Sprawy wewnętrzne

Avatar gulasz88
Właściciel
W Onaliah musisz dbać nie tylko o kontakty z innymi państwami, ale i o swoich poddanych i doradców. W tym temacie możecie rozmawiać ze swoimi doradcami lub współrządzącymi w przypadku grania republiką. Możecie pytać ich o konkretne sprawy, prosić o radę i rozwiązywać ich spory, jednak wszelkie uzgodnione tu postanowienia należy zapisać w swojej turze. Czasami i oni będą mieli do ciebie jakąś sprawę lub prośbę, wtedy mogą poprosić cię o audiencje.

Jeśli ktoś jest zainteresowany bardziej roleplayową rozgrywką, a mam nadzieje że większość z was jest, niech w pierwszym poście niech krótko opiszę swojego władce i ewentualnie wstawi grafikę jak sobie go wyobraża. Jeśli wolicie dostawać suche fakty, też nie ma problemu.

Avatar Vader0PL
Arcyksiężna Sly Lumisiano
Sly z rodziny Lumisiano to przykład kobiety, która nie załamuje się w gwałtownych sytuacjach i potrafi dokończyć sprawy nawet pomimo wszelakich przeciwności. Władzę przejęła ze względu na ojca, który miał zostać władcą Costalii, jednakże zginął podczas bitwy morskiej. Jego ostatnim życzeniem, przekazanym przez admirała floty Costalii było to, żeby to Sly w jego imieniu przejęła władzę nad narodem. I tak się też stało, dzięki pomyślnemu głosowaniu i wyjątkowej jednomyślności rodzin. Chociaż zawdzięczała to wielkiemu bohaterowi, którym był jej ojciec, to nie zamierza pasożytować na swoim nazwisku. Niezameżna, nauczyła się na średnim poziomie magii ognia, oraz zaangażowała się w sztuki walki sztyletami i nożami, w wielu dziedzinach osiągając wysoki poziom zaawansowania. Nie jest wojowniczką, lecz wydaje się, że dostała od ojca dar większy niż bogactwo - zdolność do dobrego rządzenia i dowodzenia swoimi poddanymi. Czy jest to prawda? Wszystko się wyjaśni w ciągu najbliższych wydarzeń.
Zdjęcie użytkownika Vader0PL w temacie Sprawy wewnętrzne

-------------------
Arcyksiężna Sly Lumisiano podczas obiadu w Płonącym Pałacu rozpoczęła nowy wątek.
-Zamierzam podjąć pewną decyzję, a z racji na wasze statusy społeczne - spojrzała się na nich - mam nadzieję, że mi doradzicie. Chcę, żeby Costalia wyruszyła na wojnę, a w tym celu chcę utworzyć silną i liczną armię.

Avatar gulasz88
Właściciel
W sali zapanowało chwilowe poruszenie. Wszyscy, za wyjątkiem odurzonego narkotykiem Essy, spojrzeli najpierw po sobie, a potem na ciebie. Nawet Mirligiano i Recuzo przerwali swój pojedynek na gniewne spojrzenia by zwrócić je w twoim kierunku. A można w nich było dostrzec coś poza zainteresowaniem; żądzę krwi. Pierwszy odezwał się Lucius, uprzednio odkładając sztućce, poprawiając kołnierz oraz okulary.
- A z kim, droga Arcyksiężno?

Avatar bulorwas
Sendemir Sharin był mężczyzną w średnim wieku. Szanowanym przez swój lud, gorliwym wyznawcą swego Pana, jak przystało na władcę. Zwykle chodził ubrany w tradycyjny mundur dla wysoko urodzony, szary, sterylny i minimalistyczny. Oznaką jego władzy była kolona, Diadem Świtu, z białego złota wysadzany szafirami i diamentami. U boku nosił rodową broń, półtoraręczny miecz zwany Yovanem, klinga ze stopu srebra i tytanu z czarnym grawerem imienia każdego władcy kraju, w tym na złoto imieniem Samego Sendemira. Jak na Aasimara był dość wojowniczy i nie aż tak wyprany z emocji, ale jego stalowe nerwy pozwalały mu to ukryć. Władca Soleth Vonar musiał być czysty i bezuczuciowy, jak kryształ.

Właśnie trwało zebrania. Władca i jego doradcy siedzieli przy szklanym stole, cudzie aktualnej techniki meblarskiej, wartym więcej niż ziemie typowego możnowładcy. - Zebraliśmy się dzisiaj, aby omówić ważną kwestię. Miałem sen, wizję. Objawił mi się nasz Pan, Kurier. Ma dość tego, iż nasza wiara powoli zastyga, dość tego, iż nie stawia się mu nowych kaplic, a o starych zapomniano. Nie mamy wyjścia, musimy reformować naszą wiarę. Stworzyć struktury kościelne, ustalić doktryny i dogmaty. Liczę na waszą pomoc w tym dziele, a najbardziej na twoją Arcykapłanie Ma`alu. -Rzekł z wyczuwalnym poczuciem obowiązku i dumą. Tamten sen był dziwny... Nie mógł nic mówić, ale za to słyszał i widział. Widział poltergheisty, widział Samego Kuriera, który wydawał im polecenia. Ich szeregi topniały, nasi byli coraz brudniejsi, a przez to nie mogli wykonywać posługi po śmierci. -Żeby sfinansować naszą misję, potrzebujemy więcej przychodu, a do tego najlepszą droga jest zdobycie nowych ziem. Na razie zajmiemy ziemie niczyje, ale potem niezbędna będzie wojna. Rozmawiałem już z Arcyksiężną Sly Lumisiano, jest chętna na wspólne rozbiory Vasau. Jak wy się rozpatrujecie na tę opcję?

Avatar Vader0PL
gulasz88 pisze:
W sali zapanowało chwilowe poruszenie. Wszyscy, za wyjątkiem odurzonego narkotykiem Essy, spojrzeli najpierw po sobie, a potem na ciebie. Nawet Mirligiano i Recuzo przerwali swój pojedynek na gniewne spojrzenia by zwrócić je w twoim kierunku. A można w nich było dostrzec coś poza zainteresowaniem; żądzę krwi. Pierwszy odezwał się Lucius, uprzednio odkładając sztućce, poprawiając kołnierz oraz okulary.
- A z kim, droga Arcyksiężno?

-To, panie Lucius, jest bardzo dobre pytanie. Już mojemu ojcu znudzili się sąsiedzi, a Sendemir Sharin, tak właśnie ten, osobiście mi zaproponował wspólne rozbiory naszego sąsiada - Vasau. Jednakże, nie chcę się zatrzymywać na nich. Mamy okazję wesprzeć Hadarot w jego wojnach, a Krokan, Drakoreliangh i Wolania to w moich planach kolejne państwa, przeciwko którym możemy zadziałać. Jednakże, jestem otwarta na wasze sugestie.

Avatar gulasz88
Właściciel
Pan Światła Sendemir Sharin
Arcykapłan przetarł swoją gęstą brodę i zamyślił się.
- Jeżeli nasz Pan chce, by wiara w niego była obowiązującą i jedyną, w takim razie niechaj tak się stanie. Atoli sądzę, że w tej sprawie większą pomoc od starego gaduły przyniesie ci rozmowa z Panią Marszałek Faleth i Panem Arcymagiem Inovalarem...
Tu wskazał na dwójkę osób siedzących po drugiej stronie stołu.
- Wystarczy że Pan Świtała przeznaczy nieco funduszy na wojsko, nie będzie problemu z zajęciem ani ziemi niczyjej, ani dowolnej cudzej. - powiedziała Marszałek, po czym nieco pochyliła się w twoją stronę. - ale czy na pewno chcemy bratać się z diabłami? Nie boi się Pan że może to doprowadzić do pewnych... konfliktów?

