JD
- Przestawiłem ci się, bo pytałeś jak się nazywam. Ja ciebie o to nie pytałem.
Chara
Wchodzi przez bramę na teren szkoły
Cóż, to będzie moja kryjówka. Pójdę do sekretariatu i złożę prośbę o przyjęcie
Wchodzi do środka
Chara
No więc weszła, mijając w bramie palącego ducha i dzieciaka niesprecyzowanej płci. Jest dość późno, to na pewno dobry pomysł iść teraz do sekretariatu?
JD
- Staram się po prostu być miłą i wychowaną osobą,też mógłbyś spróbować
Właściciel
//BTW Horus czeka na odpowiedź
JD
- Nie, dzięki, nie skorzystam.
JD
- Tak właściwie to dlaczego jesteś taki? Taki niemiły
JD
- Długa historia. W skrócie to matka popełniła samobójstwo, ojciec ma mnie w dupie, a sam w okresie dojrzewania zachowałem się jak kompletny idiota, zaprzepaszczając szanse u miłości swojego życia, dokonując kilku zbrodni i ostatecznie ginąc z własnej głupoty. Teraz wszystko mi jedno czy będę lubiany czy wręcz przeciwnie. Gorzej raczej nie będzie.
Stwierdził beznamiętnie, nadal se paląc.
Chara
Idzie w kierunku bramy i podąża za instrukcjami tamtej dziewczyny
Chara
Minęła znowu palącego ducha w czarnym płaszczu i dzieciaka wątpliwej płci.
Na lewo rzeczywiście była jakaś ścieżka.
Chara
Idzie ścieżką niezwykle zdenerwowana, więc lepiej do niej zbytnio nie podchodzić.
Chara
Bo co? Tutaj nie jest zbyt groźna.
Tu nawet ptaszki na drzewie są groźniejsze.
Chara
Idzie dalej ścieżką. Dodatkowo wyciąga nóż i ostrożnie oraz dokładnie czesze nim włosy zgodnie ze swoim zwyczajem.
Chara
Niechcący ścięła sobie kilka pasm.
Chara
Jest jeszcze bardziej wściekła. Chowa nóż ponownie na swoje miejsce. Idzie dalej ścieżką.
Chara
Dotarła do schroniska dla bezdomnych.
//Zaraz zrobię temat. Wait a minute.
Właściciel
Scotty
Z gracją wylądował na ziemi.
- przybyłem, zobaczyłem, wylądowałem - zaśmiał się.
Scotty
Ciemno, zimno i tylko dwie osoby.
Chłopak i jakiś dzieciak wątpliwej płci.
Właściciel
Scotty
- a gdzie oklaski za perfekcyjne lądowanie? - spojrzał na nich z wyrzutem.
Scotty
Chłopak go zignorował.
//A za dzieciaka Kamień odpowiada.
JD
- Ale spędzisz tutaj całą wiecznośc, a to dość... no wiesz, dużo. Nie lepiej spędzić tej wieczności ciesząc się światem i relacjami? No życiem się już nie pocieszysz ale wiesz o co chodzi - Nawet nie zauważył Scottiego
JD
- Nie planuję powtarzać klasy w nieskończoność, nie potrzebuję dobrych relacji w tej szkole. Nie zostanę tu w końcu długo, a nie mam ochoty udawać miłego, kiedy mam ochotę wszystkich zastrzelić, w tym siebie. Z tym, że ja i tak nie umarłbym. Nie da się bardziej z tego co mi wiadomo.
JD
- Zabiłbyś się drugi raz? Kiedy dostałeś drugą szansę? Trochę to głupie
JD
- To nie druga szansa. To przedłużanie na siłę czegoś, co powinno się skończyć lata temu - dopalił papierosa do końca i zgasił.
Właściciel
Scotty
- halo, ja tu odbębniam swoją bezcelową egzystencję! - machnął mocno skrzydłami, aby stworzyć niewielkie tornado, pędzące w ich kierunku.
niemamnietu
Scotty
Tornado wymknęło się spod kontroli robiąc się całkiem duże i cały czas rosnąc.
//musiałem//
JD
- A może po prostu ty tak to odbierasz? - Typ był wku*wiający, ale trochę racji miał
JD
- A co mnie ma to obchodzić, jak ktoś inny odbiera moje życie po życiu? - zapalił kolejnego papierosa. W paczce został mu ostatni - Weź lepiej daj i sobie i mi spokój.
JD
- Po prostu mnie zainteresowałeś. Jesteś... ciekawym przypadkiem, wiesz?
JD
- To se idź do zoo oglądać ciekawe przypadki, a mnie daj może już spokój, co?
Właściciel
Scotty
- uwaga! - próbował ostrzec tamtych gości.
//XD
JD
Westchnął tylko i spojrzał na tornado
- Ej to tam było już wcześniej czy...?
JD
- A bo ja wiem? - jeśli tornado się zbliży bardziej to najwyżej zrobi się przenikający. Straci wtedy papierosa, no ale trudno.
Właściciel
Scotty
Chcąc wyjść na bohatera (plus nie mieć kłopotów za podwójne morderstwo) złapał ich w locie i odskoczył od tornada, samemu służąc za żywą tarczę przed zaliczeniem gleby.
JD
Przeniknął przez niego.
Upadł mu papieros, no ale trudno.
Przenikający nie mógł zostać uszkodzony przez tornado, więc na spokojnie polewitował w stronę szkoły. Może w tym zamieszaniu zgubi tamtego dzieciaka.
Scotty
Przeniknąłeś przez jednego z nich ale tego drugiego dzieciaka zdołałeś odepchnąć i uratować.
Znaczy... uratować... Gdzie on w ogóle jest? Jest tylko mokra plama i ubrania...
JD
Wylądował przy drzwiach.
Wszedł do budynku szkoły.
Właściciel
Scotty
- o nie... O nie! - spanikował. Przecież na mokrej plamie nie da rady zrobić sztucznego oddychania. Ale spróbuje.
- żyj! Błagam cię, żyj!
Scotty
Dzieciak wrócił do wcześniejszej formy, twoje sztuczne oddychanie raczej nie pomogło ale kto wie.
- Ała... Co tu się właśnie...
Właściciel
Scotty
- wybacz! Ja chciałem tylko pomóc! - wykrzyknął, panicznie machając skrzydłami
Scotty
- Nic mi nie jest tylko nie wiem co właśnie zrobiłeś. Czy ty mnie zaatakowałeś? - Spojrzał na ciebie z wyrzutem
Właściciel
Scotty
- nie! Chciałem cię odepchnąć od tornada!
Scotty
- Ou... - Od razu zmienił wyraz twarzy - W takim razie dziękuję
Właściciel
Scotty
- nie ma za co! - uśmiechnął się.
Scotty
- Skąd tu się w ogóle wzięło tornado? To nie ma sensu
Właściciel
Scotty
- tak jakby wzięło się z mojej winy...
Scotty
- Czyli jednak próbowałeś mnie zabić!
Właściciel
Scotty
- Wcale nie! Tornado miało być małe i nieszkodliwe! Chciałem tylko zwrócić na siebie uwagę!
Scotty
- Oh wow, to dobry sposób, żeby zdobyć atencję - Powiedział sarkastycznie i spojrzał na ciebie jak na idiotę