Jedno z większych miast w Texasie. Tuż po epidemii zostały utworzone tam strefy kwarantanny i przeróżne schronienia, które znajdowały się w centrum. Po kilku miesiącach bezpieczne strefy upadły pod naporem bandytów, zombie, mutantów i Bóg wie czego jeszcze. Obecnie znajdują się tam bazy bandytów, Ku Klux Klanu i resztki niedobitków z byłych bezpiecznych stref.
Jeżeli się tam zapuszczasz, to musisz się liczyć z tym, że na pewno spotkasz się z niebezpieczeństwem. Ale przy odrobinie szczęścia znajdziesz jakieś ciekawe rzeczy.
Thomas obudził się na siedzeniu pasażera w samochodzie. Jax siedział za kółkiem i prowadził.
Po chwili Thomas zapytał:
- Coś ciekawego było po drodze?
//Dla jasności, obydwaj jadą do Dallas jakby co
Właściciel
//Ale według historii to oni powinni to miasto opuszczać, bo już kilka lat w nim zabalowali, co nie?//
// Kruca, pomieszałem trochę. To załóżmy, że są nadal w Dallas i usiłują z niego wyjechać. Ty najwyżej jakoś się postarasz utrudnić ową podróż. Później najwyżej spróbuję dodać jakieś miasto. I jakby co, to kierują się na południe.
Właściciel
//Jakieś mniejsze lokacje można zamknąć w obrębie tego tematu, jak zapuszczą się za daleko od miasta to wywalę ich na Pustynię Śmierci czy coś.//
- Kilka zdechlaków upiększyło nam zderzak. A co? - odparł tamten, odwracając się do Ciebie, bo na drogę w sumie nie musiał patrzeć.
- Jak będziesz tak je rozjeżdżać, to go nie doczyszczę.
Po chwili dodał:
- Trzeba będzie się zatrzymać i poszukać jakiś zapasów, bo cienko u nas z jedzeniem.
Właściciel
- Nie jestem głupi, jak będziemy przejeżdżać przez jakiekolwiek miasto, wioskę czy coś w ten deseń to się zatrzymam, bo teraz wokół siebie mamy urokliwe pustkowia.
- Taaa. Przy okazji trzeba będzie jakieś paliwo znaleźć z czym na pewno będą jakieś trudności.
Właściciel
- Widzę jakąś stację benzynową, ale nie wiem czy jest sens się zatrzymać, bo to pewnie je najszybciej osuszyli do ostatniej kropli benzyny.
- A zatrzymaj się, może coś w środku będzie. Tym bardziej, że jesteśmy w Texasie, a jak wiadomo, w Texasie jest od cholery broni.
Właściciel
- Która na pewno ma swoich właścicieli. - burknął, ale posłusznie zatrzymał się przy przydrożnej stacji benzynowej.
- Zawsze można ich odciągnąć i później tutaj wrócić.
Wysiadł i w trakcie zamykania drzwi powiedział:
- Nie gaś silnika.
Zamknął i zaczął chodzić od lewej do prawej. W międzyczasie gwizdał i stukał maczetą by zrobić jakiś hałas.
Właściciel
Hałas był niewielki, a więc nikogo z okolicy nie wywabił. O ile ktokolwiek tu był.
Właściciel
Odpowiedzi brak, bo pewnie nie było też nikogo, kto mógłby jej udzielić.
No to przygotował się do wejścia. Maczeta w dłoń, rewolwer za pasek i spróbował wejść do budynku.
Właściciel
Fakt, że drzwi były otwarte tylko Ci to ułatwił, tak więc wkroczyłeś do środka bez problemu.
Więc zaczął przeszukiwać ową stację.
Właściciel
Twój kompan miał sporo racji: Takie miejsca były celem ataków szabrowników już dawno, więc nie znalazłeś nic przydatnego. Cóż, chociaż tyle dobrego, że żaden bandyta, Zombie czy Mutant się tu nie kręcił.
A może jakieś zaplecze? A może resztki paliwa?
