Han:
-Z Grievousem? Ale jak on się dostanie na Coruscant... Zresztą lepiej się tego nie dowiadywać.
Jamert:
-Mandalora faktycznie, jest trochę osłabiona przez Watahę, ale póki co odmówimy.

Han
-Tak, lepiej nie dowiadywać.
Jamert
Uśmiechnął się pod hełmem.

Han:
-Trzeba dopilnować aby statek nie doleciał do następnej galaktyki.
Jamert:
Sloor ze swoimi ochroniarzami odszedł do jednego z gabinetów.

Han
-Jakbyś zgadł.
Jamert
-Czasami to są takie dni, w których nie chciałbym wstać z łóżka...

Han:
Senator Federacji odszedł w stronę baru.
Jamert:
-Kto tak nie ma?

Han
Poszedł rozmyślać.
Jamert
-Co racja, to racja.

Han:
Widzisz za oknem strzelaninę na parkingu senatu.
Jamert:
-Co to za odgłosy na zewnątrz?

Han
Spojrzał się przez okno.
Han
-Hm, dwa blastery, dźwięk metalowego korpusu uderzająego o podłoże, syk miecza świetlnego... Grubsza bitka.

Han:
-Widzisz strzelaninę między strażnikami senackim, dwóch z nich pada. Podchodzi do nich kapitan i zdejmuje hełm, to były droidy komandosi.
Jamert:
-Nawet w najpilnej strzeżonym miejscu nie ma spokoju...

Han
-Ciekawe...
Jamert
-A co mam poradzić? Cała Armia Republiki poszła na zewnętrzne rubieże. Tutaj są szczątkowe siły.

Han:
Widzisz jak w stronę senatu idzie Jedi, kobieta.
Jamert:
Widzisz zmartwienie na twarzy Satine.
-Wszyscy oferują pomoc, tylko taką pomoc że najpierw budowa bazy i stacji wojska a potem pomoc humanitarna, nikt nie rozumie pojęcia neutralność.

Han
-Aha, interesujące...
Jamert
-Każdy próbuje pozyskać tylu sprzymierzeńców, ile może.-pstryka palcami-Ej, a może porozmawiałaby Duchess z Padme Amidalą i Bailem Organą? Mają duży posłuch w Senacie.

Shmi:
Wchodzisz do holu głównego, nie widzisz nic podejżanego.
Han:
-Sir, ona może odkryć pański sekret.
Jamert:
-To dobry pomysł.

Shmi
POstanawia wyczuć Mocą, co i jak.
Han
-Możliwe, i to bardzo, aleja znam pewną sztuczkę, której ona nie zna. Mogę ukryć swoją Moc.
Jamert
-Mam być przy rozmowach?

Shmi:
Coś wyczuwasz, ale niewyraźnego.
Han:
-Czyli nie musimy się bać.
Jamert:
-Nie, nie musisz.

Shmi
Idzie tym tropem.
Han
-Tak, jak najbardziej.
Jamert
-Oczywiście.

Shmi:
Przechodzisz obok posła Binksa rozmawiającego z senatorem Kalamarii, coś wyczuwasz.
Jamert:
Satine odchodzi.
Han:
Obok ciebie przechodzi kanclerz Palpatine, rysy twarzy wydają ci się skądś znajome...

Han
Patrzy się na kanclerza i próbuje sobie przypomnieć... Nie, to niemożliwe. On! Tutaj!? Ale jak?
Shmi
Idzie dalej tym tropem.
Jamert
Tryb stróża odblokowany.

Han:
-O co chodzi, senatorze Han?
Shmi:
Gdy się oddaliłaś to uczucie się oddaliło.
Jamert:
Podchodzi do ciebie senator Ryloth.
-Jamert? Ty tutaj? Niespodziewałem się ciebie!

Han
-Nic, kanclerzu Palpatine. PO prostu przypomina mi pan kogoś.
Shmi
Wraca do Jar-Jara
Jamert
-Senator Orn Free Taa! Jak miło pana widzieć całego!

Jamert:
-Pewnie pamiętasz mnie jeszcze jak byłem trochę, chudszy.
Han:
Palpatine spojrzał na ciebie, tak jakby coś sobie przypominał i odszedł.
Shmi:
Jar Jar dalej rozmawiał z Kalamarianinem.
-Moja na pewno wysłać Gungan.
-Pośle Binks, czy nie chce obrażać pańskiej rasy ale nie wiem czy to odpowiedni pomysł.

