Oh... Powróciła do nich, i by uniknąć niekomfortowej ciszy, zagadnęła Argoksa, choć tą kwestią była nawet zaciekawiona:
- Jeśli wolno spytać, jak poznaliście Pana Grendora? -
Właściciel
- Uratowałem mu życie. - wyjaśnił krótko, ale po chwili podjął opowieść: - Polował wraz ze swoją świtą w lesie na jelenie, rysie i wilki, ale znalazł o wiele większą zwierzynę: Biesa. Mieli szczęście, że byłem w pobliżu i zraniłem potwora na tyle, aby zrezygnował, choć nie uratowałem wtedy wszystkich... Tak czy inaczej, szlachcic zaoferował mi posadę swojego nadwornego łowczego i ochroniarza, którą to przyjąłem i służę mu w tej roli kilka lat, do dziś.
- Niesamowite... - Zachwyciła się krótkim, ale dającym do myślenia streszczeniem Argoksa. Widać było po niej, że jest naprawdę zdumiona wyczynem wojownika. Wiedziała, z nauki, czym był bies. Oprócz tego, Argoks też przypomniał jej kogoś. Syna Heśnika. Coś ponownie ją boleśnie ukłuło wewnątrz na to wspomnienie, jednak po momencie minęło:
- Spotkanie biesa musiało być...- Szukała przez setną sekundy odpowiedniego epitetu: - Porażające...-
Właściciel
- Nigdy tego nie zapomnę, chociaż przeżyłem wiele, walczyłem z wieloma przeciwnikami i polowałem na różne bestie.
- Wierzę Panu, wierzę...- Pokiwała głową z zrozumieniem. Jeżeli już orcza niewola i śmierć nieznanej jej osoby wywarła na Densissimę taki wpływ, to co mogło z nią być po spotkaniu biesa (poza tym, że była by martwa)?
Właściciel
Właściwie nic poza stygnięciem zwłok gdzieś na leśnej polanie, a dokładniej tego, co z nich zostało. Wojownik jakiś czas milczał, ale po kilku próbach zaniechania rozpoczęcia rozmowy postanowił jednak odejść do swoich spraw, co też niezwłocznie uczynił.
Została jej jeszcze Emilida. Teoretycznie, powinna najłatwiej nawiązać z nią wspólny język, ale tylko teoretycznie. Z bliżej nieokreślonych przyczyn, młoda szlachcianka wywoływała u niej lekki strach:
- Dużo podróżujesz w towarzystwie ojca? - Spytała, uśmiechając się lekko. Wcześniej Emilida też się do niej zwracała na "Ty" , więc chyba mogła sobie pozwolić na nieco mniej oficjalności w stosunkach z nią.
Właściciel
- Tylko w sprawach, które tego wymagają... Umowy handlowe, przyjęcia, małżeństwa... I tak dalej. - wyjaśniła, uśmiechając się lodowato półgębkiem podczas wypowiadania słowa "małżeństwa," jak gdyby nie do końca satysfakcjonowało ją to, że to Ty staniesz na ślubnym kobiercu z Gideonem, ale nie ma co się jej dziwić, zwłaszcza po opinii, jaką wyrobił sobie tutaj młody szlachcic.
Desi przecież też nie wiedziała do końca czy jej ślub z Gideonem jest do końca dobrym rozwiązaniem, ale nie miała zbytnio innego wyboru. Pozostało jej życzyć, by Emilida znalazła sobie kogoś, z kim równie przyjemnie ułoży sobie życie:
- Oh, musiałaś poznać więc wiele ciekawych osób! - Kontynuowała rozmowę, mimo swoich przemyśleń.
Właściciel
- Owszem... Zdarzało się. - mruknęła, a jej ton głosu nie zwiastował chęci do prowadzenia dalszej pogawędki.
