Właściciel
Zasnąłeś po chwili, ale obudziło Cię pukanie do drzwi. Może spałeś kilka minut, a może kilka godzin. Tego nie byłeś pewny.
Z powrotem włożył tunikę, po czym otworzył drzwi.
Właściciel
W drzwiach stała Besany. Nie wyglądała na zaspaną, a i ubrana była zwykły dzienny strój.
- Czy wampiry śpią? - Był na tyle zaspany, że mówił to, co myślał.
Właściciel
- Oczywiście. Ale mniej i w innych porach niż każda, inna rasa. - powiedziała po czym dodała: - Masz chwilę? Musimy porozmawiać.
- Dla ciebie zawsze - przetarł oczy - O co chodzi?
Właściciel
- Lepiej jeśli porozmawiamy. W tym zamku ściany mają uszy. - powiedziała nadal czekając na zaproszenie.
//Nie do końca łapię sens tego zdania//
Właściciel
//Cholera. Zapomniałem dodać "wewnątrz." ;-; Chodzi o to, żebyś ją zaprosił do środka i tam pogadacie ;-;//
- Jak uważasz - odpowiedział, po czym szeroko odchylił drzwi na znak zaproszenia.
Właściciel
Weszła do pokoju.
- Posłuchaj... - zaczęła dość niepewnie. - Muszę Cię ostrzec. - wykrztusiła po chwili.
Mimowolnie drgnął. Taki start go nieźle zaskoczył.
- Przed czym takim chcesz mnie ostrzec? - zapytał z udawanym spokojem.
Właściciel
- Po upadku naszej rasy... Po śmierci setek naszych w Bitwie pod Koros - Major... Wampirów zostało niewiele. Żeby przeżyć musieliśmy walczyć między sobą. Zabójstwa... To była codzienność. Dopiero Nosgoth nas połączył i zaprzestał tych bratobójczych walk. Ale Wampiry nie wyzbyły się swoich dawnych pragnień znalezienia się wyżej w hierarchii. Niektórym nie podoba się to, że dopiero co przybyły Mag Mutacji zyskał już przychylność Nosgotha.
- Zdobyłem przychylność Nosgotha? - chwilowo zignorował resztę wypowiedzi
Właściciel
- Gdybyś jej nie zdobył, nie otrzymałbyś pracowni, materiałów, ani innego Maga do pomocy. Bez przychylności pewnie zginąłbyś tuż po wypowiedzeniu swojej prośby w jego komnacie.
Ciarki przebiegły mu po plecach.
- Brzmi... logicznie. Czemu więc zawdzięczam życie? - zapytał, po czym odsunął się o krok - I czemu akurat ty mnie ostrzegasz? Bez urazy, ale pełnimy podobne stanowiska, wiec jeśli komuś tu jakkolwiek zagrażam...?
Właściciel
- Nie zagrażasz. Ale pozbycie się Ciebie da innym... nowe możliwości.
- Ale jak moja śmierć ma im pomóc? I, co ważniejsze, kim są ci "inni"?
Właściciel
- Twoja śmierć zwolni posadę u mego boku. A zabić Cię pragnie większość Magów Mutacji czy Alchemików. Mimo to najgroźniejszy z nich jest Orgis. To ten Wampir, z którym rozmawiałam podczas kolacji. Próbowałam go przekonać, że nie stanowisz zagrożenia, ale jak widać nie udało się.
Zastanowił się.
- Nie umiem się posługiwać bronią. W razie ataku miałbym do dyspozycji tylko magię cienia. Jak mogę się zabezpieczyć?
Właściciel
- Tego nie wiem. Jest nieprzewidywalny. Lepiej będzie jeśli na razie postarasz się nie wychylać i nie wchodzić mu w drogę.
- To akurat mam opanowane - mruknął - Dziękuję za ostrzeżenie. Coś jeszcze?
Właściciel
- Nic poza tym, że Nosgoth oczekuje wyników twych badań. Osobiście. - dodała wychodząc z pokoju.
- A kiedy konkretnie mam mu przekazać wyniki? - zapytał jeszcze.