Avatar bulorwas
-Teoretycznie rzecz biorąc, są to nasi kuzyni. Poza tym na razie nie planuje nic, poza wspólną walką. Zachowamy się ostrożnie. -Rzekł spokojnie. -Jedynym problemem będzie rzeka. Mam dwa pomysły. Albo zbudujemy małą flotę i się przez nią przebędziemy po wypowiedzeniu wojny, albo poprosimy Drakkenów o prawo przemarszu i zaatakujemy od ich strony. Z przyczółkiem będzie łatwiej i najpewniej nie będą się spodziewać ataku z tamtej strony. A co wy sądzicie? Czekam na waszą inwencję, Faleth, Inovalarze.-Przedstawił swój punkt widzenia. -A i apropo funduszy, Zarządco Majątku, macie jakiś pomysł jak małym kosztem uzyskać większy przychód bez podbojów? Może produkcja wina?

Avatar gulasz88
Właściciel
Arcyksiężna Sly Lumisiano
- Vosańskim psom od dawna należy się porządne lanie, tak! - zakrzyknęła Morgana, a wtórował jej Violante.
- Dokładnie, jak raz dobrze gada. Ale po cholerę nam jakieś aniołki do pomocy, sami sobie damy radę z tymi ścierowjadami.
- Żebyśmy nie musieli ginąć pod kopytami ich kawalerii, bezmózgu! - syknęła na niego di Vilecio i zwróciła się w twoim kierunku. - Słuchaj, wojna zawsze niesie ze sobą ryzyko, ale żeby była słuszna, musi nieść ze sobą zysk. Vasau to łatwy kąsek, jeśli serio przekonałaś Soleth Vonar do pomocy. Tylko licz się z tym, że potem będziemy graniczyć z cholernymi fanatykami. Smoki tanio skóry nie sprzedadzą, a ich ziemie to prawie same góry a ja kopać tuneli jak pi******* krasnolud nie zamierzam. By dobrać się do Wolanii musimy najpierw wejść w Krokan. A te dzikusy nie powinny nam sprawić problemu.
- A tak swoją drogą. - Wtrąciła się Anastasia. - Jaki mamy biznes we wspieraniu krasnoludów? I nie męcz mnie proszę gadaniem o "zyskiwaniu przyjaciół" i "relacji dyplomatycznych" bo za nie wina nie kupię, moja droga.

Avatar gulasz88
Właściciel
Pan Światła Sendemir Sharin
- Budowa barek desantowych na pewno nie umknie uwadze Vasończyków, co pozbawi nas elementu zaskoczenia, tak samo przejście przez Drakoreliangh. To drugie zajmie dodatkowo dużo czasu... może najemnicy? - Sypała pomysłami Faleth.
- Jest jeszcze jedna opcja. - wtrącił od siebie Inovalar. - Jeśli zapewnisz mi wystarczające wsparcie w wysokości, powiedzmy, pięciu magów lub jakiegoś potężnego artefaktu, będę w stanie zbudować most zdolny bez problemu przerzuć całe nasze wojsko przez Heles.
- Co do majątku... - rzucił cicho twój zarządca Balen Hethal... -... to już sam fakt że o to zapytałeś świadczy o popularności naszego domowego wina. Mimo wszelkich starań, alkohol z naszych ziem jest niemal niczym w porównaniu do wina z Costalii czy Vasau. Na razie zajęcie neutralnych terenów wydaje się najlepszym źródłem zysku.

Avatar Vader0PL
gulasz88 pisze:
Arcyksiężna Sly Lumisiano
- Vosańskim psom od dawna należy się porządne lanie, tak! - zakrzyknęła Morgana, a wtórował jej Violante.
- Dokładnie, jak raz dobrze gada. Ale po cholerę nam jakieś aniołki do pomocy, sami sobie damy radę z tymi ścierowjadami.
- Żebyśmy nie musieli ginąć pod kopytami ich kawalerii, bezmózgu! - syknęła na niego di Vilecio i zwróciła się w twoim kierunku. - Słuchaj, wojna zawsze niesie ze sobą ryzyko, ale żeby była słuszna, musi nieść ze sobą zysk. Vasau to łatwy kąsek, jeśli serio przekonałaś Soleth Vonar do pomocy. Tylko licz się z tym, że potem będziemy graniczyć z cholernymi fanatykami. Smoki tanio skóry nie sprzedadzą, a ich ziemie to prawie same góry a ja kopać tuneli jak pi******* krasnolud nie zamierzam. By dobrać się do Wolanii musimy najpierw wejść w Krokan. A te dzikusy nie powinny nam sprawić problemu.
- A tak swoją drogą. - Wtrąciła się Anastasia. - Jaki mamy biznes we wspieraniu krasnoludów? I nie męcz mnie proszę gadaniem o "zyskiwaniu przyjaciół" i "relacji dyplomatycznych" bo za nie wina nie kupię, moja droga.


-Po kolei. Sprawę Vasau chciałabym załatwić szybko, żeby móc myśleć, co dalej. Soleth Vonar miałby otrzymać południowe prowincje, by być dla nas tarczą, a dodatkowo postaram się o zbudowanie fortyfikacji. Wieże, mury, zamki, żeby nie dać się zaskoczyć pod żadnym pozorem. Smoki traktuje jako ostatni przystanek dla naszej armii, a nawet w ich przypadku zastanawiam się nad skorzystaniem z dobrodziestw przekupstw i najemników. Krokan, owszem, to dzikusy. Ale mają pewne znajomości w fortyfikacjach i w obronie, dlatego również nie wystawiam ich na pierwszy ogień. Wbrew pozorom możemy uderzyć w Wolanię na równi z Vasau, gdyż raczej nie spodziewają się ataku ze strony rzeki. I wtedy też będziemy mieli Krokan pomiędzy nami. Idealnie, żeby atakować ich co jakiś czas z obu stron. - Wzięła głęboki oddech. - Teraz bardziej ryzykowna, ale równie opłacalna część. Po początkowych rozmowach z Krasnoludami wiem, że mogą wysłać nam proch i instruktorów, jednakże oczekują wsparcia w wojnie z Greshat i dostęp do części naszej floty. Żeby wyrównać ofertę udało mi się zapewnić z ich strony, że do tego wesprą nas w wojnie z Dedosanem. Lecz nic nie jest na papierze, są to jak na razie słowne uzgodnienia. Nie podjęłam tak ryzykownych kroków bez was.

Avatar maxmaxi123
Skrzyp. Potężny, ciągnący się po całym głównym kompleksie. Jak co tydzień, o tej samej porze, godzinie, dniu. Wydały go brązowe, czterometrowe drzwi Sali Obrad- miejsca spotkań wszystkich rektorów Uniwersytetu. Za Jego rządów zwoływane regularnie. Zaraz po skrzypnięciu dało się słyszeć stukot podbitych butów.
To sam Wielki Rektor Maksymilian Bonhart zjawił się w tym miejscu, jak to co tydzień, o tej samej porze, godzinie, dniu. Był chyba jednym z najmłodszych rektorów, jacy dostąpili zaszczytu wyniesienia. Niedawny zarządca Katedry Nauk Ścisłych, dziś miał pieczę nad wszystkimi pozostałymi. Uczył się bardzo szybko i w równie dobrym tempie awansował w szczeblach swej kariery. Niektórzy jego sukces nazywają talentem, inni ciężką pracą, dla niektórych to cud, a co złośliwsi określają to zwykłym fuksem. Jak było naprawdę? Tego nie wie nawet sam Maxwell.
Przemierzył szarą posadzkę, okrążając okrągły Stół Obrad, zmierzając na swoje stanowisko. Siedział pośrodku okręgu, które miało wcięcie po przeciwległej stronie stołu od wejścia. Poza nim, były jeszcze cztery pozostałe krzesła na obwodzie- dla reszty ważnych gości. Zasiadł na swoim prototypowym, obrotowym krześle i czekał.
Spojrzał na nadgarstek, a dokładniej magiczny zegarek, aby ocenić godzinę. Jeszcze minuta.... jeszcze sekundy... Zagrzmiały dzwony akademickie- równo w południe. Uśmiechnął się pod nosem zadowolony z precyzji tego małego urządzenia na ręce. Kto by pomyślał, do czego to magia jest zdolna... zamknąć doskonałość mierzenia czasu w tak małym o mobilnym urządzeniu. Pewnie w przyszłości zaskoczy się innymi cudami, jakie przyjdzie mu doglądać w swoim nowym domu- Uniwersytecie Dotenhuskim.
Czekając, machnął palcem, mrucząc coś pod nosem. Wtedy to z torby, jaką miał przewieszoną przez ramię, wyfrunęły złożone papiery. Było ich cztery, po jednym na każde stanowisko. Teraz już pozostało mu tylko czekanie na resztę gości.