Densissimie też zbytnio nie widziało się tego kontynuować, więc po prostu powiedziała coś w stylu "Musisz być zmęczona po podróży" po czym zaproponowała jej odprowadzenie do pokoju. //Wybacz, za brak dialogu. Nie mam zielonego pojęcia. //
Właściciel
- Nie ma takiej potrzeby, znam drogę. - odrzekła kobieta i odeszła, rzeczywiście kierując się do kwater, jakie dla niej przewidziano.
A Densissma została sama. Po chwili samotnej kontemplacji udała się do miejsca, gdzie ciało jej ojca było przygotowywane na pochówek.
Właściciel
Starym zwyczajem znajdowało się ono w otwartej trumnie w jednym ze skrzydeł domu, przeważnie nieużywanego, pełniącego rolę magazynu na bibeloty czy pamiątki, co się oczywiście zmieniło, gdyż teraz nie było tu nic poza trumną ze zwłokami i wieńcami kwiatów, a i całe pomieszczenie lśniło czystością.
Podobno umarli czekający na pochówek wyglądają, jak gdyby spali. Może i inni, ale nie Twój ojciec, widziałaś wyraz jego twarzy, pełen bólu i cierpienia, oraz rany, już zasklepione, mimo iż śmiertelne, a to właśnie przez nie uleciało z niego życie.
Przez moment wpatrywała się w ciało, o tak, z powierzchownego pozoru bez żadnych silnych emocji, czy uczuć. W środku Densissima wrzała. Nie wiedziała, jak reagować na tą śmierć. Nie tylko nie wiedziała jak się zachować, nie tylko czuła się kompletnie zagubiona, ale po prostu nie wiedziała, jakie miała odczucia do tego człowieka. Przez tyle lat jej życia był równie obecny, co potwory z bajek opowiadanych małym dziatkom, które podobno przyjdą zaraz, gdy dziecko będzie nieposłuszne rodzicom. Od jakiegoś czasu jednak, ojciec jakby... przypomniał sobie o jej istnieniu? Wyraził jej jakąkolwiek uwagę, atencję? To wszystko rozrywało umysł nastolatki. Po parudziesięciu sekundach takiego wpatrywania się, odwróciła wzrok, nie chcąc dalej patrzeć na ciało rodzica. Szybko wyszła z pomieszczenia, kierując się do biblioteki.
Właściciel
Trafiłaś tam bez jakichkolwiek trudności, była pusta, jak zawsze, ale dostrzegłaś kilka pozostawionych w nieładzie krzeseł i ksiąg, które świadczyły, że ktoś tu wcześniej był...
Kto to mógł być? Gideon nie wydawał się zainteresowany literaturą, choć to całe jego gadanie o chęci powrotu do życia szlachcica może skłoniły go ku książkom? A może to goście byli tu? Dziwne uczucie przeszło przez Densissimę. Podeszła do regału, chcąc się upewnić, czy wszystkie księgi były na swoim miejscu.
Właściciel
Wszystkie, nie licząc ksiąg leżących na stole w czytelni. Wszystkie z nich dotyczyły Twojego rodu, jego historii, ziem, dziedzictwa i tak dalej.
Hmm? Gdzie one mogły zniknąć? Albo prędzej kto je zabrał? Rozejrzała się za najbliższym sługą.
Właściciel
Niestety, ale żadnego w bibliotece nie było, musiałabyś poszukać gdzieś w okolicy.
Właściciel
//Całkiem, całkiem.//
Szybko odnalazłaś jednego z nich, młodego chłopaka, chłopskiego syna, który ocalał od ciężkiej pracy na roli lub w młynie, wybierając dożywotnie usługiwanie Twojej rodzinie.
Szlachcianka podeszła do niego:
- Przepraszam Cię, nie widziałeś by ktokolwiek wchodził, bądź wychodził z biblioteki? - Zapytała o wiele łagodniej, niż w czasach przed jej porwaniem, spoglądając na służącego.
Właściciel
Spuścił wzrok w dół i zastanowił się przez chwilę.
