- Jak sie teraz tak Tobie przyglądam, to zmieniłem zdanie. Za duża pi**a z Ciebie. - Zadrwił z niego i się roześmiał. - A co takiego robiłeś jak nas znalazłeś w motelu, co?
Właściciel
- Jeszcze jedno słowo, a wylecisz stąd na zbity ryj, śmieciu. - warknął przez zaciśnięte zęby. - I obiecuję, że ten ryj to sam Ci obiję.
- Już, spokojnie! - Spróbował jakoś opanować sytuację i rozmówcę. - To organizujesz te wypady lub znasz kogoś, kto by je organizował? - Zapytał spokojnie i beż żadnych drwin.
Właściciel
- Do swojej grupy Cię nie wezmę, koleżki też nie. Pracujemy razem już od prawie roku, bez żadnych strat i chcę zachować ten stan rzeczy tak długo jak się da. Ale tam jest inny wypadowiec, który chętnie weźmie świeży narybek. - odparł z perfidnym uśmiechem, wskazując na mężczyznę siedzącego na tarasie domu ranchera, z kapeluszem na twarzy i na bujanym fotelu.
- Dzięki. - Kiwnął głową i poszedł w kierunku facia, którego mu wskazał.
Właściciel
A Jix za Tobą. Podchodząc bliżej upewniłeś się tylko w tym, że mężczyzna spał i chrapał przy tym w najlepsze.
//Jax*
- Weź ty go obudź. - Szepnął do Jaxa.
Bonawentura(Bon)
Ku*wa mać-zaklnąłem- Gdzie do diabła jest Alfred!? Popatrzyłem na Trumpa z pytającymi oczyma jakbym oczekiwał odpowiedzi od owczarka a on odpowie mi głosem Morgana Freemana.
-Ehhh. Bóg jeden wie ale to jest irytującę. Od 3 godzin go nie ma a ja nie będę czekać w tym hotelu aż przyjdzie po mnie jakiś rabuś. Inna sprawa Klansmeni z którymi w ramach "aryjskiego białego braterstwa" nie miałbym żadnych problemów.-
Patrzę sie na drzwi z nadzieją że przyjdzie wreszcie mój kamrat niedoli który powiedział mi przed wyjściem że ma pomysł jak wydostać się z miasta Dallas a dalej na północ. Łatwiej byłoby na wschód do Luizjany ale wiesz że w porównaniu do twojego przyjaciela przetrwałbyś ze względu na swoją rasę a on kto wie co by z nim zrobili. Więc zamiast jechać najszybszą drogą planował on kierować się do Chicago a następnie stąd do dawnej stolicy stanów zjednoczonych. Szczerze chcę mu pomóc ale uważam że podróż poza groźnymi warunkami będzię bezowocna i gorzka. Zostawię to jednak dla siebie.
Właściciel
Zohan:
- Nie wygląda na takiego, którego się budzi i wychodzi z tego bez szwanku.
Samex:
Słusznie, lepiej nie robić mu przykrości, zwłaszcza że właśnie wrócił, a do tego dość uradowany, wskazując na swój wypchany fantami plecak.
Alfredzie!-wstałem i zacząłem gadać- Wyglądasz jakbyś zobaczył Jezusa Chrystusa z armią serafinów przepędzających grzechy tego świata! i co tam nowego znalazłeś?
- Możesz mu gałę strzelić, to może się nie zdenerwuje.
Znalazł sobie miejsce, gdzie mógłby usiąść i sobie poczekać, aż typek sie przebudzi.
Właściciel
Samex:
//Pisz wypowiedzi od myślnika.//
- Aż tak dobrze to nie ma, ale za to udało mi się trafić trochę jedzenia, wody i leków, które na pewno się nam przydadzą.
Zohan:
Mogłeś usiąść na schodach, co też zrobiłeś, podobnie jak Twój kompan.
- Cierpliwie z Was bestie. - powiedział po kilkunastu minutach mężczyzna na fotelu, który niedawno się przebudził lub też w ogóle nie spał, próbując Was w jakiś sposób przetestować czy coś w tym guście.
-To świetnie! Pragnę zauważyć że podczas mojej warty nie widziałem ani nie słyszałem żadnego żywego ani martwego człowieka. Więc póki co jesteśmy bezpieczni.
- Bestie? Skoro tak mówisz... Szukamy kogoś z kim moglibyśmy jeździć na wypady.
Właściciel
Samex:
- To znaczy, że zostajemy tu jeszcze jakiś czas czy od razu ruszamy w drogę?
Zohan:
- A mi kilku ludzi zeżarły Zombie, więc możemy się dogadać. O ile nie będziecie mi kulą u nogi, do takich sam strzelam. Na czym się znacie, Wy, młodzi wilcy?
- Szczerze mam dosyć tego miasta. Let's hit the road!
- Zanim umarli powstali z grobów, to byliśmy w drużynie baseballowej, więc wiemy jak przyłożyć. Hm, biegać też umiemy.
Właściciel
Samex:
- Brzmi jak plan, zwłaszcza że do zmroku zostało jeszcze trochę czasu. Chyba że wolisz przeczekać do świtu i wyruszyć właśnie wtedy.
