Auggie rozłączył się i jeszcze raz wybrał numer. Wstrzymał powietrze, mając nadzieję, że tym razem mu się uda.
niemamnietu
Auggie
Niestety, nie udało się. Zasięg zdechł. Co więcej, jakiś gwałtowny ruch gałęzi strącił cię z drzewa.
Auggie na początku zaczął panikować, jednak w ostatniej chwili zatrzymał się nad ziemią. Ach, użył swojej mocy, żeby unieść swoje ciało. Inaczej walnąłby z impetem w podłoże i nie byłoby czego zbierać. Wylądował na ściółce i upadł na kolana zrezygnowany.
— Nic z tego. Nie chciało mnie połączyć z służbami ratunkowymi. Poza tym, zasięg padł. Nigdy stąd nie wyjdziemy — jęknął chowając twarz w dłoniach.
niemamnietu
Auggie
Panikę przerwał ci dostawca pizzy, który akurat przyjechał.
- Daleko tu macie. - rzucił z szerokim uśmiechem. - Nie zdążyłem w 10 minut, więc musicie zapłacić.
Wstał ożywiony. Na szczęście miał ze sobą pieniądze. W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy mogą się przydać.
— Podwiezie nas pan ze sobą do pizzerii? — zapytał z nadzieją w głosie.
niemamnietu
Auggie
- Czy ja wyglądam jak podwózka? Muszę jeszcze z 15 pizz dostarczyć.
— Możemy zapłacić wysoki napiwek — powiedział z błagalnym spojrzeniem — I możemy jechać z panem do innych domów. I tak na koniec wraca pan do pizzerii, więc jeśli weźmie pan dwie zguby to nic pan nie traci.
niemamnietu
August
- A jak chcesz się niby zmieścić? - wskazał na swój skuter. No faktycznie. Miejsca brak.
— A nie może pan zadzwonić po pomoc? Kogoś, kto by po nas przyjechał albo po policję? Bądź co bądź, jesteśmy zgubionymi w lesie nastolatkami, którzy raczej sami do domu nie wrócą.
niemamnietu
August
- Sami nie możecie tego zrobić? W końcu jakoś umieliście zadzwonić po pizze.
— Bo to jedyny numer z jakim chciało nas połączyć — miał ochotę na niego warknąć, jednak był świadomy, że to jedyna deska ratunku i nadal był miły.
niemamnietu
August
- Tak się składa, że zapomniałem wziąć telefon z domu.
— A kiedy pan wróci do pizzerii? Albo kiedy będzie pan wykonywać zamówienia? Chyba nie zostawi nas pan na pastwę losu w lesie?
niemamnietu
August
- Jak na razie to nie wykonam żadnego zamówienia, bo gadam z jakimś upartym dzieciakiem.
— Upartym dzieciakiem, który jest zgubiony w środku lasu, wśród kilkudziesięciu ludzkich trucheł tylko dlatego, że dyrekcja szkoły nie zajęła się porządnie szaleńcem, który zamieszkał w jego szafie — uśmiechnął się sztucznie.
niemamnietu
Dostawca najwyraźniej zmęczył się już tą rozmową, bo wsiadł na skuter i odjechał. Ślad opon odbił się w błocie.
— Nie mam na to wszystko sił — wyrzucił odgarnął włosy z czoła i zaczął chodzić w kółko — Nie mam żadnego pomysłu, co możemy zrobić. Jeśli on faktycznie wezwie pomoc, pozostaje nam czekać. Ale jeśli nie, powinniśmy wędrować dalej. Chyba jednak warto byłoby zapytać o przekwaterowanie zamiast się zgadzać na to wszystko — usiadł na ziemi.
Westchnął i przykucnął obok Augusta
- No już już - Poklepał go po ramieniu. Ktoś musi pilnować morali grupy - Możemy pójść w stronę, w którą pojechał ten dostawca i może nam się uda. Nie możemy się załamać bo wtedy na 100% umrzemy
— Racja — wstał — Wybacz za to. Ruszajmy — złapał go za rękę i ruszył śladem skutera.
- Chcesz to możemy w międzyczasie poopowiadać jakieś historie, żeby czas szybciej zleciał - Zaproponował
— Okej, zaczniesz czy ja mam być pierwszy? — wyraźnie się uspokoił.
niemamnietu
//To ja sobie trochę poczekam, a jak sobie pogadacie to coś napiszę.//
— Kiedy miałem dwanaście lat, zaadoptowała mnie pewna para. Mieszkali na wsi, miałem im służyć jako pomoc domowa. W zasadzie, na początku było nawet fajnie, biegałem sobie po dworze z kolegami, nauczyłem się łazić po drzewach. Dopiero później zaczęli mnie zaganiać do pracy. Pewnego dnia, kiedy robiłem śniadanie rozbiłem jajko, jednak zamiast białka i żółtka znalazłem ptasi płód. Trochę się przeraziłem, ale miałem plan. Położyłem go na talerzu i przykryłem jedzeniem. Jakież było zdziwienie mojego surowego opiekuna, gdy go odkrył. Dostałem lanie, ale chociaż miałem co powiedzieć kobiecie z ośrodka, kiedy przyszła sprawdzić po miesiącu, jak mnie traktują w nowym domu. Wybacz, nie umiem w wesołe historię — zaśmiał się nerwowo.
