Właściciel
Antek:
Wychodząc uliczką na spory plac zdałeś sobie sprawę, że uciekać możesz tylko na dół, do stacji metra, lub którąś z kolejnych uliczek w poszukiwaniu jakichś budynków, bo zostać i walczyć z taką hordą Zombie na otwartej przestrzeni jest jak własnoręczne zawiązanie stryczka na własnej szyi.
Vader:
Wzruszyli ramionami, pewnie z pierwszej ręki znali anegdotę o tym, że nie usłyszysz strzału z karabinu snajperskiego, jeśli pocisk ma trafić Ciebie. Idąc dalej, natrafiliście na to samo miejsce, którym się tu dostaliście, bez żadnego oporu ze strony Bandytów.
Postanowił zaryzykować i pobiegł do stacji metra.
-Ten tereny wydaje się być czysty, więc najprawdopodobniej nie jest czysty. Pora na resztę budynku.
Właściciel
Antek:
Przynajmniej kilka trupów ruszyło tam za Tobą, ale widok jednego, który przewrócił się i zleciał po spadzistych schodach napełnił Twoje przepełnione strachem serce iskierką jeśli nie nadziei, to chociaż rozbawienia. Niemniej, na stacji metra nie widziałeś nic ciekawego ani żywego. Zombie też brak.
Vader:
- A nie lepiej po prostu stąd uciekać? - zasugerował jeden z szeregowych żołnierzy, wskazując na okno, którym tu weszliście na początku akcji.
-Tak bez dokańczania spra...ah tak, jesteście ranni albo zmęczeni. No to odwrót.
Zaśmiał się pod nosem z faktu, że bezmózg upadł i sobie głupi ryj rozwalił. Potem szedł w głąb stacji metra, aby znaleźć inne wyjście, gdyż tam, skąd przyszedł, wciąż mogłyby się pałętać jakieś truposze.
Właściciel
Vader:
Pierwsi żołnierze zeszli na dół. W chwili, gdy meldowali Ci, że pozostawieni tam wartownicy zniknęli, dalsze słowa zakłóciły eksplozje i krzyki, najpewniej przeklętych, bandyckich min-samoróbek.
Antek:
Rozsądnie. Niemniej, idąc dalej nie widziałeś wyjścia, za to zobaczyłeś światełko na końcu tunelu, które się zbliżało, a wraz z nim terkot broni maszynowej i ryki Zombie oraz okrzyki, najpewniej ludzi, choć ciężko stwierdzić, co dokładnie mówią, inne odgłosy ich zagłuszają, a do tego jesteście stosunkowo daleko od siebie.
Szedł w stronę światła, oczekując najgorszego.
Broń miał przygotowaną na tą okazję.
-Jasna dupa, teraz nie wyjdę nawet pod ostrzałem atomówek!
Chwycił w ręce strzelbę i wyprzedził swoich.
-Bandyckie gówno, pokażcie się do ch*ja karmazyna! Chwycę w dłoń skalpel i wytnę wam dziąsła, a następnie wsadzę je wam w oczodoły!
Właściciel
Antek:
Nie wiadomo, co uznawałeś za najgorsze, ale chyba nie ocalałych, prawda? Tak czy siak, owi ocaleli nie byli widoczni, siedzieli w środku prowizorycznie opancerzonej drezyny, która jechała po torach metra, ostrzeliwując zaciekle z broni maszynowej hordę Nieumarłych idącą za nią.
Vader:
Twój okrzyk nie wywołał żadnej reakcji pośród wrogów, ale Twoich kompanów zmotywował do walki, przez co ci natychmiast chwycili za broń i ruszyli za Tobą, gotowi rozstrzelać to, co stanie Wam na drodze.
Ocalali? Oczywiście, że to nie miało być tym "najgorszym". Bardziej myślał o jakimś oblężeniu truposzy czy czymś w ten deseń. W każdym razie obserwował wydarzenia, a jeśli horda zainteresowałaby się nim, to może zacząć strzelać, a potem uciekać.
Ruszył więc na ich przodzie, by załatwić tę sprawę jak ze swoją teściową.
Właściciel
Antek:
Może i warto, bo o ile większość Zombie skupiona jest na pojeździe, to kilka oderwało się od niego i ruszyło w Twoim kierunku, podobnie jak część tamtych z powierzchni, które goniły Cię wcześniej. Uciekać nie ma zbytnio gdzie, chyba że za pojazdem.
Kucu:
//Ku*wa, faktycznie... Wybacz.//
W Twoją stronę ruszyło kilkanaście Szwendaczy. Niby sporo, ale właściwie nic, jeśli wziąć pod uwagę liczebność hordy otaczającej pojazd i jego załogę. Cóż, zawsze coś, ale teraz trzeba by było pomyśleć, jak rozprawić się z tymi zdechlakami.
