Czekał.
//Serio, możesz to przewinąć do końca burzy lub do momentu, gdy coś się wydarzy, bo ani mnie, ani pewnie też Ciebie, takie odpisy nie kręcą.//
//Da się zrobić. I tak już zamierzałem przejść do rzeczy
W pewnym momencie poprzez szum przebił się inny, pojedynczy, acz donośny dźwięk. Niemal jednocześnie grunt pod płachtą zauważalnie zadrżał, jakby coś uległo mocnemu zderzeniu z ziemią.
Ostrożnie podniósł płachtę i wyjrzał przez nią.
Niewiele zobaczył poprzez piasek. Za to zdołał usłyszeć parę nieartykułowanych odgłosów, które mogły być zagłuszonymi przez szum krzykami.
Teraz mógł zrobić tyle, ile widział, czyli niewiele. Wrócił do namiotu.
- Przygotować broń. - powiedział do swoich. - Siąść plecami do siebie, a twarzą do ścian namiotu. Coś tu się święci, a lepiej, żebyśmy byli przygotowani.
Żołnierze wypełnili polecenia z wyraźnym - lekko mówiąc - zaniepokojeniem. Tymczasem dobiegły ich kolejne odgłosy. Akurat te Werner rozpoznał bez większego problemu, bowiem były to wystrzały z broni półautomatycznej.
- Cholera, strzelają. - powiedział i ponownie wyjrzał przed namiot.
Z początku także nic nie zauważył, jednak chwilę potem z piachu wyłoniła się sylwetka biegnącego w ich stronę żołnierza.
Wycelował w niego, ale nie dał ognia, dopóki nie podszedł bliżej.
Prawdopodobnie słusznie, gdyż nadbiegający żołnierz nie miał wyciągniętej broni, piasek sypał mu się zza ubrania a na twarzy wymalowana była panika. Najprawdopodobniej nie stanowił większego zagrożenia.
Nie miał zamiaru napchać sobie gęby piaskiem, więc nie zawołał go, a jedynie wykonał gest ręką, może zauważy.
Najwyraźniej zauważył, gdyż podbiegł do ich namiotu i zaczął mamrotać dysząc ciężko:
- Musicie... uciekać. Może jak się rozproszymy... ale on wciąż...
- Ale że kto? Uspokój się, chłopie i wytłumacz nam to wszystko od początku.
- Więc... zaatakowała nas istota... zdecydowanie nie ludzka. Jestem tu od niedawna, ale to chyba... - z jakiegoś powodu żołnierz wahał się wymówić następne słowo. Z oddali słychać było odgłos eksplozji, a przez piasek przebił się jakiś blask.
- Co?! - krzyknął. - Co to było?
- Akurat to wiem - odezwał się nieśmiało uciekinier - miałem o tym nie wspominać, ale nasz dowódca ma pewne doświadczenie z magią ognia i od czasu do czasu używa jej w ofensywnych...
Przerwał mu kolejny wybuch połączony z blaskiem. Tym razem towarzyszył im także odgłos, który chyba był czyimś rykiem bólu.
- Mów co to za potwór, do cholery!
- Sęk w tym... że to nie jest do końca potwór.
Zanim żołnierz miał okazję doprecyzować, w pogodzie zaszła dość zdecydowana zmiana. Mianowicie wszystkie sunące przez powietrze ziarna piasku opadły na podłoże, odsłaniając dość niecodzienny widok. Parędziesiąt metrów dalej leżał zniszczony namiot komunistów, a tuż przy nim kilkoro nieruchomych żołnierzy, których teraz pokrywał piasek. Tylko dwie sylwetki w zasięgu wzroku wznosiły się ponad warstwy opadłego piachu. Jedna, już im znajoma, należała do kapitana oddziału w nieco podniszczonym mundurze. Druga była od niego o jakiś metr wyższa, znacznie większa od jakiegokolwiek człowieka. Jednak co najwidoczniej odróżniało ów istotę od ludzkiej były dwa, rozpięte na parę metrów, złotopióre skrzydła. Najwyraźniej mieli do czynienia z aniołem - istotą bez wątpienia istniejącą w zaświatach, jednak raczej niespotykaną w tej sferze. Werner nie miał pojęcia, czy to dla nich dobrze czy źle, ale anioł obecnie klęczał na jednym kolanie, a część jego piór żywiła małe płomyki, zapewne powstałe po ostatnim wybuchu, podczas gdy komunista stał naprzeciw niego, chociaż chwiejnie.
- Panowie, wychodzimy! - krzyknął do swego oddziału i wyprowadził ich przez namiot, by wszyscy ujrzeli ten widok.
Większość już wyglądała zza płachty, jednak teraz wszyscy wyszli na zewnątrz. Dobrze, ze piach przestał wiać, po zapewne sporo powlatywałoby do ich rozwartych gęb.
Tymczasem na polu bitwy anioł skierował swój wzrok na przeciwnika i donośnym głosem rzekł:
- Widzę, że posiadasz moc piekielną. Tym bardziej wierzę, iż łowy mi się powiodły. Gotuj się na kolejny osąd robaku!
