Właściciel
Około sześciu Nagów, dość sporych, dzierżących drewniane, nabijanie kłami, pazurami i krzemieniami maczugi, długie włócznie z szerokimi grotami i napięte łuki, na których cięciwach tkwiły strzały o zatrutych grotach. Zauważyłeś, że pośród nich leży Drogomir, nie był w żaden sposób związany, ale też nie okazywał oznak życia, więc tamci pozbawili go wcześniej przytomności lub nawet życia.
Ludzie-węże! Co za świat! Morzywał po raz pierwszy widział takie cuda na własne oczy. Słyszał opowieści, lecz widzieć, nie widział aż do teraz. Nie wiedział, co przerażało go bardziej, te kreatury, czy to, że pojmały one Drogomira. Tak czy owak, lepiej było się stosować do ich poleceń. Z dłońmi w geście "poddaję się" wyszedł zza swojej osłony.
Właściciel
- W geśśście dobrej woli, gwarantujemy Wam szybką śśśmierć. - powiedział jeden z Nagów, gdy się poddałeś, a pozostali ruszyli w Twoją stronę.
-- Błagam, nie! -- Krzyknął, przerażony wizją własnej śmierci, po czym już normalniejszym, lecz błagalnym tonem dokończył: -- Ja mam rodzinę, dzieci... --
Właściciel
Nagów jak widać to nie przekonało i byli zdania, że każdego intruza z ich wyspy trzeba usunąć, nieważnie kim był, zwłaszcza jeśli popełniał takie "przestępstwa" jak Ty...
- Ssstać! - usłyszałeś dosłownie w ostatniej chwili, kiedy jeden z wężopodobnych wojowników wykręcił Ci ręce, a drugi brał zamach maczugą, aby rozłupać Twoją czaszkę.
Trzęsąc się z strachu i bólu, Morzywał podniósł spływającą zimnym potem twarz i spojrzał w miejsce, z którego dobiegły go zbawcze (a przynajmniej tak myślał) słowa.
Właściciel
Kordon pozostałych Nagów rozstąpił się, a pomiędzy nimi pełzł kolejny przedstawiciel gatunku, odziany w bogate szaty, z kosturem w dłoni, który prędzej był symbolem władzy i wyznacznikiem statusu niż przedmiotem mającym kanalizować Magię, choć i tego nie możesz teraz na dobrą sprawę wykluczać, o dziwnej, niepodobnej do swych pobratymców aparycji: Miał inny kształt pyska, o wiele dłuższe kły i kołnierz na szyi, przypominał przez to kobrą, węża z dalekich rejonów Elarid, o którym kiedyś słyszałeś od jednego ze swych kumpli od kieliszka w wiosce, a ten z kolei słyszał to podobno od jednego z nirgaldzkich kupców. Niemniej, ta dziwna istota przypełzła do Ciebie, chwytając Cię za podbródek i świdrując dziwnym, jakby hipnotyzującym wzrokiem.
- Kim jesteśśś i czemu tu trafiłeśśś? - zapytał, przy każdym słowie wysuwając rozwidlony język, którym smakował powietrze, jakby chcąc wyczuć, czy kłamiesz lub się boisz. - Kto Cię do nasss przyssssłał?
Przez moment nie mógł oderwać oczu od wzroku Naga, świdrującego jego samego. Dopiero po momencie spuścił wzrok, oddychając głęboko. Chwilę trawił pytania, nie umiał zdobyć się na sensowną odpowiedź w takiej sytuacji. Po tym, odpowiedział: — Ja j-jestem rybakiem... Wielki sztorm zszedł na nas jak łowiliśmy z daleka od brzegu, walnął mnie maszt mojej łodzi, wszystko się ściemniło... Obudziłem się na tej wyspie, a moja łódź była rozbita na skałach. Jeśli fala jej nie zabrała, to dalej tam jest...—
Właściciel
Nim odpowiedział, kilka minut, które Tobie wydawały się przeciągać w godziny, smakował językiem powietrze...
- Nie sssądzę, żebyś kłamał... Ale ossstrożności nigdy za wiele. - odparł i skinął na jednego z Nagów, a nim zdążyłeś zareagować lub coś powiedzieć, na głowę spadła Ci jego maczuga i poczułeś ogromny ból, zobaczyłeś ciemność, a później nie czułeś już nic...
