Moderator
- Wyzywam najsilniejszego z was na pojedynek! - woła Aver swoim donośnym głosem, przy okazji kręcąc młynka mieczem. W oczekiwaniu na ruch wroga bierze kilka głębszych wdechów i czeka. Jeśli Orkowie zignorują wołanie, to broni się, starając się zabijać precyzyjnymi paradami i cięciami.
Właściciel
Zignorowali i to był ich błąd, bo wszyscy legli w końcu trupem. Ale to koniec, gdyż został Ogr, a więc wielka kupa mięcha, do tego w hemie i napierśniku, wyposażony w nagolenniki i naramienniki. Dzierżył on olbrzymi topór, a przy pasie miał jeszcze maczugę.
Moderator
// Czy energii magicznej starczy jeszcze na jakieś solidne pierdyknięcie piorunem, czy nie? //
Właściciel
//A przez to "solidne" to co rozumiesz?//
Moderator
// Że jak trafi w metalowy napierśnik to Ogr to odczuje. //
Właściciel
//Tak pie**olnąć to on jeszcze sobie może.//
Moderator
Aver wyczekał, aż Ogr się jeszcze nieco przybliży, by nie marnować sił na miotanie błyskawicami z dalekiej odległości. Kiedy wyczuł, że nadszedł już czas postanowił ruszyć do przodu, jednocześnie miotając w hełm Ogra skumulowane błyskawice, które mają go oszołomić. Jak akcja magiczna się powiedzie to wyskakuje w górę wspomagając się Magią Powietrza i stara się wbić miecz prosto w oko Ogra.
Właściciel
Potężne wyładowanie trafiło go prosto w czerep, rzecz jasna nie zabiłeś go tym, Ogry to twarde sztuki. Od razu po magicznym ataku zaczął wymachiwać na ślepo swoją maczugą, tylko cudem Cię nie trafiając. A "na ślepo," ponieważ już po trafieniu przyłożył wielką łapę do twarzy. Dzięki temu Cię nie trafił, ale jednocześnie wbiłeś swój mieczyk w jego dłoń, nie czyniąc tym wielkich szkód.
Moderator
// On teraz cały czas trzymając rękojeść miecza znajduje się na łapie Ogra, czy już zeskoczył wraz z bronią w dłoni? //
Moderator
Plugastwo jeszcze się trzyma. Czym nieco irytuje bo powinno szczeznąć w piachu wraz z resztą zdradzieckiej bandy. Aver szybko rozgląda się wokół za jakimś uskokiem, pniem, czy przeszkodą terenową na jaką mógłby podpuścić Ogra by te upadł i sobie głupi ryj rozwalił mówiąc kolokwialnie.
Właściciel
Nie ma w sumie nic takiego, a jedyne większe przeszkody to głazy, które nie są dla niego problemem, a mogą być wręcz pomocą, jeśli chwyci je i zdoła jakoś nimi w Ciebie rzucić.
Moderator
Ciekawe czy Ogry potrafią się wspinać... - Przemknęło przez głowę Avera gdy ten postanowił zaryzykować i uciec tam gdzie w przełęczy jest stosunkowo najłatwiej. W górę. A właściwie w jakieś skalne miejsce gdzie wróg nie będzie miał jak się wdrapać.
Właściciel
Ogr nie miał zamiaru tak łatwo Ci odpuścić, więc gdy tylko zacząłeś wspinaczkę, jego cios trafił tuż nad Twoją głową, szczęśliwie ją omijając i nie zmieniając jej w krwawą miazgę.
Moderator
Ogr zaczyna wkurzać. Bardzo wkurzać. A zły Aver jest niczym burza. Majestatyczny, szybki i groźny. Wykorzystując dotąd wypracowaną mierną bo mierną przewagę wysokości próbuje jeszcze raz wskoczyć na grzbiet Ogra, który - jak Mag ma nadzieję - jest jeszcze oszołomiony po poprzedniej błyskawicy jaką dostał prosto na ryj. Trzeba zakończyć ten pojedynek. Jak przeciwnik spróbuje zamachnąć się uzbrojeniem to w locie Aver stara się naciąć/przeciąć jego kończynę przy jednoczesnym uniku.
Właściciel
Ogr zdołał zrozumieć Twój manewr i chwycić Cię jeszcze w locie, aby powoli zwiększać nacisk zielonego łapska, by dosłownie Cię zmiażdżyć.
Moderator
Ból wyzwala skryte siły. Aver ich teraz potrzebował. Musi żyć. Musi. By zabijać orki. By pomścić dowódcę.
- Nie doceniasz potęgi błyskawic - Syczy zamykając oczy i przygotowując swe ostatki magicznej energii do wytworzenia impulsu elektrycznego skoncentrowanego w jednym punkcie - w sercu Ogra. Trzymająca go dłoń objęła szatę i miecz, jakie dodatkowo wzmocnią siłę impulsu. To ostatnia szansa. Jeśli się nie uda to... koniec.
