Właścicielka
//Kilka postów temu dostał krzesło. Co on taki wybredny?
Właścicielka
//nowy fail, ty nie chciałeś jeść xD
//Dobra kontynuujmy, bo to nigdy się nie skończy
Właścicielka
Po paru minutach Robby przytaszczył garnek parującego barszczu. //korciło mnie żeby gulaszu// Jeff przyniósł za to talerze i łyżki. Deus tymczasem spadł z leżanki przebudzony, po czym usiadł przy stole z deka rozkojarzony.
Również przysiadł się do stołu i czekał na polewę. - I jak, lepiej? - Zapytał Deusa.
//Doceniam :3
Właścicielka
- Lepiej... ino cały czas mi się zdaje, że mi jakieś ryby w uszach pływają. - potrząsnął głową. - Aha i wszystko słyszałem Jeff, tobie bliżej do pedofila.
- Do jasnej anielki, zmieńcie temat! - burknął Robby, rozlewając do talerzy barszcz.
- Okej... - odparli niemal równocześnie.
- A właśnie Lawrence. Masz tu dwie karty. - Deus wyjął z kieszeni karty, jakie pierwszy raz na oczy widział.
- A więc gadałeś z tym kurduplem we śnie... - mruknął Jeff pod nosem.
- Dzięki. - Odpowiedział i chwycił karty. - Ta w ogóle co wy macie do przygarniania sierot? Deus przygarnął Sullego, Jeff też sobie kogoś znalazł...
Właścicielka
- Deus zaczął jak go poprosiła Kizuka, bo sama nie umiała się zająć dzieciakiem, którego nagle z rzeki wyłowiła. A Robby się po prostu do mnie przyczepił. - wzruszył ramionami Jeff. - Poza tym to różnica. Deus umie się zająć takim małym dzieciakiem, ja wolę kogoś, kto sam też potrafi sobie poradzić.
- Przygarnianie sierot, to przygarnianie sierot. - Odpowiedział i nalał sobie zupy.
Właścicielka
- No i widzisz? Wpakował was do jednego worka u słusznie. Smacznego i uważajcie na piach, bo jakiś żartowniś z tych fanatyków używał go zamiast pieprzu. - westchnął Robby, siadając na pobliskim taborecie.
- Zwrócę na to uwagę. - Powiedział z uśmiechem i zaczął jeść.
Właścicielka
Wszyscy w spokoju i ciszy wzięli się za jedzenie. Piasku rzeczywiście trochę było, ale nie zepsuło to smaku.
- Tak w ogóle, to czemu nie siedzicie w Rebel, co? - zapytał Deus.
- Mafia się do mnie przyczepiła i potłukła nawet Robbyego. Byliśmy sami, więc woleliśmy się ulotnić, niźli walczyć. - westchnął Jeff.
- I mając setki spokojniejszych lokacji do osiedlenia się, wy wybraliście dom pośród ruin dawnej stolicy. - Powiedział z sarkazmem.
Właścicielka
- Tu mi dobrze, czuję się jak w takiej apokalipsie albo grze komputerowej. Chce być facetem, a nie trusią na puchowej podusi. - Robby uderzył się dumnie w pierś, ale zaraz zaczął od tego kaszleć.
- A ja... cóż rzec, jestem nielubiany w większości tych "spokojniejszych lokacji". Nie chce mi się słuchać, jak każdy ba mnie narzeka.
- To też jakiś pomysł na życie, tak mieszkać w ruinach... - Odpowiedział jedząc zupę.
Właścicielka
- Można mieć nieograniczone możliwości w budowaniu i zabawie, więc można być dzieciakiem. - wzruszył ramionami Jeff. - Tylko z żarciem trochę ciężej, ale sobie radzimy.
- Po żarcie zawsze można podjechać do miasta. Albo obrobić kultystów. - Powiedział z lekkim uśmieszkiem.
Właścicielka
- Kultyści w imię Kier zjedzą się nawzajem, a jazda po jedzenie to niezła wyprawa, przynajmniej odkąd mam okresowy zakaz wstępu do Elfiego Lasu. - wzruszył ramionami Jeff.
- Ja się chyba położę... źle się czuję... - westchnął Deus, po czym wyszedł z Robbym na korytarz.
- A Colder? - Zapytał. - Tam też nie macie wstępu?
Właścicielka
- A no tak... przecież było ciemno i nie widziałeś... No cóż, zarąbali nam ostatnio konia, a stąd do Colder jest taki z deka kawałek... W Colder jest spokojnie, ale biorą mnie czasem za tego wypi**dka od Deusa i gonią z pochodniami... - tu zaczął się śmiać.
- Trzeba samemu chwycić za pochodnie i biec razem z nimi. Po chwili zauważycie że wasz cel zniknął i tłum się rozejdzie. - Zaśmiał się cicho.
