Właściciel
//Tak.//
Słyszysz czyjeś kroki.
Moderator
Chowa się głębiej w szyb, ale tak, by obserwować i nie zostać wykrytym.
Właściciel
Wchodzi człowiek w ubraniu ochronnym.
-Ile to minęło kiedy zniknął? Dwa dni? Zawsze wracał... Pewnie go przechwycił rząd albo inna tarcza.
Właściciel
Widzisz jak wysuwa jedno z pudeł spod akwarium.
-Jak ja lubię te skorupiaki, gdyby człowiek miał siłę tego malucha wywalił by piłkę w kosmos. Cios gorący jak słońce, gdyby dać jego umiejętności czlowiekowi.
Moderator
*-Idiota, im większe stworzenie, a z resztą nieważne. I czy jemu chodzi o krewetki czy o inne wsio? Tak czy siak, mi to guzik zrobi, jestem zrodzona z ognia słońca.*
Właściciel
Zabrał jednego ryboszczura i pobrał mu krew.
Moderator
popatrZyła się na to i przy okazji zaczęła porastać piórami zamiast ubrań.
Właściciel
Zaczął ją sprawdzać, po czym wziął ją do strzykawki. Wyciągnął gołębia z klatki.
-Latający, pływający, i umiejętność dostosowania się szczurów. Zwierzę idealne.
Wstrzyknął to gołębiowi.
-Jak zniesie jajka to jej dzieci będą miały połowę tego, kolejne jajka jej dzieci już będą w pełni miały to wszystko.
Moderator
W końcu koniec. Wyszła, urosła do swoich feniksowych rozmiarów i pokryła się ogniem. Krzyknęła jak feniks.
-Jesteś obłąkany!
Właściciel
-I co mi zrobisz? Chcę tylko stworzyć zwierzę które nie zginie gdy poleci za daleko, gdy spadnie do wody, gdy poleci na arktykę, gdy poleci na saharę i zginie. Chcę to zmienić. Poza tym (i tu cytat który pada w prawie każdym filmie Marvela) Myślałem że nie żyjesz. Feniksy zostały już dawno wytępione.
Moderator
-To jest sprzeczne z prawami natury. Pierwsze feniksy, tak, zgadza się, zostało nas niewiele. Młodsze feniksy, ich jest znacznie więcej, wręcz dxiesiatki tysięcy. Ale wszyscy się ukrywamy, właśnie przez takich jak ty. Ale to koniec!-zrobiła ognistą klatkę dookoła niego.
-Mam tego dosyć, tych waszych ekaperymentów, krojenia naszych, zabijania nas tylko dla piór!!! Zniszczę to laboratorium, a ty odebrwiesz od obrońcy Midgardu i od wszechojca Odyna!!!
Właściciel
-Ja nie zabijam. Nie oskubuje. Tylko przyśpieszam ewolucję.
Moderator
-Powiem to tylko raz. Masz przestać, inaczej wyślę Cię do Frigg-uniosła go do góry jednym paluszkiem.
-I zniszczysz to.
Właściciel
-Jeśli zniszczę efekt moich prac, to się równa z zabiciem tych zwierząt. Chyba tego nie chcesz.
Moderator
-Szczurów i gołębi Ci tutaj nie zbraknie... Gdzie jest telefon?
Właściciel
-Po policję dzwonić?
Widzisz jak gołąb z wstrzykniętą krwią skacze po całej klatce.
-A po co? Na co?
Gołąb wydostaje się z klatki i gryzie tego człowieka.
(Ugryziony przez zmutowanego gołębia. Zawsze coś oryginalnieszego niż pająk na szkolnej wycieczce.)
-Co jest!?
Zmutowany gołąb wylatuje.
-U gołębi, owszem, działa tylko na potomstwie. Z człowiekiem jest gorzej...
Moderator
//Do tego nie dopuści.
Uroniła łzę na miejsce zranienia, by trucizna się nie przedostała i ją powstrzymać.
Właściciel
//.....//
Ch*j z tym że gołąb poleciał w Warszawę. Udało ci się go wyleczyć.
Moderator
Zaczęła gotować wodę a akwariach i wrzuciła go spowrotem do ognistej klatki.
-Zaraz wracam...-poleciała za tym gołębiem.
Właściciel
No i ryby zaraz się ugotują. Męczarnie gorsze niż od niego. Gdy wylatujesz widzisz całe stado gołębi. Albo tygrysów w ciałach gołębi. Pacz jak się czają cwele.
