Właściciel
- To, że wybiegło kilka, wcale nie oznacza, że mamy z głowy wszystkie. - powiedział jeden z pozostałych, ale nie dostrzegłeś kto, w końcu byłeś już w osobnym pomieszczeniu. Znalazłeś tu głównie meble, sprzęt elektroniczny i rozmaite bibeloty, a więc to, czego nie było można zabrać podczas panicznej ucieczki na własną rękę lub zbiorowej ewakuacji, albo to, czego sensu zwyczajnie nie było zabierać.
Zobaczył czy nie ma pomieszczeń z zamkniętymi drzwiami.
Właściciel
Były, acz nie na klucz, mogłeś swobodnie wkroczyć do każdego z pomieszczeń.
Zaczął otwierać drzwi, ale nie wchodził do pomieszczeń, tylko z wymierzonym pistoletem sprawdzał czy nie ma tam nikogo.
Właściciel
Żadnego człowieka lub zwierzęcia nie znalazłeś, Zombie zresztą też nie.
-Przeszukajcie mieszkanie, może wy coś znajdziecie. - Zwrócił się do szabrowników. - Pamiętajcie, że wszystko może się nam przydać, żywność, leki, ubrania, naczynia, sztuczce, przedmioty codziennego użytku, książki... wszystko. My w tym czasie sprawdzimy sąsiednie mieszkanie. - Poszedł wykonać zadanie.
//Ile jest mieszkań na każdym piętrze?//
Właściciel
Pokiwali głowami lub w inny sposób zamanifestowali gotowość, a później zabrali się do roboty. Pod sąsiednim mieszkaniem czekała reszta grupy i nie wyglądali, jakby chcieli wejść do środka albo nawet spróbować.
//Pięć.//
-Coś nie tak? - przyłożył ucho do drzwi, żeby sprawdzić czy nic za nimi się nie znajduje.
Właściciel
- Dałbym głowę, że słyszałem, jak ktoś tam chodzi, a przy okazji odbezpiecza broń. - wyjaśnił jeden z Fanatyków.
Zniżył głos do szeptu.
-Szybko! Odsuńcie się od drzwi!
Przywarł do ściany obok drzwi, po czym wyciągnął rękę i zastukał w drzwi.
Właściciel
Brak odpowiedzi, jeśli ktoś tam siedział, to nie miał zamiaru ujawnić Wam tego okrzykiem w rodzaju "Wypi***alaj z mojego mieszkania!"
Nie zmieniając pozycji, sięgnął do klamki i otworzył drzwi na oścież.
Właściciel
Nikt nie zasypał Was ołowiem, ale również usłyszałeś coś jakby szuranie butami o podłogę w środku...
Wyjrzał zza węgła do środka.
Właściciel
Zauważyłeś mały korytarz, który prowadził do trzech innych pomieszczeń. W środku była tylko szafka na buty, wieszaki i tym podobne umeblowanie. Fanatycy patrzyli na Ciebie niespokojnie, oczekując jakiegoś rozkazu.
Gestem przywołał Jeremego.
- Idź przodem. Prawdopodobnie ktoś tam jest, cały czas bądź gotowy do strzału. - powiedział szeptem - Będę tuż za tobą, Roger i Lawrence wy za mną. Jeśli to możliwe strzelać tak aby obezwładnić, nie zabić.
Właściciel
//Weź jeszcze powiedz, do którego pokoju Jeremy ma udać się najpierw.//
//Czyli ma to jakieś znaczenie, a więc spodziewam, że w mieszkaniu rzeczywiście znajduje się żywy wróg//
-Podejdź do najbliższych drzwi, otwórz je i ostrożnie zatocz wokół nich łuk. Strzelać bez rozkazu do wszystkiego co się rusza. Jak mówiłem, jeśli mamy do czynienia z człowiekiem, chcę go dostać żywego.
Właściciel
Pokiwał głową i już miał wchodzić, gdy nagle coś poszybowało w powietrzu i trafiło go prosto w twarz... Niby nie jest tragicznie, bo była to pusta butelka, ale i zbyt dobrze też nie, gdyż cała twarz ma poharataną odłamkami szkła.
- Mam tego znacznie więcej... I nie tylko tego. - powiedział jakiś męski głos, dochodzący z któregoś z pomieszczeń na końcu. - Więc zabierajcie tego, który oberwał i wynoście się.
Chwycił rannego pod pachy i zaczął wycofywać się z nim poza obręb mieszkania. Tam znów przyległ do ściany i mówił w kierunku nieznajomego:
- Nie znasz nas, więc jestem skłonny wybaczyć ci twoje agresywne zachowanie. Wiedz, że nie mamy złych zamiarów wobec wszystkich ludzi których spotykamy. Oferujemy schronienie i pomoc wszystkim tym, którzy szczerze wierzą w Boga. Wierszy w Boga, prawda?
Właściciel
- Tak i co z tego? Gówno to daje, patrząc na to, co się dzieje wokół... Niech zgadnę: Fanatycy, mam rację?
Przypomniał sobie o rannym towarzyszu.