- Tak, wydaje mi się, że tak. Najpierw był tam jakiś Ork, z wielkim kamiennym młotem, a po nim jakaś Orczyca, ta ze świty pana Apyra. Może był też ktoś po nich albo przed nimi, ale ja tego nie wiem, wtedy nie pełniłem służby tutaj.
Zamyśliła się na moment. Co kochanka Gideona i ork z jego świty mieliby robić z historią rodu Densissimy? W jej głowie zagościły niepokojące myśli: - Wiesz do której części dworu się kierowali? - Zapytała szybko.
Właściciel
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem, ale pewnie do swoich kwater, jeśli nie ma ich nigdzie indziej.
- Dziękuję Ci. - Dygnęła lekko w podziękowaniu i udała się do pomieszczenia, które zajmowała Gharol. Miała do orczycy (a może pół-orczycy) kilka pytań.
Właściciel
Jako że Twoim celem była bardziej sama Orczyca niż jej kwatery, to nie trafiłaś do nich, ponieważ znalazłaś ją po drodze, gdy sama się gdzieś udawała. Obrzuciła Cię pogardliwym i wrogim spojrzeniem, ale skłoniła się, w końcu byłaś dziedziczką tych ziem i przyszłą żoną jej pana.
Nieco przestraszył ją wzrok, którym orczyca obdarzyła Densissmę. Niemniej, młoda szlachcianka nie zamierzała zrezygnować z swojego pytania:
- Uhm...Witaj. Widziałaś może księgi, które leżały na stole w czytelni? - Zapytała niepewnie.
Właściciel
Zielonoskóra wahała się chwilę, nim udzieliła Ci odpowiedzi:
- Tak. Przyniosłam ja dla pana Apyra.
- Oh! - Złożyła dłonie, nieco się rozjaśniając: - Mogłabym zapytać gdzie jest Gideon? Nigdy nie spoglądałam na te księgi, ale teraz....- Spochmurniała: - ...Chętnie na nie spojrzę. -
Właściciel
- W swojej komnacie. - odparła z prostotą, jakby było to oczywiste. - Ale dziś ma wybrać się do swoich Orków.
- Muszę się pospieszyć...- Mruknęła Densissma na wpół do siebie, na wpół do Gharol. Dygnęła lekko w podziękowaniu do orczycy: - Dziękuję Ci. - Po czym nie czekając na jej odpowiedź, wyminęła ją i poszła w stronę komnaty, w której zadomowił się Gideon.
Właściciel
Zastałaś go, gdy siedział przy niewielkim biurku, kreśląc coś na mapie i omawiając wszystko ze swoją prawą ręką, znanym Ci już Orkiem z charakterystycznym wielkim młotem bojowym o kamiennej głowicy. Gdy tylko Cię zobaczył, urwał rozmowę, wręczył mu mapę i kazał wyjść, a gdy olbrzymi barbarzyńca Cię minął, skinął Ci głową i rozsiadł się wygodniej na fotelu.
- Co takiego sprowadza Cię do mnie, moja droga? - zagadnął przymilnym głosem, składając dłonie w piramidkę.
- Uh...- Zakłopotała się nieco, wciąż nie za bardzo wiedząc, jak właściwie zachowywać się, albo co tak właściwie czuje w stosunku do Gideona. Sekundkę później udało jej się znaleźć odpowiednie słowa, przynajmniej w jej mniemaniu: - Widzisz.... Słyszałam, że czytujesz księgi mojej familii i pomyślałam, że może potrafiłabym coś dopowiedzieć, a raczej samej się czegoś dowiedzieć...- Zapytała nieśmiało.
Właściciel
- Nie przeczę. - odparł szczerze, patrząc Ci w oczy. - Badanie przeszłości zawsze mnie fascynowało, a że historię rodu Apyrów znam na pamięć, to zaczytywanie się w innych szlacheckich dziejach przyjąłem ze sporym entuzjazmem, zwłaszcza, że niedługo będą to też i poniekąd moje dzieje, w końcu ślub zbliża się wielkimi krokami, prawda? Chciałabyś jeszcze o czymś pomówić?
