Właściciel
Zdecydowanie był to najbardziej oryginalny sposób na zniszczenie drzwi, tutaj zrobiły jedynie w nich dziurę, całe jeszcze nie pękły. Widocznie trzeba uderzyć w nie kilka razy, ale przez dziurę mogłeś już zauważyć zdziwione jak i przerażone twarze więźniów, wielu kobiet...
W takim razie istniało ryzyko, że może im coś zrobić, więc przypiął młot do pasa i wziął topór bandyty, którego położył, by użyć go w charakterze dźwigni. Jeśli to nie podziałało, zaczął miażdżyć młotem już nie same drzwi, a zawiasy.
Właściciel
Drzwi były robione przez bandytów, a nie jakiegoś dobrego stolarza czy cieślę. Pierwsza metoda przyniosła oczekiwany skutek i drzwi otworzyły się ukazując ci całkiem spore kobiece grono, część z nich patrzyła na ciebie z przerażeniem, inne były zaciekawione, a część nawet szeptała coś do siebie.
- Yyy... Tak więc ten... Jesteście wolne. - powiedział nieco zmieszany i odsunął się, by mogły wyjść.
Właściciel
Wszystkim kobietom towarzyszyło tutaj zdziwienie, ale prędko wstały i zaczęły opuszczać swoje więzienie. Wszystkie patrzyły się w twoją stronę dziękczynnie uśmiechając się, a te młodsze nawet zalotnie. Widać lubią bohaterów.
A jaka nie lubi? Niemniej, nie czas było na zaloty, więc popatrzył się na nie i powiedział:
- Teraz chodźcie ze mną, wyprowadzę Was stąd i zabiorę z powrotem do wioski.
I jak powiedział, tak zrobił. Znał drogę, więc prowadził je i dbał, by żadna nie zgubiła się po drodze, a w międzyczasie zastanawiał się, jaki cudem żadna nie zadała mu pytania co do krzyków, odgłosów walki, wycia, warczenia i tym podobnych.
Właściciel
Można najwyżej założyć, że i tak miały tu na tyle podniszczoną psychikę, że nie za bardzo zwróciły na to uwagę, w dodatku może i tamto pomieszczenie było dźwiękoszczelne, kto wie... Po takim zastanawianiu się szybko z powrotem trafiłeś do wioski już późnym wieczorem. Każda tak postanowiła już wrócić do swojego domu, a po kilku chwilach mogłeś usłyszeć radosne okrzyki o bohaterze, który ocalił tyle osób, po chwili nawet wyszedł przed dom sołtys przebudzony tym wszystkim i podszedł do ciebie.
-No nie mów, że jeszcze udało ci się tutaj wszystkich sprowadzić żywych? Dobra robota, Wulfgar. Obiecane złoto masz w skrzyneczce obok twoich rzeczy.
- To była czysta przyjemność. A, jeśli to nie problem, znalazło by się dla mnie gdzieś miejsce na nocleg i śniadanie? Mam w planie ruszyć w drogę powrotną dopiero rano.
Właściciel
-Osobiście mogę ugościć cię u siebie i patrząc na twoje ubranie to nawet opiekę medyczną.- Stwierdził widząc twoją krew na ubraniach, widać bandaże nieco przemakały. Zapewne wiele młodych kobiet zechce się teraz tobą zająć, po tym jak je uratowałeś. W dodatku co się tam w ogóle stało? Wilki raczej ludzi nie oszczędzają to mniemam, że chodzi o grasantów.
- Spora banda, nie liczyłem ich w walce, a trupów też mi się nie chciało, ale było ich minimum sześciu. Zaszyli się w sporej jaskini i nieźle się tam nawet urządzili.
Właściciel
-Je**ne zbóje.- Powiedział zbierając ślinę w ustach, a następnie spluwając gdzieś na bok. Dobra, chodźmy do mnie to czegoś się napijesz i może co zjesz.- Powiedział wykonując zachęcający ruch dłonią do pójścia do jego domu, gdzie sam już zaczął iść.
On również, bo głupio mu było tak samemu stać. Przydałoby się napić, coś zjeść i zmienić bandaże.