Vader:
Zeskoczyliście na dół, znaleźliście tam zmasakrowane ciała Waszych kompanów, ale poza nimi nikogo. Owszem, było kilku Bandytów, którzy pewnie czaili się w zasadzce na Was, ale każdy leżał martwy z dziurą w głowie bądź okolicach innego żywotnego miejsca, jak serce czy jakikolwiek inny ważny organ wewnętrzny. Pojawił się nawet jeden spóźnialski, ale nim wycelowaliście w niego swój oręż i posłaliście ku niemu kilka kilogramów ołowiu, i ten padł. Charakterystyczny dźwięk upewnił Cię, że to snajper Was osłania. Jeśli chodzi o Bandytę, to dostał w szyję, a jego głowa oderwała się od korpusu, wyleciała w górę i spadła u Twoich stóp.
Podniósł ją.
-Gadaj śmieciu, gdzie wasz przywódca. Zresztą, pewnie nie mówisz po naszemu.
Odrzucił go w kąt, po czym się rozejrzał, szukając przejścia do części, w której jeszcze nie byli.
Zaczął biec za pojazdem, strzelając wcześniej cztery razy w kierunku goniących go truposzy.
Właściciel
Vader:
W takiej sytuacji lepiej jest uciekać jak najszybciej tą samą drogą, co wcześniej, zwłaszcza że tym razem nie jesteście sami...
Antek:
Marnowanie amunicji, tamci z pojazdu przenieśli ogień i na nich. Po jakimś czasie Zombie odpuściły, a prowizoryczny pociąg pancerny pognał dalej, nie zwracając na Ciebie większej uwagi. Mimo to możesz się raczej domyślać, gdzie pojedzie, więc czemu by nie ruszyć za nim?
Podążanie za pancernym pociągiem brzmi jak dobry pomysł, ale trzeba będzie unikać hord Zombie, inaczej zmarnuje się amunicja. Postanowił, że będzie podążał za pojazdem, ale będzie próbował unikać spotkań ze zdechlakami, a przynajmniej zminimalizować je do niewielkich grup.
Więc skierował ich do odwrotu.
Właściciel
Antek:
Idzie wprost świetnie, bo żadnych grup nie ma przed pociągiem, a te za nim są skutecznie eliminowane. Świetna osłona, to fakt, dzięki niej dotarłeś do kolejnej stacji metra bez szwanku i problemów. Pytanie tylko, czy podążysz za tym behemotem dalej, czy jednak zakończysz swoją podróż tutaj?
Vader:
Udało się, Bandyci wyjątkowo Wam to ułatwili, najwidoczniej bardziej ceniąc swoje życie niż konieczność pozbawienia Was Waszego.
Kontynuował podążanie za molochem, trzymając się poprzedniej taktyki.
Właściciel
Antek:
W oddali zobaczyłeś światła, przed którymi pojazd zatrzymał się. Na dodatek usłyszałeś podniesione głosy ludzi, choć nieco stłumione, jakby przez maski czy coś w tym guście.
Vader:
Większość rannych uratowana, komandosi obecni, snajper gdzieś się szlaja, z szeregowych piechurów przetrwała połowa, z czego pięciu było jeszcze rannych, na szczęście dość lekko. Do tego medyk oraz kolejnych kilku szeregowców, rannych lub pozostałych tam, aby chronić swoich kolegów.
Postanowił obserwować pojazd, żeby dowiedzieć się, kim mogą być ci ludzie w maskach. Czy w czymkolwiek co tłumi ich głos.
-Wracamy do pierwszego przyczółku, do medyka i reszty.
Skierował się tam, uważając na miny.
Właściciel
Antek:
Ze swojej obecnej pozycji widzisz to, co wcześniej, czyli tył pojazdu, i słyszysz głosy, co daje ten sam efekt, jak do tej pory: Żaden.
Vader:
Tym razem nie wpadliście na żadne, więc trafiliście tam bez problemu. Na widok ocalonych ludzi medyk tylko załamał ręce.
- Nie opatrzę ich tutaj, nie mam nawet czym.
W takim razie postanowił zmienić pozycję tak, żeby go nie zauważono.
-Powiedz jedynie, czy dadzą radę dotrzeć na naszą stronę frontu.
Właściciel
Antek:
Tylko, że jest tu tak niewiele miejsca, że w ten sposób Ty również nic nie zobaczysz. Poza tym pojazd, który robi Ci w tej chwili za osłonę, niedługo odjedzie...
Vader:
- Jeśli jesteś w stanie przełknąć gorzką pigułkę, że przynajmniej kilku zostawimy po drodze, aby uratować resztę, to tak.
W takim razie wyszedł i zaczął szukać innych miejsc do splądrowania. Mógłby to być na przykład sklep z bronią, ale muzeum też nie jest wykluczone, szczególnie, że być może znajdzie się jakiś mundur armii brytyjskiej z okresu pierwszej czy drugiej wojny światowej, który można ubrać, bo to, co obecnie Maredudd nosi, pozostawia wiele do życzenia.