- Nie...Chyba nie. Tylko powiedz mi proszę, gdzie odłożyłeś te księgi. - Odpowiedziała niepewnie.
Właściciel
- Tak się składa, że będą mi jeszcze potrzebne. - odparł dziwnie spokojnym, jakby sztucznym, tonem. - Gdy tylko skończę czytać, odłożę ja na swoje miejsce w bibliotece.
Densissmę przeszedł nieprzyjemny dreszcz niepokoju.
— A w jaką porę to będzie? Dziś wieczór? Nazajutrz? — Nie ustępowała.
Właściciel
- Tak szybko, jak zdołam. - odparł wyraźnie zirytowanym tonem, jakby tłumaczył coś prostego dość nierozumnemu dziecku. - Najszybciej jutro.
Denissima odetchnęła, nie będąc do końca pewną czy chce powiedzieć, to co chce powiedzieć. Sekundę później zdecydowała:
-- Dobrze. Trzymam Cię za słowo. -- Odpowiedziała na tyle poważnym tonem na ile potrafiła, po czym obróciła się na pięcie i wyszła, kierując się na powrót do biblioteki.
Właściciel
Wszyscy zgromadzeni w komnacie odprowadzili Cię wzrokiem, ale nikt się nie odezwał. Niemniej, bez przeszkód dotarłaś na miejsce, do biblioteki, gdzie nic nie zmieniło się od Twojej ostatniej wizyty.
Poszła do działu, który okazał się dla niej tak owocny ostatnim razem - do działu z magią. Ponownie odszukała księgi o nauce magii ognia, tym razem jednak nie sięgała po podstawy. Poszukała czegoś bardziej zaawansowanego.
Właściciel
Zaletą Magii Ognia było to, że mogłaś się jej szybko nauczyć, ale wadą niewielkie zróżnicowanie, przez co na zaawansowanym poziomie było niemalże to samo, co na podstawie, a więc różnorakie ogniste pociski, o fantazyjnych formach, które należały tylko od Twojej wyobraźni.
Tak, sztuki Magii Ognia były szerokie i wąskie zarazem. Czy warto zatem rozpocząć naukę innej ścieżki? Raczej nie. Zabrała ze sobą księgę i wyszła z dworku, a potem skierowała się do bramy przybytku. Właściwie, nie wiedziała gdzie mogłaby się udać, ale zdecydowanie coś odpychało ją od budynku i od Gideona...
Właściciel
Służba i Orkowie nie zatrzymywali Cię, ale odradzali, ponieważ po niedawnym najeździe zielonoskórych w okolicy namnożyło się od wilków i Ghuli, które urządzały sobie uczty na zwłokach mieszkańców wsi i innych pomordowanych podczas napaści, więc wybranie się teraz w podróż, zwłaszcza że jest już późne popołudnie, nie byłoby rozsądnym pomysłem.
Nie zamierzała odchodzić daleko od dworku, tylko tu, do pobliskiego lasu, kilkadziesiąt metrów ledwie. Czy jest to zły pomysł? Być może. Niemniej, nie porzuciła go i udała się w tamtym kierunku, szukając polany, czy innej, otwartej przestrzeni.
Właściciel
Znalazłaś jedną, niezbyt dużą, ale przynajmniej położoną na tyle blisko dworku, aby nie musieć martwić się zjawieniem ścierwojadów, a jednocześnie osłoniętą wokół linią drzew, co zapewniało Ci nieco dyskrecji i samotności, bo chyba właśnie po to się tu udałaś, prawda?
Tak, właśnie po to. Stanęła na środku polany. Czy było tu coś rzucającego się w oczy, wyróżniającego spośród otaczającej ją zieleni?