Właściciel
Weszliście do domu sołtysa, a ten dom był odmienny, niż dom przeciętnego chłopa, tutaj był kominek, wygodne fotele, bogata kuchnia, a w niej krzątająca się żona sołtysa, różne pokoje i takie tam...
-Proszę, rozgość się. Żonka zaraz przygotuje coś naszemu bohaterowi, powiedz tylko co byś jeno chciał.
- Na początek to opatrzenia ran, później może jakiegoś piwa i mięsa do żarcia.
Właściciel
-No to żonka zaraz coś upiecze i skoczy po piwo. Ja tu dla ciebie przygotuję coś specjalnego, jeno zaczekaj.- Powiedział, a następnie opuścił dom, a jego żona wzięła się do smażenia sporego kawałka wołowiny.
Nie miał zamiaru wybrudzić mu krwią foteli, więc stał, czekając na powrót sołtysa.
Właściciel
Nie musiałeś długo czekać. Wrócił on po chwili w towarzystwie kilku pięknych kobiet, które to uratowałeś ze szponów bandytów.
-No, Wulfgar. Możesz to potraktować jako dodatkowe wynagrodzenie, te panie najwidoczniej chcą odwdzięczyć ci się za twoją pomoc.- Powiedział, a następnie pozwolił im, by one cię otoczyły. Zmienią ci one opatrunek i tak dotrzymają ci towarzystwa do rana.- Dodał jeszcze śmiejąc się nieco.
Nie powiedział, żeby mu to nie pasowało, bo pasowało. Tak więc na początek pozwolił im się opatrzyć.
Właściciel
Bezproblemowo się tym zajęły przy okazji obmacując twoje górne partie ciała, a następnie po tym pozwoliły ci coś spokojnie spożyć, żona sołtysa już położyła na stole spory kawał pieczonego mięsa oraz równie duży kufel piwa.
Więc zjadł i się napił, a następnie spytał o miejsce do spania. Choć kto będzie spał, ten będzie spał...
Właściciel
-Możesz przespać się w gościnnym, pierwsze drzwi po prawej na piętrze.- Powiedział sołtys puszczając jeszcze w twoją stronę oczko, bo raczej wiadomym było co będzie się tam działo.
Tak więc zostawił tu cały swój dobytek poza ubraniem i ruszył do owego pokoju, rzecz jasna zabierając ze sobą dziewczęta.
Właściciel
Cóż, następnie przez większość nocy nie zmrużyłeś oka tak samo jak dziewczyny, a obudziłeś się dopiero rano w sporym łóżku otoczony śpiącymi nadal kobietami.
Postarał wygramolić się jakoś dyskretnie, bo nie chciał ich budzić. Gdy już mu się to udało, to się ubrał i opuścił pokój, wracając po swoje wynagrodzenie i rzeczy.
Właściciel
Na szczęście kobiety miały twardy sen. Wszystko co tam posiadałem było na korytarzu koło drzwi, najwidoczniej tylko ty tak wcześnie wstałeś.
No więc wziął wszystko, a najpierw przeliczył całe złoto jakie posiadał przy sobie i sprawdził, czy zostało mu się coś do jedzenia, bo przecież wziął ze sobą suszone mięso i bukłak wody.
Właściciel
Nie licząc tego z czym przyszedłeś tu na początku to miałeś dodatkowe 292 sztuki złota. Tak samo nadal zostało ci mięso oraz woda, nikt ci tego nie podebrał czy też tego nie sprzedałeś, więc na powrót wszystko jest.
Tak więc posilił się tym wszystkim i usiadł w fotelu, czekając na sołtysa, bo miał co do niego jeszcze plany.
Właściciel
Poczekałeś tak jeszcze godzinę nim ten dopiero się przebudził i zaczął schodzić po schodach.
-Och, witaj Wulfgarze.- Powiedział zasłaniając jeszcze twarz, by ziewnąć.
- No, ja będę się niedługo zbierał, ale mam jeszcze do Ciebie pewną sprawę, sołtysie. - powiedział wstając z fotela. - Nie mógłbyś użyczyć mi na ten jeden dzień wozu, konia i woźnicy? Chciałbym znów wybrać się do tej jaskini i zabrać stamtąd co ciekawsze rzeczy.