- Gary, to ty masz tu apteczkę. Zrób coś z jego ranami. - szepnął. Następnie już głośno zwrócił się do nieznajomego. - Czyli wierzysz w Boga. To pierwszy krok do naszej wspólnej współpracy, a później do zżytej przyjaźni. Twoja wiara, może i jest nieco nadszarpnięta, ale gwarantuje, że po pierwszym spotkaniu z opatem, będziesz pełny wiary. Aha i nie nazywaj nas więcej fanatykami. Bądź co bądź nie jesteśmy psycholami, po prostu - pomagamy wierzącym, a tych którzy chcą nam zaszkodzić odsyłamy do diabła, w sposób na jaki zasłużyli. A teraz wyjdź z mieszkania, bez broni , z rękami na karku. Jeśli nie dasz nam powodu, z naszej strony nie spotka się krzywda.
Właściciel
- Myślisz, że urodziłem się wczoraj, albo że siedzę w tej norze dwadzieścia cztery godziny na dobę i siedem dni w tygodniu? Jeśli tak, to grubo się mylisz, bo wychodzę często lub oglądam to, co za oknem... Jeśli odsyłacie do diabła tylko tych, którzy sobie na to zasługują, to czemu kilku Waszych kolesi rozstrzelało niedaleko stąd piątkę cywili? I nie mówi mi, że wszyscy byli groźni, trójka z nich to były dzieci. Cholerne dzieci! - powiedział i w miarę wypowiadania kolejnych zdań jego ton głosu zmieniał się coraz bardziej, ze spokojnego na coraz wścieklejszy, aby podczas ostatniego okrzyku osiągnąć apogeum, które zaowocowało posłaniem w Waszym kierunku kolejnego pocisku, a ściślej mówiąc to ciśnięcie w Twoją stronę okazałym wazonem z ceramiki lub szkła, ciężko określić, gdy tak leci na spotkanie z Twoją twarzą...
Szybko wycofał głowę z futryny, po czym kontynuował:
- Zawsze dajemy szanse, tym którzy akurat nie zaatakowali nas pierwsi. Jeśli mówią, że nie wierzą w Boga lub wierzą, ale uparcie odmawiają dołączenia do nas, uznajemy ich za niewiernych. Nie ważna co zrobili lub kim są, zabijamy ich, ponieważ skąd mamy pewność, czy nie dołączą do Milicji czy Bandytów i zaczną zabijać nas? "Każdy napotkany niewierny ma za wszelką cenę zostać usunięty" - tak powiedział Najwyższy Opat, więc tak ma być. Ty za to coraz bardziej przypominasz mi niewiernego. Ostatnia szansa, wychodzisz? - powiedział, w jego głosie można było już wyczuć frustrację z powodu rzuconego wazonu oraz groźbę w ostatnich zdaniach.
Właściciel
Udało Ci się uniknąć prowizorycznego pocisku, który roztrzaskał się o przeciwległą ścianę.
- Po tym co widziałem? Po moim trupie! - odkrzyknął i ponownie zaatakował, ale tym razem wystawił zza ściany rękę z pistoletem, oddał kilka strzałów i ponownie ją schował.
Po chwili milczenia, szepnął do Lawrence i Rogera:
-Wejdźcie do sąsiedniego mieszkania, przejdźcie balkonami i zaatakujcie drania od tyłu. Chcę go dostać ŻYWEGO. Zobaczymy czy będzie taki hardy z szpilami w oczach. My spróbujemy ściągnąć jego uwagę. - Po czym odkrzyknął do wroga - Hej ateisto, mam propozycję! Jeśli wyjdziesz po dobroci, zginiesz szybką śmiercią poprzez strzał w głowę. Jeśli nie, dopadniemy cię i damy przedsmak piekła. Uwierz mi, nie chcesz tego!
Właściciel
Nie przejął się Twoimi słowami i strzelał dalej, rzecz jasna na ślepo, ale ponownie nie trafił, chociaż zrobił solidną zasłonę ogniową.
- Mam więcej amunicji niż mi na Was potrzeba, ku*asiarze. Który chętny?!
//Właściwie to nie znajdowali się w mieszkaniu, tylko przy wejściu do niego na klatce schodowej//
Skorzystał z momentu w którym przerwał ogień i wsunął rękę do mieszkania, po czym oddał cztery strzały w kierunku w którym spodziewał się dosięgnąć wroga.
-Jest nas tu jedenastu i jesteśmy gotowi tu sterczeć cały dzień! Jak myślisz na jak długo wystarczy ci amunicji? Lepiej zastrzel się sam, póki masz okazję!
Właściciel
- Jesteś bardziej śmieszny, niż groźny, ale gadaj zdrów dalej, od rozpoczęcia tego pie**olnika się tak nie uśmiałem! - powiedział dość raźno, więc najwidoczniej spudłowałeś.
-Tak?! A ty... ty...śmiej się ile zechcesz ! Już się stąd nie wydostaniesz! - krzyczał niemal dławiąc się z gniewu. W końcu postanowił się zamknąć, po czym ponownie oddał dwa strzały z pistoletu.
