Zaczął biec jak najszybciej w tym samym kierunku, co osiłki.
Właściciel
- Co to, do jasnej cholery, miało być? - zapytał ich Jax, gdy wszyscy znaleźliście się w bezpiecznej, jak dotąd, kryjówce, czyli kolejnym budynku, tym razem na przeciwnym skraju miasteczka.
- Miotacz min. - powtórzył jeden z tamtych. - Prosta broń, ale o konkretnej sile rażenia. W porównaniu do prawdziwych dział to jest jednak ścierwo, ale zwykle sprawdza się przeciwko tak nielicznym, słabszym lub gorzej wyposażonym wrogom jak my. Wykorzystują je głównie Bandyci, Szarańcza i lepiej zorganizowani ocaleli. Całość przypomina katapultę na kółkach, do której ładuje się wszystko, co popadnie, czyli te całe miny, będące w rzeczywistości prostymi materiałami wybuchowymi wykorzystującymi porzucone przez wojsko pociski artyleryjskie lub ich niewypały, ale jak ich zabraknie, to potrafią walić gruzem i innymi tego typu atrakcjami. Kiedyś słyszałem nawet, że Bandyci oblegali jedną taką osadę ocalałych, i z pomocą tej broni wrzucali im tam trupy albo Zombie.
– Co z nimi? Czekamy aż sobie pojadą czy robimy to po cichu?
Właściciel
- Nie chcą rozpirzyć tego miasta na kawałki, bo było ich i chcą je z powrotem, więc pewnie trochę do nas popukają i wrócą, a jak znów zbiorą łomot, to uciekną. Gorzej, że wrócą z kolegami, a my już nie będziemy mieli czego tu szukać.
– Czyli czekamy aż przestaną rozpi***alać wszystko dookoła i spi***alamy?
Właściciel
- A pomiędzy tym spuścimy im łomot. - potwierdził osiłek.
Po kilku kolejnych salwach z miotacza min jeden ze stojących niedaleko budynków częściowo wybuchł, a Wy zauważyliście, że z gruzowiska wystaje ręka, na której nadgarstku znajduje się niewielki zegarek... Dopiero po chwili zdaliście sobie sprawę, że siedzicie tu tylko we trzech, a dowódcy, jego kompana obwieszonego bronią i drugiego kabana nie widać, więc wnioski nasunęły się same, zwłaszcza gdy przypomniałeś sobie, że właśnie ten ostatni nosił podobny zegarek...
Posmutniał z tego powodu, bo ledwo co go poznał i już nie żyje. No nic, teraz musi myśleć jak tu przeżyć.
– Dowodzisz czy któryś z nas ma cię wyręczyć? – zapytał faceta.
Właściciel
O ile Ty ledwo posmutniałeś, bo w gruncie rzeczy nie znałeś tamtego osiłka, nie wiedziałeś nawet, jak mu na imię, to jego kompan znał go pewnie od wielu lat, może i jeszcze sprzed apokalipsy, więc nic dziwnego, że przeżył jego śmierć bardziej. Z tego powodu nie odpowiedział nawet na Twoje pytanie, a zamiast tego wybiegł bez słowa z bezpiecznej kryjówki i zaczął odgarniać gruz, licząc na to, że zasypany kolega wciąż żyje. Po kilku chwilach tej mozolnej pracy rozległy się strzały, a on padł na gruzowisko, co znaczy, że Bandyci są już bardzo blisko, słyszysz nawet ich nawoływania.
Nie wie nawet co ma teraz zrobić, bo jak im się pokaże, to na pewno ich zabiją albo zaczną torturować.
– Jakiś plan? – zapytał Jaxa.
Właściciel
- Siedzieć na dupie i liczyć na to, że nie walną tutaj, a jak podejdą, to ich wystrzelać?
– Dobra. – zgodził się i sprawdził ile ma w sumie naboi w magazynkach. – Ja cię, ku*wa, kocham. Ale nie jak jakiś pedał, tylko kumpel, rozumiesz?
Właściciel
- Ja Ciebie też... Chyba. Ale też jako kumpel. - odparł szybko i również przygotował broń.
Miałeś w magazynku jeszcze sześć naboi, a licząc je, dostrzegłeś pierwszego z Bandytów. Jax, choć miał go na muszce, nie strzelał. Chciał pewnie zaczekać, aż pojawi się ich więcej, bo zabicie jednego nic nie da, co najwyżej to, że to tutaj zaczną od nowa walić z tego Miotacza Min czy jak to się tam nazywało.
Wymierzył i poczekał, aż więcej ich przyjdzie i dopiero wtedy oddał strzały w ich kierunku.
