Siedział i siedział. Czasami wstawał i przechadzał się parę metrów, aby rozprostować nogi. Kiedy słońce zaczęło wschodzić, to poszedł obudzić Jaxa.
Właściciel
Nie był z tego powodu zadowolony, ale wstał bez szemrania. Jak można się domyślić, warta minęła Ci bez przeszkód.
- Myślisz, że powinniśmy tu zostać na jakiś czas czy ruszyć już dziś?
Właściciel
- Dobrze wiesz, że mi to wszystko obojętne, ale nie miałbym nic przeciwko chwili odpoczynku tutaj.
- To zostajemy na jeszcze jedną noc i ruszamy dalej.
Z racji tego, że w dzisiejszych czasach trudno o materac, to wrzucił dwa na pakę od samochodu. Krzesło również wziął na pakę, a co mu tam!
Przez resztę dnia patrolował okolicę. Gdy już nadeszła noc, to objął pierwszą wartę.
Właściciel
Wszystko szło dobrze, ale tylko do mniej więcej połowy warty, ponieważ wtedy zobaczyłeś chmurę pyłu na horyzoncie i usłyszałeś warkot silników motorów oraz innych pojazdów, który przybliżał się z każdą chwilą.
Szybko wbiegł do pokoju w którym spał Jax i się wydarł:
- Wstawaj, ku*wa! Wstawaj! Ktoś zapi***ala w naszą stronę!
Właściciel
Tak właściwie to nie spał, bo wciąż był dzień. Późne popołudnie, ale dzień. Bez zbędnych pytań w rodzaju "Kto? Gdzie? Kiedy? Po co?" natychmiast ruszył w kierunku wyjścia.
Włożył do plecaka cały prowiant wraz z rzeczami, które tutaj znalazł. Następnie wyszedł na zewnątrz motelu i starał się oszacować odległość jaka dzieli między nimi, a nadciągającymi ludźmi.
Właściciel
Niewiele, bo rozpoznajesz już, że masz do czynienia z dwoma pickupami, z czego na pace każdego siedzi sześciu ludzi, oraz czterema motocyklami, z czego dwa wyposażone są w CKM'y. Dwa pozostałe, jednoosobowe i bezbronne, wysunęły się na czoło grupy, najpewniej z racji zwiadu, podczas gry pozostałe stanowią osłonę samochodów i ludzi na nich się znajdujących.
Kiepsko to wygląda, bardzo kiepsko. Ucieczka raczej nic nie da, bo mają przewagę w postaci motocykli. Zostanie tutaj może się wiązać ze stratą samachodu albo nawet i życia, ale istnieje szansa, że mogą nie zauważyć pojazdu jak i jego właścicieli.
- Do samochodu. Szybko. - Pobiegł od razu do niego i wsiadł. W razie czego był gotowy, aby odpalić go w każdej chwili.
Właściciel
- Nie uciekniemy im, lepiej zostać w środku i się bronić. - zaoponował Jax, nie ruszając się z miejsca.
- Cholera... masz pie**oloną rację. - Wbiegł do środka i wszedł do pokoju z którego można będzie się bronić przez okno.
Właściciel
Było takich kilka, Jax zajął miejsce w tym obok. Pierwszy zajechał motocykl, który zatrzymał się, acz nie zgasił silnika. Kierowca siedział na swoim miejscu, a pasażer, wyglądający na typowego bandziora lub ocalałego, z racji prowizorycznych elementów pancerza i pstrokatego stroju, dobył noża oraz pistoletu i zaczął przeszukiwać pobieżnie okolicę motelu.
Znajdzie El Camino i będzie słabo. Siedział dalej w pokoju i obserwował motocyklistę.
Właściciel
Jak mogłeś się spodziewać, zastał samochód, co przekazał swemu kompanowi. Obaj wyrazili też zdziwienie, że pojazd był zatankowany i w dobrym stanie, a w okolicy żadnych Zombie.
Wyjął Magnuma i przyległ do ściany obok wyjścia na korytarz.
Właściciel
Ze swej kryjówki słyszałeś, jak motocykl odjeżdża, zapewne aby powiadomić o znalezisku resztę grupy, która niedługo tu zawita.
Nie wiadomo kim oni są, ani jakie w ogóle mają zamiary, ale walczenie z nimi jest złym pomysłem. Tym bardziej, że jest to duża grupa posiadająca CKM'y. Nadal stał w pokoju i czekał na jakiś rozwój wydarzeń.
Właściciel
Rozwój wydarzeń był taki, jak mogłeś się spodziewać: Motocykl wrócił, a z nim reszta pojazdów, które zaczęli opuszczać najróżniej ubrani ocaleli, każdy miał jakąś broń białą, od noży, przez pałki, po klucze francuskie, na kijach baseballowych kończąc. Większość miała też broń palną, głównie pistolety i rewolwery, nieliczni dysponowali także obrzynami.