Właściciel
Ponowne pudło, mężczyzna dla odmiany przestał strzelać, co może być ździebko niepokojące, jednakże bawił się z Wami, wykrzykując hasła typu "Wasz Bóg Was opuścił!," "Boga nie ma!" i tym podobne.
-Co jest? Już brakuję ci amunicji? - wszedł do progu mieszkania, gotowy strzelić lub szybko uskoczyć - Jestem na widoku, jeśli Bóg mnie nie chroni, spróbuj mnie trafić!
Gdzie oni są? - pomyślał, mając na myśli wysłanych szturmowców.
Właściciel
- Powinieneś wierzyć w kamizelki kuloodporne. - prychnął i strzelił kilka razy. Najwidoczniej teraz Bóg postanowił ukarać Cię za Twoją pychę, ponieważ otrzymałeś dwa postrzały: W prawe ramię i ucho.
Krzyknął i zszedł z linii strzału. Nie zwrócił większej uwagi na ranne ucho, bardziej skupił się na ramieniu.
- Tylko nie w zdrową rękę! Gary masz bandaż albo wodę utlenioną? - potem zwrócił się do Toma, trzymającego karabin maszynowy - Poślij mu krótką serię. - Zaczął oglądać rękę, aby sprawdzić czy kula utkwiła w cielę czy przeszła na wylot.
Właściciel
Gary skinął głową i zaczął Cię opatrywać, ale po powrocie do bazy i tak będziesz musiał odwiedzić medyka, ponieważ kula utkwiła głęboko w ramieniu i nijak możesz ją teraz stąd wyciągnąć. Tom potwierdził i bez zbędnych wstępów nacisnął spust swojej broni, skutecznie przyszpilając wroga w miejscu. Dodatkowo szturmowcy najpewniej zaczęli atakować z drugiej strony, wnioskując po strzałach i tym podobnych odgłosach.
-Dam sobie radę, ty idź pomóż tamtym. Thomas osłaniaj go.
Właściciel
Kiwnął głową i pobiegł tam, wchodząc do pomieszczenia z bronią gotową do strzału, ale po chwili nogi jakby się pod nim załamały.
- O mój Boże... - wydukał tylko i cofnął się o kilka kroków.
-Co znowu?! - podszedł zobaczyć na własne oczy co się stało. Jednocześnie trzymał się za ranne ramię i zaciskał zęby. Krwawienie udało się zatrzymać, jednak ból wciąż był nie do zniesienia.
Właściciel
Po strzelającym do Was mężczyźnie nie został nawet ślad, za to byli wysłani przez Ciebie szturmowcy, wszyscy rozwleczeni na podłodze pomieszczenia, z czego przynajmniej jeden został śmiertelnie postrzelony, pozostali zostali raczej pobici do nieprzytomności.
//Żadnego narzekania, mam pomysł na zajebistego NPC i Twojego nowego nemezis.//
Stał spokojnie, nic nie mówiąc, a o burzy w jego umyślę świadczył tylko nerwowy tik w lewym oku. W końcu powiedział cichym głosem, nie wiadomo czy do siebie czy do reszty:
-Jak udało mu się uciec? Mieli przewagę dwóch do jednego, a do tego on był bardziej skupiony na nas.
Rozejrzał się po mieszkaniu, szukając wskazówek, które pozwolą odgadnąć my co tu się stało i gdzie uciekł wróg.
Właściciel
Jedynym tropem był balkon, a na nim - obecnie rozwinięta lina, sięgająca samej ziemi.
Spróbował ocucić jednego z nieprzytomnych szturmowców.
Właściciel
Spędziłeś na tym dobrych kilka minut, najwidoczniej oberwał dość solidnie, ale ostatecznie odzyskał przytomność i potarł bolącą szczękę, unosząc się nieco na drugiej ręce.
-Jak to możliwe, że wam uciekł?!
Właściciel
- To nie był człowiek. - mruknął i skrzywił się z bólu. Najwidoczniej tan czynność przyprawia go o spre cierpienie, ale mimo to kontynuował: - To była cholerna jednoosobowa armia.
- Przecież mieliście broń. Co to, kule się go nie imają? Czy był sam? Został chociaż ranny? - Zerknął na postrzelonego człowieka, oceniając czy można mu jakoś pomóc.
Joshua obudził się w środku porzuconej naczepy, która znajdowała się gdzieś na przedmieściach. Wstał, porozciągał się i wyszedł z niej. Ile trupów pałęta się po okolicy?
Właściciel
Reich:
Inni ludzie, zapewne z przeszkoleniem medycznym, już do niego dopadli i zajęli się nim, więc nie ma takiej potrzeby.
- Jak weszliśmy do środka to czekał na nas... Nie było kiedy i jak strzelać, wpadł pomiędzy nas wszystkich, zaczął kopać, uderzać pięściami i kastetami... Tylko jeden zdążył oddać do niego kilka strzałów, ale ten wyrwał mu broń, strzelił do niego i uciekł.
Zohan:
W zasięgu wzroku widzisz ich osiem, w tym sześć zwykłych Szwendaczy i dwóch Świeżych, choć jeden z nich może też być Sprinterem, z tej odległości ciężko Ci to ustalić na pewno.//