Avatar gulasz88
Właściciel
Arcyksiężna Sly Lumisiano
- To z kim w końcu walczymy? - zapytał, wciąż na skraju obecności Tolini. - Bo słyszę tu już chyba szóstą czy siódmą nazwę państwa i zaczynam się gubić...
- Cicho tam, mi to się podoba! - zaczęła mówić Recuzo, widocznie podekscytowana. - Proch to dobra sprawa, już od dawna to mówię. Moje prywatne okręty już od dawna mają armaty, a nie te brzydkie i prymitywne skorpiony, tfu! - tu rzeczywiście splunęła na podłogę. - Masz moje poparcie Lumisiano, ale pod jednym warunkiem. Sama będę dowodziła okrętami które wypożyczymy Hadarotowi. Nie pozwolę cholernym pokurczom rządzić się na moich jednostkach. A o oddawaniu nie chcę słyszeć!

Avatar Vader0PL
-Jest też inna możliwość z tym, pani Recuzo. To, że udostępnimy plany i oni na własną rękę będą próbowali je tworzyć. Wtedy mamy to samo z ich sprzętem, czyli artylerią i bronią palną. Chociaż spróbowałam swoich sił i możliwe, że otrzymamy proch z całością dzięki złotu, a okręty pozostaną tylko nasze. Czekam jednak nadal na odpowiedź. -Odwróciła się do Toliniego. - A z kolei co do twojego pytania, panie Tolini, to obecnie wygląda na to, że z Vasau, Greshat i Wolanami.

Avatar bulorwas
-Znaczy... Jest jeszcze jedna opcja. Jeśli wyślemy najpierw uskrzydlone oddziały na jedną prowincję, a dopiero potem poślemy barki na inne, będziemy mieli zapewniony przyczółek, a przy okazji może zajmiemy inne ziemie, a już na pewno uszkodzimy ich siły. Pamiętajmy, iż nawet nasze podstawowe wojska posiadają dobre opancerzenie, więc straty na pewno będą mniejsze niż ich, jeśli w ogóle jakieś będą. Przykro mi Arcymagu, jednak zrozum, że działania z magami... Będzie zwyczajnie za drogie. Sama rekrutacja zabierze kolosalne pieniądze, nie mówiąc o artefakcie, którego na razie nie posiadamy. -Przedstawił swoją opinię. -Wracając do spraw bieżących... Faleth, mówiłaś, że z drobnym do finansowaniem zdobycie ziemi niczyjej będzie bezproblemowe. O jakiej kwocie mówimy? -Dopytał. -Zaś ty Belen... Potrzebujemy złota, a najlepiej surowców. Kopalnie żelaza działają bez zakłóceń, jednak zastrzyk złota inny niż z handlu się przyda. Jeśli nie wino...-Zaczął myśleć Sendemir.-Może włókiennictwo? Szlachta na całym świecie szaleje na punkcie mody i reszty tego badziewia, jakby możliwość noszenia broni przy pasie im nie wystarczyła. Tworząc jedwabne wymyślne stroje, czy chociaż ozdoby ze złota i srebra moglibyśmy sporo zarobić. -rzekł Pan Światła. Nadal najbardziej interesowały sprawy związane z reformowaniem wiary, ale z tym wolał rozmawiać na osobności.

Avatar gulasz88
Właściciel
Costalia
Essa już się nie odezwał, spojrzał w sufit i próbował pobudzić dwie ostatnie szare komórki do pracy.
- Niech sobie sami sklecają łódki z patyków, nasze okręty to dzieła sztuki!. - zakrzyknęła Admirał. - Proch możemy kupić od byle kogo innego, niech nie rządzą się nim jakby to oni go stworzyli. I tak jestem już wystarczająco łaskawa skoro pozwalam im kisić swoje utytłane węglem dupy na moich jednostkach.

Avatar gulasz88
Właściciel
Soleth Vonar
- Trzeba by było zająć się hodowlą jedwabników... może i dałyby radę przetrwać w naszym klimacie, ale najpierw musielibyśmy je sprowadzić Dól Vederath. Co najmniej tysiąc w złocie mój panie. - Powiedział Belen, a zaraz po nim wtrąciła się Faleth.
- Skoro już nie przeszkadza nam towarzystwo tieflingów... do portu na granicy zziemiami uniwersytetu przybiła kiedyś kompania najemników z jakiegoś plemienia zwierzoludzi. Jakkolwiek ich kapitan Rothg Mordopysk wydał mi się raczej nieprzyjemnym typem, to nie można mu odmówić ze jego drakkary idealnie nadałyby się do błyskawicznego przerzucenia naszych nieskrzydlatych sił z jednego brzegu na drugi. Myślę że zrobi to za jakieś niecałe dwa tysiące sztuk złota.

Avatar bulorwas
-Dobra, otrzymasz fundusze na jedwabniki. Ty zaś Faleth powiadom kapitana, iż za przerzucenie zapłacimy maksymalnie 1250 sztuk złota i zarezerwuj nam termin na przyszły miesiąc (turę), w tej skupimy się na zajęciu ziemi niczyjej, sprowadzeniu jedwabników, zmaksymalizowaniu przyrostu stali i rozpoczęciu Reformacji. Ty zaś Szpiegmistrzu, nasłuchuj na mieście, może dziać się coś ciekawego. -Zwrócił się do wszystkich. -W sumie możecie już iść wszyscy, poza Arcykapłanem. Zebranie skończone.

Avatar Vader0PL
gulasz88 pisze:
Costalia
Essa już się nie odezwał, spojrzał w sufit i próbował pobudzić dwie ostatnie szare komórki do pracy.
- Niech sobie sami sklecają łódki z patyków, nasze okręty to dzieła sztuki!. - zakrzyknęła Admirał. - Proch możemy kupić od byle kogo innego, niech nie rządzą się nim jakby to oni go stworzyli. I tak jestem już wystarczająco łaskawa skoro pozwalam im kisić swoje utytłane węglem dupy na moich jednostkach.


-Dobrze. Rozumiem. - Sly postarała się ją uspokoić. - Postaram się o to, żeby proch zdobyć złotem. -Odetchnęła. - Czy lista celów wam pasuje? Jeżeli tak, to czy możemy przejść do kwestii werbunku armii?

Avatar gulasz88
Właściciel
Soleth Vonar
- Żeby zgodził się na tyle, musiałabym się zgodzić na jego... niemoralną propozycje. - dziewczyna aż się wzdrygnęła na myśl o tym. - Spróbuje go przekonać by zmniejszył cenę.
Wszyscy, poza Arcykapłanem, wstali, ukłonili się i wyszli z sali. Pozostał tylko Arcykapłan, który patrzył na ciebie spokojnym i zaciekawionym wzrokiem.

Costalia
- Co tu do dyskusji. Costalijczycy nie mają sobie równych, bez trudu zniszczą wszelkie ścierwo jakie nam wskażesz. - Rzekł radośnie Violante.

Dotenard
Pierwszy przyszedł Damien, który powitał cię krótkim skinieniem głowy i bez słowa zajął swoje miejsce i przejrzał notatki jakie mu dałeś. Chwilę później do sali weszli razem Iosefka i Rehaskangrat dyskutując na temat jakiegoś dziwnego projektu studentów. Na sam koniec, z czternastominutowym opóźnieniem przyszła Penelopa, przy wejściu przeczesując włosy i siadając wygodnie na swoim miejscu. Wszyscy wyrazili już swoje opinie na temat twoich notatek i czekają na dalsze twoje pytania i sugestie.

