//Zapomniałeś o Angelu ;v//
//No faktycznie. Chcesz moda?//
- Płyniemy na osąd. W zasadzie, to prawie dopłynęliśmy - wskazał ręką przed siebie. Na końcu rzeki była skalna ściana. Co dziwne, woda zdawała się płynąć właśnie tam, choć logicznie rzecz biorąc każda rzeka powinna prowadzić do jakiegoś większego zbiornika.
//Podziękuję ;p, jestem dość leniwy jeśli o takie rzeczy chodzi a mając jeszcze Zaethie mam mało czasu//
- Hmmm... niech zgadnę ukryty portal do sali osàdu ?
Wskazał na ścianè
- Bieg wody.... nielogiczny....
- Portal? Można tak powiedzieć. Lepiej myśl już, co powiesz Suwerenowi.
Gondola płynęła w kierunku ściany z niepokojącą prędkością.
- Jakto co mu powiem ? To on o coß pyta ?
- O twoje cele, nadzieje i obawy - odparł - O, już jesteśmy.
Łódka wjechała w skałę. Vincent w jednej chwili widział zbliżającą się ścianę, a w następnej... widział już tylko ciemność.
//Kontynuujesz w Sali Sądu//
Alice znalazła się w ciemnym, podłużnym pomieszczeniu. Wyglądało ono na wnętrze opuszczonego budynku - ściany były podniszczone a temperatura była znacznie niższa od pokojowej.
- Brr... Tobie to dobrze Lacie, nie czujesz zimna. Ja muszę się z tym męczyć. Okropieństwo. Ciekawe czy na serio tu jestem, czy to znowu halucyn. Choć w halucynie zwykłe było parnie, nie zimno.
Po dłuższej chwili rozejrzała się wokół, oblizała wargę i ruszyła przed siebie.
Na końcu pomieszczenia były metalowe, zardzewiałe drzwi. Próżno było szukać innego wyjścia z pomieszczenia, gdyż ani okien, ani innych drzwi nie było widać.
- Rdza to taki dziwny koloor. Dziwny dziwnisty. Ciekawe czy działają.
Rozgląda się z uwagą za klamką.
Klamka była w kiepskim stanie, ale jednak.
Mamrocze coś pod nosem, otwierając drzwi. Obraca powoli głową, rozglądając się wokół z uwagą.
- Lacie, ty też myślisz że ktoś tu się jeszcze kręci? Może to tylko halucyn...
Trzeba było włożyć w to odrobinę siły, ale drzwi się otworzyły. Pomieszczenie, do którego weszła było równie ponure co poprzednie, z jedną różnicą: na ścianach wisiały zegary. Dziesiątki zegarów w różnych kształtach, kolorach i rozmiarach. Niektóre z nich wyglądały, jakby wcale nie nadawały się do mierzenia czasu.
- Ło ja cie... Lacie, widzisz to? To twoja rodzina? Są przepiękne! Śliczności...
Po dłuższej obserwacji poważnieje.
- Ale czyje? Lacie, wiesz? - przykłada zegarek do ucha mamrocząc ponownie pytania.
- Moje - odpowiedź dobiegła zza pleców dziewczyny.
Zapłotła łańcuszek w palce, po czym powoli się odwróciła.
- Lacie, widzisz, ktoś ma prześliczną kolekcję twojej rodziny. Musi to być wielki zegarmistrz. - zaśmiała się.
Za jej plecami stał wysoki mężczyzna w fartuchu. Jego włosy były białe, a jedyne oko świeciło fioletowym blaskiem
- Owszem, robię za zegarmistrza. Oraz za malarza, szewca i lokaja. Jednak przede wszystkim jestem przewoźnikiem.
- Ooooo jakie ładne okoooo... - na chwilę urywa się z rzeczywistości. - To znaczyyyy... jak się pan nazywa?
Zaciska palce na łańcuszku, lekko podenerwowana.
- Dziękuję. A moje imię to Decim. Alice Cheshire jak mniemam - odpowiedział chłodnym głosem
- Taaaak. Gdzie jesteśmy? - mówi, spoglądając na Decima, po czym patrzy na zegarek i szepcze. - W ciemnej du...
Mruga szybko, usiłując sobie przypomnieć, gdzie była przedtem.
Niewiele sobie przypominała. Z pewnością spotkało ją coś niedobrego, gdyż pamiętała poczucie strachu i głośne huki.
- Jesteśmy w przedsionku. To miejsce oddziela świat materialny od sfer.
- Aha... Czyliiii... - tu urywa na dłuższą chwilę. - Te sfery to takie zaświaty, czy pokręciłam coooooś?
Stuka paznokciami w zegarek.
Abbei
- Owszem, do sfer trafiają duszę umarłych po osądzie. Czy pragniesz się mu poddać? - oko zegarmistrza zalśniło nieco mocniej.
Darek
Ian znalazł się w obszernym korytarzu. Miejsce to wyglądało na szpital lub placówkę badawczą. Wokół nie było żadnych okien i widoczne były tylko jedne drzwi - na samym końcu korytarza.
- Bolało. Utrata przytomności? Nie, nie budziłbym się na stojąco. Świadomości? Nie, brakuje wzorców dla mózgu do przeniesienia w nieznane miejsce. Śmierć? Zaświaty? Możliwe, trzeba sprawdzić. - Myślał Ian rozglądając się, po czym ruszył w kierunku widocznych nieopodal drzwi.
