- Skoro mamy to już z głowy, zabierzmy się do bardziej praktycznych rzeczy. Macie ze sobą namiot?
- Mamy, ale nie jest w najlepszym stanie.
- Więc się świetnie składa, że nam się ostatnio jeden zwolnił. Wiecie, po tej masakrze, o której z pewnością nie macie pojęcia.
- Jasne, jasne. A ten nasz da się jakoś załatać?
- Chyba mamy coś do szycia w którymś z plecaków.
- A ktoś zna się na szyciu? - zapytał, a pytanie to było skierowane do wszystkich, zarówno bywalców oazy jaki i jego oddziału.
Dwóch żołnierzy nieśmiało podniosło ręce. Jeden z oddziału Niemców, drugi z komunistów.
- No to naprawicie namiot. Dacie radę, nie?
Dwaj żołnierze popatrzyli się na siebie niezbyt przyjaźnie, ale po chwili skinęli głowami.
Nie dowodził tu (jeszcze, lel), więc czekał, aż ktoś inny odezwie się.
- Nie znam się na szyciu, ale chyba w dwójkę raźniej - odezwał się dowódca komunistów - Spróbujcie to naprawić. Reszta niech zajmie się swoimi sprawami, jakiekolwiek by one nie były. Jutro musimy ponownie rozstawić miny, bo obecne ustawienie jest wyraźnie mało skuteczne.
- Miny? To spodziewacie się tu kogoś?
- No cóż... o ile nie wątpimy w zwycięstwo nad faszystami, nie znaczy to, że nie wolimy zachować środków bezpieczeństwa na wypadek, gdyby odkryli tę oazę.
- To by było na tyle. Rozejść się.
Faktycznie, niewiele innego było do roboty. Większość żołnierzy usiadła w jednej z dwóch zbitych grup, z dość oczywistych przyczyn mając broń w zasięgu rąk, dwójka "szewców" poszła obejrzeć namiot, a dowódca gdzieś zniknął.
Cóż, chyba wiadomo, do której grupy się dosiadł.
Grupa ta powitała go z wyraźną radością. Cichą, gdyż nie było zbyt wiele do powiedzenia, acz wyraźną. W zasadzie, to cisza była lekko niezręczna.
Przerwałby ją chętnie, ale nie miał zbytnio nic do powiedzenia, a i palnąć coś bez sensu głupio, więc milczał.
- Um... to chyba dobry moment, żeby do nich jakoś zagadać. Albo alternatywnie zacząć strzelać - zasugerował Martin
- No, zagadałbym, ale za bardzo nie mam o czym. O wojnie raczej nie będziemy gadać.
- Czemu nie? Dowiedzielibyśmy się może, na co się piszemy. Kto wie, może ci cali faszyści... - dodatkowo ściszył głos - Także prowadzą rekrutację.
- Rekrutacja? No w sumie to nie głupie. Zaraz pójdę ich wypytać.
- Śmiało. W razie czego cię osłaniamy
Wsparcie nie tyle mentalne co w postaci kilku sztuk broni dodało mu odwagi, więc wstał i poszukał przywódcy komuchów. Jeśli go znalazł podszedł do niego.
Po chwili znalazł go, akurat w trakcie podlewania krzaków. Wyjaśniało to, czemu odłączył się od reszty.
Podszedł nieco z boku i chrząknął cicho.
- Oaza nie wystarcza? - zapytał, wskazując na krzaki.
- Miejsce dobre jak każde inne - odparł po chwili, zapinając rozporek - Jest jakiś powód, dla którego do mnie przychodzisz?
- Chciałbym wiedzieć z kim dokładnie walczymy. Jaki mają sprzęt, bazę materiałową i w ogóle.
- Pytasz o szerszy obraz, czy tylko naszą obecną sytuację?
- Im więcej wiem, tym lepiej zorganizuję swoich ludzi.
- Chyba mogę powiedzieć to i owo - odparł po krótkim zastanowieniu - Uzbrojenie mają tej samej klasy co my, choć nam udało skombinować się parę pojazdów opancerzonych. Nie pytaj skąd. Nasza główna przewaga wynika z liczebności - na wszystkich frontach mamy przewagę mniej więcej pięciu do dwóch. Co prawda ostatnio przegraliśmy jedną bitwę - miały sku*wysyny paru magów w armii - ale przy odrobinie szczęścia więcej się to nie powtórzy.
- Wręcz przeciwnie, jest całkiem dobrze. Chcesz wiedzieć coś jeszcze?
- Ta nasza sytuacja... Przewaga jaką mamy, tyczy się wszystkich innych stronnictw, tak?
- Nie mamy zbyt wielu godnych przeciwników w tej części sfery. Mongołowie, Asyryjczycy, ci świrnięci Śiwatowie.... Naturalnie gdyby wszyscy się zjednoczyli przeciw nam mielibyśmy marne szanse, ale na to się raczej nie zanosi. O ile o to ci chodziło.
- No to masz swoją odpowiedź. To tyle?
W odpowiedzi skinął głową i oddalił się.
- Towarzyszu - usłyszał jeszcze Werner - Gdybyście mieli jeszcze jakieś wątpliwości, proszę rozważyć ogólną sytuację. Nasi przeciwnicy utrzymują jedność tylko dzięki wspomnieniom upadłych imperiów czy ideologii. Ich liczebność pozostaje w stagnacji a ich wola walki topnieje. Nam nic takiego nie grozi. Nasze idee są nieśmiertelne i obecnie wyznawane przez najliczniejszy naród współczesnego świata. Mówię to oczywiście dla dodania otuchy.
- Oczywiście, oczywiście. Mimo wszystko, mam pewne wątpliwości. Jak zawsze zresztą.
- Cóż, wszyscy jakieś mamy. Nawet jeśli chodzi o słuszność naszej sprawy i lojalność towarzyszy.
- Nie, bardziej martwi mnie to, że mogą się zjednoczyć przeciw nam. W sensie wrogowie.
- To zrozumiała obawa, ale raczej nie ma się czym martwić. Te dzikusy mają większą szansę na powybijanie się nawzajem, niż stawienie zbiorowego oporu.
- Więc wybrałem odpowiednią stronę tego konfliktu.
- Miejmy nadzieję - mruknął rozmówca, po czym głośniej dodał - Słońce niedługo zajdzie. Dobrej nocy towarzyszu!
- Nawzajem! - odkrzyknął i skierował się do swoich ludzi.
Ci zgromadzili się pod jednym z nielicznych drzew, najwyraźniej chcąc zminimalizować wciąż panujący gorąc. A także nudę. Dwóch z nich grało w łapki, dwóch w kółko i krzyżyk a mag bawił się kroplą wody.
- No, panowie. - rzekł siadając przy nich. - Mam wieści.