- Jakby było inaczej, to z Roy'em wciąż bylibyśmy w mieście. Eeeeeeech, stare lata... - Przesunął szklanką po blacie, jak w barze - "Dolej i zostaw butelkę".
Właściciel
Uzupełniła obie szklanki.
- Lepiej nie zagłębiać się w przeszłość. Można w niej utknąć... -
- Mówisz? - Spojrzał na nią, jak na osobę, która próbuje mu wytłumaczyć, że Ziemia jednak jest okrągła.
Właściciel
- Mówię i mam racje. - Napiła się. - Przeszłość to cholerna pułapka bez wyjścia.
- I o czym chcesz mi opowiedzieć? - Napił się razem z nią.
Właściciel
- Na przykład, gdybym dalej myślała o ojcu to nie byłaby to moja pierwsza butelka alkoholu. Gdybym myślała o mojej matce, to pewnie poszłabym z karabinem odwiedzić wujaszka. Jak widzisz, nie myślę o przeszłości.
- I, jak widzę, nie masz także karabinu. Chyba, że chcesz się jakoś dogadać.
Właściciel
- Co rozumiesz przez, "dogadać"? - Zapytała.
Pociągnął za pas nośny, który przechodził w poprzek jego klatki.
Właściciel
- Tja, nie wiem czy zrozumiałeś, ale przed chwilą wyjaśniłam ci że nie chcę już ich śmierci. Mam do nich ambiwalentny stosunek.
- A trochę później powiedziałaś, że chcesz ich zastrzelić i podziurawić sobie wątrobę. Obie rzeczy mogę Ci załatwić, ale w obecnej chwili, łatwiej o jedną z nich - Podsunął jej pustą szklankę.
Właściciel
- Mam mieszane uczucia. Jednak ich śmierć mimo wszystko mi nie pomoże. - Dolała ci alkoholu. Rudawego alkoholu starczyło tylko na ostatnią kolejkę.
- Tobie nie. A może komuś innemu? Ktoś miałby interes, żeby ich odstrzelić?
Właściciel
- SorLab pewnie. Choć nie wiem jak nisko musiałbyś upaść, żeby z nimi się zabawiać. -
- Najpierw muszę się dowiedzieć, co tu się dzieje i jak to naprawić. Potem się zastanowię, z kim zatańczyć - Napił się.
Właściciel
- Byłe byś nie pomylił kroków... - Pokręciła głową i wlała sobie alkohol do ust.
- Nawet jeśli, to po mnie przyjdą następni. Taka jest kolej rzeczy. Między tyranią a monarchią jest niewielka różnica.
Właściciel
- Ciężko jest obalić władzę trwającą ciągle niemal od początku cywilizowanego świata. - Podrapała się w tył głowy. - Ale kim ja jestem by cię powstrzymywać. -
- A kto powiedział, że właśnie to chcę zrobić? - Napił się ze szklanki.
Właściciel
- Rozsiewasz aurę jakbyś chciał zorganizować rewolucje.
- Ja? Rewolucję? Gdzież by znowu? Przecież ja się na tym nie znam... - Zrobił nieokreślony ruch ręką.
Właściciel
- A na czym tu się znać? Głośno krzyczysz, podburzasz tłum, podpalasz kilka aut i atakujesz tych złych. - Napiła się alkoholu. - Nie żebym coś o tym wiedziała.
- Ach, te piękne, "czerwone" czasy...
Właściciel
- Ta. "Piękne"... - Westchnęła cicho.
- Łezka się w oku kręci, co? - Osuszył swoją szklankę.
- Miałem okazję zobaczyć na własne oczy coś, co w zamierzeniu miało być właśnie tym.
Właściciel
- No, to masz wyjątkowo ciekawą przeszłość. -
Właściciel
- A jakże. - Utopiła usta w szklance burbonu.
Nie odezwał się, również pociągnął łyk ze szklanki.
Właściciel
Dopiła swoją kolejkę i rozlała resztki alkoholu do waszych szklanek. - Niech szlak trafi ulepszoną wątrobę. Zaczynam coś czuć dopiero po pierwszym litrze. -
Właściciel
- Nie zawsze. Choć w ludziom takim jak my przydałby się jakiś łatwy sposób na zapomnienie.
- Znałem takiego jednego. Granat mu wybuchł tuż nad głową. Skubany, wyszedł prawie bez szwanku. Z tym, że zapomniał angielskiego. Nawijał po hiszpańsku, jakby się tam urodził, a on miewał problemy, żeby się po naszemu wysłowić - Napił się.
Właściciel
- Chore, jak łatwo namieszać człowiekowi w umyśle. Wystarczy sugestia, trauma, wypadek...
- Jak tu żyć, co? - Westchnął ciężko i wypił wszystko ze szklanki na raz, a potem podał jej otwartą dłoń - Zakopiemy wreszcie topór wojenny?
Właściciel
- Mówiłam, że ja do ciebie nic nie mam. - Stwierdziła krótko. - Ale jeśli poczujesz się lepiej to niech ci będzie. - Wyciągnęła w twoim kierunku dłoń. - Tym razem bez tych cholernych kolców.
Uśmiechnął się pod nosem i uścisnął jej dłoń.
- A jakieś bliższe relacje? Bez tych kąśliwości?
Właściciel
- Tja, może frytki do tego? - Zapytała sarkastycznie, puszczając twoją dłoń.
Właściciel
- Wszystkich darzę taką samą dawką sarkazmu. Nie traktuj tego jako braku sympatii.
- Och, mam twoją sympatię? - Zamrugał kilka razy jak dzierlatka i ułożył dłonie pod brodą.
Właściciel
- Nie, już nie. - Pokręciła głową i napiła się burbona.
- "Już"? - Tym razem uniósł pytająco brew.
Właściciel
- Ta, myślę że wrócimy do stanu przed uściśnięciem ręki. Tak jest prościej.
- Sprzed drugiego czy pierwszego uściśnięcia? - Wziął szklankę do dłoni.
Właściciel
- Tak. - Skomentowała krótko.
- Dyplomatyczne wyjście - Napił się - Wciąż się zastanawiam, kiedy mnie stąd wreszcie wyrzucisz. Czyżbyś nie była jednak taka zła, na jaką się kreujesz?
Właściciel
- Jestem po prostu kulturalna. - Stwierdziła krótko. - Liczę, że sam na to wpadniesz, albo chociaż pójdziesz po drugą butelkę. -