Avatar bulorwas
-Jak się pewnie domyślasz, nigdy nie reformowałem jeszcze religii. Myślę, że na starcie powinniśmy zakazać wyznawania innych bogów i budowy kilku kapliczek. A ty co polecasz?

Avatar Vader0PL
gulasz88 pisze:

Costalia
- Co tu do dyskusji. Costalijczycy nie mają sobie równych, bez trudu zniszczą wszelkie ścierwo jakie nam wskażesz. - Rzekł radośnie Violante.

-Nie wątpię w to. Jednakże teraz skłaniam się do realizacji planu ojca. - Postukała palcem w stół. - Obecna idea jest taka, żeby naszą flotę rozwinąć do 150 okrętów i przejąć kilka szlaków morskich, by czerpać z tego dochody. Jednakże bardziej zastanawia mnie nasza armia lądowa. Jak uważacie, ile tysięcy powinna ona liczyć?

Avatar gulasz88
Właściciel
Recuzo wyszczerzyła się i polizała po zębach, gdy wspomniałaś o dużej flocie.
- Nie po to umiem liczyć, żeby zgadzać się na niskie numery! - zarządził Mirligiano - Ale, nasi ludzie są na tyle dobrzy, że nawet mała banda bez trudu rozgniecie kogokolwiek sobie Arcyksiężna wymarzy. Jeśli chcesz liczby too... siedem tysięcy. Zróżnicowanej oczywiście, nie będę samymi mieczami zamków oblegał!

Avatar Kuba1001
Thegmeg "Złota Rękawica" Miedziobrody
Krasnolud wywodzący się w prostej linii z dynastii Miedziobrodych, która władała Hadarot od zarania dziejów tego państwa (niemalże tysiąc czterysta lat, co jest dość dobrym wynikiem, jeśli brać pod uwagę średnią panowania poszczególnych dynastii w innych państwach), przez jego pierwsze kroki, po dni chwały i złoty wiek, na częściowym upadku skończywszy.
Jako jedynak objął tron po ojcu, Undredzie Miedziobrodym, zwanym też Stalową Halabardą, zyskując władzę nad wielkim państwem, choć podzielonym przez bunty i z wrogo nastawionymi sąsiadami, nie jest to jednak nic, czemu Imperator nie zaradzi.
Mimo że jest już w średnim wieku, bowiem kilka miesięcy temu obchodził swoje sto dwudzieste urodziny, to jednak pełno w nim zapału i energii, które nie opuszczały go od dziecka.
Odkąd nauczył się czytać, pochłaniał stare księgi, kroniki i poematy, sławiące wielkich władców, bohaterów i wojowników z zamierzchłych czasów, marząc aby i on kiedyś dołączył do tego panteonu sławy, zapisując się złotymi zgłoskami w historii kraju.
Zdjęcie użytkownika Kuba1001 w temacie Sprawy wewnętrzne

Tron w sali królewskiej w Karaz-a-Karak ociosany był z prostego bloku kamienia. Zimny i twardy, był nieodłącznym elementem tradycji krasnoludzkich władców, każdy bowiem na nim zasiadał, więc nawet gdyby Thegmeg czuł jakiekolwiek niewygody to pod żadnym pozorem nie pozwoliłby choćby na okrycie kamienia jedną niedźwiedzią skórą. Zresztą, kamienny tron był idealny dla Krasnoluda, który całe swoje życie wiąże z ziemią i jej bogactwami, a także pozwala, aby to po skale spłynął cały jego gniew, co zdarzało się często prawie każdemu z poprzednich władców.
Na sobie bądź przy sobie miał kilka z Dwunastu Artefaktów, przedmiotów nazwanych tak nie ze względu na magiczną moc, ale wielką wartość sentymentalną dla wszystkich kolejnych władców z Dynastii Miedziobrodych.
Za przykład niech posłuży oręż spoczywający obok podłokietników tronu: Topór, broń przekazywana z pokolenia na pokolenie, symbol władzy Miedziobrodych, Pogromca Smoka, jak go zwano, bo to właśnie z takim orężem pierwszy z Miedziobrodych zabił nękającego Hadarot potężnego Smoka, Agrungtha, co oznacza "Płonący Ząb" w krasnoludzkiej mowie. Również młot bojowy miał bogatą historię, choć nie był tak stary, ale nie bez powodu zasłużył sobie na przydomek Uśmierciciela Gigantów.
Zbroja, zwana Zbroją Cudów, wedle legend gwarantowała temu z Miedziobrodych, który ją nosi, nieśmiertelność. Wiąże się z tym wiele historii, mniej lub bardziej podkoloryzowanych, wedle których ci, którzy ową zbroję nosili, potrafili przeżyć bezpośrednie trafienie kamieniem z katapulty, upadek z kilkuset metrów, walkę ze stadem Dzieci Nocy i wiele więcej. Ach, legendy...
Osobną historię miały nawet rękawice, które nosił na swoich sękatych dłoniach krasnoludzki władca, a dokładniej to jedna z nich, druga było tylko zręcznie stworzoną kopią, ponieważ oryginał zaginął przed wiekami. Niemniej, Złota Rękawica, zwana tak nie tylko z racji kruszcu, z jakiego ją wykonano, ale też niezwykłej umiejętności, jaka podobno pozwala posiadaczowi na odróżnianie czystego złota od stopu z jego domieszką bądź nawet wykrywanie złóż tak tego, jak i innych cennych minerałów.
Bębniąc złotem w stal, Thegmeg wpatrywał się w wielkie wrota prowadzące do sali tronowej, a przestał dopiero w chwili, gdy weszli przez nie wszyscy spośród jego doradców, których to od razu powitał.
- Cieszę się, że Was widzę, starzy przyjaciele. I raduje mnie, że pojawiliście się tak szybko, odpowiadając na moje wyzwanie, ponieważ nie mamy wiele czasu: Jest wiele pilnych spraw, które trzeba omówić bez chwili zwłoki.
//Teraz opiszesz mi tych doradców, tak?//

Avatar maxmaxi123
Uśmiech zagościł na jego twarzy, kiedy wszyscy się zjawili. Tak, musiał trochę czekać, ale był cierpliwy. Nie bez powodu za czas obrad wybrał jedyny dzień wolny od nauki. Wiedział jednak, że mają też swoje inne sprawy, może nawet ważniejsze. Co prawda ta zasada obowiązywała już od paru miesięcy, ale da im jeszcze czas, aby się przyzwyczaili.
-Dobrze, że jesteście.- Powiedział dość cicho obojętnym tonem, lecz za sprawą ogromu pomieszczenia i echa miało się wrażenie, że słychać go zewsząd. Uwielbiał to miejsce.-Dziś chciałbym poruszyć bardzo ważną kwestię- poczucie narodowe.- Zrobił krótką przerwę, aby zlustrować reakcje wszystkich na jego słowa.-Proponuję zacząć od ustanowienia symboli narodowych. Jakieś sugestie? Damienie-ppojrzał się na rektora Katedry Humanistycznej-może masz jakieś sugestie? W końcu kto z tu obecnych lepiej zna się na historii i ważnych wydarzeniach Naszego państwa, jak nie Pan?- Spytał się, obracając krzesło w jego kierunku. Zaraz potem złożył dłonie w koszyczek i oparł na nim brodę, czekając na reakcję.

Avatar Vader0PL
gulasz88 pisze:
Recuzo wyszczerzyła się i polizała po zębach, gdy wspomniałaś o dużej flocie.
- Nie po to umiem liczyć, żeby zgadzać się na niskie numery! - zarządził Mirligiano - Ale, nasi ludzie są na tyle dobrzy, że nawet mała banda bez trudu rozgniecie kogokolwiek sobie Arcyksiężna wymarzy. Jeśli chcesz liczby too... siedem tysięcy. Zróżnicowanej oczywiście, nie będę samymi mieczami zamków oblegał!

