Właścicielka
-To już rodzinnie u nas. Niektórzy nadal nieprzyzwyczajeni... Pan pewnie po kartę, prawda? Niech pan pójdzie ze mną, zostawiłem swoje jarty dla Jokerów koło domu.
Konto usunięte
- Oczywiście
Idzie spokojnie za nim
Właścicielka
Wobec tego szli ładny kawałek. Krowa czasem muczała, spoglądając w zadumie na detektywa. W końcu dotarli na miejsce, gdzie Miyazawa postawił krowę, a spomiędzy roboczych szpargałów wynalazł swą kartę.
- Bardzo proszę i życzę miłego dnia.
Konto usunięte
Bierze
- Nawzajem
Zaczął powoli wracać do wozu z książkami
Właścicielka
Po jakimś czasie tam dotarł. Ilverin notował coś w sporej księdze, a wóz był w połowie pusty. Elf zapewne właśnie czekał na detektywa.
Konto usunięte
// Co tak pesymistycznie :-]
- Widzę że miałeś pracowity dzień
Właścicielka
//co niby było pesymistyczne?
- Tak.powinno być. - wzruszył ramionami. - Uwielbiam to, że w Krainie nie ma internetu. Ludzie kochają czytać książki i wypożyczają ich naprawdę wiele. A do pracy jestem przyzwyczajony. Zbieramy się dalej?
Konto usunięte
// No wiesz pesymistycznym jest że wóz jest w połowie pusty, optymista powie że wóz jest w połowie pełny
- Tak, wszystko co chciałem zrobić to zrobiłem,
Właścicielka
//Optymistyczna wersja Ilverina - wypożyczyli w cholerę książek c:
Wobec tego wsiedli na wóz i odjechali. Nic ich nie zatrzymało, gdy wyjeżdżali z miasta.
Zmiana tematu~
Właścicielka
Niestety, nie miał już na to siły. Nie mógł za bardzo zrobić czegokolwiek, nawet zaczerpnąć oddechu. Najwyraźniej Kain poderżnął mu gardło, ale jakoś jeszcze nie umarł.
- Dwie karty w jedną się zmieniły, cenę swoją zapłaciły. Miłość twardsza od diamentu, przeklętego diabelnego sakramentu. Daj żyć im szczęśliwie, w wiecznym żniwie. - śpiewny głos za nimi się odezwał.
A wtedy powieki Shina samoistnie opadły.
Jakiś czas później obudził się. Gdzie był? Skąd się tu wziął? Mógł mieć nawet wrażenie, że to wszystko to mu się przyśniło...
Podniósł się szybko i dotknął swojej szyi. Zaczął rozglądać się dookoła. Jego oddech był nierówny.
-Sully...? -mruknął cicho przecierając oczy.
Właścicielka
Odpowiedziała mu cisza. A także... cichy oddech tuż obok niego. Sully spał, podobnie jak Shin nie miał śladu po tych ciosach.
- Shin..? - zapytał po chwili rozbudzony Sully. - C-co jest?
Szatyn przytulił go, próbując zatamować łzy, które napłynęły mu do oczu.
-Nic, nic Sulluś... -mruknął cicho. -W-wszystko w porządku, prawda?
Właścicielka
- Już spokojnie, Shin, to chyba już po wszystkim... A tak w ogóle to gdzie jesteśmy? - zapytał z zaciekawieniem.
Chłopak zaczął rozglądać sie wokoło.
-Wiesz.. Sam nie wiem...
Właścicielka
Był to bardzo przytulny pokój, nie wyglądał na hotelowy. Ściany w kolorze oliwki, miękkie mebelki i taras z widokiem na ogród i przestronne drzewo, po którym biegała Psotka.
- To dziwne. Rozejrzymy się po tym miejscu?
-Tak, tak... Chodźmy. Widocznie Psotka już się przyzwyczaiła... -usmiechnal się lekko.
Właścicielka
W kuchni kręciła się... Kizuka. Na dodatek ze skrzydłami.
- Jak tam się miewacie moje urocze śpioszki? - uśmiechnęła się ciepło. - Mam nadzieję, że humorki dopisują.
-Hmm... Gdzie my jesteśmy Kizu...? -przechylił głowę patrząc na nią uważnie.