Od razu podstawił jakieś krzesło pod klamkę, jeżeli te drzwi otwierały się do wewnątrz pokoju, a jeżeli nie to je po prostu zamknął i stał z rewolwerem wycelowanym w drzwi.
Właściciel
Podstawienie krzesła sprawiło, że, przy słowach zdziwienia i bluzgach, ludzie nie mogli wejść do środka, więc spróbowali owe drzwi wyważyć.
Odsunął się w bok parę kroków, aby przypadkiem nie dostać jakąś kulką, i powiedział głośno:
- Czemu do ku*wy nie zapukacie w te drzwi, tylko tak napi**dalacie w nie?
Właściciel
- Ej, słyszałeś? - zapytał jeden z mężczyzn.
- Nie, ku*wa, ogłuchłem. - odparł tamten i krzyknął: - Kim jesteście i po kiego ch*ja tam siedzicie?
- Równie dobrze mógłbym was zapytać o to samo. Kim jesteście i skąd przybywacie?
Właściciel
- Jeśli nie jesteście żadnymi zakapiorami to nie macie się czego bać, my też gramy tu tych dobrych. Jesteśmy najemnikami, przeszukujemy okolicę w poszukiwaniu łupów i ocalałych, odstrzeliwujemy też potwory, bandytów i inne ścierwo. Pracujemy dla takiego jednego gościa, który daje nam wyżywienie i zakwaterowanie, mieszka na ranchu, niedaleko stąd.
- Skąd mam mieć pewność, że jesteście akurat z tego rancho i go nie puściliście z dymem po drodze?
Właściciel
- Nie masz, w tym cały urok nawiązywania relacji podczas apokalipsy: Ufasz lub giniesz. Ewentualnie ufasz i giniesz.
- Ewentualnie ty giniesz i reszta twojej ekipy również. Zrobimy tak: wyjdę z opuszczoną bronią, a wy nie będziecie we mnie celować, pasi?
Właściciel
- Jeden gwałtowny ruch i odstrzelimy Ci łeb, a później nasramy do środka, ale tak, pasuje.
Opuścił broń, podszedł do drzwi i odsunął krzesło spod klamki. Następnie uchylił lekko drzwi, aby zobaczyć ludzi z którymi rozmawiał.
Właściciel
Rozmawiałeś właściwie tylko z jednym, był nim postawny mężczyzna wyglądający Ci na rodowitego Meksykanina, odziany w najróżniejsze elementy garderoby, bandanę i kamizelką taktyczną, które były dość zadbane, podobnie jak jego wąsy i bródka.
Właściciel
- Miałeś wyjść z opuszczoną bronią, więc ku*wa wyjdź z opuszczoną bronią, a nie gapisz się na mnie przez szparę w drzwiach.
Wyszedł z opuszczoną bronią.
Właściciel
Mężczyźni, bo było ich dwóch, jak domyśliłeś się po początkowej wymianie zdań, widząc to, wywiązali się ze swojej części umowy i nie zastrzelili Cię.
- Można porozmawiać z kimś kto dowodzi tą grupą?
Właściciel
- We własnej osobie, synek. - odparł Meksykanin, o ile rzeczywiście nim był.
- Jak ostatnio byłem na pewnej farmie to nie byłem tam mile widziany, więc skąd mam mieć pewność, że tym razem będzie inaczej?
Właściciel
- Coś czuję, że mówimy o tej samej farmie. A właściwie to ranchu, ignorancie. Niemniej, nie każę Ci tam jechać, ale daję taką możliwość.
- Rancho, farma jeden ch*j. Skoro dajesz możliwość to skorzystam.
Właściciel
- No to pakuj manatki i czekaj na nas przed motelem, musimy go jeszcze sprawdzić, nim wyruszymy w drogę powrotną.
- Jest sprawa... Bo nie jestem tu jedynym żywym poza wami.
Właściciel
- Kolega? Dziewczyna? Rodzina? Pies? Udomowiony sztywniak?
- A to da się udomowić sztywniaka? Chociaż... nie, nieważne. Kumpel siedzi w drugim pokoju.
Właściciel
- Jak nie odwali niczego głupiego, to jego też możemy zabrać, jeśli będzie chciał... Ten samochód na dole jest Wasz?
- Raczej niczego nie odwali, bo gdyby chciał to już dawno by to zrobił. A ten samochód to jak najbardziej nasz. Tylko nasz.
Właściciel
- I dobrze, pojedziecie razem z nami, średnio u nas z miejscem, zwłaszcza gdy załadujemy fanty.
- Pozwól, że go zawołam... Jax! Wyłaź!
Właściciel
Wyszedł niemalże od razu, choć nie miał zamiaru opuścić broni, podobnie jak celujący do niego ze swojej najemnicy.