Właściciel
Pierwszy padł trupem, Jax zastrzelił kolejnego, ale reszta, w miarę zorganizowany sposób zaczęła odpowiadać Wam ogniem.
Nie wychylał się, aby żaden fi*tek go nie postrzelił. Jeżeli strzały ucichły, to zdjął z siebie kurtkę i wychylił ją parę centymetrów poza osłonę, aby pomyśleli, że to on, a następnie sprawdził ich reakcję.
Właściciel
Nie byli tacy głupi, ale po kilku chwilach jednemu w końcu puściły nerwy i zaczął strzelać do przynęty. W sumie szkoda, dobre ubranie, a podziurawione na niewiele Ci się przyda.
Są jakieś drzwi wewnątrz tego budynku lub jakieś okno, które nie prowadzi bezpośrednio na bandytów?
Właściciel
Owszem, za Tobą były drzwi, choć nie wiesz gdzie trafisz, gdy nimi wyjdziesz i czy nie będzie to aby jeden z tych spacerów pokroju z deszczu pod rynnę.
Raz się żyję! Przeczołgał się do drzwi i spróbował je otworzyć.
Właściciel
Znalazłeś wyjście na zewnątrz, gdzie nie było nic, ale był już ktoś, a dokładniej dwóch Bandytów, którzy pewnie mieli Was oflankować, co im się prawie udało. Na szczęście zaskoczenie było obopólne i jeśli otrząśniesz się pierwszy, będziesz mieć szanse wyjścia z tego cało.
Szybko wycelował i wpakował w nich cały magazynek.
Właściciel
Udało się, teraz jest tylko taki problem, że masz zaledwie jeden magazynek, a odgłosy strzałów mogły zwrócić uwagę Bandytów. Przy odrobinie szczęścia uznają, że to ci martwi zastrzelili Was.
Bandyci, których przed chwilą pozbawił życia, na pewno mieli przy sobie broń, więc ich szybko przeszukał. Jak wygląda teraz otoczenie?
Właściciel
Jakieś zapyziałe podwórko, gdzie pewnie lokalni mieszkańcy spożywali i wydalali alkohol, bo zapach było czuć nawet teraz, ale równie dobrze to ci Bandyci mogą tak śmierdzieć. Poza kilkoma zniszczonymi stolikami i krzesłami nie było tu nic. Jeśli chodzi o trupy, to nie miałeś co spodziewać się ciężkiej broni, nie skoro mieli zająć się szturmem na budynek, więc każdy miał po nożu, dodatkowo dysponowali nabitymi rewolwerami Magnum. Nic wybitnego, ale zawsze coś. U jednego znalazłeś bardzo ciekawy, równie pomocny co potencjalnie niebezpieczny, łup, czyli granat-samoróbkę.
Zabrał granat i rewolwer. Na jakiej zasadzie "odbezpiecza się" ten granat? Trzeba wyciągnąć zawleczkę czy podpalić lont?
– Jax! – powiedział, ale nie za głośno. – Chodź tu i bierz ten rewolwer.
Właściciel
Pociągnąć za zawleczkę i jak najszybciej rzucić, modląc się przy tym o to, żeby była to jedna z tych solidniejszych samoróbek, która nie oderwie Ci ręki przed rzutem.
Twój kompan wybiegł z budynku i przyjął broń, ważąc ją w dłoni.
- To co teraz? Uciekamy?
– Ja bym im zaje**ł ten rozrzutnik gówna. – spojrzał na granat. – Albo nawet bym go rozje**ł.
Widzi stąd ten pojazd z tym miotaczem min?
Właściciel
Owszem, ale problem jest taki, że oni też pewnie widzieliby Ciebie, gdy opuścisz miejską zabudowę, więc może być problem, zwłaszcza że wystarczy tylko kilku ludzi obstawy pojazdu, i oberwiesz kulką w łeb.
Ruszył dupę i przeszedł do kolejnego budynku, jeżeli jest taka możliwość.
Właściciel
Pozostali Bandyci chyba Cię nie zauważyli, a przynajmniej nie strzelali, a Ty dotarłeś do kolejnego budynku, kiedyś pewnie domu, teraz ciężko stwierdzić, tak był zniszczony i doszczętnie ograbiony.
Upewnił się czy Jax za nim idzie i ruszył do kolejnego.
Właściciel
Idzie, na dobre i na złe, więc przynajmniej zginiecie razem. Trafiłeś do kolejnego budynku.