Właściciel
Antek:
Sklepów z bronią jest tu więcej niż muzeów, ale większość ludzi, gdy zaczął się masowy szaber, zabrała się właśnie za nie, więc może i muzeum będzie jednak lepszym wyborem? Tak czy siak, odnalazłeś jakieś, wychodząc na powierzchnię. W zasięgu wzroku masz tylko trzy kręcące się dość daleko od siebie Zombie, zwykłe Szwendacze.
Vader:
- A co niby miałem na myśli? Pewnie, że słabo.
Walka nożem powinna być najlepszym rozwiązaniem, szczególnie po ostatnim pościgu hordy. Postanowił więc zabić wszystkie trzy trupy tak, aby przy okazji nie zostać ugryzionym.
Jedzie dalej motorem ulicami miasta
// od kiedy zombie umieją jeździć na motorze lmao //
Właściciel
Vader:
- Cudu, transportu lotniczego albo zrzutu profesjonalnego sprzęty i medykamentów. Nie zbawisz całego świata, kolego.
Oczko:
A więc jedziesz, beztrosko marnując paliwo i hałasując tak, że na pewno każdy w okolicy zwróciłby na Ciebie swoją uwagę, co nie jest zbyt dobre, biorąc pod uwagę, że tych, którzy chcieliby Cię zabić, jest o wiele więcej, niż tych, którzy mogliby Ci pomóc.
Antek:
Powolne, apatyczne i zwyczajnie głupie. Miałyby jakieś szanse, gdyby zaatakowały razem, ale że tego nie zrobiły, to pozbyłeś się ich pojedynczo, cicho, sprawnie i skutecznie.
Wobec braku zagrożenia wszedł do muzeum.
Porzuca swój motor i oddala się od niego dosć szybko, by uniknąć napotkania na zombie przy okazji rozglądając się wokół
Obniżył głos, by był słyszalny tylko dla doktora.
-Powiedz mi przynajmniej, że nie muszę im strzelać w łeb.
Właściciel
Antek:
Hol nie był zbyt imponujący, choć pewnie przed apokalipsą było inaczej, mógł jedynie robić wrażenie swoimi gabarytami. Nikogo ani nic interesującego nie zauważyłeś w środku.
Oczko:
Trafiłeś do jednej z dzielnic mieszkalnych, a gdzie ludzie, tam i Zombie. Szczęśliwie tych kilka, które były w pobliżu i zareagowały jako pierwsze, rzuciły się w kierunku wciąż sprawnego i pozostawionego na chodzie motoru, który robił wystarczający hałas, aby zwabić tam tych nadgniłych kretynów.
Vader:
- To byłoby nawet humanitarne, ale obejdzie się. Nim skończę opatrywać tych, którzy dadzą radę, reszta będzie martwa. - odrzekł takim samym tonem. - Zawsze mogło być gorzej, i tak lepiej że umrą tutaj, niż katowani tam.
Postanawia eksplorowac dzielnice w poszukiwaniu jakiegos schronienia
Postanowił znaleźć jakiś brytyjski mundur z okresu 2 wojny światowej, a jeżeli takowego nie znajdzie, to poszuka czegoś innego.
-To bierzmy się do roboty. Przygotuję resztę do powrotu.
Właściciel
Oczko:
Najlepiej poszukać w blokach mieszkalnych, których jest tu pełno. Opcjonalnie w innych budynkach pokroju sklepów, aptek i tego typu lokali.
Antek:
Znalazłeś takowy, najpewniej jednak uszyty dużo później, ale z zachowaniem ówczesnych wzorców oraz materiałów i jakości wykonania. Oryginał pewnie długo by Ci nie posłużył.
Vader:
Pokiwał głową, na odchodnym kładąc Ci jeszcze dłoń na ramieniu. Potem udał się do swoich pacjentów, aby zrobić to, co do niego należało.
Założył strój, zadowolony, że nie będzie musiał nosić dziurawego ubrania, i kontynuował przeszukiwanie muzeum.
No cóż, do jego obowiązków pozostała jedynie ochrona reszty, aż medyk skończy.
Właściciel
Antek:
Spacerując korytarzami dostrzegłeś kilka Zombie, a one Ciebie, więc rzuciły się w pościg, na szczęście w typowym dla siebie, ślamazarnym tempie.
Vader:
Zrobił to, co było w jego mocy, większość niezdatnych do ratunku ocalonych zmarła, ale została część, która kurczowo trzymała się życia. Ludzie, których musicie porzucić, jeśli chcecie dotrzeć dalej i uratować resztę...
Strzelił cztery razy w kierunku truposzy i przygotował nóż na ewentualną walkę wręcz.