Zohan:
- Znamy się też na prowadzeniu samochodów i swoje już przeżyliśmy. - uzupełnił Twój kompan.
- Dupy nie urywa, ale mięska armatniego potrzeba mi zawsze. W dużym skrócie, to dostaniecie wyposażenie, jeśli swojego nie macie lub jest ch*jowe, pakujecie się z nami do samochodów i jeździcie po okolicy. Zabieramy wszystko, co się da, do ludzi strzelamy, zostawiamy w spokoju lub zapraszamy tutaj, a Zombie wyżynamy że aż miło. Pytania?
Właściciel
- Lubie Twoje podejście, młody. - odparł, śmiejąc się w sposób, który przypominał napad suchego kaszlu. - Dobra, idziemy. - dodał, podnosząc się ze skrzypiącego fotela. - Trzeba Wam skombinować porządny sprzęt, bo zabiję Was, jeśli dacie się zeżreć już na pierwszej misji, jasne?
Westchnął głęboko i ruszył za faciem w kapeluszu.
Właściciel
Udaliście się do niewielkiej szopy, pilnowanej przez dwóch uzbrojonych w obrzyny i rewolwery drabów, gdzie najpewniej znajdował się magazyn zaopatrzenia.
- No dobra. Macie jakieś szczególne preferencje czy wystarczy Wam cokolwiek? - zapytał mężczyzna, otwierając drzwi do szopy kluczykiem zawieszonym na łańcuszku na szyi.
- Mnie wystarczy pistolet i może jakiś kij do baseballa, jeżeli macie taki na składzie.
Właściciel
- Podobnie, ale bronią ciężką też nie pogardzę. - dorzucił Twój kompan, nim odezwał się kwatermistrz.
- Ohoho, patrzcie go. - mruknął, wskazując go dwóm wartownikom. - Komandos się znalazł. Rambo, zasrany. Że też się jeszcze chojrak ostał na tym świecie, pewnie ostatni w tym sezonie.
Cała trójka zaczęła się śmiać, ale to dopiero starszy mężczyzna doszedł do siebie pierwszy.
- No dobra, tyle w temacie żartów na dziś. Każdy dostanie nabity pistolet, dodatkowy magazynek, jakąś broń białą, a na coś lepszego liczcie dopiero wtedy, jak się na Was poznam albo przekonacie mnie, jacy to zajebiści z Was snajperzy. Zrozumiano?
- Ja rozumiem. - Spojrzał się na Jaxa. - Rambo pewnie też.
Właściciel
I tym pozytywnym akcentem wyciągnął sprzęt dla Was: Tobie trafił się kij baseballowy, ale jego szerszy koniec został obity metalem i nabity metalowymi kolcami, więc skutecznie będzie sprawdzać się w roli maczugi. Do tego pistolet Browninga, jeden z nowszych, choć nie wiedziałeś jaki dokładnie i dwa magazynki do niego, choć ten pierwszy musisz już teraz wpiąć do broni, jeśli chcesz zrobić z niej użytek. Jax dostał identyczny pistolet i naostrzoną przez kwatermistrza maczetę.
Pistolet załadował i włożył go za pasek od spodni, a magazynek schował do kieszeni.
- Ruszamy zaraz czy coś jeszcze musimy zrobić?
Właściciel
- Tak się składa, że zwykle każdą drużyna wyjeżdża na jeden dzień i potem ma dzień przerwy. Tak się składa, że my wyruszymy właśnie dzisiaj, chociaż bardziej na krótki rekonesans, niż na pełen szaber.
– No to gitara. – ucieszyło go to, bo może udowodni, że może im się na coś przydać i przy okazji nie będzie się nudzić. – Gdzie i kiedy miejsce zbiórki?
Właściciel
- Przed bramą, za jakieś pół godziny. Odpocznijcie sobie, zwiedźcie farmę i nie załaźcie nikomu za bardzo za skórę.
Zaczął się przechadzać po farmie i postarał się pozapamiętywać wszystko co gdzie jest. Spróbował też wyrobić się w czasie i nie spóźnić się na spotkanie przed bramą.
Właściciel
Ciężko było zwiedzić Wam cały kompleks otoczony płotem i drutem kolczastym, ponieważ naliczyłeś się tu przynajmniej tuzina różnych budynków, ale też zagród, ogrodów i pól, na których, co ciekawe, coś rosło.
W miejscu zbiórki czekał już Wasz dowódca, a wraz z nim uzbrojony w dwie maczety na plecach i dwa pistolety w kaburach przy pasie mężczyzna i dwóch tamtych drabów pilnujących magazynów z bronią, tak samo uzbrojonych w obrzyny, noże i rewolwery. Sam mężczyzna, jak zauważyliście, już przynajmniej po czterdziestce albo nawet pięćdziesiątce, nie miał żadnych problemów z taszczeniem sporej strzelby z zapasem amunicji w bandolierze na klatce piersiowej i kilku granatów przy pasie.