//To powiedz mi teraz, w czyim kierunku w ogóle idziesz i napisz to, żebyśmy mogli odpuścić sobie jeszcze kilka lub więcej postów o przeskakiwaniu z budynku do budynku.//
//chce się dostać jak najbliżej tego rozrzutnika.//
Wszedł do środka. Idzie zobaczyć z niego bandytów, którzy strzelali do niego sprzed budynku?
Właściciel
Jak najbardziej, przeskoczywszy jeszcze tak do dwóch domów, będziesz miał ich jak na srebrnej tacy, mogąc wpakować im kulkę w plecy.
Więc przeskoczył przez dwa domy i wybrał okno, z którego będzie mieć najlepszy widok na tych zjebów.
Właściciel
Wszystko gotowe, co teraz? Raczej nie zdołasz cisnąć z tej odległości granatem tak, aby doleciał do nich i wszystkich zabił.
Właściwie to jaka odległość jest między nimi? Kiedyś grał w drużynie bejsbolowej, więc może jemu lub Jaxowi się uda.
Właściciel
Licząc na oko, dzieliło Was od siebie mniej więcej dwadzieścia metrów, może dwadzieścia dwa, jeśli będziesz chciał rzucić perfekcyjnie w środek grupy, aby wybuch i odłamki pozabijały wszystkich wokół.
Wziął głęboki oddech, wyjął zawleczkę i rzucił tak, aby granat wylądował w środku grupy.
Właściciel
Nie trafił perfekcyjnie, ale i tak było nieźle, eksplozja i odłamki zabiły prawie wszystkich Bandytów, dwóch było rannych, a tylko jeden zdawał się nie odnieść żadnych obrażeń i odwrócił się w Waszą stronę. Nie widział Was, ale rozglądał się po okolicy w poszukiwaniu grenadiera.
Szybko padł na ziemię i zaczął się czołgać do wyjścia.
Właściciel
W takiej sytuacji najlepiej byłoby zostać w środku. Zresztą, pojedynczy Bandyta szybko przeliczył swoje szanse i rzucił się do ucieczki, wykazując typową dla przedstawicieli jego frakcji lojalność, zostawiając dwóch rannych kolegów tam, gdzie leżeli.
Idzie stąd zobaczyć czy ten rozrzutnik gnoju odjeżdża, lub czy szykuje się do kolejnego ataku?
Właściciel
Bandyci szybko wykalkulowali, że po wybiciu ich oddziału wysłanego do miasteczka, sami mogą niewiele zdziałać, zwłaszcza, że pewnie przy okazji wyolbrzymili Waszą liczbę i siłę ognia, więc owszem, uciekli i za ich samochodami się kurzyło.
– Ty idź do samochodu i podjedź nim do tych trupów bandytów. Ja zobaczę co z tymi dwoma. – wyszedł z budynku i udał się tam, gdzie leżą martwi i żywi bandyci. Oczywiście z rewolwerem w dłoni.
Właściciel
Twój kompan bez słowa wykonał polecenie. Jak zauważyłeś po zbliżeniu się, jeden z Bandytów był nieprzytomny, ale oddychał. Drugi był o wiele ciężej ranny, ale jeszcze żył i gdy tylko wszedłeś w zasięg jego wzroku, wypalił do Ciebie dwa razy z pistoletu, podwójnie pudłując. Potem opuścił broń, zapewne z braku amunicji, bo jeszcze naciskał spust. Pewnie nie był aż tak słabym strzelcem, ale jakiś uraz głowy, z której lała się krew, musiał zrobić swoje.
Wycelował w niego, a potem wyrwał pistolet temu, który do niego strzelał, aby przypadkiem nie przeładował i znowu nie strzelił. Poszedł do tego, który leżał przykryty gruzem i zdjął z jego ręki zegarek, a potem wrócił do trupów.
Właściciel
Martwemu zegarek się nie przyda, Ty zaś zyskałeś ładną i praktyczną ozdobę bądź przyzwoity towar na handel. Jeśli chodzi o trupy, to były martwe tak jak do tej pory i nie zamierzały wstawać. Jix podjechał już samochodem, zauważyłeś też zbliżającego się pickupa pozostałych ocalałych, z którymi wyruszyliście na tę wyprawę.
– Ciekawe co oni powiedzą, jak to wszystko zobaczą. – powiedział sam do siebie i poczekał, aż podjadą.
Właściciel
- Zawsze mogło być gorzej... Ale dobra robota. Pakujcie to, co ma jakąkolwiek wartość do samochodu i jedźmy stąd, nim tamci Bandyci wrócą z kolegami. Dla nas to miasteczko i tak jest już stracone.