-Czyli postanowione. Dwadzieścia siedem tysięcy żołnierzy w stałej armii. - Oparła się o krzesło. - Szacuję 5 tysięcy Zaciężnych, 5 tysięcy Włóczników, 2500 Młotników, 2500 Halabardników, 1000 żołnierzy Legionu, 100 Siewców Zagłady, 4 tysiące Łuczników, 1500 Kuszników, 600 Mawalerii, 800 Akolitów Ognia, 500 Łowców, 1000 Inż-medyków, 500 Bardów, 750 drabin, 50 wież oblężniczych, 10 Piromantów, 40 taranów, 400 balist, 400 katapult, 300 balist szturmowych, 50 trebuszy. - Spojrzała po nich, szukając reakcji. - A przynajmniej takie obliczenia i szacunki robił mój ojciec. Obecnie wiemy, że do tego wszystkiego przyjdą jednostki z bronią palną i armaty, więc w niektórych przypadkach będziemy zrezygnować z czegoś, by mieć te wojska z prochem.

Avatar gulasz88
Właściciel
Costalijczyk
- Bez Młotników. - powiedział Violante, a twoi sąsiedzi przekręcili oczami, bo wiedzieli co się święci. - Powiedziałem to tysiąc razy, ale powiem to jeszcze raz, bo widzę że mnie nikt nie słucha. Nie wiem jaki idiota na to wpadł, ale nabiłbym go na płonący pal. Młot to bezsensowna, bezużyteczna i przedewszystkim brzydka i nieelegancka broń. Dobra dla karłów odbijających sobie mordy w kopalniach. Jeśli zobaczę żołnierza z młotkiem którego będzie chciał użyć do czegoś innego niż zbudowania zasieków czy rozbicia namiotu, osobiście wsadzę mu go w dupę i wyślę na pierwszej linii tylko z brzytwą do golenia, bo prawdziwy Costalijczyk nie będzie zniżał się do broni obuchowej!
Po zakończonym wywodzie, di Flamencio również dodała coś od siebie.
- Ja nie rozumiem czemu przekładamy jakiś łuczników czy kuszników, ponad naszych akolitów. Cena ich wyszkolenia jest... porównywalna, a duży nabór do akademii może sprawić że odkryjemy jakiś wyjątkowy talent.

Hadarot
Zimne i obojętne spojrzenia spadły na ciebie. Nie miałeś tu żadnych przyjaciół. Od lewej wokół twojego tronu stali:
Marszałek Gori Holdwar, pozbawiony lewego oka, lewej ręki i lewej nogi, twardy i zgryźliwy osobnik, wciąż próbuje pozbierać się po hańbie jaką przyniosła mu rewolucja w Wengacie.
Zarządca Floring kor Gazet, stary ekonom od ponad siedemdziesięciu lat zajmujący się skarbcem imperium. Ciężko stwierdzić czy została mu jeszcze jakaś osobowość poza pracą.
Arcykapłan Dosag Norhard, bardzo żarliwy wyznawca Żniwiarki. Spód wielkiego szarego kaputra nie widać w zasadzie jego twarzy, jedynie długą siwą brodę.
Kancelrz Halga Borgat, jedyna kobieta w twojej radzie, bo tylko ona była na tyle opanowana by być w stanie reprezentować interesy Haradotu.
Na miejscu szpiegmistrza od dłuższej chwili jest wakat, jeszcze nie udało ci się znaleźć nikogo zaufanego.
Wszyscy czekali niechętnie na to co masz im do powiedzenia

Dotenard
- Cóż... Poza samymi dziejami powstania naszego uniwersytetu nie ma tu za dużo patriotycznej historii do opowiadania... No i pamiętajmy że poza lokalną ludnością znaczną populację uniwersytetu stanowią studenci z zagranicy. Oni, jeśli żywią uczucia patriotyczne, to kierują je w stronę swojej ojczyzny. A co do symboli, to chyba większą pomoc uzyskasz tu ze strony panny do Errici...
Tieflinka bardziej była zainteresowana stanem swoich paznokci niż rozmową.
- Naszym symbolem od dawna jest kruk smugowy... Nie sądzę by zmiana tego byłaby dobrym pomysłem.

Avatar Vader0PL
-Jestem otwarta na sugestie i poprawki. Więc pan Violante nie chce dowodzić Młotnikami, a z kolei pani di Flamencio sugeruje większą ilość akolitów kosztem łuczników i kuszników. Rozumiem. Muszę powiedzieć, że są to plany do armii, na którą pozwolić sobie możemy nie natychmiast, więc w praktyce wyjdzie, jakich wojsk potrzebujemy najbardziej. Obecnie jednak... nasi najbliżsi przeciwnicy nie wymagają takich mobilizacji, jak słusznie zauważyliście.

Avatar Kuba1001
Dobrze wiedział, że będzie musiał dopiero zaskarbić sobie ich szacunek, ale poniekąd to w tym celu zostali tu wezwani.
- Zacznijmy od kwestii religii. - powiedział, patrząc jednocześnie na Arcykapłana. - Zawarłem korzystne przymierze z naszym skaveńskim sąsiadem, dzięki czemu choćby od zaraz do ich kraju, gdzie znajduje się święte miejsce dla wszelkich Dżumistów, mogą wyruszyć pielgrzymki wiernych pragnących nowych doznań religijnych. Poza zwykłymi ludźmi, chcę wysłać tam też przynajmniej jednego kapłana, aby zdał Ci raport z tego, co tam widział, Dosagu. Przy okazji owych pielgrzymek chciałem też poruszyć kwestię finansów i ekonomii, dlatego pytam, Floringu: Czy ustanowienie przy owej trasie karczm, zajazdów, noclegowni i tym podobnych przyniesie nam jakiekolwiek finansowe korzyści? Mimo że pytam, to i tak mam zamiar to zrobić, tak jak i zapewnić stałą ochronę szlaku wiernych przez nasze wojska, na początek przynajmniej tysiąc toporników, później siły te się ewentualnie wzmocni... Zanim przejdę dalej, powiedźcie, co o tym sądzicie, mamy do omówienia też wiele innych kwestii, mniej lub bardziej ważnych od tego.

Avatar bulorwas
bulorwas pisze:
-Jak się pewnie domyślasz, nigdy nie reformowałem jeszcze religii. Myślę, że na starcie powinniśmy zakazać wyznawania innych bogów i budowy kilku kapliczek. A ty co polecasz?

Avatar gulasz88
Właściciel
Costalia
- To zrozumiałe, atoli polecam posłuchać rad naszych dowódców, arcyksiężno. - Powiedział cicho Verezzo. - Powinniśmy korzystać z naszej dumy, jaką jest powszechny dostęp do magii ognia. Pokazanie siły tieflingów może pozytywnie wpłynąć na naszą opinię w świecie. Pragnę również zauważyć, że Marszałek Mirligiano nigdy nie rzuca słów na wiatr, szczególnie jeśli chodzi o wykonywanie okrutnych operacji na własnych lub cudzych żołnierzach.

Hadarot
Norhard podniósł ręce w kapłańskim geście i powiedział swoim ciężkim, ochrypłym głosem.
- Jestem pewien że Zielarka doceni ten gest, mój panie. Podobnie jak wierni i brać kapłańska. Podróż tunelami naszych szczurzych przyjaciół zawsze były raczej... kłopotliwe dla zwykłych pielgrzymów.
- Jeśli chodzi o pieniądze, to mogą one się nam co najwyżej zwrócić. - Odparł ekonom. - A to i tak ledwie. Na pielgrzymkach zyskują ich cele, drogi do nich dostają jedynie ochłapy.

Soleth Vonar
- Desharath nie jest bogiem nienawiści, a my nie jesteśmy fanatykami, mój panie. - Zaczął powoli. - To bóg pracy, neutralny. Wszyscy bogowie korzystają z jego usług, toteż zakazywanie ich kultu mija się z celem. Kaplice na pewno mu schlebią. Jeśli chcesz Panie mojego Światła, pójść tą drogą, możemy postawić również katedrę, tutaj w Molinth.