Shmi
-Senatorze Binks, muszę się zgodzić z senatorem Mon Calamari. To średnio mądry pomysł.
Jamert
-Oj tam, teraz Ci się to przyda.
Han
-"Czyli Darth Sidious pociąga za wszystkie sznurki..."-w myślach
//Rzeczy w cudzysłowiu to będą w myslach

Shmi:
-Ale Gungana musieć lecieć!
Jamert:
-Prawie mnie zatrzelili, jak oni się dostali?
Han:
Nic za bardzo się teraz nie dzieje.

Shmi
-Powiedzmy sobie szczerze, że potrzeba naukowcow i inżynie ej, a o co w ogóle chodzi?
Jamert
Wzruszył ramionami
-Jestem Mandalorioaninem czystej krwi, mnie takie rzeczy spotykają co kilka godzin.
Han
Poszedł się przejść.

Shmi:
-O lot za galaktykę chodzi, Gunganie muszą lecieć!
-Pośle Binks, rozumiem pana, ale dla bezpieczeństwa wyprawy lepiej nie.
Han:
Po drodze mijasz Dugów ostro dyskutujących z togrutanami.
Jamert:
-Ty jesteś przyzwyczajony, ja wolę wygodne życie.

Shmi
-Dla bezpieczeństwa lepiej nie.
Han
Popatrzył się na to z zainteresowaniem. W końu, po części jest torgutaninem. Zawinął sobie lekku na ręce i patrzy.
Jamert
-To widać.

Shmi:
Coś poczułaś, im bliżej ich byłaś tym wyraźniej.
Han:
-Wy nawet nie macie torów do wyścigów!
-Prawda, ale nasi piloci są lepsi od waszych wyścigowców!
-To kto co roku wygrywa Boonta Eve Classic i większość wyścigów? Sebulba, a kim jest? Dugiem.
Jamert:
-Nie rozumiem, jak można żyć normalnie na planecie gdzie na każdej ulicy możesz zostać zabity...

Shmi
Podeszła jak njabliżej źródła.
Jamert
-A ja nie rozumiem, jak mozna żyć normalnie na planecie, na której można zostać zdmuchiętym.
Han
No to już jest przesada. Dugowie cały czas się chełpią Sebulba i Sebulba.
-Wiecie co, zachowujecie się jak małe dzieci. I tak właciwie Sebulbę pokonało małe dziecko.

Shmi:
Wyczuwasz je u......Jar Jara.
Jamert:
-Życie w jaskini ma swoje uroki.
Han:
-Tu chodzi o honor! Nikt nie będzie wyzywał Duga od Banthy!

Han
-I nikt nie będzie wyzywał torgutanina od złych pilotów!!! Ile to razy torgutani ratowali wam tyłki, co? 50, 60, 70 tysięcy razy? Z resztą, SEbulba zotał pokonany!!! I dobrze o tym wiecie.-popatrzył się na togutan z wzrokiem mówiącym "Moich nie zostawię"
Shmii
-Jar-Jar, można pobrać Ci krew? Chcę tylko coś sprawdzić.
-Jamert
-A życie w niebezpieczeństwie też ma.

Han:
-Tamten dzieciak był wspierany przez Jedi.
Shmi:
-O co tobie chodzić?
Jamert:
-Ja bym nie umiał tam żyć.

Han
-A Sebulba to był oszust i krętacz, a mimo to nie wygrał. No proszę was. Z dzieciakiem przegrać?
Shmii
-Tylko kropelka krwi, dobrze? Coś czuję i chce się upewnić.
Jamert
-Widać różnicę.

Han:
-Pomaganie mocą jest bardziej oszukane.
Jamert:
-Też prawda.
Shmi:
-Dobrze, misa oddać krew.

Han
-Jaką Mocą? Dugan, ty chyba się lekko pozamieniałeś na mózgi z Zillo. Chłopak nie wiedział.
Shmi
-Dziękuję- to mówiąc pobiera jego krew i wysyła dane do analizy.
Jamert
-A jak na Ryloth? Na Mandalore klasycznie. Przewidywane zamachy bombowe w godzinach popołudniowych...