Właściciel
-O ile jako przeprowadzisz ten wóz przez las to bierz go sobie, za moim domem znajdziesz wóz i konia, woźnica pewnie teraz śpi lub chleje, więc będziesz musiał go obudzić tak czy siak... Mieszka w sumie też za moim domem, coby miał bliżej do roboty.
- W takim razie dziękuję. Za wszystko. - powiedział, uścisnął mu dłoń i wyszedł z domu, by udać się na poszukiwania owego woźnicy.
Właściciel
Woźnica jak to on leżał na ławce przed swoim domem w towarzystwie kilku pustych butelek oraz rzygowin, widać, że owocnie spędził poprzednią noc, ale tylko on znał się tutaj na prowadzeniu wozu.
No to postarał się go obudzić.
Właściciel
Miotałeś nim nieco starając nie ubrudzić się wymiocinami mężczyzny.
-C-Co... Czego ku*wa?- Powiedział oschłym głosem nadal leżąc z przymrużonymi oczyma.
- Żebyś wstał, ku*wa, ot co. - odparł zakładając ramiona na pierwsi. - Potrzebna mi Twa pomoc, woźnico.
Właściciel
-Ku*wa, ciszej... Łeb mi zaraz wybuchnie, a ty tak głośno gadasz. Weź mi przynieś jakąś wodę, z łaski swojej...- Powiedział obracając się na drugi bok na ławce.
Nie chciało mu się iść z powrotem do sołtysa, więc dał mu wody z bukłaka.
Właściciel
Ten wypił ją rzecz jasna i zaraz otworzył nieco szerzej oczy.
-Stary, ale mnie łeb boli... Czego ode mnie chcesz? W dodatku co tak wcześnie?
- Nie jęcz, tylko słuchaj: Wsiądziesz na ten swój wóz i pojedziesz tam, gdzie będę Ci kazał. Ja załaduję sobie trochę rzeczy, Ty mi je zawieziesz pod chatę i wrócisz. Sołtys mi na to pozwolił, zresztą zapłacę Ci więcej, niż bierzesz na dzień. Zgoda?
Właściciel
-No dobry interes, tylko weź mi daj się przebrać, bo tak z rzygowinami na ubraniach latać...- Powiedział ociężale wstając z ławki.
Także czekał, aż przebierze się, wyszukuje konia i wóz.
Właściciel
Minęło tak kilka minut, aż wygramolił się z domu w innym ubraniu i mokrym łbie, ale widać był nieco bardziej rozbudzony.
-Dobra, to wsiadaj na wóz i jedziem tam.
Także wsiadł i zaczął dawać wskazówki woźnicy, jak ma jechać, by trafić pod rzeczoną jaskinię.
Właściciel
Woźnica starał się dojechać pod jaskinię nie uszkadzając wozu, w końcu jechać musieli przez las, a średnio dało się odnaleźć jakąś ścieżkę.
-No to po cośmy tutaj?
- Zeszłej nocy uratowałem sporo dam z tejże jaskini, a dokładniej to ze szponów bandytów. Dziś wróciłem, żeby zabrać to co się tam zostało, więc głównie broń, jakieś zapasy i tak dalej.
Właściciel
-Na co komu tyle broni, sprzedasz to w mieście czy gdzie?
- A i owszem. Trzeba z czegoś żyć, co nie?
Właściciel
-Jak kto woli, no to ładuj co tam znajdziesz w środku i możemy wracać.
Tak więc ponownie zszedł do jaskini i tam zaczął od przeszukiwania ciał zabitych w nocy zbójców, chodziło mu głównie o złoto czy inne kosztowności. Gdy już skończył, zaczął zbierać ich broń u ułożył ją w jednym miejscu. Później poszedł do części, która była ich magazynem i stamtąd zaczął wynosić wszystko po kolei i przenosić do głównego pomieszczenia jaskini. Kiedy już skończył, postanowił sprawdzić co tu dokładnie ma.