Moderator
Szuka zapachem tego gołębia...
Właściciel
Wśród zapachu całego mnóstwa gołębi, ciężko.
Moderator
Tak czy siak szuka tego suczysyna, bo inaczej będzie ciężko.
Właściciel
Vanetina:
Nie qyczuwasz nic.
Kuba:
Lądujesz w Warszawie na lotnisku Chopina.
Niczym ninja ruszył przez lotnisko starając się pozostać niezauważonym. Gdy się z niego wydostał ruszył tam, gdzie powinien czekać jego zleceniodawca, jak to było w umowie.
Moderator
Po prostu spała te ptaki. Ale po chwili przestaje, gdyż nie chce spalić Warszawy. I przy okazji patrzy po okolicy, czy jej akcje wzbudziły zainteresowanie, a raczej na pewno wzbudziły, gdyż niecodziennie widzi się trzymetrowego, humanoidalnego ptaka w piórami we wszystkich kolorach władającego ogniem.
Właściciel
Kuba:
Wpadłeś na strażnika.
-Dobry,pan pewnie na ten zjazd komiksowców? Niezły strój.
Korobov:
Widzisz jak jakiś menel na ławce tylko spojrzał na ciebie i odstawił butelkę.
-Więcej ku*wa nie piję.
- No, no, na zjazd. A co do kostiumu to sam szyłem. Bite pół roku i pokaleczone wszystkie palce, ale warto było, nie?
Moderator
Wrócióa do tamtego naukowca.
-A co do ciebie... Mam inne plany.
Właściciel
Kuba:
-Było już dziś czterech Barmanów, Deadstroke i Joker.
Korobov:
-Jakie? Policja? Zamknięcie? Proszę cię, dzięki mnie, dzięki eksperymentom na synu baza Hydry pod wodą nie istnieje.
- Aha. Jak to wszystko to ja się zmywam. Muszę jeszcze do znajomego zajść. - powiedział, ale choć mógł uciec, czekał aż stróż prawa pozwoli mu odejść.
Moderator
-Nie... Tarcza... Ewentualnie są u Odyna albo u Hohenzollerówny... Ale raczej to pierwsze...
Właściciel
Kuba:
Pozwolił ci odejść.
Korobov:
-Tarcza? Znając życie albo zamkną albo sami będą chcieli abym dla nich pracował. Odyn? Co on ma do tego? Hohenzollern? A po co?
Moderator
-Tak czy siak... Tarcza.-wzięła go w szpony i leci do Helicarriera.
Ruszył, więc do miejsca, w którym powinien odebrać zapłatę.
Właściciel
Kuba:
Była to jakaś mała uliczka niedaleko Pałacu Prezydenckiego.
Korobov:
Więc lecisz.
Więc się do niej udał. I czekał.
Moderator
Leci, aż nie doleci.
//Helicarrier jest jakiś tak popularny... Może by zrobić jego lokalizację?
Moderator
Leci dalej, leci.
-Nosz ku*wa mać, gdzieś musi być...
//Lepszy taki niż Lord Duder, pogromca lewackiej rebelii ;-;//
Czeka, aż podejdzie i da pieniądze.
Właściciel
Kuba:
//Mógł być Ojciec Dudeusz//
-Robota zrobiona?
Korobov:
Widzisz go nad Nowym Jorkiem.
- Odpal telewizor to się przekonasz. - mruknął. Nienawidził takich głupich pytań. Zupełnie jakby uważał, że odbierze kasę za nic. Choć mógłby. Ale jest uczciwym sku*wielem. Jakoś. Trochę. Ale lepiej tak, niż wcale.
Właściciel
Podał ci teczkę po czym machnął rękę do góry. Wydawało ci się że z okien schowało się kilka rur.
-Nikt cię nie śledził?
- Jestem profesjonalistą, do cholery. - powiedział, co raz bardziej wzburzony. - A, i odwołaj tych snajperów. Nie zdążyłbyś wydać im polecenia do strzału, jak wszyscy leżelibyście bez życia. - gdy skończył otworzył teczkę i sprawdził zawartość. Nie, nie liczył. Wątpił by gość był na tyle głupi lu odważny by spróbować go oszukać.
Właściciel
Wszystko się zgadzało.
-Oni tylko dla bezpieczeństwa. Przed dziennikarzami.
- Jasne. - mruknął. - Masz dla mnie coś jeszcze, czy mogę sobie iść?
Więc udał się na lotnisko, i z niego do swojej posiadłości.