- Łooooo... - mamrocze ponownie zapatrzona w oko, aby po chwili otrząsnąć się. - Tak, chcę się poddać osądowiii...
Darek
Drzwi były bezprogowe i wykonane głównie z matowego szkła.
Abbei
- Jesteś pewna tej decyzji? - oko wciąż emitowało dziwny blask
Mruży oczy, starając się skupić.
- Taaaak. Nie mam ochoty się dowiadywać co się stanie jak odmówię, bo w dobre miejsce na pewno nie trafię.
Nie namyślając się długo, Ian spróbował drzwi otworzyć.
Abbei
- Masz rację. Choć w twoim przypadku to niezbyt duża różnica. Przejście jest tam - wskazał na wielki zegar stojący po drugiej stronie pomieszczenia.
Darek
Za drzwiami znajdowało pomieszczenie, które najwyraźniej robiło za laboratorium. Na rozłożonych dookoła stolikach znajdowały się przeróżne przyrządy chemiczne - zlewki, kolby, aerometry i palniki. W kącie człowiek w fartuchu pracował nad jakąś miksturą.
- Dziękuję, Decim. Do zo... Papa.
Podchodzi do zegara, ostatni raz patrząc na fioletowookiego, uśmiecha się do niego, po czym przysuwa się jak najbiżej monstrualnej tarczy.
Rozejrzał się. To miejsce przypominało nieco jego laboratoria. Z czasów, gdy miał dwadzieścia lat. Potem używał już lepiej wyposażonych. - Halo? Witam... Mógłby mi szanowny pan powiedzieć co to za miejsce? - Zapytał jegomościa w rogu, namyślając się przed tym chwilę.
Abbei
Wskazówki zegara znajdowały się niemal na dwunastej. Kiedy Alice zbliżyła się do tarczy, zegar zaczął głośno bić.
Darek
- Przedsionek - odpowiedział nieznajomy, nie przestając odlewać cieczy do zlewki - Proszę podejść, prawie skończyłem.
- Bim bam bom... I co teraz?
Zaśmiała się i włożyła Lacie do kieszeni.
Nagle pomieszczenie zaczęło się... rozpływać. Ściany, podłoga, sufit i zegary traciły swój kształt i kolor zamieniając się w bezkształtną, białą mgłę.
- Łuuu...
Czeka na rozwój wydarzeń z uśmiechem na twarzy.
W końcu wskazówki przesunęły się na dwunastą i całe pomieszczenie rozpłynęło się w powietrzu.
//Kontynuujesz w Sali Sądu//
Podszedł zaciekawiony, by spojrzeć czym zajmuje się nieznajomy mężczyzna. - Przedsionek? Ale dokąd prowadzący? - Zapytał, zatrzymując się w bezpiecznej odległości. Nie wiedział, czy może mu ufać.
Mężczyzna był szczupły i miał siwe, czy może raczej białe włosy.
- Do zaświatów. Konkretnie Sali Sądu - odpowiedział, po czym podniósł zlewkę z cieczą, jakby ją oceniając.
- Czyli jednak. - Ian westchnął usłyszawszy, że jego teoria się potwierdza. - Mogę spytać, kim pan jest? - Dodał po chwili.
- Ależ oczywiście - odstawił pojemnik - Jestem Decim, przewoźnik dusz i lokaj bogów - wyciągnął rękę.
Uścisnąwszy jego dłoń, z zaciekawieniem przyglądał się twarzy nieznajomego, próbując odczytać motywy i emocje. Studiował psychologię, znał się na ludzkich mikroekspresjach, mógł więc co nieco dojrzeć. - Więc to prawda? Bogowie i życie po życiu istnieją, ja umarłem i znajduję się właśnie w przedsionku zaświatów? Czy ma pan na to jakieś dowody? - Zaczął wylewać z siebie potok słów, coraz bardziej zaintrygowany całą tą sytuacją.
Twarz mężczyzny była spokojna. Niepokojąco spokojna. Włosy przysłaniały mu jedno oko, a drugie musiało być sztuczne, gdyż miało nienaturalny, fioletowy kolor.
- Przy sobie nie - odparł z lekkim uśmiechem - Ale niedługo będzie miał pan okazję poznać lepiej ten świat. Ma pan zamiar poddać się osądowi? - oko Decima jakby zalśniło
- Osądowi? Jakiego rodzaju? Czyż to ten słynny sąd ostateczny opisany w wielu wierzeniach? Na czym miałby polegać? - Pytał Ian.
- Bardziej pasowałoby pojęcie: Sąd Szczegółowy. Najwyższy z bogów, Suweren, osądzi pana duszę w zależności od pana czynów za życia, oraz odpowiedzi na pytania jakie zada.
- Co będzie zależeć od tego osądu i co się stanie jeśli odmówię? - Zaczął bawić się swoją brodą, marszcząc brwi i wpatrując się w podłogę.
- Jeśli przejdzie pan osąd, zostanie pan zesłany do jednej z dziewięciu sfer. Jeśli pan odmówi - oko zalśniło jeszcze intensywniej - trafi pan do Limba.
- Limba? - Przerwał na chwilę, pogrążony w głębokiej zadumie. - A cóż to takiego? I czym są te całe sfery? - Dopytywał się.
- Sfery są światami, do których trafiają umarli. Każda jest inna i przeznaczona dla innego rodzaju ludzi. Limbo natomiast... to wszystko pomiędzy - powiedział, po czym powtórzył z naciskiem - Wszystko