Właściciel
I rzeczywiście, to był koniec, lecz nie Twój, a Ogra, który po udanym pokazie manifestacji niszczycielskiej Magii Elektryczności wypuścił Cię z dłoni i padł na ziemię w spazmach wywołanych porażeniem.
///Kutagnido jedna, odpisuj bo nigdy nie dotrzesz do Hammer.
Moderator
Ciężko dysząc postanowił nieco się uspokoić i skierował się w kierunku gdzie wcześniej wrzała bitwa, czyli w kierunku zaatakowanej karawany.
Właściciel
Karawana niewiele się zmieniła, bo odkąd przybyłeś, Orkowie i Ogr byli skupieni na Tobie, więc nie ruszyli wozów, towarów, koni lub ludzi. Czyli misja wykonana.
Moderator
Podchodzi więc bliżej do ocalałych.
Właściciel
Większość była w szoku tak dużym, że nie zauważyła Twojego przybycia lub miała je gdzieś, może poza jednym z wojowników, który przetrwał zasadzkę.
- Cóż... Dziękujemy. - powiedział, wyciągając w Twoim kierunku prawicę. - Kawał pioruńsko dobrej roboty. - dodał i zaśmiał się pod nosem, najwidoczniej zadowolony z własnego żartu.
Moderator
// Chyba gdzieś na wstępie było, że zostało tylko dwóch żywych, ale mniejsza ;V //
- Nic wielkiego. Zielonemu plugastwu należała się nauczka. - Aver uśmiechnął się lekko i uścisnął podaną mu dłoń. - Dokąd to zmierzacie?
Właściciel
//Ta, ta, ta, bo ja będę to pamiętać.//
- Do Fortu Kvatch, musimy zdać im comiesięczną dostawę zaopatrzenia.
//Ty wiesz, że to chyba postać do Hammer?
Moderator
- Do Fortu Kvatch? - Aver powtórzył retorycznie pytanie namyślając się. - A nie podrzucilibyście mnie po drodze?
Właściciel
//Wiem, ale to Rafael robi to, co uzna za słuszne.//
- W naszej obecnej sytuacji to dobry pomysł, drugiego takiego napadu nie mielibyśmy jak odeprzeć. A do tego powinniśmy Ci się jakoś odwdzięczyć.
Moderator
// Pierwotnie planowałem dostać się do Kvatch by poszukać stamtąd podwózki do Hammer, ale skoro uważacie, że szybciej będzie piechotą. //
Aver zastanowił się po czym lekko uśmiechnął się do mężczyzny.
- Właśnie dlatego jednak pójdę swoją drogą. Orki będą mnie szukać, przez co moja obecność mogłaby ściągnąć na was niebezpieczeństwo. Jedźcie póki krew martwych nie zacznie łaknąć zemsty. - Stwierdził nieco filozoficznie.
Właściciel
Pokiwał głową, jakby faktycznie powołał się na zew orkowej zemsty i po chwili zaczął zbierać się do drogi oraz grzebania zmarłych.
Moderator
No to wpierw odwiedza swą jaskinię, zabiera to co może (bez ksiąg, bo wszystkie już przeczytał). Opatruje ranę miksturą leczniczą i nabiera pełną manierkę wody. Po czym wyrusza ku Gilgasz.
///Gilgasz, bo tych w Hammer już nie ma ;-; Może uznać, że taka droga bliższa :V
Właściciel
//Akurat w Hammer wspomniałem o tym, że kogoś brakuje i że spotkacie się z nim w Gilgasz :V
Zmiana tematu, zacznę Ci razem z resztą wesołej gromadki, tudzież chwilę później/wcześniej.//
Właściciel
//Kurłaaaa, kiedyś to było.//
Nie było to trudne czy czasochłonne zajęcie, ale bardziej upokarzające, więc pośpiech był w cenie... Uwinąłeś się z tym w kwadrans.
Wygramolił się więc z dziury, zdjął barierę, którą ciasno otoczył swoje ciało (by się nie pobrudzić), a następnie wstał deskę z otworem. Resztą zajmie się Bugvil, który stanął po jego stronie w dyskusji, przez co miał dokończyć wychodek. Głównie też dlatego, że Bugvil cechował się głupotą, ale też siłą.
Właściciel
Właśnie co podszedł i już miał pewnie zabierać się do swojej części niewdzięcznej fuchy, dopóki nie przywitał ulgą czegoś, co z reguły wita się inaczej: Sygnału na zbiórkę, która zapewne zakończy się kolejnym szturmem, wymarszem na jakąś misję albo coś w tym guście.
Powstrzymał złość przed tym, że to on pracował. Ruszył na zbiórkę.
Właściciel
O dziwo, nie była to zbiórka całej lub części armii oblegającej fort, ale tylko i wyłącznie Waszego oddziału.
