Właściciel
Wiewiur:
Udało się.
Ekspedycja:
Wiewiur:
Zabierają rannych i wybywają stąd do obozu, niby po co mieliby tu dalej siedzieć lub brnąć w poszukiwaniu nowych potworów?
Kazute:
- Powiedz mi więcej o tej umowie. - powiedział tłumacz, przekładając Ci słowa wodza na zrozumiałe, gdy ten po kilku minutach oderwał wzrok od morskiej tafli.
Max:
Nie, wszyscy którzy walczyli, walczyli w zwarciu, ktoś mógł się co najwyżej skryć pod pokładem wrogiego okrętu.
Vader:
//"Broń dystansowa na pierwszy ogień" - mnie to brzmi definitywnie jak rozkaz, żeby ruszyli przodem.//
Gdurb
W takim razie pełnił wartę
Sh'arghaan
W takim razie wziął kilku rannych i również poszedł do obozu.
Hm, w zwarciu walczyć nie potrafi, więc jakby nie ma co robić. Chociaż... okręt wroga był pusty, bądź miał do niego jakąś łatwą drogę?
Pi******* marzyciel.
- Chcielibyśmy się osiedlić na tej wyspie, oczywiście nie zawadzając Wam. Mało tego, zrobilibyśmy coś dla Was, jeżeli jest to wykonalne.
Zjadł po jednej porcji wszystkiego i poszedł się rozejrzeć po obozie.
///"Zauważyłem, że muszę ostrożniej wypowiadać swoje rozkazy"///
Właściciel
Taczka:
Cóż, poza chatami, w których nocowała część marynarzy, pełno tu było namiotów, jakie służyły za lokum dla reszty. Poza tym zauważyłeś dziwne linie i ślady na piasku, najpewniej mieliście zabawić tu jakiś czas, bo to najpewniej inżynierowie je wytyczyli, aby jutro zacząć budowę fosy, palisady i tak dalej. Poza tym w nieładzie leżało tu sporo worków, beczek i skrzyń, pustych i pełnych, których nie było sensu lub czasu rozpakować. Wszyscy siedzieli już w swoich chatach i namiotach, gdzie odpoczywali, najczęściej spali, ale dostrzegłeś też swojego znajomego Minotaura, który zaciągnął się na okręt wtedy, co Ty, w Gilgasz.
Wiewiur:
Szło sprawnie, nic się nie dało, od strony morza wiała przyjemna bryza... Po jakimś czasie dostrzegłeś jednego z marynarzy, który kręcił się po obozie.
Ekspedycja:
Vader:
//Więc co teraz...?//
Kazute:
- To znaczy? - dopytał tłumacz, rzecz jasna po wszelkich wymianach uwag ze swoim wodzem.
Max:
Wydawał się pusty, a przynajmniej dolny pokład, nie licząc trupów. Musiałbyś spróbować skończyć stąd i wylądować za walczącymi, bo przebijanie się szturmem raczej odpada, prawda?
Wiewiur:
Udało się Wam, tam najemnicy zajęli się rannymi tak, jak potrafili: Napoili ich alkoholem oraz zlali nim ich rany, założyli proste bandaże i liczyli, że jakoś się wyliżą.
///Kontynuujemy, ale nie zabij przez nieporozumienie dystansowców, bo to byłoby cholernie głupie. Proszę///
Ruszył za nimi.
Gdurb
Z tej odległości widział co ten marynarz robi? Jeśli nie, to zacząłby się do niego powoli zbliżać.
Sh'arghaan
Co teraz chce zrobić jego kompania? Mu by najbardziej odpowiadało znalezienie jakiegoś miejsca na odpoczynek, aczkolwiek nie chciał odstawać od reszty wojowników, toteż czekał na ich dalsze ruchy.
Nawet by o szturmie nie pomyślał! Co to to nie. Poszukał więc wzrokiem miejsca, gdzie jest jak najmniejsza przepaść między okrętami. No i jest bezpiecznie.
- Pozbędziemy się wrogiego plemienia, natrętnych potworów, może nawet pomożemy Wam się nieco bardziej rozwinąć pod względem przemysłowym?
Właściciel
Wiewiur:
//No to czekamy.//
Ekspedycja:
Wiewiur:
Siedzieli w obozie i to właśnie tam odpoczywali, ale jeśli Ci nie pasowało, to zawsze mogłeś znaleźć sobie jakieś ustronne miejsce czy coś w ten deseń.
Kaute:
- Niedaleko stąd jest mała wysepka, ciężko byłoby nazwać ją lądem, to poszarpane skały wystające nad powierzchnię wody. Jednakże kryją się tam jaskinie, w a nich groźne potwory, które potrafią naprzykrzać się z powodzeniem lokalnym mieszkańcom. Zajęlibyście się tym?