Obudziłeś się... Cóż, nie wiedziałeś, po jakim czasie. Gdy miałeś zamknięte oczy, czułeś słony zapach morza, słyszałeś rozbijające się o skały fale i krzyk mew lub innych morskich ptaków. Jednakże gdy w końcu je otworzyłeś, zdałeś sobie sprawę, że na pewno nie jesteś na pokładzie swojej łodzi, a to wszystko nie był zły sen, koszmar, a paskudna rzeczywistość.
Byłeś przykuty za nadgarstki krótkimi łańcuchami do ściany celi wydrążonej w przybrzeżnej skale, sądząc po tym, jak było tu zimno, ciemno i wilgotno, a przy tym odczuwałeś taką bliskość morza, którego fale od czasu do czasu wlewały się do środka. Przez wąskie szpary sączyło się światło, które nieco oświetlało tę mikroskopijną celę. Szybko zrozumiałeś, że jesteś w niej sam i nic tu nie ma, nie licząc kładki na suficie, ponad cztery metry nad Tobą, która zdawała się jedynym wyjściem i wejściem do celi.
Ucieszony faktem, że wciąż żyje, a przerażony tym, że znajduje się tak blisko morza, niemrawo rozejrzał się wokół. Skała, tylko skała. Nawet innej duszy tu nie było. Zapewne na darmo, ale spróbował wyrwać się z niewoli łańcuchów, ciągnąc je całą swoją siłą.
Właściciel
W ten sposób mogłeś tracić i tak już nadwątlone siły i powodować ból w obcieranych nadgarstkach, co raczej nie było Ci potrzebne.
Podczas siłowania się z łańcuchami, klapa na suficie otworzyła się, a w niej ukazała się głowa jednego z Nagów. Na pewno nie tego z kołnierzem kobry, z którym rozmawiałeś, ale innego, choć pozostali, przynajmniej dla Ciebie, wyglądali tak samo.
- Nassssz pan, Yuan-Ti chce Cię znowu widzieć, człowieczku... O ile zmieniłeśśś zdanie.
— Ale... jakie zdanie? — Morzywał był kompletnie zdezorientowany. On nawet nie zdążył wyrazić żadnego zdania, jak mógł je zmienić?!
Właściciel
- Za godzinę celę zaleje woda z przypływu, więc lepiej przessstań ględzić, tylko odpowiedź! - syczał nieustępliwie Nag, chcąc wywrzeć na Tobie presję. Trzeba przyznać, że dość skutecznie.
-- Kedy ja nie wiem o co chodzi! Prawdę mówię! -- Odkrzyknął szczerze Morzywał. Kłamać będzie dopiero kiedy zajdzie najwyższa konieczność, bo wiedział, że oszustwa daleko człowieka nie prowadzą.
Właściciel
Taka odpowiedź go nie usatysfakcjonowała i po chwili z powrotem zamknął klapę, zostawiając Cię samego i zdezorientowanego. Być może chodziło mu to, że podawałeś się za zwykłego rybaka, co oni uznali za kłamstwo i przykrywkę, bowiem byłeś w ich mniemaniu jakimś szpiegiem z kontynentu?
Może tak być... A! O to im chodziło! Cholera, ale co on im ma powiedzieć? Że jest szpiegiem jakiegoś Lorda czy inne wsio?
Właściciel
To oni właśnie o Tobie myślą, ale raczej wątpliwe, żeby właśnie to chcieli usłyszeć, choć to i tak lepsze niż mówić prawdę.
— A jakie zdanie mam zmienić?! Jak wam powiem wszystko, to mnie wypuścicie?! — Krzyknął w stronę klapy po chwili namysłu.
Właściciel
Odpowiedzi brak, a poziom wody w celi zaczął się coraz bardziej podnosić. Dopiero, gdy sięgała ona Twoich kolan, klapa ponownie się otworzyła, a później ukazała się w niej głowa Naga, tego samego co wcześniej, choć teraz o nic nie pytał, a jedynie smakował powietrze rozwidlonym językiem i czekał, wpatrując się w Ciebie.
— Powiem wszystko! — Jęknął żałośnie. Chyba musiał odegrać trochę szopki, jeżeli mają go wyciągnąć z tej topieli.