Avatar bulorwas
-Praca... Praca ponad produkt. Pracuj ciężko i wytrwale, ale nie martw się, gdy ci się nie powiedzie, będziesz miał świadomość, że szedłem ku temu z pełną zawziętością. Osiągnąłeś swój limit, ale gdy go już znasz, możesz go przeskoczyć.- Wygłosił jeden ze swoich licznych anielskich przebłysków. -To dobra doktryna... Wzmocni lud i ich wiarę. Katedra... Zanim ją postawimy, chciałem coś uczynić... Nasz Ojciec, jest najgodniejszym, jednak ze względu na swą skromność, ukrywa się za bandażem i ubiera się jak zwykły pracownik. Myślę, iż powinniśmy przedstawić go w świetle lepszy dla boga. Patrząc na innych bogów, wygląda gorzej. Pierwszą wskazówką dla nowych wiernych będzie wygląd. To on przyciąga pierwszy. Jeśli uczynimy jego wizerunek tajemniczym, mistycznym, a zarazem pełnym wrodzonej dumy, przyciągniemy więcej dusz, które zanurzą się w jego wspaniałości. Jednak nie chcę zabierać istoty naszego Pana, dokonamy niewielkich zmian. Na wizerunkach zmienimy jego zwykłe ubranie, na dostojne szaty z białego jedwabiu, jednak nie odstające krojem od poprzednich. Zamiast bandaży, nadamy mu minimalistyczną maskę w odcieniach czerni i bieli, by podkreślić jego neutralność. Chwytak zamienimy na hak na kiju, kij zakończony hakowatym sierpem, jak księżyc w swej fazie. Torbę na plecach zmienimy w wazę, z litego marmuru, ogromną, by ukazać, jak wielki trud nosi na plecach. Cóż to tym sądzi?

Avatar gulasz88
Właściciel
Soleth Vonar
Ma'al zaśmiał się pod nosem, ale szybko się powstrzymał i wykonał przepraszający gest ręką.
- Niech mi Pan wybaczy, ale czy wyobraża sobie pan sobie, kuriera w białych, sterylnych szatach i z gigantyczną wazą na plecach? Nasz pan jest przedewszystkim pracownikiem, jego atrybuty są takie a nie inne, ponieważ nie są symbolami, a faktycznym ekwipunkiem Desharatha. Chwytak by zbierać duszę, worek by wygodnie je transportować, a szmatką na twarzy jest nie tylko po to by ukryć jego wizerunek i zapewnić mu neutralność pośród ras, ale i by ochronić się przed smrodem jaki wydają z siebie najbrudniejsze z grzesznych dusz. Zmiana wizerunku na proponowany przez Pana Światła byłby... Śmieszny. Nie nazwałbym go świętokradztwo, ale...

Avatar Vader0PL
gulasz88 pisze:
Costalia
- To zrozumiałe, atoli polecam posłuchać rad naszych dowódców, arcyksiężno. - Powiedział cicho Verezzo. - Powinniśmy korzystać z naszej dumy, jaką jest powszechny dostęp do magii ognia. Pokazanie siły tieflingów może pozytywnie wpłynąć na naszą opinię w świecie. Pragnę również zauważyć, że Marszałek Mirligiano nigdy nie rzuca słów na wiatr, szczególnie jeśli chodzi o wykonywanie okrutnych operacji na własnych lub cudzych żołnierzach.

-Nie zamierzam ich ignorować panie Verezzo. Cieszy mnie, że pojawiają się sugestie poprawek. Z kwestii wojskowości to tyle. Pozostaje samo państwo... otóż sugeruję zdobycie do końca półwyspu, który zajmujemy i zmaksymalizowanie tam przemysłu.

Avatar gulasz88
Właściciel
- Zdobycie Lisiego Ogona nie powinno być problemem, zbyt dużym znaczy się. - mówił Lucius, ale wtem wtrącił się w jego wypowiedź Essa.
- Owoce, drewno, zioła i śmieszne zwierzęta. Wszystko można sprzedać. Ale blade diabły są zazdrosne. Same kolonizują dżunglę. I zdzierają jak chore za linię brzegową. A najgorsza jest Wielka Księżna. Tak blada że błękitna.
Tolini mówił przez narkotyki, jeśli nie na odwrót, ale reszta sali zdawała się rozumieč co ma na myśli.

Avatar Vader0PL
Zmarszczyła czoło.
-Wyjaśnijcie, bo chyba nie do końca rozumiem.

Avatar gulasz88
Właściciel
Nikt nie śpieszył się z odpowiedzią. Dopiero Lessalina westchnęła i zaczęła opowieść.
- Chyba czas na małą lekcje historii. Nie winię cię za brak jej znajomości, wszyscy woleliby o niej zapomnieć. Jak pewnie wiesz, poza nami, czerwonymi teiflingami są jeszcze jedne, białe tieflingi. Może spotkałaś je kiedyś w porcie. Mówi się że to ci mieszkańcy Costalii którzy w chwili pierwszego Chrztu Krwi byli czyści na sercu, cokolwiek to znaczy. Oni również się przemienili, jednak skóra zamiast podczerwienią ćwiczenia, stała się blada jak piana morska. No i jeszcze ich magia była... Dziwna. Niebieskie płomienie, tak gorące jak nasze, ale jakieś dziwne, nawet nie wiem jak to określić. Sam kolor skóry nie byłby problemem, szczególnie w tych pierwszych latach. Jednak im coś poprzestawiało się w rogach! Zamiast wyprzeć się bogów jak my, oni padli na kolana i zaczęli czcić Dasharotha, rozumiesz to. Pieprzonego Palacza! Nie mieli tu czego szukać, więc uciekli na końcówkę Lisiego Ogona i założyli to swoje ksiąstewko, Blodicię. Rządzi nimi ta suka, Mercucia di Dalimori.

Avatar bulorwas
Sam się zaśmiał na chwilę. -Zdam się na twój osąd. Czyli Katedra, tak? Ile funduszy i czasu pochłonie budowa takiej godnej naszego Ojca? A ile kosztować nas będzie postawienie kapliczki przynajmniej w każdym większym mieście? Znasz mnie, jestem człowiekiem symbolu. Od zawsze byłem. I chcę by nasz kraj stał się symbolem. Najlepiej potęgi. Dlatego chcę przerzuć też swoją naturę na naszego boga... To było nie na miejscu.

Avatar gulasz88
Właściciel
- Za marzenia jeszcze nikt nie spłonął w Kotłowni, mój panie. - powiedział z uśmiechem. - Większość miast ma już wybudowane kaplice. Jeśli chcesz, można je zmodernizować, a wybudować je w mniejszych miastach. To by wyniosło jakiś tysiąc i pół w złocie. Co do katedry, to są już liczby które przewyższają moje zdolności pojmowania. Znam skatrlickiego skrybę, który mówił że widział w archiwach koszta budowy Nadarchikatedry, a tam liczby były już pięciocyfrowe.

Avatar Ether
Zakon
Wysyłamy smugowce, aby skontaktować się z białymi terenami na południowy wschód od naszych prowincji.

Avatar Vader0PL
gulasz88 pisze:
Nikt nie śpieszył się z odpowiedzią. Dopiero Lessalina westchnęła i zaczęła opowieść.
- Chyba czas na małą lekcje historii. Nie winię cię za brak jej znajomości, wszyscy woleliby o niej zapomnieć. Jak pewnie wiesz, poza nami, czerwonymi teiflingami są jeszcze jedne, białe tieflingi. Może spotkałaś je kiedyś w porcie. Mówi się że to ci mieszkańcy Costalii którzy w chwili pierwszego Chrztu Krwi byli czyści na sercu, cokolwiek to znaczy. Oni również się przemienili, jednak skóra zamiast podczerwienią ćwiczenia, stała się blada jak piana morska. No i jeszcze ich magia była... Dziwna. Niebieskie płomienie, tak gorące jak nasze, ale jakieś dziwne, nawet nie wiem jak to określić. Sam kolor skóry nie byłby problemem, szczególnie w tych pierwszych latach. Jednak im coś poprzestawiało się w rogach! Zamiast wyprzeć się bogów jak my, oni padli na kolana i zaczęli czcić Dasharotha, rozumiesz to. Pieprzonego Palacza! Nie mieli tu czego szukać, więc uciekli na końcówkę Lisiego Ogona i założyli to swoje ksiąstewko, Blodicię. Rządzi nimi ta suka, Mercucia di Dalimori.

