Nie zwracam na kichnięcie uwagi.

Senator Todd podszedł do niego i pokazał, że ma go na oku.

No i co z tego że ma? Jego w Senacie już prawie nikt nie bierze poważnie.

No to pozostaje czekać.

Szukam senatorów Mandalory, Alderaanu i Naboo.

Znalazłeś ich pod drzwiami pokoju senatora Raxusa.

Podchodzę do nich.
-Wszyscy wiemy że wojna się szybko skończy, oraz że działania kanclerza są co najmniej dziwne.

-Tak senatorze-odpowiedziała senator Amidala. Ostatnio sama się dziwnie zachowuje.
-Podobnie jak Jar-Jar...-dodał senator Organa.-A tak a'propo, nie widział nikt senatora Skinrey'a? Bo od trzech dni go nie ma...
-Nie, nikt...
-Może dlatego, że mnie grypa akula rozbroiła?!?!?!-usłyszeli zza drzwi przytłumiony głos wyraźnie chory.
-Dlatego nie dawał mo wejść.-powiedziała Ahsoka wzruszając ramionami.-tylko togrutanie mogą zachorować, a że jest w połowie...

-W każdym razie, wiadomo że wojnę powinna wygrać Republika. I co dalej? Co dalej z klonami? I tutaj odpowiedź leży w awaryjnych rozkazach. Armia będzie dalej potrzebna. Ale nie nam. Kanclerzowi. Konkretnie rozkaz 66. Nie wydaje się wam podejrzany?

-Lando ostrzegał przed tym rozkazem... Dlatego też stworzył pułki ochotnicze...-powiedział Jamert
-W przypadku działania oficerów Jedi wbrew interesom Republiki, po otrzymaniu szczególnych rozkazów zweryfikowanych jako pochodzące bezpośrednio od Naczelnego Dowódcy (Kanclerza), dowódcy WAR wyeliminują fizycznie wzmiankowanych oficerów, a dowodzenie WAR zostanie na powrót przejęte przez Naczelnego Dowódcę (Kanclerza) do czasu utworzenia nowej hierarchii dowodzenia.-doszło zza drzwi.
-Dzięki!
-Nie ma sprawy!!! Tylko dajcie mi rosołku...

-Dlatego trzeba się do tego przygotować. Pamiętacie raport o gigantycznym krążowniku nad Mandalorą?

-Tylko mi nie mów, że gdzieś jest...-powiedział Jamert załamując ręce. I mówi to ktoś, kto ma za okręt flagowy Subjugatora.

-Jest, i my możemy go mieć. A to wszystko przez pewnego generała który szuka zemsty na Separatystach. Nikt by się nie spodziewał że go wyginają. Powinieneś wiedzieć o kogo chodzi senatorze Jamert. Chodzi o zabójcę Satine.

Wszyscy się profilaktycznie odsunęli od was, a Jamert błysnął Darksaberem tuż przy jego szyi, ale nie tak, by odciąć mu głowę. Jak Drufgast droidowi.
-Nigdy więcej o nim nie wspominaj, jasne?!-wycedził przez zęby, a jego oczy zaczynały zachodzić żółcią.
-Emmm-powiedziała Ahsoka i grzecznie wskazała na jego oczy. Te natychmiast spowroyem slawendowały i schował Darksaber.
-Wybaczcie... Cały czas to jest żywe...

-Tym razem sprawa jest poważna. Lepiej przyjąć pomoc, czy odciąć się od tej pomocy? Ten krążownik będzie w stanie odeprzeć ewentualny bunt klonów. Sam zaoferował pomoc. Mówił że lepiej aby krążownik nie wpadł ani w ręce Kanclerza, ani Separatystów. Problem jest taki, że znamy lokalizację tylko lokalizatora do krazownika, na którym jest lokalizator do krazownika giganta.

-Lepiej przyjąć...
Dyskusja trwała jeszcze chwilę, gdy przyszła Kali. Uśmiechnięta od ucha do ucha i butem żołnierza-klona na głowie nosiąc jakiś komunikator.
-Nie było to łatwe.