Właściciel
Skinął głową bez słowa i po chwili inny Nag zszedł na dół, uwalniając Cię i każąc wejść na górę po linie, którą zrzucono z klapy w suficie.
Roztarł prędko dłonie i obolałe nadgarstki, po czym chwycił za linę. Zaczął się wspinać w miarę swoich możliwości.
Właściciel
Udało Ci się dostać odpowiednio wysoko, żeby dalej wciągnęli Cię Nagowie. Na górze, wilgotnym, ponurym i ciemnym lochy, skrępowali Ci sznurem ręce w nadgarstkach za plecami i wyprowadzili w eskorcie czterech uzbrojonych we włócznie i maczugi wojowników.
//"Na górze, wilgotnym, ponurym i ciemnym lochy, skrępowali Ci sznurem ręce w nadgarstkach za plecami i wyprowadzili " Nie do końca rozumiem. //
Właściciel
//Zamień "lochy" na "lochu" i powinno zaskoczyć.//
//Czyli rozumiem, że znalazłem się w jakimś lochu? //
Właściciel
//Nie, w cesarskim pałacu. W ogóle skąd to pytanie?//
// Słuchaj, najpierw piszesz, że z szpary sączy się światło, a potem, że na górze jest loch. Z tego co mi wiadomo to lochy światła nie dają. Czyli tak - Wyciągnęli go z dziury, ale na górze też zaś jest jakaś dziura, ta? //
Właściciel
//Teraz jesteś w lochu, wcześniej byłeś w jednej z jego komnat. Nie wiem czemu niby tutaj nie może być światła, więc przestań w końcu mnie wku*wiać i szukać dziury w całym, a zacznij grać.//
// I tak długo wytrzymałeś, Fatalisto. //
Co miał zrobić? Smętnym krokiem dał się im poprowadzić. Walka z czterema naraz byłaby niczym innym niż samobójstwem.
Właściciel
//Proszę zostawić mi Kubusia w spokoju.//
Musiałeś wchodzić po schodach na górę, ale im wyżej się znajdowałeś, tym było tam jaśniej, a powietrze było świeższe i bardziej rześkie. Ostatecznie zaprowadzono Cię do niewielkiej i ciemnej sali, gdzie chyba zostałeś sam, choć nie miałeś pewności - było tu tak ciemno, że nie widziałbyś wyciągniętej przed siebie dłoni, o ile, rzecz jasna, mógłbyś je w ogóle wyciągnąć.
Zrobił delikatny krok w bok, szurając stopami po ziemi. Chciał wyczuć czy na pewno jest sam w pomieszczeniu, a jeżeli tak, to jakie są jego dokładne kształty.
Właściciel
Było duże, to na pewno, a także wysokie. Tu również odczuwałeś wilgoć i zimno, ale na pewno dużo mniejsze niż poprzednio, w lochu na dole.
Czy to była jakaś poczekalnia? Wsio wie. Spróbował pójść przed siebie, wymacywując ewentualne przeszkody dłońmi.
Właściciel
Czułeś tylko chropowate i wilgotne ściany, po których niekiedy spływała woda. Kilka metrów od Ciebie, na wprost, otworzyły się nagle drzwi, przez które wlało się do środka wątłe światło, choć po chwili przesłoniła je masywna sylwetka jednego z Nagów.
Ucieczka przed takim potworem byłaby głupotą, szczególnie na ich ziemii. Najpewniej ten Nag poprowadzi go gdzieś dalej, na co mu pozwolił.
Właściciel
Prowadził Cię coraz wyżej, gdzie z każdym stopniem czułeś więcej ciepła, świeżego powietrza i gwaru towarzyszącemu wielkim miastom. Ostatecznie trafiłeś do jednego z nich, nie wiedziałeś, że Nagowie, wyglądający bardziej na żyjących w zgodzie z naturą prymitywów, są w stanie zbudować tak wspaniałe miasta o kamiennych domach, brukowanych, szerokich i czystych ulicach, wysokich wieżach i grubych murach. Dostrzegłeś tam dziesiątki Nagów pełzających tu i tam, zajętych własnymi sprawami, a pośród nich również wielu niskich ludzi, którzy nie przypominali żadnej znanej Ci karłowatej rasy, jak Hobbity czy Krasnoludy, które czasem miałeś okazję dostrzec na własne oczy.
