młody chyba uwierzył.
- W pewnym sensie miał racje. - Rzekł z uśmiechem i skonstruował kanapkę.
Właścicielka
//Weź więcej pisz plox ;__;
- A ty nie jesteś czasem na głodzie, Deus? - rzuciła Zella.
- Jestem, ale tego nie zaspokoję.
- Tylko mi nie mów, że się zakochałeś.
- Tak. Zasrane Krainowe piętnaście lat temu!
Deus koniec końców wyszedł stamtąd z marchwią w zębach.
- I to nie w tej fioletowookiej gówniarze. Idę i nie wiem, kiedy wrócę.
Po czym sobie poszedł.
- Jeśli nie w niej to w kim? - Przeżuł kawałek kanapki. - Jak sądzisz Zella?
Właścicielka
- Nie mam zielonego pojęcia. Cały czas myślałam, że to jednak z Kizuką... Hmm... Może to był ktoś z czasów, gdy nie był jeszcze w Krainie? - zasugerowała, robiąc sobie kanapki.
- Albo jest z Kizuką i po prostu wstydzi się przyznać że to na poważnie. - Odpowiedział gdy skończył przeżuwać.
Właścicielka
- To jest bardziej skomplikowane niż standardowe zadanie z matmy dla mnie... - ziewnął Jeff z sąsiedniego pokoju. - Kizu wkręciła go w jakąś szopkę, a on czeka na kogoś tam kogo kocha tak na poważnie. Ni cholery nie pamiętam o co konkretnie szło. - westchnął wchodząc do kuchni i podbierając Zelli kanapki.
- Tak to jest jak romansujesz z bogiem. - Po tych słowach ukończył kanapkę.
Właścicielka
- Dlatego romansuję z każdym kto jest chętny. - rzucił Jeff zajmując się kanapką.
Robby tymczasem zaczaił się i również podebrał kanapkę.
- Sami nie umieją? - rzuciła Zella.
- Jak i tak pani robi z przyzwyczajeń dwanaście... - odrzekł Robby.
- To i tak nie ładnie z waszej strony. - Odpowiedział i sam podebrał jedną z kanapek.
Właścicielka
- A myślałam, że w tym pokoju tylko jedna osóbka ma dwanaście lat... widać się myliłam. Dzieci. - zaśmiała się Zella, czochrając Robbyego po włosach.