Właścicielka
- To się tak nie da z takim uśmiechem na mordzie. - wskazał bliznę. - Ale co z tego? To idealna alternatywa berka. Świetna zabawa. Ino jak nic wcześniej nie zjem to się zmęczę...
- Co kto lubi. - Powiedział krótko i wrócił do zupy.
Właścicielka
Jeff już więcej się nie odzywał, a zupa szybko się skończyła. - Pewnie zmęczeni już jesteście, co? - westchnął Jeff. - Ja jeszcze posiedzę, a jek chcecie iść spać, to Robby was zapdowadzi, zna lepiej tę chatę ode mnie.
- Jesteśmy zmęczeni, Zelciu? - Zapytał z sugestywnym uśmiechem.
Właścicielka
Zella zachichotała.
- Nie mów mi Zelciu, bo tak mi mówiła prababcia, gdy przynosiłam jej kwiatki. A ja nie jestem ani trochę zmęczona. Napiłabym się czegoś...
Tymczasem Robby wrócił i mruknął coś Jeffowi na ucho.
- O, czyli coś poza kiepską wódką mamy na składzie. Mogę was zakochańce winem poczęstować.
- Było by miło. - Odpowiedział z uśmiechem.
Właścicielka
- To skoczę, bo znając Robbyego i jego możliwości, zaraz coś mi stłucze. - uśmiechnął się Jeff i wyszedł a po chwili wrócił z butelką, kubkiem i dwoma kieliszkami do wina.
- Jakoś tak większość kieliszków uległa rozbiciu, także ten...
Jeff otworzył wino i rozlał je do naczyń, kubek przysuwając sobie.
Wziął do ręki kieliszek, a drugi podał dziewczynie i przybył stuknął swoim w jej.
Właścicielka
//Przybył, stuknął, wypił ~Lawrence Cezar 2k16
Zella uśmiechnęła się, też stukając kieliszkiem i wypiła odrobinę wina. Robby znów zajął się swymi sprawami w innym pomieszczeniu.
- To co, pozwiedzamy rezydencje? - Zapytał z uśmiechem dziewczynę.
Właścicielka
- Miłego, mi się nie chce łazić. - machnął ręką Jeff i dalej pił.
- Fajny pomysł... - westchnęła Zella.
- No to chodźmy. - Powiedział i podał jej rękę.
Właścicielka
Wobec tego zaczęli od głównego korytarza, wzdłuż którego było z dziesięć drzwi, a pośrodku schody na górę i na dół. Część ścian była nawet odmalowana, na jednej wisiało coś w guście rozpiski zadań, jednak była nieczytelna. Zella uchyliła pierwsze drzwi i od razu je przymknęła spowrotem.
- Niech sobie śpi. - mruknęła cicho.
Objął ją i wspólnie, z uśmiechem zaczął przechadzać się po willi.
Właścicielka
Kazdy pokój był całkiem ładny. Mimo zniszczeń, każdy był względnie wysprzątany i w miarę gotowy do mieszkania. Zelli bardzo się podobało.
- Aż mnie instynkt pracy się włączył... tu by nawet ładny pensjonat był. - zaśmiała się.
- Jesteś na wakacjach, zapomniałaś. - Zaśmiał się.- A który ci się najbardziej podoba? - Zapytał z uśmiechem.-
Właścicielka
- W sumie wszystkie są tak samo ładne. Masz rację, za bardzo skupiam się na pracy. - zaśmiała się Zella. - W końcu są o wiele przyjemniejsze rzeczy niż liczenie wykresu na sens robienia tu pensjonatu, prawda~?
- Jakbyś nie wiedziała... - Objął ją i pocałował namiętnie.
Właścicielka
Oddała z równym zapałem pocałunek, po czym urwała go, patrząc Lawrencowi w oczy.
- Skoro i tak te pokoje są takie same... - to mówiąc, przewróciła go na łóżko.
chodź na pw ty pokojówko ty
Właścicielka
Zella dalej tuliła się do Lawrenca, by w pewnym momencie podnieść głowę.
- Słyszałeś to?
- Nie psuj atmosfery. - Powiedział i przyciągnął ją do siebie całując w szyję.
Właścicielka
- A, przepraszam, chyba mi się zdawało. - znów była przy nim, już się nie unosząc.
- Widzisz, tak jest lepiej. - Uśmiechnął się i gładził ją po udach.
Właścicielka
- Ty się w ogóle czasem męczysz? - ziewnęła, lekko kręcąc biodrami.
- W moim fachu nie mogę się tak łatwo męczyć. - Zaśmiał się, wchodząc rękoma nieco wyżej.
Właścicielka
- R-rozumiem. - odrzekła cicho, nadal patrząc mu w oczy.
//Dobranoc
Gładził jej ciało, wciąż ciesząc się chwilą i od czasu do czasu ją całując.
//Dobranoc :3
Właścicielka
Po jakimś czasie zasnęła w jegi objęciach.