Morzywał przyglądał się temu obrazkowi przez dłuższą chwilę. Co za dziwy! Ale niosło to także nadzieję. Może Ci ludkowie wstawią się za nim i pozwolą mu powrócić do domu? W końcu bliżej mu do nich, niż do łuskowatych Nagów. Oby tak się stało.
Właściciel
Również ci ludkowie przyglądali Ci się, choć niestety, podobnie jak Nagowie, raczej z wrogością, choć w przeciwieństwie do gadów, najwidoczniej nie wszyscy byli tutaj do Ciebie wrogo nastawieni.
Idąc przez miasto, trafiłeś pod okazały pałac, największą budowlę, jaką widziałeś w życiu, wysoką jak przynajmniej pół tuzina chat, takich jak Twoja, ustawionych jedna na drugiej, a przy tym o wiele szerszy i pojemniejszy niż zwykłe rybackie domostwa. Do pałacu prowadziły schody, ale też płaskie i strome powierzchnie, po których wchodzili Nagowie (coś jak wjazdy dla wózków przed niektórymi budynkami). Co ciekawe, nie weszliście do środka, zatrzymaliście się przed wrotami i okazałą kolumnadą, która stylizowana była na wielkie węże. Najwidoczniej nikt nie chciał widzieć Cię w środku i to tylko dlatego ten sam wódz Nagów, z którym rozmawiałeś wcześniej, a także dwóch jego gwardzistów, w pancerzach chroniących ciało od pasa w górę, hełmach, z halabardami, tarczami i mieczami u pasa, czekali na Ciebie tutaj.
Na każdym kroku Morzywał coraz bardziej zadziwiało to miejsce. Miasto, ludkowie, wielki pałac - czy wężoludy miały jakieś królestwo z dala od brzegów Verden?
Przemyślenia rybaka przerwał wódz Nagów. Po pierwszym, raczej złym wrażeniu, dobrze było by zadbać o lepszy wizerunek podczas drugiego spotkania. Skłonił się nisko, choć nieco niezdarnie, jako, że wciąż był obolały.
Właściciel
- Sssstrażnicy twierdzą, że zobowiązałeśśś się powiedzieć wszysssstko. - zaczął bezceremonialnie Nag, nie reagując na Twój ukłon. - Sssssłucham.
Oż cholera. Zaklnął w myślach. Przez to całe dziwowanie się tym królestwem całkowicie wyleciało mu z głowy co miał powiedzieć! Trzeba było coś stworzyć na poczekaniu:
— Kojarzycie tego lorda, Lorda Żwiyrqa? — Powiedział.
Właściciel
- Nie. - odparł bez wahania Nag, dając Ci dłonią znak, abyś czym prędzej kontynuował. - Jesssteś jego sssszpiegem?
— Nie, nie, chwila. — Pokazał dłonią, by nag zwolnił z konkluzjami; — Bo Lord Żwiyreg zaczął ostatnio kręcić z takim innym lordem, Lordem Muhomorgiem! —
Właściciel
//Doceniam, naprawdę.//
Nag zwęził oczy w szparki i zaczął intensywniej padać powietrze swoim rozwidlonym językiem.
- Dlaczego wydaje mi sssssię, że kłamiessssssz?
Właściciel
- Ciebie? - domyślił się Nag, a wartownicy wokół niespokojnie się poruszyli, jakby odruchowo chcieli Cię zgładzić, ale wiedzieli, że nie mogą zrobić tego bez rozkazu swojego pana.
— No nie, nie mnie, kiedy mówię, że nie! — Od razu zaprzeczył Morzywał: — Wysłali szpiega, co miał was szpiegować, ale coś strasznie długo nie wracał z tego szpiegowania, więc myśleli, że może dryfuje gdzieś na morzu. Więc mnie i innym rybakom powiedzieli, że mamy go szukać! —
Właściciel
- Dlaczego sssię zgodziłeśśśś? Co zaoferował Ci Twój pan? Co planuje?
— Co planuje, to ja nie wiem, ja tylko wiem, że kręcił! — Bronił się zacięcie Morzywał: — A się zgodziłem, bo i tak za bardzo wyboru żem nie miał. W końcu ja żyję na jego łasce i jemu składam podatki, nie na odwrót. —