Gdy tylko wszyscy byli gotowi, tamten bez słowa ruszył do pickupa, gdzie zajął miejsce kierowcy. Ten z maczetami i pistoletami, zakładając okulary przeciwsłoneczne, aby nie mrużyć oczu w blasku popołudniowego słońca, usiadł obok, a dwaj silnoręcy zajęli miejsca na pace samochodu.
Nic nie mówił, żeby jechać własnym samochodem, więc też wsiadł na pakę pickupa.
Właściciel
Cóż, to ugadacie pewnie później, bo żal marnować dobrą maszynę. Niemniej, większość podróży mijała sprawnie, spotkaliście tylko kilka samotnych Zombie, które ostrzeliwano z paki samochodu lub zwyczajnie taranowano. Zatrzymaliście się dopiero nieopodal małego miasteczka, do którego kierowca ruszył powoli, a pozostali zaczęli celować ze swojej broni wokół, jakby węsząc zasadzkę.
- Niedawno była tu mała baza Szarańczy, ale daliśmy im łupnia i się wynieśli. - wyjaśnił siedzący naprzeciw Ciebie mężczyzna. - Nie wiadomo tylko, czy to na stałe, czy wrócą z kolegami.
— Lepiej, żeby nie wracali, prawda? — wyjął pistolet i też zaczął celować.
Właściciel
- Jakbyś zgadł.
- Nie mieśmy też czasu, żeby przeszukać każdy budynek, więc dupa w troki i do roboty, chłoptasie. - powiedział Wasz dowódca, gdy samochód się zatrzymał i ruszył do najbliższego budynku, podobnie jak jego kompan i Wy dwaj, bowiem para tamtych kabanów miała widocznie za zadanie pilnować samochodu.
Zlazł z paki i poszedł za szefciem.
Właściciel
Raczej nie ma potrzeby, żebyście zajęli się tym samym budynkiem, bowiem jest ich tu multum, a powinniście się uwijać.
To wybrał sobie jakiś inny i poszedł do niego z Jaxem. Najpierw sprawdził czy drzwi są otwarte, a jeżeli są, to je otworzył i się upewnił, że nie ma w środku czegoś, co może mu zrobić krzywdę.
Właściciel
Jeśli byli tu wcześniej Bandyci, to nawet oni nie mogli być tak głupi, aby nie oczyścić budynków z Zombie i innych kreatur. Niemniej, Wy weszliście do niewielkiego sklepiku, który poprzedni lokatorzy rozkradli do cna.
Jeżeli nie ma żadnych drzwi w tym sklepie, które by prowadziły do innego pomieszczenia, to poszedł przeszukiwać inny budynek.
Właściciel
I tak przeszukaliście całe miasteczko. Wszyscy byli już gotowi do powrotu, gdy coś nagle poszło nie tak, bo w końcu było za łatwo, cicho i spokojnie. Usłyszeliście charakterystyczny terkot broni maszynowej, która próbowała serią ściąć Was wszystkich, ale spudłowała haniebnie. Zobaczyliście wtedy pickupa na wzgórzu nieopodal, z CKM'em zamontowanym na pace, a poza nim również dwa minibusy, obite blachą dla zwiększenia wytrzymałości. Jeden stał obok samochodu, a drugi ruszył w Waszym kierunku, najpewniej transportując oddział Bandytów.
— Spi***alamy czy schodzimy? — zapytał głośno.
Właściciel
- Przerobią nam auto na sitko, nim zdążymy wrzucić bieg. - odparł dowódca i kazał Wam się kryć, po dwóch do jednego budynku, aby tak przywitać nadchodzących Bandytów. Niegłupie, bo tak, choć jest Was mniej, możecie zadać im spore straty i liczyć na to, że się wycofają. W końcu Bandyci pokazują wolę walki tylko wtedy, gdy walczą z mniej liczebnym, gorzej wyposażonym, osłabionym czy bezbronnym przeciwnikiem, a najlepiej wszystko na raz.
Zszedł z paki i pobiegł do sklepiku, w którym był wcześniej, i czekał na to, aż te zj*** przyjadą.
Właściciel
Jax pobiegł za Tobą, a zj*** rzeczywiście przyszyły i o ile przez chwilę nie działo się nic szczególnego, to nagle spadł na nich grad kul ze strzelb, obrzynów, pistoletów i rewolwerów.
Wychylił się za osłony i oddał kilka strzałów w bandytę, który był najbliżej niego.
Właściciel
Twoja broń nie miała oszałamiającej mocy powalającej czy zasięgu, ale w tej sytuacji wystarczyła, aby położyć go trupem. Pozostali nie próżnowali i po kilku minutach wszyscy Bandyci uciekli, pozostawiając na placu boju siedmiu swoich martwych kompanów.
Upewnił się, że żaden bandyta nie stanowi niebezpieczeństwa i wyszedł na zewnątrz.
Właściciel
I bardzo dobrze, bo kiedy wraz ze swoim kompanem wyszedłeś z budynku, w ten coś uderzyło, czemu towarzyszyło zawalenie przynajmniej połowy i konkretna eksplozja oraz huk.
- Miotacz min! Chłopaki, kryć się! - krzyknął jeden z osiłków, wybiegając z tym drugim ze swojej kryjówki i gnając na drugi kraniec miasteczka.