Właścicielka
- Na peryferiach Kotrii. Taka urocza okolica, prawda?
- Oo... kiedyś chciałem tu... - Sully zawahał się. - ...mieszkać. Tak w ogóle to co z tą przepowiednią?
Kizuka nagle w dłoniach miała kartę. Dwójkę kier, z ich dwójką na niej i dopiskiem "czarne gwiazdy".
-Umm... -Shin zdezorientowany podrapał się w kark. -To... Nasza karta?
Właścicielka
Kizuka skinęła głową.
- To już tak działa. - dodała.
- A skoro to jest nasz dom... chyba, to co ty tu robisz? - zapytał Sully.
- Chcieliście się dowiedzieć na temat twojej przeszłości, tak wam przypomnę. Przyszłam wam ją opowiedzieć.
-No dobrze. -Shin uśmiechnął się lekko.
Właścicielka
- Wszystko zaczęło się na brzegu Hiai, gdzie pewna dziewczyna odnalazła Cię, Sully.
- A kim była?
- Może pokażę wam to w takiej sennej iluzji. - dziewczyna pstryknęła palcami, a sceneria zmieniła się na odpowiednią, a przed oczami przemknęła im... Kizuka z rocznym Sullym na rękach.
-A więc to ty go wyciągnęłaś wtedy z wody... -mruknął cicho Shin.
Właścicielka
- Szczerze to przez jakiś czas nie zorientowałam się, że ty to ty. - zaśmiała się w stronę Sullyego. - Dopiero gdy zaczęłam szukać... Myślałam, że w spokoju dorastasz sobie w Colder. Ale ja w końcu jestem wyjątkowo roztrzepana.
- A do kogo mnie zaniosłaś?
- Ta historia jest nieco bardziej pokręcona. Postanowiłam się poradzić kogoś, kto mimo wszystko lubił pomagać.
Sceneria przeniosła się do Dese, gdzie było tamto mieszkanie, które wcześniej zobaczyli.
Szatyn zaczął rozglądać się dookoła.
-Więc kto to..?
Właścicielka
Kizuka przytuliła Sullyego, który najpewniej zasnął i zapukała do drzwi.
- Odejdźcie wszyscy... dajcie mi wszyscy spokój. - odezwał się zbolały głos, ale jednak znajomy. - Kto tu czego chce?
Dzieciaczek jednak obudził się i zaczął płakać. Ktoś w środku w końcu westchnął i otworzył drzwi. Był to Deus, jednak nie wyglądał za dobrze. Ciemne wory pod oczami, siniaki i ogólnie mina jakby wstał z grobu.
- A ty co? Bocian czy świeżo upieczona matka? W ojcostwo mnie nie wrobisz. - wysilił się na śmiech.
- Nie mam pomysłu dokąd z nim iść. Tym z Colder jeszcze nie ufam.
Niebieskowłosy wpuścił ją do zabałaganianego mieszkania.
-No tak, tak.. Tego można było się domyślić... -uśmiechnął się lekko i wszedł za nią.
Właścicielka
Deus przebiegnął się po domu i natychmiastowo pochował po szaflach wszysyko, czym można było coś sobie zrobić. Poza tym wyniósł butelki.
- A czemu przyszłaś z tym do mnie? Ostatnio byłem tak zrozpa... wściekły, że prawie zrzuciłem Cię ze schodów.
- Było minęło. - zaśmiała się, wciąż próbując uspkoić Sullyego.
Po paru chwilach Deus zacisnął pięść, wziął Kizuce Sullyego i go przytulił, lekko bujając w ramionach. Jakimś trafem przestał płakać.
Shin zaśmiał się.
-Deus niania...
Właścicielka
- Mnie to nie bawi. -mruknął Sully. - W życiu bym nie uwierzył. I on mi... kurcze, ta myśl mi chyba nie odejdzie... - dodał rumieniąc się.
-Możeby przejść dalej?
-Racja, racja. Przejdźmy dalej. -chwycil łapkę Sullyego.
Właścicielka
Przelotem widzieli kilka scen, podczas których Deus zajmował się Sullym. W końcu dotarli do momentu, gdzie Sully miał koło czterech lat.