Max:
Jeśli szukałeś miejsca, które spełniało wszystkie te warunki, to możesz skakać choćby teraz, stąd i przed siebie.
Vader:
Wszyscy kroczyliście więc przez to bagno, mniej lub bardziej podtopieni, sporo zależało od wzrostu. Wszyscy byli krańcowo czujni i zdenerwowani, w końcu każdy plusk, bąbelek powietrza czy dźwięk mógł zwiastować im śmierć w monstrualnych szczękach gada...
Kiwnęła głową.
- A jakie te potwory są?
Wyciągnął swój jatagan, a potem dokładnie mu się przyjrzał, bo jakoś wcześniej tego nie zrobił.
//Jeżeli to był jakiś sarkazm, bądź coś podobnego, to nie akceptuj tego odpisu//
Skoczył więc.
Sam też był zagrożony, więc pilnował się mając w gotowości Głupca.
Właściciel
//Zdzielcie przez łeb tego, na którego czekamy.//
//Ja nawet mogę, ale jestem zbyt zmęczony ;-;
Właściciel
//Miękkie faje.//
Taczka:
//Wiewiur miał do Ciebie podejść i w ogóle, także czekamy.//
Ekspedycja:
Kazute:
- Ciężko powiedzieć, nikt ich nigdy nie widział, jedynie ślady błoniastych stóp i płetwiastych ogonów. Oraz krew i resztki zwłok, jeśli kogoś pochwyciły.
Vader:
Dobry oręż, zdecydowanie na odpowiednie czasy. Niemniej, pośród bagiennego gąszczu dostrzegłeś coś, co mogłoby chyba uchodzić nawet za prymitywną osadę, ale trzeba byłoby się jej przyjrzeć bliżej.
Max:
Bezpiecznie wylądowałeś na pokładzie drugiego okrętu, Twoi kompani i piraci byli zbyt zajęci walką, aby zareagować, ale nie oznacza to bynajmniej, że okręt był pusty, gdyż z podpokładu wynurzyła się nagle zielona głowa Orkologa, który to chwilę później był już na pokładzie, dzierżąc olbrzymią maczugę w łapie.
- No hej, rybeńko. - powiedział z paskudnym uśmiechem na żółtych zębach.
Więc porywa się na niewiadome. Możliwe, że wódz postanowi wysłać ją na pewną śmierć, gdyż propozycja sojuszu mu nie przypadła. Nie mniej zawsze istnieje ryzyko, a skoro zaczęła już grać w tą grę, to musi ją dokończyć. I zwyciężyć.
- Musiałabym jeszcze porozmawiać z przełożonymi w tej sprawie.
Nakierował oddział w tamtym kierunku.
Gdurb
Postanowił pójść w stronę tej osoby.
Sh'arghaan
Skoro odpoczywają, to nie ma sensu szukać jakiegoś miejsca. Sam zresztą chętnie by odpoczął. Poszukał więc czegoś w rodzaju tawerny czy czegoś.//Nie wiem czy to ma jakąś fachową nazwą w tego typu obozach czy coś.//
Właściciel
Wiewiur, Taczka:
//No to teraz rozmawiajcie sobie, bawcie się w jakąkolwiek interakcję czy coś.//
Ekspedycja:
Kazute:
- Kiedy przybędą ci Twoi "przełożeni"?
Vader:
Mniej więcej w połowie drogi jeden z nich zniknął z krzykiem pod wodą, a kawałek od miejsca, w którym wcześniej stał pojawiła się czerwona plama krwi...
Wiewiur:
Nie było tu nic takiego.
//Za wiele wymagasz, zwłaszcza, że to jest tak proste, jak tylko ma być, w założeniu jesteście tu kilka dni, oczyszczacie wyspę z potworów i tyle Was tu było.//
Wystrzelił od razu trzy strzały w jego stronę. Jedna w głowę, druga w krtań, a trzecia w dłoń. Był też gotów do uniku.
-Ruchy! Wyłazić z wody!
Czysto profilaktycznie sieknął przez wodę przed sobą.
Właściciel
Max:
Trafiłeś trzykrotnie, a jego wielkie cielsko zwaliło się na deski pokładu. Najwidoczniej nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji, nie zdążył podnieść nawet maczugi, która leżała teraz obok niego.
Kazute:
- Niedobrze. Zostaniesz tutaj przez te dwa dni czy wracasz do swoich?
Vader:
Nic tam nie było, a Twoi ludzie w panice zaczęli szukać schronienia na drzewach, kilku udało się nawet dotrzeć do małych wysepek lądu wśród bagien. Niestety, nie licząc tego zabitego wcześniej, łącznie sześciu innych nie miało tyle szczęścia.
- Jeśli tego sobie życzycie, mogę zostać.
Niech spoczywają przeklęci, słabeusze.
