Broń leżała dokładnie tam, gdzie ją zostawiłeś wcześniej, ale drobny szelest skóry ocierającej o podłożę cię ogłuszył.
// troche mnie ta dokonana forma czasownika zmyliła.
#Z niepokojem czekał co będzie dalej#
Uczucie obecności wzrastało coraz bardziej, słyszałeś jak krew krąży w twoim ciele z dużym szumem.
#Zbyt przerażony by wstać. Motywował sie do działania w razie koniecznosci... czekał#
W głowie dudnił ci odgłos pulsu. Poczułeś ogromną panikę zmuszającą do ucieczki z tego miejsca.
#z pewnością w tej chwili dałby nogę ale wiedzial ze uciekać po ciemku przez las to nie dobry pomysł. Powoli wstal z bronią i celowal w drzwi. Ręce drzaly mu niemiłosiernie.#
Narobiłeś przy tym takiego rumoru, że padłeś nieprzytomny na ziemię. Obudził Cię dopiero chłód przeciągu.
#miał wrażenie że to był sen.. postanowił więc się upewnić. Wstal i się przejrzał#
Ponownie narobiony przez ciebie hałas wbił ci się w czaszkę. Paraliżujący ból rzucił Cię na kolana.
// to se pogralem...
#Postanowil wiec lezec nieruchomo i liczyc ze to wszystko sie skończy#
Powoli ci mijało i w tle pozostał jedynie głośny szmer twojej krwi. Pierwsze promienie słońca uderzyły Cię w oczy.
#żeby nie zwariować nucil w glowie piosenki. Gdy zaswiecilo slonce postanowił lekko stuknac o podłoże i sprawdzic czy juz po wszystkim#
Zabrzmiało jak wystrzał z armaty ustawionej tuż przy tobie. Na krótki moment słońce coś zasłoniło, potem promienie ponownie uderzyły Cię w oczy.
#miał podejrzenie ze to wszysto sprawka jakiegos stwora, broni czy cholera wie czego. Chcial opuscic przyczepe wiec postarał sie znalesc cos czym moze zatkac uszy, lub chociaz jedno.#
Nic nie znajdowało się w zasięgu ręki. Po chwili pojawił się jakiś głos ale brzmiał on bezpośrednio w twojej głowie.
- Sly Fernes, czterdzieści dwa lata. Sam, samotny, bez nikogo, w głuszy.
// a wszstko dlatego ze moj kumpel nie śpieszy się z napisaniem KP kappa
#Byl tak przerazony ze zamarł bezruchu, nie mial odwagi nawet myśleć#
Teraz pojawił się przyjemny głos młodej kobiety.
- Halo...? Jest tu kto...?
Od strony drzwi dobiegł odgłos ostrożnych, lekkich kroków.
#Bał się że to jakas sztuczka, leżał upewniajac sie ze obok ma broń#
Broni nie było. Głos dobiegł tym razem z przeciwległego kąta przyczepy.
- Hej, nic Ci nie jest? Czemu tak leżysz?
#Gdy zauważył brak broni zacisnal powieki. Byl smiertelnie przerażony.
- niech ten koszmar sie skonczy... - powtarzał sobie w myślach
Poczułeś na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
#zacisnal tez usta, delikatnie uchylil powieki tak by chodź kontem oka zobaczyc tę dłoń, jesli to rzeczywiście byla dłoń...
Dłoń nadal tam była a głos nie odpuszczał.
- Co ci się dzieje?
#Sly wyglądał jakby chcial cos powiedzieć ale nie mial siły. Po jego policzku spłynęła łza.#
Druga dłoń spoczęła na twoim drugim ramieniu.
- Widzę, że żyjesz. Co się dzieje?
#W końcu wypowiedział słowa dalej nie rozluźniając zacisnietych oczu:
- Mam dość, mam juz tego serdecznie dość...
- Czego masz dość?
Poczułeś na twarzy oddech.
#Znów postanowił uchylić powieki by zobaczyc twarz#
Zamiast spodziewanej twarzy kobiety ujrzałeś głowę mężczyzny, nieproporcjonalnie dużą z dość małą twarzą. Wyszczerzył zęby, większość powyginanych lub połamanych. Miał spore braki w uzębieniu i oddech rozkładającego się mięsa.
#Raczej nie byl tym az tak zaskoczony, mimo wszystko spróbował sięgnąć swoj kosciany nóż i wbic go w twarz tego... czegoś..#
Noża nie było a potwór zbliżał swoje zęby do twojej szyi. Wtedy nastąpił pojedynczy strzał, tak głośny, że aż z bólu pociemniało ci przed oczami. Zaraz zasłona dźwięku zniknęła, wszystko wróciło do normy. Potwór wydał z siebie jeszcze przeraźliwy krzyk a potem ktoś w mundurze US Army wszedł spokojnie do przyczepy i odrąbał głowę potwora maczetą.
// czyli ten stwór zajumał mi wszystko?
#Sly przerazony odskoczyl od ciala, chcial cos powiedziec ale nie mógł nic z siebie wykrztusic#
Facet, nie zwracając na ciebie najmniejszej uwagi, wpakował łeb do worka z juty i przywiązał go sobie do paska.
- Dzięki.. - wkoncu wydusil z siebie- zakładam że miałeś zlecenie na... to cos...
- Nie, zrobiłem to z własnej woli.
Odwrócił się do ciebie, przez jego czoło, oko i policzek szła blizna jak po cięciu nożem.
#wyciągnął dłoń w geście powitania#
- Jestem Sly- odparl juz spokojnie- Tak wlasciwie.. co to było?
- Bąbel. Polowałem na niego od tygodnia.
Ucisnął twoją dłoń.
- Nazwa raczej nie jest tak straszna jak sam stwór... czmu tak się nazywa? To przez głowę?
- Przez dźwiękoszczelną bańkę otaczającą spory rejon.
Przeszedł się po przyczepie oglądając jej wyposażenie.
- A wiec nie zwariowałem.. to byla sprawka tego czegos... dużo tu takich poczwar?
- Raczej niewiele. Chociaż ten i tak był dość silny.
Usiadł na jednym z krzeseł i otworzył plecak.
- Poczęstowałbym cie czyms ale mam tylko kilka konserw. Chyba ze to ci starczy?
- Mam swoje rzeczy. Lepiej rozpal ogień.
Wyciągnął z plecaka wojskową porcję żywnościową.
- Obawiam sie że nie mam czym.
Rzucił ci zapalniczkę Zippo i wyciągnął łyżkę.
#złapał i wyszedl podpalic chrust#
Od razu wystrzelił wysokim płomieniem. Mężczyzna nabił foliowe opakowanie na jeden z patyków i przystawił nad płomień.
#W milczeniu przysiadl sie i zjadal konserwe#
- Zapalniczka.
Zdjął opakowanie z kija i rozmieszał je łyżką.
#Podał zaplniczke żołnierzowi#
- Jeszcze raz dzieki..