//przypomina się Mem z murzynek z sandały na głowie. W dodatku imię Kali....//
-Świetnie, czyli pozostaje znaleźć krążownik.

-Mam but na głowie?-wszyscy skinęli na tak. Zdjęła but.
-Dobrze, że nie użyłem miecza... No nic, wracam do roboty...
-Ta...-Jamert Sprawdza, gdzie to... Patrzy i nie może się nadziwić.
-HOTH?!

-Mogło być gorzej. Mogli go przejąć Chissowie.

-Ahsoka, zakładaj maskę p-gaz.
-Ale...
-Zakładaj.
-Dobra...-założyła maskę przeciwgazową, a Jamert otworzył drzwi do kwatery senatora Skinrey'a.
-Lepiej tam przejść...

-Ahsoka, zakładaj maskę p-gaz.
-Ale...
-Zakładaj.
-Dobra...-założyła maskę przeciwgazową, a Jamert otworzył drzwi do kwatery senatora Skinrey'a.
-Lepiej tam przejść...

Cóż, wchodzę.

W środku, przy stoliku, przy górze chusteczek wyższej od niego samego siedział senator Skinrey. Był zielono-niebieski, a gluty miał do ziemi. Obok było wiadro. Nie zwraca zbytnio uwagi na otoczenie. Ty zauważyłeś czerwonego gwardzistę. Chyba podsłuchiwał. Jamert zamknął i wyciszył pomieszczenie.

-Ja radziłbym działać szybko.

-Tak, lepiej działać cicho. I szybko... Senatorze, może by senator - Kali zwracając się do Hana. Ten spojrzał się na nią nieprzytomnym wzrokiem.
-Nie wku*wiaj mnie...-po czym kichnął jej w twarz.
-Tak czy siak... Ktoś musi polecieć... Senatorze Sloor, pan i ja chyba będziemy musieli-powiedział Jamert.

-Jak każdy Geonosianin jestem wrażliwy na zimno, mam nadzieję że nie będzie trzeba lądować na planecie.

-Ja tam nie wiem. Trzeba iść...

-Lepiej chyba wziąć mój statek. Prędzej wpuszczą statek Geonosiański niż Mandaloriański.

-Koreliański dalej latam YT-1300... Ale jak chce...

-Czyli idziemy na senackie lądowisko.

-Bez wątpienia...-wstał i wyszedł podobnie jak większość załogi.
-Przepraszam za swój stan, ale do końca tygodnia się wyliżę...-powiedział Senator Skinrey prezentując, do czego jest wiadro. Na wymioty. Zrzygał się do niego.

-Życzę szybkiego powrotu do zdrowia.

-To tygodniówka... Proszę iść... A powiedzieć panu tajemnicę?- drzwi się automatycznie zamknęły.

//Komu? Mi czy Jamertowi?//

//Został tylko Sloor i Han.

-Tak, jak by co nikomu nic nie powiem.

Wstał z krzesła i udał się do swojego pokoju. Po pięciu minutach wyszedł z niego... Darth Aurelius, postrach wszystkich żołnierzy Republiki.

-O cholera... Niech zgadnę, teraz na Hoth w poszukiwaniu wyślesz droidy aby mnie wyprzedziły?

-Moje oddziały droidów zostały dezaktywowane przeze mnie, więc średnio...

-Zdezaktywowane?

-Oficjalnie straciłem je w walce... W rzeczywistości szykowałem zdradę na Hrabiego Dooku.

-Teraz nie jestem pewny, czy człowiek który zrobił masakrę nad Mandalorą chce zniszczyć Seoaratystów, czy Republikę.

-Chce znisczyć pewną parę Sithów. Reszta go nie interesuje.

A pan Senatorze, lepiej nich idzie.

Wyszedłem.

I tak szedł przez korytarze. Nawet Rax się do niego przymilał.

Idę w stronę lądowiska. W końcu miałem lecieć na Hoth szukać tego krazownika.

A Jamert coś tam poprawia przy swoim stateczku.

Idę w jego stronę.

Wszedł na statek. Chyba udał się do Kabiny pilota.