Gdurb
//Wolę poczekać na Taczkę ;-; //
Sh'arghaan
A jakieś miejsce gdzie mógłby odpocząć? Tylko jego namiot, jeśli takowy miał?
//Eee... co//
Nieco się tym zdziwił. Właściwie bardzo. Podchodził ostrożnie, mając w niego wycelowane kolejną strzałą założoną na łuk. Często rzucał też okiem na wyjście na pokład żeby wiedzieć, czy nikt inny nie planuje go zaskoczyć.
Właściciel
Kazute:
- W czym byś się przydała?
Vader:
Grunt, żeby teraz żaden z Was do nich nie dołączył.
Wiewiur:
Owszem, ale nikt nie zabraniał Ci nocować pod gołym niebem.
Max:
Twoje przypuszczenia okazały się słuszne: Poszło za łatwo, bowiem gigant wciąż żył, jedynie Cię oszukał, a przynajmniej próbował i podniósł się natychmiast, chwytając maczugę, którą zamachnął się szybko, ale niecelnie. Trafił, nie miałeś czasu na reakcję, ale przynajmniej żyjesz, choć impet ciosu złamał Ci najpewniej kilka żeber oraz posłał na dziób okrętu, gdzie to ruszył wielkolud, ciągnąc po deskach pokładu swoją maczugę i wyjmując strzały z zielonego cielska.
Oby ta mikstura jeszcze działała, bo inaczej może szybko skonać po walce. Od razu wystrzelił dwie strzały w oczy giganta i następną w kolano. Jeżeli to poszukiwacz przygód, na pewno go położy.
- W zdobywaniu pożywienia na przykład.
Gdurb
//Dalej czekam, jeśli teraz nie odpisze to ja zacznę interakcję.//
Sh'arghaan
W takim razie udał się do swojego namiotu na odpoczynek.
//od tego upału odechciało mi się pisać ._.//
Spojrzał się w jego stronę.
-Znów się spotykamy. - Schował jatagan. - Masz do mnie jakąś sprawę?
Gdurb
//Mi natomiast brak pomysłu na jakąkolwiek postać, gdziekolwiek ;-; //
- Tak, ciekawi mnie co tutaj robisz o tej porze. Początkowo myślałem że to jakiś włamywacz, zdrajca, czy inne dziadostwo.
Straty w szeregowcach da się naprawić, ale strata dowódcy jest niedopuszczalna. Dlaczego też nakazał zebranie się w grupie i utworzenie linii obrony, choćby szczątkowej.
Właściciel
Wiewiur, Taczka:
//Kontynuujcie.//
Ekspedycja:
Vader:
Żeby zebrać się w grupie większość musiałaby wejść z powrotem do wody, opuszczając swoje bezpieczne kryjówki, co jest w obecnej sytuacji bardziej niż niewskazane.
Kazute:
- Nie brak nam łowców i zbieraczy, tej osady nigdy nie dotknęła plaga głodu.
Wiewiur:
Udało Ci się to, szybko zapadłeś w sen, obudzony dopiero wieczorem przez własny żołądek, gdy poczułeś woń kolacji.
Max:
Ponownie wyłożył się na deskach, a rosnąca wokół niego z każdą chwilą kałuża krwi podpowiedziała Ci, że chyba już nie wstanie, jeśli nie będzie mieć Nekromanty do pomocy.
Dostrzelił jeszcze jedną w miejsce, gdzie winien mieć serce. No, chyba że był tam za gruby pancerz, to wtedy w głowę. Strzały które wyrywał były całe? Albo te w nim, dało się ponownie użyć?
- To w czym mogłabym pomóc?
-Od kiedy zrozumiałem, że nie będę już żyć wiecznie, to śpię mniej.
No więc pora ruszyć w kierunku tego drewnianego szajsu.
Właściciel
Max:
Nie miałeś takiej możliwości, leżał plecami do góry na deskach pokładu, żeby strzelić w serce musiałbyś go podnieść. Żadna strzała nie nadawała się do ponownego wykorzystania, bowiem i je musiałbyś wyciągać spod zielonego wielkoluda, rzecz jasna jeśli podczas upadku się nie złamały.
Kazute:
- Liczyliśmy na Twoją inwencję, ale coś się znajdzie, jeśli naprawdę nie masz pomysłu.
Vader:
Ponownie musielibyście wleźć do wody, chociaż fakt, nie ma zbytnio innej drogi.
- Naprawdę nie potrzebujecie w czymś pomocy?
Cóż, nieco ich stracił. Szedł więc powoli w kierunku pod pokładu, szukając całych strzał, wystrzelonych przez strzelców z jego okrętu, kiedy jeszcze nie było abordażu.
Właściciel
//Dla dwóch osób nie opłaca mi się odpisywać.//
Sh'arghaan
W takim razie udał się na kolację. Co dziś ugotowali?