- Nie jest ci za ciężko, Deus? Przecież nie będziesz jego "wujkiem" do końca świata, prawda? Mówię ci, tam też mu będzie dobrze. - twierdziła Kizuka.
- Szczerze to myliłam się. - dodała, gdy sceneria zmieniła się ma dom w Colder.
W wizji kobieta, która trzymała Sullyego w rękach była niemrawo widoczna.
- Uch... zapomniałam dodać, że ta kobieta... nie żyje.
-Nie żyje? Czemu? -szatyn spojrzał na nią zaciekawiony.
Właścicielka
Wizja przemieniła się na płonące srebrnym ogniem Colder.
- Dziennikarze z Seyo donieśli niemal natychmiastowo, co wydarzyło się ledwie kilka godzin temu w tym ponurym miejscu. Elfy, nie mogąc patrzeć na porzucanie dzieci, idąc za jakimś szalonym pomysłem Deusa podpalili budynki Deithwen i odebrali wszystkie maluchy. Jednak nie ogień ją zabił. Zabiło ją jej własne sumienie. Holly Hopkins odeszła z Krainy w taki sam sposób, w jaki się dostała. Powiesiła się.
-Umm... -mruknął cicho Shin. Skrzywił się nieznacznie. -No cóż... -westchnal jakby nie wiedząc co powiedzieć.
Właścicielka
- Jest coś jeszcze. - nie powiedziała tego Kizuka, a Sully. - Nie wspomniała byś tak o niej, czegoś jeszcze się nie dowiedziałem o niej, prawda?
- Tak... ona... ona była twoją matką, Sully. Biologiczną.
Sully zamilkł, chyba czekając, aż Kizu powie, że to żart.
- Wiesz może... - stęknął w końcu. - ...czemu się zabiła?
- Wiem... załamała się, gdy zrozumiała, że zamiast się zmienić, naprawić takie błędy co zrobiła w Świecie, to tylko je powtórzyła. W tym porzucenie ciebie.
Szatyn ostrożnie przytulił Sullyego. Po prostu poczuł taką potrzebę.
Westchnął cicho czując przygnębiający smutek.
Właścicielka
Wizja wokół zachwiała się i lekko rozmyła. To Kizuce zadrżały ręce, a po jrj policzu zbiegła łza.
- Pozostałą historią chyba podzielicie się między sobą. Ja... musze iść. - obraz po prostu zniknął znów stali w pokoju. - Muszę... się komuś wypłakać.
Shin spojrzał na nią uważnie. Nadal przytulał chłopaka.
-Dziekuję za wszystko.. -westchnął. -Ciekawe co by było, gdybym jednak nie trafił do tej Krainy...
Właścicielka
- Gdybanie powoduje jedynie smutek, więc najlepiej tego nie robić. - odparła Kizuka i zniknęła.
- Ona chyba ma rację, Shinu. Poróbmy coś innego.
-No tak, tak. -westchnął po czym uśmiechnął się lekko. -Od jak dawna chciałeś tu mieszkać Sulluś?
Właścicielka
- Odkąd Miyazawa wziął mnie i Werę przed ten kominek. Poczułem, że to miejsce, które mnie chciało. - mruknął, a w dłonie wpadł mu świstek nie wiadomo skąd. - "Zapomniałam o ostatnim. Odwróciłam skutki uboczne twojej kąpieli w Hiai. Miłego~".
-Skutki uboczne? -podrapał się w kark. -Tak w ogóle to zapomnieliśmy kaczuszek!
Właścicielka
- Tam jest pudełko. - wskazał je Sully. - A skutki uboczne... chyba miała na myśli moje bycie ghulem... tak, raczej o to jej chodziło. - uśmiechnął się lekko.
-No tak. -przytulil go uśmiechając się. -Czyli teraz to my będziemy pomagać Jokerom? Skoro jesteśmy jedną kartą...
Właścicielka
- Najwyraźniej. - zaśmiał się Sully. - Ale będzie fajnie! Prawda, kochanie? - zapytał z satysfakcją.
-Ależ oczywiście skarbie. -cmoknął go w czółko z troską.
Właścicielka
- Może wypuścimy kaczuszki? Na pewno duszą się w tym pudełku! - mruknął Sully, sięgając po karton. - Tak w ogóle to nie myślaĺem, że kiedykolwiek to się wydarzy...