-I jak rozumiem, są pewne problemy, przez co jeszcze nie wyginęli. - Westchnęła. - Panie Verezzo, czy udałoby się panu podrzucić jednemu państwu wiadomość tak, żeby wyglądało, że została przejęta? Mam pewien pomysł, który może zadziałać na naszą korzyść.

Avatar gulasz88
Właściciel
Costalia
- Droga Arcyksiężno, obraża mnie pani jeśli sądzi że mogłoby mi się nie udać. - Przez ułamek sekundy widziałaś coś co możnaby nazwać uśmieszkiem. - Powiedz mi pani tylko komu i od kogo.

Zakon Rękojeści
Smugowce wróciły z niczym, ponieważ na tamtych terenach nie było żadnej placówki poczty. Żadnej cywilizacji, co najwyżej małe i wsi i ruiny czegoś więcej.

//Od tego jest dyplomacja :P Już myślałem że chcesz RP pisać

Avatar Vader0PL
gulasz88 pisze:
Costalia
- Droga Arcyksiężno, obraża mnie pani jeśli sądzi że mogłoby mi się nie udać. - Przez ułamek sekundy widziałaś coś co możnaby nazwać uśmieszkiem. - Powiedz mi pani tylko komu i od kogo.

-Vasau. W wiadomości miałyby się znaleźć informacje o tym, że podpisaliśmy pakt z tymi religijnymi białasami i razem zaatakujemy Vasau od strony morza. Mają się tam znaleźć informacje, że podobno wzmocniliśmy białych jakimś rytuałem, dzięki czemu mogą oni się poruszać jak kruki smugowe na polu bitwy, stanowiąc silne wsparcie. - Oparła się o krzesło. - Daj upust swoim zdolnościom. Niech uwierzą, że na półwyspie znajdują się dla nich śmiertelnie niebezpieczni wrogowie i właśnie tam znajduje się serce naszej armii, żeby skusić ich do zaatakowania. Napuścimy psy na religijnych fanatyków, a w międzyczasie sami ruszymy, żeby pozbyć się ich obu. -Odetchnęła. - Ma to wyglądać jak informacje od naukowców do naszych wojskowych.

Avatar gulasz88
Właściciel
[b]
- Vosańczycy to idioci, moja pani, ale czy aż tak? Choć, gdyby jakaś drobna zorza przeleciała nad zatoką...
- Oj nie kombinuj tak! - Rzuciła Morgana. - Ścierwojady pewnie nawet nie wiedzą, że występujemy w dwóch kolorach!
Jednak Verezzo już nie słuchał, w milczeniu wstał od stołu i udał się do drzwi, tylko elegancko się kłaniając przy wyjściu.

Avatar Vader0PL
-Zobaczymy, co z tego wyjdzie... obecnie to wszystko, dziękuję za wysłuchanie. Z panią, pani Recuzo porozmawiam następnym razem, gdy już wprowadzimy na stałe armaty do naszych okrętów. Chętnie posłucham, jakie okręty widzą się pani w powiększonej flocie.

Avatar gulasz88
Właściciel
- Chyba pierwszy raz zrobię listę! - Zarechotała i wstała od stołu, a zaraz po niej reszta książąt. Wszyscy powychodzili nie kłopotając się ukłonami i jedynie młody Tolini zasnął na swoim miejscu, z głową w kurczaku na ostro. Zawsze wychodził pierwszy, albo ostatni. I tak oto zostałaś sama.

Avatar Vader0PL
No cóż, dzisiejsze sprawy zostały wykonane. Pora wrócić do siebie, podpisać kilka decydujący spraw i rozpocząć przygotowania do wojny. Myśląc o tym wszystkim wstała i ruszyła do swoich komnat, pozostawiając młodzieńca samego. Trafi przecież do wyjścia.

Avatar JurekBzdurek
Someniscaria Artelnowis
Wiesz, może i jest młoda, ale jestem z naszej Somi nie tylko dumny, ja ją podziwiam
Jokit Artelnowis w rozmowie z żoną po przekazaniu korony

Gdy jest się długowiecznym jak elf, a na barkach dźwiga się odpowiedzialność jak imperator, to nic dziwnego, że trudno wytrzymać na tronie całe życie. Abdykacje są więc wśród elfów dość powszechne. Poprzedni Ojciec Lasu, Yowit Artelnowis, nie był tu wyjątkiem. Gdy jednak chciał przekazać koronę najstarszej córce ta stanowczo odmówiła, mówiąc, że jej przyszłością będzie magia natury. W ten sposób korona przypadła młodszej córce, w wieku studenckim, Someniscarii. Trzy lata temu, gdy Yowit zstępował z tronu by zająć zaszczytne miejsce pierwszego doradcy bał się, że dziewczyna nie podoła tak wielkiej odpowiedzialności. Ten czas wystarczył, by gruntownie zmieniła jego nastawienie - jej skupienie, spokój i rozsądek zrobił na nim ogromne wrażenie
To, że jestem na raz Matką i dziewicą to pryszcz. Większym osiąnięciem jest fakt że jestem studentką i dziewicą.
Aktualna Matka Lasu Someniscaria Artelnowis w rozmowie z siostrą

Gdy Someniscaria przejmowała tron wiodła barwne życie studentki sztuki na uniwersytecie w stolicy, pozostając nierozpoznaną pod zmienionym nazwiskiem Fistia Wetrioweria. Choć wymagało to ogromnego wysiłku, po pierwszym półroczu panowania wróciła do studiów i bogatego życia towarzyskiego akademika. Bardzo niewielu wie o tym, że Matka Lasu ma tak dobre informacje o środowisku akademickim, bo zna je od podszewki i jest jego aktywną członkinią
Młoda Matka Lasu przez swe niezbyt długie panowanie dała się poznać jako charyzmatyczna, rozsądna władczyni, mądra, inteligentna i dosyć sprawiedliwa. Nie jest to co prawda umysł ścisły ani wyjątkowo sprawna fizycznie wojowniczka, a przemoc ją obrzydza, ale nie to jest chyba najważniejsze w rządzeniu państwem. Someniscaria jest za to wrażliwą artystką i świetną mówczynią, a jej serdeczny i nieszczególnie podniosły sposób bycia szybko zjednuje jej do siebie ludzi. Mimo pewnego sentymentalizmu i romantycznej wrażliwości jest odważna, pewa siebie, rozsądna, a gdy nie ma wyboru uparta
Zdjęcie użytkownika JurekBzdurek w temacie Sprawy wewnętrzne




Siedziała w swych prywatnych, zamkowych komnatach nad biurkiem zawalonym wszelkiego rodzaju papierami, książkami i przyżadami do pisania i czekała. Wezwałam dziś do siebie chyba cały dwór na osobne audiencje - pomyślała, ostrząc pióro i nasłuchując. Zastanawiała się, czyje kroki usłyszy najpierw - najlepszego doradcy, ojca? Kanclerza, marszałka, zarządcy majątku, przwłożonego wywiadu, arcykapłana, arcymaga, najwyższego rektora akademii? Któryś z bardziej znaczących szlachciców? Cierpliwie czekała, wiedziała, że aktualne zniecierpliwienie to nic w porównaniu z tym co będzie potem, w czasie rozmów... A co dopiero wspólnej wielkiej narady. No, ale czego się nie robi dla własnego kraju? Uśmiechnęła się złośliwie do odpowiedzi, która przyszła jej na myśl i zanotowała szybko, planując już niedługo użyć jej w dyskusji

Avatar Rafael_Rexwent
Gilgamesh Deviantolis
Zdjęcie użytkownika Rafael_Rexwent w temacie Sprawy wewnętrzne