- Panie i panowie, nadszedł czas, żebyśmy pokazali wyższemu dowództwu, że wciąż jesteśmy w formie. - wyjaśnił na wstępie Vundders. - A mianowicie dowiedzieliśmy się, że banda Milicjantów Krasnoludów wspierana przez lokalnych bandytów, którzy odmówili naszej wspaniałomyślnej ofercie przyłączenia się do nas, a wybrali nawrócenie się an dobro kraju, ma tutaj małą bazę, którą nocą przemyca zaopatrzenie do fortu za pomocą sieci wykopanych niedawno tuneli. Chyba nie muszę Wam mówić, że to arcyważne zadanie, którego nie możemy skrewić, bo nie tylko odetniemy ich w ten sposób od zapasów, ale i znajdziemy drogę do zaatakowania fortu od środka, prawda? Szykować się, wyruszamy za kwadrans. Niech zostaną Ci, którzy mają jakieś pytania. - zakończył porucznik i większość żołnierzy zastosowała się do rozkazu, idąc po broń i inne elementy ekwipunku.
Sam również ruszył po swój ekwipunek.
Właściciel
Zebrałeś go dość szybko, mając jeszcze wiele minut czasu wolnego, acz nie miałeś zbytnio co z nim zrobić... Dobrze więc, że czas zleciał szybko, a Wy ruszyliście jedną z górskich ścieżek, z dala od Waszej armii i obleganego fortu.
Co tu wiele mówić? Podążał ze swoimi.
Właściciel
Szło Wam sprawnie, dopóki nie zauważyliście miejsca przeznaczenia, czyli jaskini pośród stromych skał, między którymi prowadziło tylko jedno wąskie przejście.
- Panie i panowie, proponuję zrobić to tak - zaczął Wasz dowódca, ale przerwał, gdy na pozycje oddziału spadł wielki kamień, z pewnością wyrzucony przez katapultę, który zabił trzech członków jednostki.
- Cholera! - zaklął porucznik, dodając przy tym garść nie mniej kwiecistych epitetów w mowie rodzimej. - Nacierać do przodu, macie przed sobą płaski teren, a później skały... Kryjcie się, róbcie uniki, a później wykorzystamy naszą zwinność i się do nich dobierzemy! - powiedział, dobywając dwóch jataganów i ruszając naprzód, za nim pozostali, rzecz jasna tak luźno, jak się tylko dało.
Ruszył z nimi, również w miarę szybko. Jednakże postarał się być w miarę blisko porucznika.
Właściciel
Pozostali również biegli ile sił w nogach i podczas ostrzału z katapulty i kusz straciliście tylko trzech żołnierzy, pozostali szczęśliwie dobiegli do kilku wielkich głazów, za którymi rozciągały się ostre skały i podejście do placówki brodaczy. Ty skryłeś się za jednym wraz z porucznikiem i czwórką żołnierzy.
- Dlaczego stoimy? - zapytał porucznika jeden z szeregowców, typowy fanatyk i służbista.
- Dowództwo oczekuje od nas niemożliwego, nie zdobędziemy tego miejsca tak szybko, jeśli w ogóle... - odparł tamten.
- Musimy przeć naprzód! Nacierać!
- To właśnie robiliśmy do tej pory, ale jeśli chcesz, to nacieraj.
- Mój brat właśnie tak zrobił.
- Więc idź, zrób tak jak brat.
- Mój brat zginął, jego gardło przeorał krasnoludzki bełt!
- Więc idź i zrób tak jak brat. - fuknął rozdrażniony oficer i popatrzył na Was wszystkich. - No dobrze, spróbujemy podejść ich sprytnie, bo szturm odpada... Wezmę ze sobą sierżanta Mądralę, a Ty, Szambelan, poprowadzisz resztę. Zrozumiano? - zapytał, a reszta pokiwała głowami. Trzeba wspominać, że mówiąc do Szambelana, tak naprawdę kierował słowa do Ciebie?
-Jeżeli porucznik pozwoli, to otoczę nasz oddział Barierą, przez co dotrzemy na miejsce szybko i bez strat. I przy okazji uśmiercimy naszych wrogów.
Właściciel
- Twój oddział, ja i szeregowy Mądrala zrobimy to klasycznie. - odrzekł oficer.
- Szeregowy? - oburzył się Drow. - Byłem przecież przed chwilą sierżantem!
W odpowiedzi porucznik spojrzał na niego ze smutkiem tak dobrze udawanym, że niemal prawdziwym, położył mu dłoń na ramieniu i powiedział:
- Nie wszystko trwa wiecznie, szeregowy.
No cóż, pozostało mu tylko czekać na akcję.
Właściciel
Po chwili oficer i szeregowiec Mądrala ruszyli, teraz kolej Twoja i reszty żołnierzy.
A więc i to pora zrobić. Niechaj żyje podnoszenie się bariery w chwili zagrożenia.