Po tych słowach uniósł dłoń do góry, a wokół niej zaczął się unosić i kumulować piasek z otoczenia. Kapitan nijak nie odpowiedział, jedynie otoczył się płomykami, najwyraźniej w ramach stworzenia mizernej dość tarczy.
Nadal obserwował pojedynek, nie miał ochoty się wmieszać.
Po chwili anioł wypuścił piasek z dłoni w jednym, potężnym podmuchu. Płomienie wokół kapitana rozbłysły, jednak najwyraźniej nie pomogło mu to zbytnio, gdyż tak czy owak poleciał paręnaście metrów do tyłu. Werner nie wiedział, jakie odniósł obrażenia, ale chyba oznaczało to porażkę.
- Opuścić broń. - powiedział w miarę cicho do reszty, sam zrobił to jako pierwszy.
Nikt, nawet komunista, nie kłócił się z tym rozkazem. Anioł tymczasem obrócił się w ich stronę. Z jakiegoś powodu na jego skrzydłach pojawiło się parę skaleczeń - może efekt ostatniego ataku dowódcy. po pełnej napięcia chwili przemówił:
- Myślałem, że było was nieco mniej. Ale w końcu to tylko parę chwil pracy.
- Ej, ej, ej! - zakrzyknął Werner. - Spokojnie! Nikt nie musi nikogo zabijać.
- Doprawdy? Uważam inaczej. W końcu to po to tu przybyłem. Jeśli poprawiliście się od czasu ostatniego osądu nie macie się czego obawiać. Może poza chwilą bólu. I najprawdopodobniej trafieniem do nowego towarzystwa.
- Stawianie oporu podchodzi pod złe zachowanie i raczej nic nie da, prawda?
- Możesz próbować walczyć człowieku. Tylko nie licz na pomyślny wynik. Nawet ranny mogę pokonać paru żołnierzy.
- W takim razie chyba poddamy się bez walki.
- Zaskakująco mądrze z waszej strony - odparł anioł, po czym zaczął ponownie gromadzić piasek wokół dłoni, wyraźnie szykując atak
- Um, na pewno nie zależy nam na uniknięciu kolejnej śmierci? - padło pytanie z tyłu
- Ale wiesz, że mu nie uciekniemy i go nie zabijemy, nie? - spytał, kierując słowa do tego kogoś.
Ten nie odpowiedział. Werner zauważył, że Cedric w przeciwieństwie do reszty nie rozglądał się nerwowo i nie trząsł ze strachu, tylko patrzył prosto przed siebie i jakby mamrotał coś pod nosem.
//To on jest tym Magiem, czy ktoś inny? Bo się już pogubiłem.//
Odwrócił się w jego kierunku, by sprawdzić efekty tego mamrotania.
Z początku efektów nie było widać. Jednak po chwili Werner usłyszał jakiś plusk i coś przypominającego krzyk wściekłości dobiegające ze strony, która teraz znajdowała się za jego plecami.
Ujrzał skrzydlatego pokrytego warstwą błota. Zakrywało mu ono twarz, jednak sądząc po sposobie w jaki próbował je odgarnąć był dosyć wściekły.
- Jeśli mamy jakąkolwiek szansę, to właśnie teraz. Mnie to trochę wyczerpało - powiedział mag, po czym momentalnie padł na piasek
- Bierzemy go i spi***alamy! - krzyknął i chwycił Maga, kazał też innemu żołnierzowi mu pomóc. Następnie dali w długą.
Jakoś udało im się pociągnąć nieprzytomnego poprzez piasek. Za nimi słychać było trzepotanie skrzydłami, po którym jednak nastąpił odgłos czegoś ciężkiego upadającego na ziemię. Dość szybko dotarli na skraj oazy.
Poświęcił chwilę, by się odwrócić i sprawdzić jak wygląda sytuacja.
Dopiero po chwili zobaczył coś, co wyglądało jak gigantyczna kupa zaschniętego błota idąca w ich kierunku, potykając się co parę kroków. Nie wyglądało to już tak przerażająco jak przed chwil, ale raczej wciąż mieściło się w kategorii zagrożenia.
To dało im więcej czasu, a więc dobrze byłoby wykorzystać ją na ucieczkę.
- To go osłabiło czy tylko unieruchomiło?
Wszyscy obecni wzruszyli ramionami.
- Z tego co widzę błoto przesłania mu oczy - odezwała się jedna osoba - To się chyba liczy jako osłabienie.
- Teraz pytanie: Strzelać czy uciekać?
- Jak zaczniemy strzelać zdradzimy naszą pozycję... Ale z drugiej strony średnio jest gdzie uciekać. Zanim gdziekolwiek dotrzemy on może się doprowadzić do porządku i nas dogonić
- A raczej mało prawdopodobne, że będzie tak głupi i poleci szukać nas na pustyni, najpierw nie sprawdzając tutaj.
W tym momencie anioł machnął ręką i posłał falę piasku na rosnący obok nich krzak. Najwyraźniej próbował zlokalizować ich za pomocą słuchu, jednak na szczęście bez sukcesu.
Odpowiedziały mu dźwięki odbezpieczanych magazynków. Po chwili wszyscy unieśli i wycelowali broń, jednak nie strzelali bez rozkazu.