Darek
- Pojęcie kupowania nie funkcjonuje tutaj tak samo, jak w świecie doczesnym. Kupić to możesz sobie przekąskę, przedmioty i nieruchomości się... wypożycza od rządu miasta.
Gałązka
Na zewnątrz ujrzał ulicę na której co jakiś czas pojawiała się jakaś osoba w todze.
- Pan nowy, zgadza się? - usłyszał głos zza pleców
- Wygląda mi to odrobinę na socjalizm. - Stwierdził, wzruszając ramionami.
-Tak - odpowiedział - gdzie trafiłem? -.
Darek
- Może. Ale jak dotąd działa to bez zarzutu. Bezrobocie praktycznie zerowe i to bez niepotrzebnych zawodów.
Gałąź
- Do Libri, sfery dla miłujących porządek i współpracę.
- Hmm... No dobrze. Gdzie mogę wynająć mieszkanie, gdy już będę chciał to zrobić? - Zapytał.
Darek
- W każdym sektorze są bloki mieszkalne. Obok każdego rezyduje menedżer mieszkaniowy. U niego wszystko załatwisz.
Gałąź
- Do czegokolwiek się pan nadaje. No chyba, że obejmuje to kapitalizm. Albo rozwój nauki. Albo dudy.
Pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym wyprostował się. - A co z tym kontem bankowym? Czy otrzymam jakieś fundusze 'na start', by nie umrzeć z głodu? - Rzucił kolejne pytanie.
Gałąź
- Żartowałem. A w każdym razie z dudami.
Darek
- Oczywiście. Z momentem legitymacji otrzymuje pan 1000 drachm na bieżące potrzeby.
-A czemu nie mogę się zajmować rozwojem nauki? - miał już naprawdę dosyć tego snu i chciał się obudzić.
- Dobrze więc. Jak długo to potrwa? - Rzekł, odetchnąwszy głęboko.
Darek
- Dosłownie parę chwil. Imię i data przybycia?
Gałąź
- To nie ja wymyślałem te prawa. Mam po prostu pana poinformować o obowiązujących regułach.
- Ian Moone, dosłownie kilka chwil temu. - Odparł.
Wyciągnął pistolet i wystrzelił w swoją skroń mając nadzieję, że się obudzi...
Darek
- Dobrze - rozmówca napisał coś piórem, po czym schylił się i wyciągnął coś przypominającego zloty globus - Proszę położyć na tym rękę.
Gałąź
Pistolet nie był odbezpieczony.
- Trochę drastyczne, nie sądzi pan?
- A co to takiego? - Zapytał Ian, przyglądając się przedmiotowi z ciekawością.
Odbezpieczył i wystrzelił w swoją skroń...
Darek
- Identyfikator czakry. Jak ten... skaner odcisków palców, tylko bardziej niezawodny.
Gałązka
//Założę, że miałeś naboje do tego pistoletu. Kontynuujesz w Sali Sądu//
Ian pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym ostrożnie przyłożył dłoń do dziwnego przedmiotu.
Przedmiot zaświecił się przez chwilę zielonym światłem, po czym zgasł
- Doskonale. Niech tylko zapiszę odczyt - mężczyzna zrobił parę ruchów piórem - I gotowe. Coś jeszcze?
- Kiedy mogę zgłosić się po pieniądze? - Rzucił.
- Kiedykolwiek w banku - odpowiedział
Pokiwał głową. - Dobrze, zatem to wszystko. Dziękuję za pomoc i żegnam się. - Ukłonił się lekko na pożegnanie, po czym wyszedł.
W tym momencie odpalił mapę i kierując się nią, skierował się do najbliższego banku, celem odebrania obiecanych funduszy.
Po chwili dotarł do banku. Budynek nie różnił się zbytnio od poprzedniego, poza innym napisem na ścianie.
Wszedł więc do środka i rozejrzał się, czy tyczy się to i wnętrza.
Tyczyło się, choć klientów było więcej a podłogę zdobiła całkiem ładna mozaika.
Podszedł więc do najbliższego wolnego stanowiska, o ile takowe było.
Akurat zwolniło się jedno. Najwidoczniej nie było kolejki, gdyż nikt go nie zatrzymywał. Za ladą siedział starszy i raczej rozkojarzony mężczyzna.
- Witam. Powiedziano mi, że mogę się tu w dowolnym momencie zgłosić po fundusze startowe. - Rzekł.
- Tak jest. Ile chce pan odebrać? - spytał leniwym tonem
- Macie tu pieniądze w formie elektronicznej, czy to też zakazane? - Zapytał śmiertelnie poważnym głosem.
- Po co ktoś miałby robić pieniądze z elektryczności? Czy to nie ona robi pioruny? Ach te nowe pomysły.
- Czyli nie... Cóż, chwilowo połowa posiadanej kwoty mnie satysfakcjonuje. - Odparł.
- Spora suma jeśli mam być szczerym. Ale da się załatwić. Imię?
- Ian Moone. - Odpowiedział.
- Zaraz sprawdzę... - nabazgrał coś piórem. Zapewne miało ono jakieś magiczne właściwości - Jest pan wpisany. Proszę położyć rękę - oświadczył, po czym wyciągnął znane już Ianowi urządzenie.
Wiedząc, czym jest obiekt, nie namyślając się długo przyłożył do niego dłoń.
Obiekt zaświecił na niebiesko.
- A więc jest pan sobą. proszę tu zaczekać, zaraz wracam - odszedł od lady i zniknął za rogiem.
Po chwili ta sama osoba wróciła z dość sporym workiem.
- Proszę. Jest trochę ciężki, ale skoro ja potrafię to unieść, to pan też da sobie radę.
- Dziękuję. - Wpierw otworzył worek i sprawdził jego zawartość.
Były tam srebrne monety rożnych rozmiarów.
- Ale żeby nie mieć banknotów to już jest przegięcie... - Pomyślawszy to wziął worek, pożegnał się i wyszedł, jednocześnie odpalając swą mapę celem sprawdzenia, gdzie jest najbliższy blok mieszkalny.
Poszukał więc budynku, w którym mógłby się znajdować jego zarządca.
Przy bloku znajdowało się zejście podziemne, jak do jakiegoś zapuszczonego sklepu monopolowego. Nie było żadnych oznaczeń.