- Damn, to było przykre - Zaśmiał się - Ja miałem zamiar po prostu opowiedzieć jak zgubiłem się w spożywczaku gdy miałem jakieś 6 lat
— Nie żałuję tego — teraz jego śmiech był szczery — Ooo, mów proszę, będzie ciekawie.
- W sensie, heh - Zaśmiał się znowu - Raczej nie doszukasz się głębszego przekazu. Moja mama po prostu często brała mnie ze sobą na zakupy bo nie miała mnie z kim zostawić i często się gubiłem, albo tak mi się tylko zdawało bo moja rodzicielka nigdy nie mówiła, że się gubiłem za młodu
— Jesteś z Japonii, prawda? Jak tam jest?
- Całkiem spoko ale mundurki wkurzały - Jest mu dobrze w bluzie, po za tym jego mundurek był czarny, wrrr ciemne i nudne kolory - W sumie wkurzał też fakt tego, że dorośli oczekiwali po mnie posiadania zainteresowań - Wrrr zainteresowania i hobby - Nie muszę szukać anime z napisami - Zaśmiał się
— Oczekiwali po was zainteresowań? Myślałem, że tam jest ogromna presja na naukę. Ale w sumie fajnie, umiesz biegle japoński, może ci się to przydać w pracy czy coś. Ja uczyłem się jakiś czas hiszpańskiego, ale umiem go bardzo słabo. Chociaż, mam egzotyczną urodę. Siostry zakonne mówiły mi, że wyglądam jak Azjata, ale nie wiem czy to po rodzicach. Nie znałem ich.
- Musiało ci być ciężko tak w sumie - Rozejrzał się dookoła - W sensie... Ja nie wyobrażam sobie życia bez mojej mamy
— Da się przywyknąć. Tylko trzeba było się kryć, żeby nie postanowili ma mnie zrobić egzorcyzmów. Ale od dwóch lat jest już spoko, mieszkam u fajnych ludzi — nie mówił o tym jakoś szczególnie emocjonalnie — A tak w ogóle, co z tym magnesem?
//adminie, mam pytanie; czy pozwolisz naszym gejom wrócić do szkoły?
niemamnietu
Jak tak sobie szliście to akurat zrobiło się ciemno. I doszliście. Czekaj... Znowu w to samo miejsce!
//Dałem taką możliwość już na samym początku. Nie wszystko musi być oczywiste.//
Zatrzymał się na chwilę
- Ok, słuchaj - Powiedział niepewny - zabrzmi to źle, ale może powinniśmy kierować się wisielcami...? W sensie, po za nimi są tu tylko krzaki i drzewa czyli nic wyróżniającego się...
— W sensie, im ich mniej? Bo w sumie, jak wchodziliśmy to nie było ich prawie wcale.
//kiedy jest się takim debilem jak ja, to owszem musi
niemamnietu
//Jeśli bym ci powiedział to być mnie zabił.//
- No coś takiego - Włożył ręce do kieszeni i spojrzał na ziemię - Mogę znowu spróbować nas jakoś szybko przenieść ale nie obiecuję, że nie zgubię nas jeszcze bardziej
//Oczekujesz od nas inteligencji?
Za wysokie wymagania//
niemamnietu
//Tak właściwie to ja wam rzuciłem rozwiązaniem w twarz, ale wy je olaliście.//
— Gorzej być chyba nie może mi się zdaje. Jeśli to nie jest dla ciebie problem to spróbujmy — złapał go za rękę i splótł ich palce. Bądź co bądź, czuł się tak bezpiecznie.
//teraz i tak już nic nie zrobimy, więc możemy być złe tylko na siebie//
Tayomi.exe has stopped working
Pokręcił głową, żeby się ogarnąć, użył mocy i starał się ogarnąć trasę
//Przepraszam
Moje IQ to tak ogólnie na minusie jest no to wiesz//
niemamnietu
Tayomi
Jeszcze żeby było co ogarniać. Dosłownie przedzierałeś się przez drzewa i krzaki. Często trafiał się jakiś trup. A tu nagle niespodzianka! Widzisz wyraźną ścieżkę prowadzącą w dwóch kierunkach.
//nasz gejowy związek się rozwija//
Znowu ich zresublimował.
Na szczęście nie lecieli jakoś długo więc wszystko z nim w jak najlepszym porządku.
- Jest wyraźna ścieżka, to musi coś znaczyć
— Ostatnim razem nie znaczyło nic. Jak myślisz, na której jest mniej trupów? — próbował przyjrzeć się obu ścieżkom, ale ciemność skutecznie mu to uniemożliwiała.
Wyjął telefon i włączył latarkę.
- Prawa może? - Wskazał na lewą
niemamnietu
Na lewej było trupów mniej, ale więcej kolczastych krzaków i innego badziewia. Na prawej trupów było więcej, ale była usłana płatkami róż. Dosłownie.
— Ta wygląda podejrzanie, więc chyba dobrze wybrałeś — wskazał na prawą — I ta którą pokazałeś, to lewa.
- Zapomnijmy o tym - Przyjrzał się ścieżkom - Czyli co? Na prawo?
Kiwnął jedynie głową.
//admin, powiesz nam co zrobiłyśmy źle?