Han:
-On może nie...
Shmi:
-Dobrze.
Jamert:
-Planowane lekkie wiatry, możliwe spalenie się w wietrze.

Han
-No więc co? Dalej jesteście tacy chardzi?
Shmi
Czeka na wyniki
Jamert
-Widać? A co z panami kontaktami?

Han:
-Dugowie mogą się ścigać nawet na Coruscant!
Jamert:
-Tak, jest stała łączność z Ryloth.
Shmi:
Stwierdzono dosyć dużą ilość midichlorianów.

Han
-No tego by jeszcze brakowało.
Jamert
-Chodziło mi o te drugie...
Shmi
- O kur...- zakryła usta ręką- Łączy się z Świątynią
-Mistrzu, znalazłam coś bonusowo...

Han:
-Twoje słowa traktujemy jak wyzwanie, u nas na Malastare wyścigi są sportem sztandarowym, możemy się ścigać nawet na Coruscant albo Endorze.
Shmi:
-Co takiego?
Jamert:
-Kontakty? Dosyć dobrze znam kanclerza, ufa mi.

Han
-Jednak Dugowie są bezczelni.
Shmi
-Jar-Jar, on ma bardzo wiele mitochlorianów.
Jamert
-Nie o te, o te trzecie. Vicekról, Wat Tambor...

Shmi:
-Jesteś pijana?
Han:
-My jesteśmy gotowi, ścigacz jest w jednym z Coruscanckich hangarów.
Jamert:
-Tambor siedzi, wicekról, z nim to ciekawsza sprawa, nikt nie wie gdzie on jest.

Jamert
-Pewnie się ukrywa ten lothalski szczur.
Shmi
-Jak mistrzów kocham butelki przy sobie nie miałam od 4 lat.-pokazuje na wynik- to jest z krwi Jar-Jara. Z resztą, daje od niego na 50 metrów.
Han
-(Kilka niezbyt wybrednych klątw po torgutańsku) Mój też.

Shmi:
-Ale, Jar Jar jest, jest, jest za głupi.
Jamert:
-Tylko nikt nie wie gdzie.
Han:
-Jutro, przy wieżowcu HolonetNews.

Shmi
-Powiedzmy sobie szczerze. Moc nie wybiera. Z resztą, mistrz Obi-Wan mógł zacząc coś podejrzewać, kiedy najbardziej, powiedzmy sobie szczerze, durne akcje Jar-Jara wychodziły. Wiadomo, ze szczęście nie istnieje.
Jamert
-To też fakt.
Han
Jakby wzrok mógł zabić, to Dugowie leżeliby martwi.

Han:
-Raxus poodu.
Dugowie odeszli.
Jamert:
Orn odszedł, widzisz salę w której jest bar i włączony telewizor, akurat były wyścigi na Tatooine.
Shmi:
-Jakim cudem nie został Jedi?

Shmi
-A może zotał celowo ukryty?
Han
Zadzwonił do jakiegoś znajomego handlarza
-Na kiedy możesz załatwić ścigacz repulsorowy?
JamertStanął pzed drzwiami, gdzie teoretycznie powinna być Duchess.

Shmi:
-Albo, sam się ukrył?
Han:
-Zależy jaki, słaby może być nawet na jutro, a pożądny, profesjonalny z dużymi osiągami to tak, z tydzień.
Jamert:
Słyszysz odgłosy rozmowy, ale dosyć niewyraźne.

Shmi
-Tak, to też istnieje
Han
-Mogę ci zpałacić extra, jak na jutro załatwisz cud-miód. Chodzi o honor torgutan.
Jamert
Stanął przed drzwiami i o nie interesuje specjalnie ta rozmowa.

Han:
-Zapłata extra tak? Coś się wymyśli.
Watto się rozłączył.
Shmi:
-Przyprowadź go do rady, dziś już nic mnie nie zaskoczy.
Jamert:
Z pokoju wychodzi złoty droid protokolarny.

Jamert
-Cześć C-3PO.
Han
-Nie wiem w jakie bagno się wplątałem, senatorze, ale warto dla naszego gatunku.
//Musiałeś Watto. musiałeś...
Shmi
-Tak jest.-wyłączyła holokomuniktor
-Senatorze Jar-Jar, Rada Jedi chce się z tobą widzieć. I nie, nic nie zrobiłeś.