Właściciel
Żadnych resztek, a i zaplecze puste.
No to wrócił do samochodu.
- Nic, ku*wa nic.
Właściciel
- A nie mówiłem? - spytał, zadając pytanie, które po prostu musiał zadać, może nie dla okazania swej nieomylności, ale bardziej dla zasady. - To co? Jedziemy dalej?
Właściciel
Pokiwał głową i wsiadł do samochodu, na miejsce kierowcy, czekając aż i zapakujesz się do środka, bo w sumie to głupio byłoby Cię tu zostawić.
Zdjął plecak, wsiadł do samochodu i się rozłożył jakby przepracował cały dzień. Oczywiście zamknął drzwi.
Właściciel
Gdy wykonałeś te czynności samochód znów ruszył przez bezdroża.
Po jakimś czasie powiedział do kumpla:
- Jak chcesz to możemy się zamienić.
Właściciel
- Myślę, że dam radę jechać jeszcze kilka godzin. - odparł, przy okazji dość umiejętnie wymijając kilka umarlaków na drodze, i kontynuując jazdę.
Spróbował określić ile im zostało czasu do zmierzchu po wysokości słońca nad horyzontem.
Właściciel
Było ono wysoko, więc jeszcze spokojnie około ośmiu godzin.
- Jeszcze jakieś osiem, może dziewięć godzin do zmierzchu. Wolałbym żebyśmy dojechali na jakieś spokojne osiedle lub znaleźli coś bezpiecznego by przespać noc.
Właściciel
- Na tym pustkowiu? A nawet jeśli znajdziemy jakąś osadę to co? Nie wiemy jak nas tam przyjmą... Szykuje się noc w samochodzie, tyle Ci powiem.
- Może się nam poszczęści. Oby...
Właściciel
- Szczęście to w tych czasach towar tak deficytowy jak zaufanie.
- Czasami trzeba wykazać trochę optymizmu. Nawet jeżeli się umiera.
Właściciel
- A to nie jest tak, że Ty jesteś niepoprawnym optymistą zawsze i wszędzie?
- Może tak, może nie. Zazwyczaj w skrajnych sytuacjach myślę optymistycznie. A teraz jesteśmy w cholernie skrajnej sytuacji, bo mamy resztki jedzenia i trochę wody.
Właściciel
- Spokojnie, pewnie coś nas pożre nim poczujemy głód lub pragnienie. Widzisz? Ja też potrafię być optymistą.
- Nie wiem co gorsze, zdychanie z głodu czy bycie pożeranym żywcem.
Właściciel
- Żeby nie musieć odpowiadać na takie pytania warto zawsze zostawić sobie ten ostatni nabój.
- Gorzej jak się nie ma nabojów albo czegoś co strzela, wtedy zostaje umieranie w męczarniach.
Właściciel
- Ty możesz mieć takie problemy, ja na szczęście nie.
- Różnie bywa, wszystko się zmienia. Orientujesz się mniej więcej gdzie jesteśmy obecnie?
Właściciel
- Tak mniej więcej pośrodku nicz... Chociaż nie, patrz! - powiedział i wskazał na coś stojące na poboczu, teraz przypominało Ci to sporych rozmiarów pojazd lub jakiś mniejszy budynek, ale więcej dowiesz się, jeśli podjedziecie bliżej. No, o ile podjedziecie bliżej, bo Twój kompan się nieco waha.
- Podjedź jeszcze trochę by zobaczyć co to jest.
Właściciel
Pokiwał głową, a Ty poznałeś w tymże pojeździe autobus, ale zmodyfikowany, bo znacznie większy, wyposażony w kolce, drug kolczasty, płyty pancerza i kraty na oknach.
- Oby było w nim trochę paliwa, a jeżeli nie, to mamy miejsce na nocleg. Zatrzymaj się z piętnaście metrów przed nim.
Właściciel
- Nie wygląda na porzucony ani opuszczony. - zauważył, ale mimo to wykonał Twoje polecenie.