Minęło już niemalże dwieście sześćdziesiąt lat od tamtej tragedii ale ród Deviantolisów nadal kurczowo trzyma się istnienia próbując uciec przed wygaśnięciem linii i w konsekwencji – stania się tylko przeszłością. Historią, jakiej i tak nikt nie zapamięta bo bez następcy ze złotą krwią dawnego Imperatora ostatni Ocaleńcy zostaną wybici co do nogi.
Dawniej bujnie rozkwitające drzewo genealogiczne Deviantolisów obecnie przedstawia obraz nędzy i rozpaczy pozbawione wszystkich gałęzi oprócz jednego małego pędu. Jednakże nadzieja wcale nie umarła całkowicie. Los w pewnym sensie zlitował się nad przetrzebionym, walczącym o każdy dzień derenaryjskim ludzie.
Pozostał tylko on. Ten który nie pamięta nawet własnej matki, a ojca osobiście żegnał podpalając jego stos pogrzebowy. Lecz jeśli ktokolwiek miałby przywrócić chwałę Derenary to obecnie trafiła się najbardziej dogodna okazja w historii. Gilgamesh pomimo młodego wieku i de facto braku praw do tytułowania się królem (nie licząc szlachetnej krwi) swoją charyzmą oraz stanowczością zjednał sprzymierzonych z nim Ocaleńców.
Od razu po przejęciu przywództwa na mocy dziedziczenia (czyli po pogrzebie ojca jakiego śmiertelnie raniły wynaturzenia chroniące nieodkryte dzielnice) jasno przedstawił sprawę – jest władcą i jego jedynym obecnym celem jest odzyskanie przeznaczonego mu Pałacu, a także odkrycie sposobu na zlikwidowanie klątwy. Kto nie zamierza ukorzyć głowy pod jego panowaniem zginie zaś wszelkie oznaki sprzeciwu zostaną uznane za zdradę. Czy to znaczy, że Gilgamesh stał się tyranem? W żadnym razie! Jego decyzje są pełne mądrości oraz sprawiedliwości. Charakterystyczne stało się już jego bezstronne wymaganie szacunku do swojej osoby oraz surowość granicząca wręcz z okrucieństwem w wymierzaniu kar za przewinienia. Niezależnie od więzi łączących go z daną osobą – ukarze ją tak samo jak innych. Nie ma równych i równiejszych, jest tylko on – Król oraz poddani, od których ma pełne prawo egzekwować posłuszeństwo.


***
Drewnianemu krzesłu na którym siedział daleko było do stanu jaki określa się mianem "nowy". Trudno określić czy kiedyś miało na sobie warstwę lakieru, bo obecnie było ciężkim, wykonanym z dębowych desek meblem z licznymi przetarciami, a nawet osmalonym fragmentem. Najprawdopodobniej istniało na świecie jeszcze zanim przywódca Derenary sam się na nim pojawił i przeżyło niejeden kataklizm. Ale wtedy było zwykłym krzesłem, zaś teraz stanowiło godny króla tron. I chociaż oczy Gilgamesha często uciekały ku Wiecznemu Pałacowi, gdzie czekał na niego tron prawowity to ten zastępczy obecnie mu wystarczał.
Siedział i czekał aż przybędą jego poddani aby złożyć mu raporty, podzielą się spostrzeżeniami, a także zasugerują co robić dalej. Bo wszyscy są tak samo wierni sprawie. Ojczyzna musi powrócić w chwale, a wtedy nic na świecie nie będzie mogło ich powstrzymać. Obecnie są zasypani popiołami, jedyną pozostałością po dawnej tragedii. Ale to właśnie z popiołów powstają feniksy, mityczne ptaki będące ucieleśnieniem nieśmiertelności i potęgi. A Derenara zostanie największym z feniksów, wzniesie się ku niebu przykrywając swymi złotymi skrzydłami cały świat. Tylko muszą teraz dołożyć wszelkich starań.

Avatar gulasz88
Właściciel
Viridion
Nie byłaś w stanie rozróżnić kroków, gdyż przyszyli tłumem. Pierwszy wszedł twój ojciec, który powitał cię ciepłym uśmiechem. Zaraz za nim szła arcykapłanka Lyshelia Faminne, kobieta tyle piękna, co tajemnicza. Zawsze nosiła kaptur dokładnie zasłaniający jej twarz. Dalej byli bracia bliźniacy Fealan i Usthan Q'lithum, pierwszy był twoim marszałkiem, drugi zarządcą. Role kanclerza przejął twój ojciec. Niestety nie wszyscy mogli się zjawić, twój mistrz szpiegów był na tajnej misji u jednego z twoich sąsiadów, a arcymag i rektor zajmowali się jakąś niecierpiącą zwłoki sprawą na uniwersytecie. Wszyscy już przy wejściu ukłonili ci się nisko i zasiedli na swoich miejscach, czekając na to co masz im do powiedzenia.

Ruiny Derenary
Szerokie, nieco osmalone drzwi do sali zebrań otworzyły się z potężnym skrzypnięciem, a do sali wolnym krokiem weszły najwierniejsze ci osoby w tych ruinach. Sali i Tsuri byli pierwsi i zasiedli na miejscach najbliżej ciebie. Zaraz po nich wszedł Asgore von Vilehound, wampir z Zakonu Rubinowej Jaskini. Jako jedyny pamięta upadek Derenary; przybył do niej z misją na tydzień przed jej upadkiem, po wszystkim został w niej zamiast uciekać jak reszta jego zakonu. Obecnie uczy twoich żołnierzy walki i jest jedyną osobą w twojej grupie ze święceniami. To stary wampir, a jego charakter odpowiada tak stereotypowi wampirzego arystokraty, jak i wzniosłego rycerza. Po nim przez drzwi przeszedł Sqilik Skilheist jak zawsze zajęty jakimiś papierami. Owy skaven jest skarbnicą wiedzy na temat inżynierii oraz architektury. On odpowiada za wszystko co można nazwać "nauką" w pozostałościach tego wspaniałego miasta. Ma dwa tryby, jeśli pracuje jest niemal jak kamień, jednak na co dzień łatwo się ekscytuje i wnosi delikatny powiem optymizmu do szarej rzeczywistości. Na końcu, choć nie ostatnia, przez drzwi przeszła koboldka Ygrith Ethols Po wygnaniu z Kotardu, wiele koboldów zamiast rozpocząć nomadzki styl życia przeniosło się na ich nieszczęście do Derenary. W twojej drużynie spełnia ona rolę historyka. Posiada ona niesłychaną wiedzę na temat miasta, jego zakamarków i dzielnic. Potrafi też grzebać w gruzach lepiej niż jakikolwiek z twoich zbieraczy, nawet Tsuri. Wszyscy zajęli swoje miejsca, czekając na to co masz im do powiedzenia.

Avatar Rafael_Rexwent
Gilgamesh Deviantolis
Tak różnorodna grupka osób zasadniczo powinna być pełna wewnętrznych niesnasek oraz konfliktów. Jednakże trudne położenie w jakim wszyscy się znajdowali potrafiło zjednoczyć lepiej niż najlepszy na świecie dyplomata bądź charyzmatyczny mówca.
- Nasz cel jest wciąż bez zmian jednakże muszę ustalić dalsze posunięcia dlatego chętnie posłuchałbym waszych opinii, sugestii i faktów. - Rozpoczął blondyn gdy wszyscy już zajęli miejsca. - Nie możemy uderzyć bezpośrednio na pałac, bo wtedy wystarczy odciąć nam drogę zaopatrzenia, a i sami wystawimy się na okrążenie. Zresztą nie wiemy co czyha w samym pałacu. No może wszyscy z wyjątkiem pani. - Władca przeniósł wzrok na koboldkę licząc, że może ta spełni niewypowiedzianą, ale wyczuwalną prośbę.

Odpowiedź

Pokaż znaczniki BBCode, np. pogrubienie tekstu

Dodaj zdjęcie z dysku