Właściciel
- Jak najszybciej. - dodała jeszcze znikając na korytarzu.
Ostatnie słowa nieco nim wstrząsnęły. Szybko poprawił tunikę, uczesał włosy dłonią po czym wyszedł na korytarz.
Właściciel
Korytarz był pusty. Przynajmniej Tobie się tak wydawało, ale po rozmowie z Besany już niczego nie mogłeś być pewien.
Wyszedł na korytarz, kierując się w stronę sali tronowej, gdzie mógł się normalnie spodziewać króla.
Właściciel
Sala tronowa była tam gdzie zawsze, ale teraz pilnowali jej strażnicy. A dokładnie Wampiry w hełmach z zasuniętymi przyłbicami, naramiennikach i nagolennikach. Co ciekawe nie mieli niczego co by chroniło korpus. W prawicach dzierżyli długie topory z wielkimi ostrzami, a przy pasach mieli miecze i buławy. Poza tym mieli przynajmniej trzy metry wzrostu i byli nienaturalnie umięśnieni.
Podszedł do nich.
- Przepraszam, powiedziano mi, iż król Nosgoth oczekuje mojego raportu.
Właściciel
Nie widziałeś ich wyrazu twarzy, ale jeden z nich zapukał trzy razy w drzwi w pięciosekundowych odstępach i mogłeś wejść.
Właściciel
Dałeś radę wejść do sali tronowej. Nosgoth był na swoim miejscu, tak jego strażnicy. Choć widać było tylko ich czerwone oczy i złote ślepia władcy Wampirów.
- Mów. - rzucił krótko.
Odchrząknął
- Eksperyment powiódł się przynajmniej częściowo. Serce człowieka przeszczepione burgundowi szybko przestało bić, ale człowiek z sercem burgunda ma się dobrze. Jego funkcjonalność umysłowa się pogorszyła, ale siła się zwiększyła. Tacy jak on nadali by się świetnie na niewolników, jeśli moja opinia ma w tej kwestii jakieś znaczenie.
Właściciel
Nosgtoh nie odpowiedział. Wlepił w Ciebie jedynie swoje żółte ślepia. A ta sytuacja w najlepszym przypadku mogła uchodzić za niepojącą.
Stał, przełykając ślinę i czekając na odpowiedź.
Właściciel
- Ile takich stworów możesz... stworzyć? - zapytał po długim milczeniu.
- Operacja nie jest trudna. Ograniczają mnie jedynie tempo i liczba okazów - odpowiedział.
Właściciel
- O okazy nie musisz się martwić. Stwórz mi jak najwięcej okazów i przyprowadź je tutaj. Sam ocenię ich... przydatność.
Ukłonił się.
- A co z oryginałem? Nie ma jeszcze pewności co do długotrwałych efektów operacji.
Właściciel
- Jego również chcę ocenić. Czy tylko tyle zdołałeś stworzyć? - zapytał.
Przygryzł nerwowo wargę.
- Owszem. Musiałem się rozłożyć i ogarnąć pracownię - wyjaśnił, po czym dodał - Ale mogę zwiększyć tempo.
Właściciel
- W ciągu dwóch dni stwórz mi osiem takich okazów. Kiedy to zrobisz możesz przekazać instrukcje co do nich dla innego, wyznaczonego Maga Mutacji, który będzie kontynuował projekt. Ty zaś zajmiesz się czymś innym.
- Wygląda na wykonalne. Coś jeszcze wasza wysokość?
Właściciel
- Nie zawiedź mnie. - powiedział co było chyba zakończeniem audiencji.
Ukłonił się raz jeszcze, po czym wyszedł z sali.
Właściciel
Nikt Cię nie zatrzymywał, a drzwi zamknęły się tuż za Tobą.
Odetchnął głęboko, po czym skierował się do swojej pracowni. Wypadało już zacząć się przygotowywać.
Właściciel
Pracownia była pusta. Nie licząc stwora śpiącego na stole operacyjnym.
Westchnął. Jeśli jedna rzecz pasowała mu w pracy na własną rękę, to to, że nie ograniczał go brak informacji o planie dnia. Skierował się do łazienki.